Na co dzień mierzymy się i z niebem gwiaździstym nad nami i z prawem moralnym w nas. O ile bezwzględnie podlegamy zewnętrznemu porządkowi świata przyrody, o tyle - jako istoty moralne, obdarzone wolną wolą - wewnętrznie pozostajemy ludźmi całkowicie wolnymi. I to my, w naszych umysłach, żonglujemy moralnością.
Jeśli jest tak, jak twierdzi Marc Hauser, biolog ewolucyjny z Uniwersytetu Harvarda, to nasz mózg ma genetycznie ukształtowany mechanizm przyswajania reguł moralnych - taką uniwersalną "gramatykę moralną", podobną do neuronowej maszynerii, dzięki której uczymy się języka.
Byłby to całkiem niezły punkt wyjścia.
Zanim jednak zaczniemy sobie anektować jako ludzie prawo do kształtowania moralności, uznajmy przed sobą, że często wybieramy zachowania po prostu opłacalne. Nie oznacza to, że postępujemy źle. Tworzymy w ten sposób tkankę społeczną i odnajdujemy się w pewnych zbiorowościach o wspólnych interesach czy celach.
Nie ma w tym nic odkrywczego. Opłacalność modyfikowania swoich zachowań dostrzegły już małpy. Korzeni moralności szukał w ich postępowaniu prymatolog Frans de Waal. Według naukowca wszystkie zwierzęta społeczne musiały na różne sposoby modyfikować swoje zachowania, aby życie w grupie się kalkulowało. Umiejętność ograniczania się, obserwowana u małp, a zwłaszcza szympansów, jest również częścią ludzkiego dziedzictwa. Z tych ograniczeń powstał zestaw zachowań, a na ich fundamencie wyrosła moralność.
Według dr. hab. Michała Łuczewskiego, socjologa moralności z Wydziału Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, moralność jest w jakimś stopniu wrodzona - podobnie, jak wrodzone są pewne predyspozycje.
- To się wiąże z tym, że jesteśmy po prostu zwierzętami. Oczywiście bardzo wyrafinowanymi, potrafiącymi tworzyć sztuczną inteligencję, ale nadal zwierzętami. Nasze ciało jest ciałem zwierzęcia - niewiele się różni od ciała małpy. Więc ta moralność jest z jednej strony głęboko zakorzeniona w dziedzictwie ewolucyjnym, a z drugiej - ma swój koloryt i naturę, które czynią nas prawdziwie ludzkimi - tłumaczy.
Skoro już możemy wejść poziom wyżej i napawać się swoimi prawdziwie ludzkimi cechami, pozwalającymi odsunąć się ewolucyjnie od kosmatych małp, to rzućmy okiem na etap, który niekoniecznie kojarzy się z możliwością eksponowania moralności: okres niemowlęcy.
Prof. Karen Wynn, z którą rozmawiam o odczuciach moralnych u najmłodszych, twierdzi, że przychodzimy na świat z ziarnem moralności, pozwalającym nam lubić tych, którzy są mili i uprzejmi wobec innych, i domagać się kary dla tych, którzy źle obchodzą się z drugim człowiekiem.
- Zatem przynosimy ze sobą na świat pewne ramy, dzięki którym wiemy, że dobrze jest współdziałać w obrębie grupy społecznej. I traktować innych dobrze. To wewnętrzne odczucia, moralny szkielet pozwalają nam potępiać i karać lub pochwalać i nagradzać innych za dobre lub złe zachowanie. Ale oczywiście w przypadku osób dorosłych - w ich kodach moralności - znajdziemy o wiele więcej finezji, związanej z pokonywaniem różnych trudności - zauważa badaczka z Uniwersytetu Yale.
O zalążki moralności pytam też prof. Philipa Zimbardo.
Jego zdaniem kluczowe jest jednak otoczenie, w którym dorastamy.
- Jako psycholog społeczny wierzę, że wpływ na nasze zachowanie ma środowisko. Zaczynamy więc życie z naturalnym, genetycznym układem, ale później dorastamy w jakimś konkretnym środowisku - bezpiecznym lub nie, w getcie pełnym zła lub w bezpiecznej kryjówce. Zatem to otoczenie, gdziekolwiek się urodzimy, wpływa na to, jaką ścieżką pójdziemy - prostą czy zakrzywioną - tłumaczy Zimbardo.
Kluczem do zrozumienia moralności wydaje się być kontekst, w jakim funkcjonujemy.
