Reklama

Dziewczyny, z którymi rozmawiam, proszą, żebym w artykule nie "paliła" im wszystkich hasztagów. To sposób na obejście blokad, które większość portali nakłada na osoby, które promują w sieci anoreksję. Jeśli poznają je wszyscy, cały system trzeba będzie obmyślać na nowo. Przekonują, że nie ma to większego sensu, bo zaraz wymyślą nowe, więc szkoda na to czasu. W zamian opowiadają o mechanizmach, które rządzą nieznaną mi wcześniej częścią internetu. Zapraszają do świata tablic, liczników kalorii i skrótów, który momentami przeraża. 

Rady dotyczące trików na schowanie obiadu przed rodzicami to tylko jedna strona medalu. Druga, znacznie ważniejsza, to wsparcie, którego jedni chorzy chcą udzielić innym. W sieci setki młodych ludzi, poprzez fora, czy hasztagi poznaje osoby, które są dla nich oparciem. Młodzi z zaburzeniem odżywiania przeważnie są bardzo wrażliwi. Pomimo, a czasem dzięki temu, że sami chorują na anoreksję czy bulimię, potrafią przekonać współrozmówców do jedzenia. Rozumiejąc mechanizmy, które kierują innymi chorymi, udaje się to czasem podstępem.

Reklama

Na starcie dostaję ostrzeżenie od 17-letniej Marianny, którą zapytałam o #waniliowemleko:

Na czym polega system?

#waniliowemleko to tylko jeden z hasztagów, przeznaczonych dla osób cierpiących na zaburzenia odżywiania, używanych w mediach społecznościowych. Dzięki niemu można wyświetlić posty ludzi, które mierzą się z podobnym problemem. Znajdujemy pod nim wpisy z informacjami o zmianie dziennego limitu kalorii, np. z 700 na 500 czy z 400 na 300, zdjęcia szczupłych sylwetek, prośby o rady w sposobach ukrywania resztek, ale także pytania o to, jak pomóc przyjacielowi, który cierpi na anoreksję.

Są też inne hasztagi, dedykowane konkretnym rozwiązaniom, np. tabletkom na przeczyszczenie czy wymiotom. Tam ludzie dzielą się radami dotyczącymi dawkowania środków, domowymi sposobami przygotowania mieszanek, a także wyliczeniami, ile razy w tygodniu można je stosować.

Kolejne hasztagi poświęcone są motywacji. Zarówno do schodzenia z liczby kalorii, jak i stosowania tzw. fastów, czyli kilku dni głodówki, które mają pomóc w dalszej reedukacji spożywania pokarmów. 

Niektórzy łączą się w pary lub zespoły, a następnie wybierają mentora. Jego zadaniem jest wstawianie kolejnych wyzwań i egzekwowanie ich realizacji.

Binge, czyli od ściany do ściany

Binge - tak nazywa się niekontrolowany napad jedzenia, który miewają nawet osoby, które codziennie narzucają sobie twarde limity kalorii. U człowieka zdrowego, będącego na diecie, taką sytuację nazywamy "chwilą słabości". W tym przypadku, napady bywają równie niebezpieczne jak restrykcyjna dieta. Osoby, które tygodniami jedzą po 500-600 kalorii, w czasie binge’u są w stanie zjeść ich nawet 6 tys. Podczas takich napadów, często szukają wsparcia u innych. 17-letnia Weronika tłumaczy:

Przeglądając wpisy, natrafiam na kolorowe tabelki i kartki z kalendarza. Część ozdobiona jest rysunkami z bohaterami bajek, inne szlaczkami i motylkami. Każdy opatrzony jest legendą, którą trudno rozszyfrować bez pomocy kogoś, kto wcześniej korzystał z podobnego rozwiązania.

Okazuje się, że kalendarze również służą do pilnowania limitów kalorycznych. Poza zwykłą tabelką, każdego dnia dodawane są symbole, do których przypisany jest konkretny limit np. 301-400 kcal, 401-500 kcal. Poza tym, oznaczenia przypisane są również do binge, czy dnia, w którym nie zje się nic. Osoba prowadząca taką tabelkę, rysuje lub wkleja dany symbol w zależności od tego, jaki limit tego dnia udało się osiągnąć. Takie rozwiązanie pomaga spojrzeć na cały miesiąc i lepiej kontrolować wpadki, które pojawiły się w jego trakcie. 

