Reklama

Bezchmurne niebo. Pierwsze wrześniowe promienie słońca ogrzewają spacerujących i pracujących w Laskach. Na wielkim terenie dużo zieleni, alejek, budynków. Jestem tu pierwszy raz. Za chwilę wyjdzie po mnie siostra ze zgromadzenia założonego przez Czacką w 1918 roku. To Franciszkanki Służebnice Krzyża - do dziś filar pomocy niewidomym i niedowidzącym.

- Przez krzyż do nieba - rzuca s. Jana Maria. To typowe dla tego zakonu pozdrowienie. W ciągu kilku kolejnych godzin będę je słyszeć kilkadziesiąt razy. Zawsze wypowiadane z uśmiechem i lekkością.

Reklama


Trafiają, by uzyskać samodzielność

Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych w podwarszawskich Laskach powstał sto lat temu. Wtedy to Antoni Daszewski - ziemianin z Lubelszczyzny - podarował Czackiej pięć morgów ziemi na skraju Puszczy Kampinoskiej.

- Teraz to 76 hektarów i... prawie 200 niewidomych oraz słabowidzących dzieci i młodzieży z Polski, a także z zagranicy - Ukrainy, Wietnamu. Trafiają do nas, by uzyskać samodzielność. To główne zadanie Lasek. Tego chciała nasza założycielka, czerpiąc wzorce z ośrodków dla niewidomych za granicą, zwłaszcza z myśli francuskiego tyflologa Maurice’a de la Sizeranne. Uczył on, że niewidomy ma być człowiekiem społecznie użytecznym. Dzięki własnej rehabilitacji, przygotowaniu zawodowym, powraca do środowiska widzących, przyjmując konkretną rolę - opowiada s. Jana Maria.

Idziemy jedną z wielu zielonych alejek. Po lewej stronie kolejny budynek - Wczesne Wspomaganie Rozwoju Niewidomego i Słabowidzącego Dziecka.

- O, tu trafiają maluchy od pierwszych miesięcy życia wraz z rodzicami. To ważne zwłaszcza dla matki i ojca. Po otrzymaniu diagnozy zgłaszają się do nas. Korzystają z pomocy różnych specjalistów - terapeutów widzenia, psychologów, rehabilitantów, tyflopedagogów. Uczą się, jak pracować z pociechą, jakich zabawek używać po to, by uzyskała ona maksymalną na jej miarę sprawność.

Nieopodal usytuowano przedszkole. Wchodzimy do niego, mijając duży plac zabaw. Moją uwagę zwracają wyżłobione w bocznych ścianach zjeżdżalni wzory.

- Chodzi o rozwój zmysłu dotyku. Na tym bazuje ich samodzielność.

Placówkę przeznaczono dla dzieci od czwartego roku życia. Aktualnie uczy się tu 15 podopiecznych. Jest też internat. Mali mogą, ale nie muszą z niego korzystać. Decydują rodzice.


Wnętrze wypełniają rozmaite kolory. W Laskach proporcje między liczbą niewidomych a niedowidzących rozkładają się - mniej więcej - po połowie. Przy wieszaku każdego dziecka - obok karteczki z imieniem - przymocowano breloczek. Widzę brokatowego psa, trampka, choinkę, kostkę do gry. Takie same mają też przy szafkach. Dzięki nim mogą łatwo zidentyfikować swoje miejsce do odłożenia rzeczy.

Zaglądamy do kolejnych sal. Siostra Jana Maria pokazuje mi plik kartek ze wzorkami.

- Robią je przy użyciu pistoletu z gorącym klejem. Dzięki temu - tak, jak dzieci w zwykłych przedszkolach, tak i nasze - uczą się szlaczków. Są one oczywiście wypukłe. W ten sposób przygotowujemy je do czytania alfabetu Braille’a. One zdają te same egzaminy, tylko przygotowują się do nich innymi metodami.

Otwieramy następne drzwi. To wspomniany wcześniej internat. Łóżka ustawione w dwóch równych rzędach. Na każdym inna maskotka.

- Czterolatkowi łatwiej jest opuścić rodziców niż na odwrót. To on wchodzi w grupę rówieśniczą, ma zabawki, zajęcia i więcej animacji niż w domu.

Dieta dla pieska

S. Jana Maria prowadzi mnie do pomieszczenia z zabawkami sensorycznymi robionymi - w większości - przez jedną z zakonnic.