- Moralność jest nam koniecznie potrzebna do życia, a w szczególności do przeżycia, bo pozwala budować relacje i przede wszystkim szukać grupy, która zapewni bezpieczeństwo. Jeżeli takiej grupy nie znajdziemy, to będziemy wykluczeni i staniemy się kozłami ofiarnymi - zauważa Łuczewski i zaznacza, że figura kozła ofiarnego jest najważniejsza w rozumieniu moralności, ponieważ moralność się wokół kozła, którym zawsze możemy być, obraca.
Popatrzmy na stado.
- Grupy, które mają swój własny etos, moralność, są zwarte, silne, mają większą szansę przetrwania niż grupy, które tej moralności nie będą reprezentowały - uważa Łuczewski.
I to samo można przenieść na państwa czy ruchy społeczne, które, posługując się postulatami moralnymi, prowadzą, jak podkreśla naukowiec, globalną walkę o kapitał moralny. W sposób o wiele bardziej gorący niż tradycyjne religie - zauważa.
Walka toczy się również w naszych głowach, czyli tam, gdzie - jak podkreśla ekspert z UW - nieustannie kotłują się różne subosobowości i głosy, które próbują sprawić, żebyśmy przetrwali. - Czasami są to takie głosy konformizmu grupowego, czasami głosy złości, innym razem menadżera, który zarządza naszym życiem - tłumaczy Łuczewski.
Ten mętlik w głowie nie jest znowu taki zły. Kotłujące się w naszych głowach myśli mają chronić najsłabsze części naszej osobowości - te najbardziej wrażliwe, czasem przez nas samych prześladowane, czyli takie małe koziołki ofiarne, które są w nas i stanowią ukryte centra osobowości - podkreśla ekspert z Uniwersytetu Warszawskiego.
Fantastycznie. Mamy więc wbudowany mechanizm ochrony przed samymi sobą. Jeśli więc umiemy się obronić przed największym wrogiem, który siedzi w czeluściach naszych umysłów, a jednocześnie dopasować się do otoczenia tak, by ze wspólnoty czerpać zyski, gdzie umiejscowimy egoistów i narcyzów, dmuchających swoje ego jak brokatowe balony? Czy to możliwe, by zdrowy człowiek był istotą zupełnie amoralną, odrzucającą relacje społeczne, nastawioną na własne korzyści?
- Myślę, że to możliwe. Możemy sobie wyobrazić taki typ psychopatii - kogoś, kto nie rozumie innych i nie jest w stanie z nimi epatyzować. Badania pokazują, że nawet najgorsi przestępcy są często sprawcami, bo chronią w sobie wrażliwą część. Atakują, zabijają, krzywdzą, bo sami najpierw zostali skrzywdzeni - tłumaczy Łuczewski. I dodaje: każdy ma w sobie taką prawdziwą część. Im bardziej jest agresywny, tym bardziej tę część chroni. Jednocześnie posiadamy coś, co można określić jako "ja", które jest niezniszczone. I to "ja" można odkrywać w terapii czy duchowych tradycjach. Nawet, gdy nasze życie jest straszne.
Tchnęło optymizmem.
- Ten przypadek jest możliwy, ale na powierzchni. Gdzieś głębiej, po dłuższej rozmowie odkryjemy, że za agresją, niemoralnością, czai się zranienie i nieumiejętność odnalezienia swojego centrum osobowości - tłumaczy Łuczewski.
Spójrzmy jeszcze raz na grupy czy ruchy. Przecież każdy wysuwa inne postulaty. Czy możemy zatem uznać, że są różne moralności?
- Często w tej naszej spolaryzowanej walce politycznej odbieramy drugiej stronie prawo do moralności. Nie widzimy po drugiej stronie osób, które mają etos. To pokazuje, że i my możemy w sobie tego etosu nie zobaczyć, skoro tak bardzo walczymy z grupą przeciwną - zaznacza Łuczewski.
- Psychologowie, socjologowie, którzy są mi bliscy, np. Jonathan Haidt, podkreślają, że liberałowie i konserwatyści reprezentują różne typy moralności. Dla konserwatystów ważna będzie świętość i hierarchia, dla liberałów - równość, empatia i sprawiedliwość - tłumaczy.
Zatem, według naukowca, nasze wybory moralne - w zależności od tego, jaką opcję ideową reprezentujemy - są oparte na innych podstawach, mają inne źródła. Jeżeli jesteśmy więc liberałami, nie uznamy, że moralna jest świętość, a jeśli konserwatystami - że moralna jest empatia. Wydaje się to być dużym uproszczeniem. Idźmy więc głębiej.
- Każda grupa - czy to liberalna, konserwatywna, lewicowa, prawicowa - walczy o świętość, czyli o taką pozycję, która będzie poza podejrzeniem, nie będzie jej można zakwestionować - wyjaśnia Łuczewski.