W poszukiwaniu zrozumienia

Wśród wpisów znajdziemy też brutalne opisy rzeczywistości, których autorzy próbują zniechęcić innych do wchodzenia w głębsze etapy odrzucania kalorii. Pojawiają się głównie jako reakcja na prześmiewcze wpisy osób, które lekceważąco podchodzą do problemu zaburzeń odżywiania. Cieszą się z odkrycia doskonałej metody, jaką są wymioty czy głodówki, wyraźnie dając do zrozumienia, że dla nich to tylko łatwe pozbycie się zbędnych kilogramów.

W wiadomościach z ostrzeżeniami czytamy o skutkach ubocznych wymiotów czy przyjmowania środków przeczyszczających, takich jak ból gardła, ból zębów, nieprzyjemny oddech czy sine palce. 

Nastolatki, które dzielą się tymi uwagami, szczerze wierzą, że uchroni to ich kolegów od tego, z czym zmagają się na co dzień.

W rozmowach biorą udział osoby na różnych etapach walki z zaburzeniami, również te, które podjęły już leczenie. Tak mówi o tym 19-letnia Klara, która ma za sobą terapię:

Podobnie myśli o tym Ania:

- Moich znajomym z sieci mogę poprosić, żeby postarali się zjeść więcej i uważali na siebie. Wiedzą, że mam ten sam problem i nie zmuszam ich do jedzenia wielkiej porcji. Szanuję, że każdy ma jakąś granicę. To, że o swoim ciele myślę źle, nie oznacza, że nie widzę, że ktoś obok mnie ma już poważny problem.

Z rozmów z autorami wpisów wyraźnie wybrzmiewa żal na niezrozumienie, z jakim się spotykają. Jako największy problem identyfikują lekceważący stosunek do ich problemu. Otwarcie mówią, że rady, z którymi się spotykają na zewnątrz, nie są dla nich pomocą. Szukają więc kontaktu z osobami, które zrozumieją ich położenie. Tak tłumaczy to 18-letni Krzysiek:

Życie w zawieszeniu

Poczucie oczekiwania na moment, w który zacznie się "prawdziwe życie", to kolejny przewijający się w tych wpisach motyw. Ma nastąpić po osiągnięciu upragnionego celu. Wtedy warto będzie kupić modne ubranie, zacząć dbać o siebie i spotykać się ze znajomymi. Obrany cel zwykle jednak nie jest do zrealizowania, ponieważ od razu po jego osiągnięciu wyznaczany jest kolejny.

Takie marzenia podkręcają media społecznościowe, gdzie modelki z nienagannymi sylwetkami prezentują kolejne stylizacje. Problem w tym, że i tam panują mody, za którymi trudno nadążyć. Kilka miesięcy temu jeden z portali zalewały zdjęcia nóg z przerwą między udami i łydkami. Wcześniej wąskiej talii i umięśnionej pupy. Często jednak - ze względu na naturalne uwarunkowania - jedno wyklucza drugie. Tym sposobem osiągnięcie upragnionego celu nigdy nie nadchodzi. 

Problem zaburzeń odżywiania z roku na rok się pogłębia. Eksperci zwracają uwagę szczególnie na przyrost zachowań na pograniczu przypadków klinicznych i fazy wstępnej, która po rozwinięciu prowadzi do choroby. To właśnie na przyrost tych drugich najsilniej wpływają media społecznościowe i presja dotycząca wyglądu. Problem z miejscami, w których młodzi wymieniają się radami i doświadczeniami, polega na normalizacji ryzykownych zachowań. Przebywanie w otoczeniu ludzi z podobnymi problemami prowadzi do wykształcenia poczucia, że jest on powszechnym zjawiskiem, więc nie wymagają specjalnej interwencji. Zwłaszcza wtedy, gdy nastolatki pozostają w nim same.