Na półkach mnóstwo wypukłych linijek, zabawek w kształcie sześciopunktu (podstawa do nauki alfabetu Braille’a), tablic z wypukłymi elementami, grzechotek, wyklejanych, wielofakturowych książeczek.

Co podopieczni lubią najbardziej?

- Proszę spojrzeć, tu są pieski - wskazuje na okrągły niewielki stolik siostra Marietta. W przedszkolu w Laskach pracuje od 19 lat.

- Przy każdym z nich stoi mała miseczka. Z kolei z dużej misy dzieci muszą wyłowić odpowiednie kostki (każda ma inną fakturę - niektóre są pokryte futerkiem, inne brokatem, szorstkim papierem, pianką) i "dać" je danemu zwierzakowi. Gdy się mylą, mówię, że muszą spróbować jeszcze raz, bo pieski rozchorują się od złej diety.


Siostra pokazuje też butelki oblepione różnymi materiałami. W środku goździki, cynamon. Na podstawie dotyku i zapachu należy połączyć je w pary.

- Uczymy przez zabawę. Zachęcam je do próbowania i mierzenia się ze swoimi słabościami, bo wiem, że to popłaci.

Idziemy dalej. Drzewa pamiętające pierwszych podopiecznych Lasek "prowadzą" nas wąską alejką. Po lewej znów plac zabaw. - Stworzyliśmy tunel, by dzieci wiedziały, jakie to uczucie być w nim np. podczas jazdy autem. Mogą też przedzierać się przez fragmenty górskiego szlaku z przeszkodami - wyjaśnia s. Jana Maria.

Pytanie wytrych

Docieramy do szkoły podstawowej. Mimo przerwy, na korytarzu nie ma zbyt wielu uczniów. Kilka dziewcząt mija nas, głośno chichocząc. W klasie matematycznej jest jednak nieco inaczej. Dzieci podchodzą z pewną dozą nieśmiałości. Wystarczy jednak zadać im jedno pytanie i hamulce puszczają.

- A ja słucham audiobooków i zagadek archeologicznych. Wie pani, a ja grałam na pianinie. Teraz wolę tablet. A ja z kolei, proszę pani, znam taką supergrę - przekrzykują się.

Wraz z siostrą i nauczycielką wymieniamy uśmiechy i żegnamy się z nimi.


Następny punkt programu? Sala informatyczna.

- Od razu pokażę pani linijkę brajlowską (kosztuje około 20 tys. złotych) - zaczyna rozmowę informatyczka. - Podłączamy ją do komputera jako pomoc. Wyświetla się na niej to, na co najedzie kursor. Dzieci korzystają też z wgranych na dysk programów do audiodeskrypcji. W pierwszej klasie uczymy ich bezwzrokowego korzystania z klawiatury. Piszą też trochę w html, pracują z programem do obróbki dźwięku, wyszukują informacje w sieci. Wolą jednak telefon, bo - tak jak my - mają tam wszystko. A widziała pani kiedyś drukarkę brajlowską?

W niewielkim pomieszczeniu patrzę, jak sprzęt wyrzuca kolejne "wykropkowane" kartki. - Tak też tworzymy część podręczników. Proszę wziąć sobie to na pamiątkę. Jako ściągawkę podrzucam alfabet Braille’a - może uda się pani rozszyfrować - kończy nauczycielka.

Każdy w swojej grupie

Mija kolejna godzina w Laskach. S. Jana Maria - mimo że zabiegana - z uśmiechem odpowiada na każde "Przez krzyż do nieba".

- Atmosfera u was jest naprawdę fantastyczna. Ciepło i serdeczność biją od wszystkich - zauważam.

- Nie pani pierwsza to mówi. Cieszymy się z tego, bo takie wartości promowała Róża Czacka - odpowiada siostra.


Otwieramy drzwi do internatu dziewcząt. Za osiem grup w nim żyjących odpowiada s. Jana Maria. Nauka w Laskach jest koedukacyjna, jednak noclegi pozostają rozdzielne. Długi korytarz ozdabiają liczne doniczkowe kwiaty oraz zdjęcia z imprez okolicznościowych.

- Teraz jesteśmy na stołówce. Wszystkie dziewczynki jedzą tu wyłącznie obiady, a śniadania i kolacje u siebie w grupach. Stąd biorą potrzebne produkty, ale posiłki przygotowują samodzielnie. Utrwalają nabywane umiejętności.

