Reklama

Współcześnie do utrwalania mitu Kuby Rozpruwacza przyczyniły się choćby takie produkcje, jak "Kuba Rozpruwacz" (1976) z przerażającym Klausem Kinskim w głównej roli, czy znakomity, opatrzony takim samym tytułem film z Michaelem Caine’em i Jane Seymour (1988), czy wreszcie "Z piekła rodem"(2001) z Johnnym Deppem w roli inspektora policji.

Jakby tego było mało, w 1970 roku Colin Wilson ukuł nawet termin "ripperologia" (po angielsku Kuba Rozpruwacz to właśnie Jack Ripper) dla określenia... naukowych badań poświęconych jego "działalności". W Londynie nadal gadżety z jego (domniemaną) podobizną, można kupić na każdym kroku, zaś wycieczki "szlakiem Kuby Rozpruwacza" to jedna z popularniejszych atrakcji miasta. W ten sposób seryjny zbrodniarz zyskał status popkulturowego celebryty, o jego ofiarach natomiast, przez dekady, mówiło się z pogardą: "Ladacznice, zasłużyły na taki los!" .

Reklama

Po serii zbrodni, jesienią 1888 roku, szacowny, brytyjski "The Times" upublicznił list mieszkańca bogatej dzielnicy Londynu, Edwarda Fairfielda, pełnego obaw, że teraz wszystkie prostytutki opuszczą niesławną Whitechapel (tam, we wschodnim Londynie, mordował Kuba Rozpruwacz) i zaczną "brukać" jego dzielnicę. "Dobrze się stało, że trafiły na tego nieznanego geniusza chirurgii" - oceniał w liście Fairield, a mieszkańcy Londynu choć potępiali zbrodnie, myśleli podobnie.

Nie ulega wątpliwości, że szalejący przez kolejne epoki mizoginizm podsycał mit Kuby Rozpruwacza, kreując go niemal na zbawiciela, który "czyści" brytyjską stolicę z mętów społecznych. Tymczasem tym, co łączyło ofiary seryjnego mordercy, nie była wcale prostytucja, lecz przerażająca bieda i w przypadku aż czterech z pięciu, tzw. kanonicznych ofiar (tych, co do których nie ma wątpliwości, że zamordowane zostały przez niego) - bezdomność.

Trzeba było aż 130 lat, by ktoś upomniał się o ofiary bestialskich mordów, zauważył, że zamordowane kobiety były czyimiś dziećmi, matkami, żonami i kochankami, i zawalczył o ich podmiotowość. Przywrócił im godność i pamięć.

Zrobiła to Hallie Rubenhold, historyczka, specjalizująca się w losach kobiet, których przeszłość, pozostaje dotąd nieodkryta. Wykonała mrówczą pracę i zrekonstruowała prawdziwe losy pięciu kobiet, które między 31 sierpnia a 9 listopada 1888 roku zostały zamordowane, a przy tym makabrycznie okaleczone. Były to: Mary Ann (Polly) Nichols, Annie Chapman, Elizabeth Stride, Kate Eddowes i Mary Jane Kelly.

Tak powstała książka "Pięć. Nieopowiedziane historie kobiet zamordowanych przez Kubę Rozpruwacza", nagrodzona prestiżową brytyjską Baillie Gifford Prize for Non-Fiction. Dodajmy - książka znakomita, przejmująca i niezwykle ważna.

Oskarżenie epoki wiktoriańskiej

"Piszę dla tych, które nie mówią, dla tych, które z przerażenia nie potrafią dobyć głosu, bo uczy się nas szanować lęk bardziej niż siebie. Wpaja się nam, że milczenie nas ocali, ale to nieprawda". Ten cytat pióra Audre Lorde patronuje historiom o dramatycznych losach pięciu kobiet, im też Rubenhold zadedykowała "Pięć...".

Jak zauważa autorka, ofiary pierwszego w historii opisanego seryjnego mordercy, zginęły dokładnie rok po hucznym jubileuszu 50-lecia panowania królowej Wiktorii Hanowerskiej, której imieniem nazwano epokę, w jakiej żyły. I opisując ich historie, jednocześnie kreśli dość przerażający obraz czasów wiktoriańskich. Nie barwnego świata, jaki znamy z seriali kostiumowych w rodzaju "Downtown Abbey", tylko będący jego przeciwieństwem portret nizin społecznych - fatalnie opłacanych wyrobników, żyjących wśród nędzy i chorób. To zarazem prawdziwe dzieło historii społecznej - opisy funkcjonowania  przytułków, schronisk dla bezdomnych (bo tam lądowały bohaterki książki), które miast pomagać upokarzały, sprawiając, że ich mieszkanki trafiały na ulicę lub do burdeli, są wstrząsające.

