Terminu sadfishing po raz pierwszy użyła pisarka Rebecca Reid w 2019 roku. Opisała nim zachowanie amerykańskiej modelki Kendall Jenner, która na łamach mediów społecznościowych postanowiła podzielić się z fanami swoją tajemnicą. Informację poprzedziła zapowiedzią, że ujawni wstydliwy problem, o którym trudno jest jej mówić. Okazało się, że celebrytka chciała podzielić się ze swoimi fanami informacją o problemach z trądzikiem, który utrudnia jej funkcjonowanie w branży. Wśród licznych komentarzy pojawiły się oskarżenia o budowanie niepotrzebnego napięcia, wprowadzenie fanów w błąd i mylne założenie, że problem modelki jest znacznie większej wagi. Wzburzenie pogłębił fakt, że owo "zwierzenie" było częścią kampanii firmy kosmetycznej, z która współpracuje modelka.
Od tej pory zarzut o "łowienie" obserwujących, fanów czy znajomych na smutek, stało się poważnym zarzutem formułowanym nie tylko pod postami gwiazd, ale przede wszystkim wpisami nastolatków i studentów, którzy w sieci poszukują zrozumienia.
Sadfishingiem nazywamy sytuację, gdy ktoś w sposób mocno ekspresyjny, często przesadny, opisuje swoje problemy emocjonalne, w celu wzbudzenia zainteresowania innych ludzi. Współczucie, które wzbudza, ma być fundamentem do nawiązania kontaktu, a później relacji z drugim człowiekiem. Zjawisko, choć w pewnym stopniu zawsze było obecne, to w świecie portali internetowych i setek ludzi, z którymi codziennie pozostajemy w kontakcie, tylko się nasiliło.
W zależności od bańki internetowej, wieku i portali, z których korzystamy, sadfishing znamy pod różnymi postaciami. Starsi mogą kojarzyć to zjawisko jako smutny opis na gadu-gadu, z fragmentem piosenki o zawodzie miłosnym, albo utracie przyjaciela. Młodsi - z TikToka - z filmików, gdzie poprzez smutne piosenki użytkownicy dzielą się swoimi nostalgiami.
Przykładem takiego zachowania może być również celowe wrzucanie zdjęć, których bohater wydaje się być smutny po to, by dostać wiadomości z pytaniem o samopoczucie i ofertą wsparcia. Sadfishingiem określa się również wypowiedzi celebrytów, którzy opowiadają o swoich problemach, które z perspektywy człowieka spoza świata show-biznesu, wydają się być błahe.
Najbardziej jednoznaczne w ocenie są oczywiście sytuacje, gdy tak, jak w przypadku Kendall Jenner, opowieść o problemie i związanym z nim smutkiem jest obliczona na jasny zysk. Gdy gratyfikacją za podzielenie się smutkiem są korzyści materialne, a nie coś tak ulotnego jak uwaga drugiego człowieka.
Głównym zarzutem wobec osób stosujących sadfishing jest dyskredytacja i odciąganie uwagi od tych, którzy mierzą się z realnymi problemami i mają prawdziwe powody do smutku.
To właśnie odpowiedzi na pytania, czym jest prawdziwy problem i co jest adekwatnym powodem do smutku, są tu głównym wyzwaniem. Schody zaczynają się już przy próbie gradacji problemów. Podziale ich na "wystarczająco" i "niewystarczająco" poważne. Kolejną trudnością w jednoznacznej ocenie jest ich subiektywny charakter. Poza oczywistymi sytuacjami, np. ciężką chorobą, utratą kogoś bliskiego czy zadłużeniem, wiele kłopotów nie jest obiektywnych. Nawet jeśli w odczuciu większości wydają się błahe, nie oznacza to, że dla osoby zainteresowanej nie mogą być prawdziwym dramatem. Wpływa na to wiele czynników takich jak: nałożenie się różnych problemów w jednym czasie, odporność psychiczna, czy doświadczenie w radzeniu sobie w podobnych sytuacjach.
Niezależnie od charakteru problemu, potrzeba przeżywania tej sytuacji z bliskimi jest czymś zupełnie naturalnym. Trudność pojawia się, gdy to sieć jest jedynym miejscem, gdzie tej uwagi i troski można poszukiwać.
Według badań przeprowadzonych przez YouGov w Wielkiej Brytanii, aż 31 procent osób w wieku od 18 do 24 lat uważa, że odczuwa samotność często lub przez cały czas. Autorzy badań podkreślają jednocześnie, że na to samo pytanie odpowiedziało jedynie 17 proc. osób powyżej 55. roku życia.
24 proc. deklaruje, że samotność doskwiera im na pewnym etapie życia, a 7 proc. odczuwa ją każdego dnia. Dla porównania - jedynie 2 proc. przedstawicieli starszego pokolenia odczuwa ją stale.
W innych badaniach YouGov czytamy, że wśród osób młodych 25 proc. nie ma żadnych znajomych. Jeszcze więcej, bo aż 27 proc. z nich deklaruje brak bliskich znajomych, a 30 proc. - przyjaciół.
Patrząc na te dane wcale nie dziwi to, że coraz więcej młodych osób wykorzystuje wszystkie możliwe sposoby, by zawierać znajomości. To właśnie klucz do zrozumienia sadfishingu.
Określenie, czy mówienie o smutku jest chęcią zwrócenia uwagi, czy prawdziwym odczuciem, jest właściwie niemożliwe. Ta granica jest zbyt płynna i przeważnie współistniejąca. Skoro coś nas martwi, to potrzebujemy podzielić się tym z kimś bliskim. Jeśli nie mamy takiej osoby, próbujemy jej szukać. Te zależności od pokoleń pozostają niezmienne. Zmianą, która przyniosła współczesność i przeniesienie kontaktów do sieci jest poziom relacji z ludźmi, od których ta pomoc jest oczekiwana.
Po pierwsze, za pośrednictwem mediów społecznościowych prośba o pomoc trafia do zdecydowanie szerszego grona odbiorców. Często ledwo znanych, którzy nie potrafią właściwie ocenić czy dany problem jest dla nas istotny. W związku z tym, realna potrzeba bywa odczytywana jako atencyjny egocentryzm. Po drugie, w bezpośrednich kontaktach znacznie łatwiej odgadnąć, jak nasz słuchacz odbiera historię o przykrym doświadczeniu. Gdy przekazywana jest za pośrednictwem internetu, szanse na nieporozumienie rosną.
W tych warunkach powstał sadfishing, który w rzeczywistości jest sumą niepotwierdzonych założeń, wysyłanych zarówno przez odbiorcę jak i nadawcę. Z jednej strony mamy oskarżenie o nieszczerość intencji i instrumentalne wykorzystywanie smutku dla zwrócenia uwagi. Z drugiej założenie, że odbiorca jest gotowy na przyjęcie i zrozumienie naszego żalu.