I, jak dodaje, ta walka o świętość, ustanowienie kogoś, kogo nie będzie można krytykować, jest główną stawką.
Czy mamy jakiś uniwersalny zbiór zasad moralnych, który przewija się w poszczególnych grupach? Odpowiedzi na to pytanie szukali naukowcy z Uniwersytetu Oksforda. Przeanalizowali w tym celu etnograficzne źródła z 60 krajów.
Okazało się, że - niezależnie od kultury - za moralne ludzie uważają pomoc rodzinie, grupie, odwdzięczanie się za przysługi, odwagę, specjalny wzgląd na zwierzchników, uczciwy podział dóbr i poszanowanie dla cudzej własności.
Oliver Scott Curry, główny autor badań, stwierdził, że ludzie w każdym zakątku świata mierzą się z tymi samymi problemami społecznymi, a do ich rozwiązania używają podobnych zestawów zasad moralnych. Działamy więc w oparciu o wspólny kodeks moralny, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że współpraca i promowanie wspólnego dobra jest z gruntu słuszne.
Według Łuczewskiego każda grupa jest właściwie moralna, ponieważ trudno sobie wyobrazić grupę, która nie miałaby etosu. Po prostu wtedy nie byłaby grupą.
- Rozróżniłbym coś, co jest uniwersalne w rodzinach i wspólnotach - to tzw. trójkąt dramatyczny. W grupach mamy naturalną tendencję, skłonność do odnajdywania bohaterów, ofiar i sprawców. Zwierzęta to bardzo dobrze rozumieją. Wiedzą, kto jest atakującym, kto kogo może obronić i kto jest ofiarą. To jest dziedzictwo, które ewolucyjnie dzielimy ze zwierzętami, uniwersalne w każdej kulturze - tłumaczy.
Jednak różne kultury podchodzą odmiennie do każdej z tych pozycji.
- Są tzw. kultury ofiar i my - jako spadkobiercy etosu chrześcijańskiego należymy do kultur ofiar, które uważają, że wyróżnioną pozycją w trójkącie dramatycznym jest ofiara. Stąd u nas duży nacisk na obronę mniejszości, słabszych, tych najmniejszych. Niezależnie od tego, czy społeczeństwa nominalnie są chrześcijańskie, mają głęboko zakorzeniony etos chrześcijański - tłumaczy Łuczewski.
- Później możemy wyróżnić kulturę honoru. Czyli, jeśli moja godność zostanie naruszona, to mam prawo być sprawcą, mam prawo do zemsty i rozlewu krwi. Bycie bohaterem to jest przejście na stronę sprawców. Będziemy atakowali tego, który pierwszy zaatakował - wyjaśnia naukowiec.
Według socjologa moralności współczesny świat oscyluje między trzema kulturami moralnymi. I, co najważniejsze, te kultury nie rozumieją siebie nawzajem.
Mało tego, każda snuje swoją narrację i sprzedaje odpowiednią wizję. Sprawcy, którzy chcą być uznawani za moralnych, będą więc opowiadali o nawróceniu. Bohaterowie, którzy chcą nadal za takich uchodzić, będą mówić, że się nie zmienili i przetrwali w trudnych warunkach.
- To jest sposób budowania moralności. Podobnie z ofiarami - powracamy do momentu bycia ofiarą i oddajemy hołd temu, kim kiedyś byliśmy. Nie da się zająć pozycji moralnej ot tak i powiedzieć "jestem ofiarą". Trzeba opowiedzieć o tym historię. Tak samo trzeba opowiedzieć historię o tym, że się kiedyś było sprawcą, ale się nawróciło - wyjaśnia Łuczewski, który naukowo zajmował się kapitałem moralnym różnych państw.
- W Niemczech zauważalny był silny trend nawracania się i pokazywania, że kiedyś byliśmy źli, w Rosji - pokazywanie ciągłości, a w Polsce - powrót do źródeł, czyli momentu, kiedy historia została przerwana i staliśmy się ofiarami. To też są trzy uniwersalne opowieści moralne. Każde z tych państw, każde społeczeństwo inaczej opowiada swoją historię - wyjaśnia.
***
To, z czym przychodzimy na świat, jest ledwie zalążkiem narzędzi, jakie przyjdzie nam w kolejnych latach życia wypracować - na poziomie biologicznym i kulturowym - by móc chronić siebie, przejawiać zachowania altruistyczne, a także czerpać zyski z bycia częścią stada. Pomogą nam w tym intuicja, instynkty, zasady, normy, czy instytucje.
I to ziarno, z którym przychodzimy na świat.