Osobny wątek stanowi demaskacja społecznej roli kobiet, które mogły funkcjonować wyłącznie u boku mężczyzny. Po jego śmierci, czy odejściu do innej, nie tylko były źle postrzegane, ale też zwyczajnie nie mogły przetrwać, nie mówiąc już o utrzymaniu zwykle licznego potomstwa. Rozstanie z mężczyzną, nawet z jego winy, zawsze oznaczało dla kobiety deklasację i zapowiadało nędzę.

Książka Rubenhold to jedno wielkie oskarżenie wiktoriańskiego społeczeństwa. "Umierały w piekle, ale ich życie także przypominało piekło"- podsumowuje pisarka.

Polly, córka kowala

Rubenhold rozwija swoje historie na podstawie dostępnych (czasami jedynie w formie skrawków) dokumentów: dochodzeń koronera (z pięciu aż trzech brakuje), zbiorów, zwykle źle napisanych, raportów prasowych, ksiąg parafialnych, rejestrów sądowych, aktów urodzenia, małżeństwa i zgonu, wreszcie archiwów londyńskich przytułków. Detaliczność, z jaką odtwarza życie swoich bohaterek, budzi podziw.

Pierwsza ofiara Kuby Rozpruwacza, Mary Ann Nichols, nazywana "Polly" córka kowala (urodzona w 1845 roku), dzieciństwo spędziła na Est Endzie, w Dawes Court, które czytelnikom Charlesa Dickensa skojarzy się pewnie z jego "Oliverem Twistem". Panowała tam taka bieda, że jak pisze, zdarzało się, że rodzina z pięciorgiem dzieci sypiała w jednym łóżku.

W 1863 Polly roku wyszła za mąż za drukarza Williama Nicholsa, któremu urodziła pięcioro dzieci. Początkowo związek był udany, choć żyło im się biednie. W końcu wydawało się, że los się do nich uśmiechnął - zakwalifikowali się do zakwaterowania w nowo wybudowanych mieszkaniach przy Stamford Street. To pozwoliło im po raz pierwszy na toaletę w mieszkaniu.

Niestety wraz z poprawą warunków bytowania, zaczęło się psuć w małżeństwie. William nawiązał romans z sąsiadką. Cztery lata trwała próba "przeczekiwania" przez żonę, aż związek się skończy. Ale on wciąż trwał. Po 16 latach małżeństwa Polly zostawiła męża i dzieci, i wprowadziła się najpierw do ojca. Usłyszała, że powinna znosić całą sytuację, bo taki los kobiety. Choć nie ona zawiniła, ona była przegraną. Zaczęła pić, i ostatecznie wylądowała w przytułku.



Ciągnące się latami śledztwo w sprawie śmierci Nichols, przekształciło się z czasem w analizę jej moralności, a nie szukanie zbrodniarza. "Czy uważasz, że była przyzwoita w swoim postępowaniu?" - pytał koroner jej współlokatorkę z przytułku. Innymi słowy, czy była prostytutką i zasługiwała na swój los?

Zdaniem Rubenhold, nie ma dowodów na to, że trzy z pięciu ofiar (Nichols, Chapman czy Eddowes) uprawiały prostytucję, a przekonanie policji, że zabójca celował właśnie w nie, kompletnie wypaczyło śledztwo. Jej zdaniem, ofiary Rozpruwacza były celem dlatego, że były bezdomne, sporo piły, i - co najważniejsze - spały w trakcie ataków zabójcy. To ostatnie policja zupełnie przegapiła, choć wszystkie kobiety znaleziono w pozycji półsiedzącej. Żerował na tych, o które nikt nie dbał, a ich zniknięcie, jak sądził, mogło pozostać niezauważone.

Nichols alias Polly została zamordowana 31 sierpnia 1888 roku, podobnie jak wszystkie ofiary, na Whitechapel. Od jakiegoś czasu nie sypiała już w przytułku, ale na ulicy. Tego wieczoru dawna współlokatorka widziała ją pijaną. Raz jeszcze los zetknął ją z byłym mężem , gdy przerażony tym, co zobaczył, identyfikował jej zwłoki. Ale o tym już nie mogła wiedzieć.