Grupa internatowa to małe mieszkanie. Jest tam salon z dużym telewizorem oraz kuchnia. Dziewczęta mieszkają w trzyosobowych pokojach z łazienką. Każdą grupę urządzono w innym stylu.

- Aktualnie mamy 75 dziewczynek. W budynku zamieszkiwanym przez chłopców jest 50 lokatorów. Młodsze dzieci wracają do domu w weekendy co tydzień-dwa. Starsze? Raz na miesiąc lub rzadziej. Oczywiście, internat zamykamy na przerwę listopadową, święta itp. To miejsce przygotowuje podopiecznych do samodzielnego życia. Dzieci wstają o 6:30 po to, by przygotować śniadanie, wynieść śmieci, sprzątnąć pokoje. Na 8:00 idą do szkoły. Młodsze kończą o 12:30, starsze o 15:20. Potem mają zajęcia rewalidacyjne - hipoterapię, rehabilitację ruchową, basen, usprawnianie wzroku, orientację przestrzenną. Prowadzimy też szkołę podstawową dla osób z niepełnosprawnością sprzężoną. Grupa ta urządzona jest inaczej - dużo pomocy, sala wyciszeń - wylicza s. Jana Maria.


Masażyści, krawcowe, rękodzielnicy

Przed internatem stoją dwa meleksy. Wsiadamy do jednego z nich. - Szybciej dojedziemy do drugiego skrzydła ośrodka. Wozimy nim też dzieciaki na zajęcia, aby wszystko odbywało się zgodnie z planem.

Podróż zajmuje kilka minut. Po drodze mijamy uczniów jadących konno pod okiem opiekunów oraz roześmianych nastolatków wracających z lekcji. Niczym nie różnią się od widzących rówieśników. Wjeżdżamy w rejon szkół ponadpodstawowych. W Laskach to Liceum Ogólnokształcące, Technikum Masażu, Technikum dla Niewidomych, Szkoła Branżowa I stopnia oraz Szkoła Policealna.

Zaglądamy do sali masażu. Dwóch nastolatków ćwiczy swoje umiejętności na młodszych o rok koleżankach.

- Uczymy ich głównie masażu leczniczego, ale z czasem poznają też inne - sportowy, wspomagający, relaksacyjny. To dobra ścieżka kariery dla osób niewidomych i niedowidzących. Jedna z naszych absolwentek wyszła za mąż. Wraz z ukochanym mają wspólny gabinet - zaznacza nauczycielka.


Nie jesteśmy w stanie wejść do każdego pomieszczenia. S. Jana Maria pokazuje mi jeszcze zajęcia z ceramiki i krawiectwa. Kilkoro uczniów wita nas, z zapałem opowiadając o tworzonych pracach.

Nieopodal szkół branżowych znajduje się muzyczna. Czynna jest popołudniami, więc nie możemy teraz podejrzeć podopiecznych.

- Czy wśród nastolatków zdarzają się związki? - pytam.

- Oczywiście. Bardzo im kibicujemy. Gdzie, jak nie tutaj nauczą się relacji społecznych? Nasi absolwenci przyjeżdżają w odwiedziny z dziećmi. Zawsze nas to cieszy. Zdarzyła się też miłość między 18-letnią uczennicą a nauczycielem angielskiego. Ślub wzięli na wakacjach przed jej klasą maturalną. Mają dwójkę dzieci, on oczywiście zrezygnował z pracy u nas w szkole. Niesamowita historia.

"Zawsze widziała człowieka"

Wizytę w Laskach kończę w kaplicy Matki Bożej Anielskiej z 1925 roku. Zaprojektował ją Łukasz Wolski. Stylem nawiązuje do zakopiańskiej drewnianej zabudowy. W środku pachnie lasem. W pokoju obok niej mieszkała niegdyś Elżbieta Róża Czacka. W grudniu 2020 r. umieszczono tam drewniany sarkofag ze szczątkami zakonnicy.


Czy są jeszcze siostry pamiętające założycielkę ośrodka? Odeszła w 1961 roku.

- Tak, niektóre wciąż ją wspominają. Zatrzymywała się, zagadywała. Ciepła i serdeczna. Pomimo braku wzroku, widziała człowieka. Zawsze. Chciała, aby Laski były otwarte dla każdego. Nigdy nie pytała przyjezdnych o wiarę czy poglądy polityczne - kończy s. Jana Maria.

Beatyfikacja prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego i matki Elżbiety Róży Marii Czackiej odbędzie się 12 września w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie.