20 marca 1921 roku odbył się plebiscyt na Górnym Śląsku, w którym wzięło udział 1,2 mln osób (98 proc. uprawnionych głosujących). Do wyboru mieli dwie opcje - musieli opowiedzieć się za narodowością polską lub niemiecką. Więcej głosów oddano na korzyść Niemiec, ale plebiscyt wzbudził kontrowersje, a jego wyniki nie do końca przedstawiały rzeczywistość. Efektem było późniejsze III powstanie śląskie.
Zaledwie kilka lat wcześniej pojawił się mit narodowości śląskiej. Jak wyliczał wpływowy wówczas polityk Wojciech Korfanty, przynajmniej 1/3 ludności zamieszkująca Górny Śląsk nie potrafiła wskazać, czy jest Niemcem czy Polakiem. Mówili o sobie wprost: Ślązacy.
Przez kolejne lata Ślązacy starali się wybijać swoją odrębność. I najczęściej niewiele z tego wychodziło. Po 100 latach od plebiscytu kolejne rządy nie uznają ich narodowości, języka, a w kolejnym spisie powszechnym nie będzie można wybrać w formularzu "narodowości śląskiej".
Ślązacy mają "dość" i biorą się ostro do pracy. Na początek zawiązali "Śląską sztamę", czyli ruch, który skupił 23 organizacje walczące o śląskość. To jednak tylko pierwsze kroki, bo kulminacja działań ma nastąpić wiosną. Wówczas odbędzie się kolejny spis powszechny, który ma dać jasną odpowiedź, czy Ślązacy to poważna siła, czy wyłącznie zabieg marketingowy. Na co liczą?
- Chcemy się dobrze policzyć, bo zależy nam, by narodowość śląską zadeklarowało jak najwięcej z nas. Niestety, może to być trudne, bo formularz nie został zbyt przyjaźnie dla nas skonstruowany. To ewidentne rzucanie kłód pod śląskie nogi - uważa europoseł Łukasz Kohut, jeden z inicjatorów "Śląskiej sztamy".