Brutalność zbrodni popełnionych w Whitechapel wywołała szok wśród mieszkańców całego Londynu. Wszystkie ofiary Kuby Rozpruwacza miały poderżnięte gardła, cztery kobiety z pięciu (dosłownie!) wypatroszono. Wszystkie zamordowano na ulicy, pod osłoną ciemności - i za każdym razem mordercy udawało się zbiec, nie pozostawiwszy śladów, które pozwoliłyby określić jego tożsamość.

Annie, ofiara nałogu

Historia życia Annie Chapman, drugiej "kanonicznej" ofiary Rozpruwacza zaczyna się obiecująco, ale z czasem staje się opowieścią o alkoholowym uzależnieniu. Córka żołnierza, urodzona na początku lat 40. XIX wieku, jako dziecko mieszkała w jednej z lepszych dzielnic Londynu, blisko króla i królowej. Ale mimo to życie jej rodziny było ciągłą walką. Zarobki ojca były dużo niższe niż jego zasługi dla kraju. W 1854 r. jej rodzice i sześcioro dzieci mieszkali w dwóch wynajętych pokojach w Knightsbridge. Gdy wybuchły szkarlatyna i tyfus, w ciągu sześciu tygodni zmarło czworo z jej rodzeństwa.

Annie, jak wiele dziewcząt z jej klasy, pracowała jako pokojówka. Gdy wyszła za mąż za stangreta, pojawiła się obietnica lepszego życia. John Chapman (nosili to samo nazwisko), został wkrótce zatrudniony przez bogatego przemysłowca, właściciela tak okazałego pałacu, że został on wydzierżawiony rodzinie królewskiej. Wraz z tą pracą pojawił się dom - z dużą kuchnią, spiżarnią i trzema sypialniami, położony w otwartym parku.

Annie miała jednak sekret, który próbowała ukryć. Piła i zapłaciła za to najwyższą cenę. Miesiącami bywała trzeźwa, ale potem nagle znajdowano ją pijaną na ulicy. Kiedy jej najstarsza córka, Emily, zmarła na szkarlatynę, tak jak rodzeństwo Annie, przestała walczyć z uzależnieniem. Czworo z jej ośmiorga dzieci żyło zaledwie kilka tygodni, piąte urodziła się z objawami alkoholowego zespołu płodowego. Po nieudanym pobycie na odwyku, mąż wyrzucił ją z domu. Wtedy wróciła do Londynu, ale tam pozostawała bezdomna.

Czasami spała w przytułku, ale często na ulicy. To na ulicy zmarła 8 września 1888 roku, potwornie zmasakrowaną, pozbawioną niektórych wnętrzności. Cały jej dobytek w chwili śmierci, oprócz ubrania i butów, stanowił skrawek muślinu, grzebień i koperta zawierająca dwie pigułki.

Elizabeth i Kate czyli "podwójne uderzenie"

Elizabeth Stride, trzecia z pięciu ofiar, była córką szkockiego rolnika z Torslander. Wychowana w konserwatywnej, luterańskiej rodzinie, od najmłodszych lat pomagała rodzicom w pracy na roli. Zdaniem Rubenhold  dostała "złoty bilet" od losu, trafiając na służbę do miasta. Nie wiadomo dlaczego, porzuciła ją jednak. Prawdopodobnie mieszkała wówczas z kochankiem, bo nagle objawiła się w zaawansowanej ciąży, i w dodatku zachorowała na kiłę. W marcu 1865 roku była już zarejestrowana w kartach göteborskiej policji jako prostytutka i w tym samym roku dwukrotnie leczona w szpitalu Kurhuset na chorobę weneryczną. Choroba sprawiła, że urodziła martwe dziecko, a z uwagi na jej charakter trafiła na tzw. listę wstydu. Upokorzona uciekła do Anglii, do Londynu.

Tu znów podjęła pracę jako służąca i po raz kolejny żyła w nieformalnym związku, który się rozpadł. Była jednak urodziwa i wkrótce wpadła w oku dwa razy starszemu od siebie stolarzowi i przedsiębiorcy. Był nim John Thomasa Stride, którego poślubiła. Stride założył wymarzoną kawiarnię, która jednak zbankrutowała. Wrócił wtedy do zawodu stolarza. Elizabeth z uwagi na chorobę, nie mogła mieć dzieci, co komplikowało ich relacje. Po ośmiu latach małżeństwa odeszła od Johna, choć oficjalnie się nie rozwiedli. Wymyśliła ryzykowny sposób na przetrwanie - udawała ofiarę głośnej katastrofy statku "Princess Alice", na którym stracić miała męża i... dziewięcioro dzieci! Powtarzała ją przez lata. Przywdziewała nowe tożsamości, była czyjąś krewną, a w końcu trafiła do aresztu za nagabywanie mężczyzn i pijaństwo.

Co jakiś czas lądowała w przytułku dla bezdomnych, dopóki nie związała się z kolejnym mężczyzną, u którego zamieszkała. Pechowej nocy, 30 września, po kłótni trafiła do niego. Okoliczności w jakich zginęła nie są dokładnie znane. Została zamordowana tej nocy, a jej ciało znaleziono przy Berner Street. Nie została jednak okaleczona, jak pozostałe ofiary, bo ktoś spłoszył napastnika, który zdążył jednak przeciąć jej tętnicę szyjną.

Być może brak dosadnego "elementu" zbrodni sprawił, że morderca zaatakował tego samego wieczoru po raz drugi. Jego kolejną ofiarą była Catherine Eddowes, nazywana także Kate.

Była szóstym z dwanaściorga dzieci, matka zmarła na gruźlicę, a część rodzeństwa na inne choroby. Uciekła z Wolverhampton do Londynu, gdzie związała się z Irlandczykiem, Thomasem Conwayem. Razem przemierzali kraj jako sprzedawcy książeczek. Umiejętność pisania i czytania nie była wówczas normą, ale Catherine spisywała ballady Conwaya.

Niestety, małżeństwo się rozpadło. Od tej pory Kate pracowała od świtu do nocy jako sprzątaczka. Gdy już wydawało się, że jej życie skręca ku normalności i spotkała mężczyznę, z którym na nowo zaczęła układać sobie życie, na jej drodze stanął morderca z Whitechapel. Zginęła kilka godzin po Elizabeth.

Na pogrzeb przyszło pięciuset członków jej rodziny, choć nie było obok niej nikogo, gdy potrzebowała pomocy.

9 listopada 1888 roku

Historie życia ofiar Rozpruwacza są do siebie podobne. Biedne, smutne dzieciństwo, przejście z możliwie najkrótszego okresu dorastania w cykl rodzenia dzieci, bieda, uzależnienie od alkoholu, emocjonalna zapaść i wreszcie bezdomność. Na ich tle postać Mary Jane Kelly, ostatniej, piątej, "kanonicznej ofiary" Kuby Rozpruwacza (najmłodsza, zaledwie 25-letnia), pozostaje zagadką. Niemal nic o niej nie wiemy, bo miała kilka wersji życiorysu. Żadnej nie udało się zweryfikować.

Prawdopodobnie pochodziła z dobrej, irlandzkiej rodziny. Zdumiewała bowiem wiedzą i sposobem wysławiania się. Podobno wpadła w złe towarzystwo i w efekcie wylądowała w burdelu w zachodnim Londynie. Seria niepowodzeń przeniosła ją z West Endu na nieszczęsny East End. Tak naprawdę wiadomo jedynie, że była pełną życia, ponętną kobietą i właśnie wynajmowała obskurny pokój od adresem Miller’s Court 13., w dzielnicy, z której bardzo chciała się wynieść.

Nie zdążyła. 9 listopada 1888 roku, późnym wieczorem ktoś widział ją blisko mieszkania, z mężczyzną po trzydziestce. Około pierwszej w nocy sąsiadce wydawało się, że słyszy jej śpiew i widzi dogasający płomyk świecy.

Następnego ranka właściciel lokalu wysłał swojego pomocnika, by pobrał od Mary zaległy czynsz. Ten zapukał do drzwi, a gdy nie było odpowiedzi, zajrzał przez okno. To, co zobaczył, przyprawiło go o atak paniki. Niebawem zjawiła się policja.

Hallie Rubenhold i w przypadku tego ostatniego, najokrutniejszego z mordów Kuby Rozpruwacza, oszczędza nam szczegółów. Nie interesuje jej epatowanie makabrą. Chodziło wyłącznie o  przywrócenie pamięci o ofiarach. A to się udało z nawiązką.

Najbardziej prestiżowa brytyjska nagroda dla autora literatury faktu dla Rubenhold, w pełni zasłużona.


"Pięć. Nieopowiedziane historie kobiet zamordowanych przez Kubę Rozpruwacza", Wydawnictwo: Poradnia K