Reklama

Czy Elżbieta II powinna być Elżbietą II Ostatnią? - zastanawiają się dziennikarze w brytyjskich mediach, bo takie afery, z jakimi od pewnego czasu muszą się mierzyć Windsorowie, nie dotknęły brytyjskiej rodziny królewskiej od wielu, wielu lat.

Kłamstwa, rasizm i obojętność

Książę Harry i Meghan Markle w niedzielę na antenie stacji CBS News udzielili wywiadu Oprah Winfrey, w którym zarzucili rodzinie i pracownikom Pałacu Buckingham rasizm, utrwalanie kłamstw i całkowitą obojętność wobec cierpienia innych osób.

Reklama

Księżna Sussex utrzymywała między innymi, że miała myśli samobójcze, gdy była w 5. miesiącu ciąży, w związku ze złym traktowaniem oraz rasizmem napotkanym w rodzinie i na dworze królewskim. - Były rozmowy na temat tego, jak ciemną skórę będzie miał mój syn - powiedziała.

Źle to znosiła psychicznie i poprosiła o pomoc, ale jej nie uzyskała, bo stwierdzono, że mogłoby to negatywnie wpłynąć na wizerunek pałacu. - Powiedziałam, że muszę gdzieś iść, aby uzyskać pomoc. Powiedziałam, że "nigdy wcześniej się tak nie czułam i muszę gdzieś iść". Powiedziano mi, że nie mogę, bo to nie byłoby dobre dla instytucji - mówiła Markle.

Harry przekazał z kolei, że w brytyjskiej prasie pobrzmiewały w odniesieniu do jego żony "kolonialne tony". - Mimo to, nikt z mojej rodziny nic nie powiedział. To boli - stwierdził.

Nadmienił, że "był uwięziony przez system". - Tak jak reszta mojej rodziny. Mój ojciec i brat wciąż są uwięzieni. Nie mogą odejść - powiedział.

Wnuk królowej utrzymuje, że to spotkanie Meghan i "zderzenie ich światów" doprowadziło u niego do zrozumienia, że "znajduje się w potrzasku, choć sam nie zdawał sobie z tego wcześniej sprawy".

Rozmowa Sussexów to niewątpliwie silny cios dla brytyjskiej rodziny królewskiej, a ich odejście będzie miało bardzo poważne konsekwencje. Znany brytyjski dziennikarz Piers Morgan nazwał wywiad "haniebną zdradą królowej i rodziny królewskiej":

Niektórzy zastanawiają się jednak, czy rodzina królewska nie wykorzystuje owej sytuacji do przykrycia większych afer, które mogą być prawdziwym zagrożeniem dla trwałości monarchii.

Okazuje się bowiem, że "królowa jest mniejszym monarchą konstytucyjnym niż myśleliśmy" - napisał "The Guardian".

Tajne dokumenty ujawnione

Przez wiele lat przekonywano, że brytyjska monarchini Elżbieta II pełni tylko reprezentacyjną rolę w polityce prowadzonej przez Wielką Brytanię, ale na ten utrwalany przez dziesięciolecia obraz mocnym cieniem kilka tygodni temu położyły się tajne dokumenty z Archiwów Narodowych, które zostały opublikowane przez dziennikarzy.

Przekazali oni, że królowa w ciągu swojego panowania znacznie szerzej wykorzystywała przysługujące władcy prerogatywy, niż sądzono i niekiedy ich mocno nadużywała. 

Poinformowano, że w ramach tzw. "zgody królewskiej" (będącą potajemną procedurą legislacyjną, w trakcie której ministrowie prywatnie zgłaszają królowej klauzule i szczegóły ustaw, mogących dotyczyć rodu oraz uprawnień korony, po czym proszą o pozwolenie na ich procedowanie - red.) zweryfikowała co najmniej 1062 zarządzenia.

W listopadzie 1973 roku miała dowiedzieć się w ten sposób o ustawie o przejrzystości spółek giełdowych, którą zaproponowano, aby uniemożliwić inwestorom potajemne nabywanie akcji przy pomocy nominowanych osób i firm-przykrywek. Dyrektorzy i zarząd spółek w przypadku wątpliwości - w myśl nowego prawa - mogliby żądać od akcjonariuszy ujawnienia tożsamości klientów, którzy za nimi stoją. Monarchini obawiała się, że te zapisy będą mogły przyczynić się do uzyskania dostępu do informacji - przez spółki - o faktycznym majątku rodu Windsorów i wartości posiadanych przez nich prywatnych aktywów. 

Z opublikowanych dokumentów wynika, że królewski prawnik, Matthew Farrer, bezpośrednio wpłynął wówczas na zmianę proponowanych regulacji, a w sprawie interweniował osobiście Geoffrey Howe, minister handlu w rządzie Edwarda Heatha. Wprowadzoną do ustawy nową klauzulę uformowano tak, aby spod jurysdykcji przepisów wyłączyć rodzinę królewską. 

Postanowiono, że niektóre firmy zostaną zwolnione - w wyjątkowych przypadkach - z obowiązku ujawnienia tożsamości faktycznych nabywców akcji. "Klauzula obejmie głowy państw, rządy, centralne władze monetarne, rady inwestycyjne i organy międzynarodowe utworzone przez rządy" - pisał w liście do przyjaciela Howe.

W 1974 roku rząd Heatha upadł, a wraz z nim na kilka lat przepadła nieprzegłosowana ustawa. Rok później informacje o "królewskiej klauzuli" przedostały się do prasy, ale zostały opublikowane przez silnie prosowiecką "Morning Star", więc nie dano im większej wiary. Nie wykazały także, czy to królowa osobiście miała wpływać na kształt zapisów. "Financial Times" napisał wówczas, że "możliwą miną dla konserwatystów byłoby, gdyby faktycznie okazało się, że to Pałac Buckingham w 1973 r. podjął inicjatywę, postulując, aby ujawnienie udziałów monarchii wyłączyć z ustawy".

"Zgrabne rozwiązanie"

Ostatecznie dokument został uchwalony w roku 1976, pod rządami Harolda Wilsona. Natychmiast powołano Bank of England Nominees Limited, zarządzany przez Bank Anglii, w którym wcześniej Elżbieta II najprawdopodobniej trzymała swoje akcje. Dziennikarz Andrew Morton twierdził w książce "Theirs is the Kingdom", że w 1977 r. wszystkie aktywa królowej zostały przeniesione do nowo utworzonej spółki. To skutecznie umożliwiło ukrycie inwestycji dokonywanych przez władczynię Wielkiej Brytanii. 

Rząd uzasadniał taką konieczność, twierdząc, że ewentualny wyciek informacji o monarszych transferach może mieć nieokreślony wpływ na rynek, ale w potajemnie wymienianych wiadomościach Pałac Buckingham i Westminster wzajemnie gratulowały sobie "zgrabnego i dającego się obronić rozwiązania". 

Nominees Limited upadł w 2016 roku. Nie wiadomo, co stało się z udziałami, które spółka posiadała w imieniu swoich klientów. Okazało się, że nigdy nie prowadziła publicznych ksiąg rachunkowych. Faktyczny majątek rodziny królewskiej pozostaje więc nadal nieznany, ale wystarczy dowiedzieć się, że królowa jest właścicielem brytyjskiego dna morskiego i otrzymuje 25 proc. zysków z przynoszących ogromne dochody aukcji morskich farm wiatrowych, aby włożyć "między bajki" różne twierdzenia o majątku mniejszym niż liczony w miliardach.

Dziennikarze zastanawiają się również, dlaczego "zgoda królewska" i przeprowadzona weryfikacja były niezbędne w przypadku uchwalonej w 2014 roku ustawy o spadkach i uprawnieniach powierników oraz przegłosowanych dwa lata wcześniej przepisach dotyczących rachunków powierniczych od kapitału i dochodów, czyli tzw. "Trustów" stosowanych często przez zamożne firmy i rodziny, aby unikać kontroli podatkowej i publicznej. 

Pytają także o to, dlaczego rząd poprosił monarchię, aby zweryfikowała ustawy o Muzeum Brytyjskim, połowie łososia... i parkowaniu, która regulowała działalność firm, zajmujących się m.in. blokowaniem źle zaparkowanych aut.

Skontaktowali się z Pałacem Buckingham w celu zweryfikowania informacji, ale udzielono im wymijających odpowiedzi, m.in. twierdząc, że "zgoda królowej jest procesem parlamentarnym, w którym rola suwerena jest czysto formalna" i dodając, że parlament "niezależnie od rodziny królewskiej" podejmuje decyzję o przekazywaniu ustaw mogących mieć "wpływ na interesy korony, w tym majątek osobisty i interesy osobiste monarchy".

Średniowieczny system feudalny?

Opublikowane dokumenty uderzają także w księcia Karola. Następca tronu posiada 52 tysiące hektarów ziemi na terenie Kornwalii i uzyskuje z nich roczny przychód w wysokości 22 milionów funtów. Okazało się, że na przestrzeni lat otrzymał w ich sprawie do zweryfikowania co najmniej dwie ustawy. Nie wiadomo, czy wpływał na nie, ale mieszkańcy tych terenów utrzymują, że prawo w oczywisty sposób faworyzuje arystokratę.

Klauzule w przyjętych przepisach, uchwalonych kolejno w latach 1967, 1993 i 2002, zabraniają m.in. sprzedaży i bezpośredniego kupna domów przez lokatorów, bo oficjalnie wszystkie są własnością księstwa Kornwalii i muszą być dzierżawione, co przynosi następcy tronu coroczny czynsz z tego tytułu. 

Wiele z rodzin nabyło nieruchomości przed lutym 1967 roku, kiedy to nienazwany urzędnik z Whitehall skontaktował się z osobistym sekretarzem królowej Martinem Charterisem. Ten przedłożył uzyskane dokumenty do weryfikacji Elżbiecie II, a dopiero później weszły one pod obrady parlamentu. Nie dostarczono ich Karolowi, bo miał wówczas 19 lat - prawo do księstwa Kornwalii uzyskał dwa lata później.

Mieszkańcy czują się oszukani i uwięzieni w swoich domach. Niektórzy twierdzą, że niewiele różni się to od średniowiecznego systemu feudalnego. Ani osoby z zespołu prasowego Karola, ani sam książę nie odpowiadają na pytania w tej sprawie.

Przedstawiciele księstwa Kornwalii twierdzą za to, że osoby nabywające domy na tych terenach są informowane o obowiązujących warunkach, a więc świadome ograniczeń. Nie mogą mieć w związku z tym pretensji o to, że przepisy są egzekwowane. 

W przesłanym piśmie księstwo nie odniosło się do sytuacji nabywców, którzy kupili nieruchomości przed wejściem praw w życie. Taka dotyczy m.in. państwa Giddins. W 1996 roku kupili oni zrujnowany dom w Newton St Loe niedaleko Bath w Somerset. - Spędziliśmy 25 lat, wkładając mnóstwo pieniędzy i miłości w jego renowację - powiedziała kobieta. Pieniędzy nie odzyskają, bo zweryfikowana przez księcia ustawa z 2002 roku, która poszerzyła jego posiadłości, objęła zamieszkiwaną przez nich wioskę i dziś z nieruchomością nie można zrobić zupełnie nic, bo nikt nie chce kupić samego prawa do dzierżawy, w ramach której zabroniono m.in. możliwości brania kredytów pod zastaw posiadłości.

"Randy Andy"

Monarchia ma poważne problemy także w związku z oskarżeniami, które wysuwane są wobec księcia Andrzeja przez kobietę wykorzystywaną w wieku nastoletnim przez multimilionera-pedofila Jeffreya Epsteina. Nieoficjalnie amerykańska prasa informuje, że FBI coraz mocniej naciska na rząd Wielkiej Brytanii, aby zmusił arystokratę do odpowiedzi na stawiane mu zarzuty przed sądem.

Książę Yorku przez wiele lat utrzymywał dziwnie zażyłą znajomość z bogaczem. Virginia Giuffre-Roberts, "niewolnica" finansisty, twierdzi, że trzykrotnie została zmuszona do stosunków seksualnych z księciem, kiedy była nieletnia. W rozmowie z BBC bardzo szczegółowo opisała to czego doświadczyła.

Poinformowała też, że po owej tanecznej imprezie "została zmuszona do uprawiania seksu z księciem na górze w domu Ghislaine Maxwell w Belgravii".

Należy nadmienić, że to silna determinacja Virginii Giuffre-Roberts i współpracującej z nią dziennikarki Vicky Ward doprowadziła do tego, że sprawie Epsteina przyjrzano się ponownie. Amerykański sąd uznaje większość zeznań kobiety za prawdziwe i wiarygodne. W przeciwieństwie do Pałacu Buckingham, który kategorycznie zaprzecza wszystkiemu, co powiedziała na temat drugiego syna królowej.

Trzeba też dodać, że to niejedyna kobieta, która bezpośrednio kieruje zarzuty w kierunku księcia. O "obmacywanie" i "łapanie za piersi" w domu Epsteina oskarżyła go także Joanna Sjoberg.

"Andrzej miał również latać na prywatną wyspę bogacza - Little St. James, ochrzczonej przez agentów FBI mianem "Wyspy Orgii" lub "Wyspy Pedofili". Pracujące tam osoby utrzymują, że był przez nie widywany wielokrotnie."

Wizerunkowa katastrofa

Po emisji wywiadu z Roberts do BBC zgłosił się sam książę Andrzej. Poprosił, aby pozwolono mu odpowiedzieć na oskarżenia. Stacja zgodziła się i poinformowała, że przeprowadzi z nim rozmowę "na żywo". Dziennikarze bardzo dobrze się do niej przygotowali, w przeciwieństwie do arystokraty, dla którego rozmowa zakończyła się wizerunkową katastrofą. Odpowiedzi księcia wprawiały w zdumienie nawet jego doradców i najzagorzalszych obrońców. 

Twierdził m.in. że nie pamięta zdjęcia, na którym obejmuje nastoletnią Roberts i zastanawiał się, czy na fotografii jest faktycznie on sam, czy też może ktoś inny, po czym nadmienił, że może być to również fotomontaż. Odniósł się także do wspomnianej wyżej kwestii pocenia. Powiedział, że to, co powiedziała kobieta jest niemożliwe, bo w wyniku schorzenia jego ciało w ogóle nie wydziela potu, a po chwili... spocił się. 

Doskonale pamiętał też wizytę w pizzerii, która rzekomo odbyła się akurat tego dnia, gdy Roberts została wykorzystana i być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że odnosił się do zdarzenia sprzed ponad 20 lat. 

Książę podkreślał, że bardzo żałuje znajomości z Epsteinem i powiedział o popełnionych przez siebie błędach, ale jednocześnie nie okazał żadnego współczucia dla ofiar multimilionera, z którym przyjaźnił się przecież przez całe lata.

Podczas wywiadu utrzymywał, że pierwszy raz spotkali się w roku 1999 dzięki Ghislaine Maxwell, którą poznał podczas studiów. Kłam temu twierdzeniu zadał przez przypadek w "liście obronnym" do "The Times" były osobisty sekretarz Andrzeja. W potoku pochwał dla drugiego syna królowej Elżbiety nieopatrznie napisał o "znajomości rozpoczętej we wczesnych latach .90".

Wersja księcia - co do daty rozpoczęcia przyjaźni - ostatecznie rozsypała się po rozmowie Marii Farmer z "The Sun". To artystka będąca najwcześniejszą znaną obecnie ofiarą Epsteina. Pracowała na portierni w posiadanej przez niego kamienicy i zajmowała się witaniem gości, zanim została wykorzystana w 1996 roku. Uciekła wówczas i zawiadomiła o wszystkim policję i FBI, ale nie przeprowadzono żadnego śledztwa w sprawie.

W kwietniu 2020 roku Farmer powiedziała brytyjskiemu dziennikowi, że Maxwell i Epstein przechwalali się w jej obecności, że "znają wszystkich członków rodziny królewskiej" i pozostają z nimi w dobrych stosunkach.

W złych mieli być tylko z księżną Dianą. - Jeffrey i Ghislaine nienawidzili jej - powiedziała kobieta. - Ghislaine mówiła coś w rodzaju: "Słuchaj, doprowadziliśmy ją do płaczu, czy to nie jest śmieszne? Nienawidzimy Diany". Tak powiedziała. Byli dla niej podli, obraźliwi, ale uważali, że to naprawdę zabawne. To było bardzo, bardzo chore - stwierdziła. Należy przypomnieć, że księżna zginęła 31 sierpnia 1997 roku.

Wkrótce sprawa księcia Andrzeja stała się na tyle poważna, że książę William poprosił, aby królowa odsunęła syna od pełnienia obowiązków i chciał wysłać wuja, z którym zerwał kontakty, do innego kraju. Anonimowe źródło z Pałacu Buckingham powiedziało dla "The Sun":

Ostatecznie zdecydowano, że przestanie on pełnić królewskie obowiązki, aby jego wizerunek i związane z nim skandale nie osłabiały autorytetu monarchii. Niektórzy uważają, że odejście księcia Harry'ego to faktycznie próba przykrycia procesu Ghislaine Maxwell, która sądzona jest jako wspólniczka Epsteina.

- Dochodzenie w sprawie Meghan Markle jest rozpraszające i wydaje się być hipokryzją w tych okolicznościach. Muszę się zastanowić, czy odzwierciedla to wyrachowaną decyzję, by odwrócić uwagę od księcia Andrzeja - powiedziała "The Guardian" Gloria Allred, prawniczka reprezentująca 20 ofiar Epsteina. - Zarzuty na jego temat są znacznie gorsze niż zarzuty dotyczące Meghan Markle. Książę Andrzej był pełniącym obowiązki członkiem rodziny królewskiej, kiedy został przyjacielem Jeffreya Epsteina, który był seksualnym drapieżnikiem - stwierdziła.

Do sytuacji odniosła się również współautorka biografii Harry'ego i Markle. - Dlaczego odznaczenia wojskowe księcia Harry'ego zostały odebrane, a księcia Andrzeja nie? - pytała w rozmowie ze "Sky News" Carolyn Durand.

Czy przetrwają?

Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy monarchia przetrwa wszystko, co się wokół niej dzieje. Na pewno nie rozpadnie się ona za życia królowej Elżbiety, ale coraz większe i coraz silniejsze afery mogą sprawić, że nie poradzi sobie z jej utrzymaniem wysoce niepopularny i będący bardzo słabym politykiem książę Karol, a na wcześniejsze wstąpienie Williama na tron nie pozwala prawo i nie da się tego obejść bez jego zmiany. Żeby tak się stało stary książę musiałby abdykować na rzecz syna, a nie zapowiada się na to, aby tego chciał.

Wątpliwości, co do tego, co powinno się stać, nie ma dziennikarka "The Guardian" Polly Toynbee. Uważa, że królowa Elżbieta II powinna być ostatnim monarchą na brytyjskim tronie. W swojej opinii nazwała ją "Elżbietą II Ostatnią".

Starsze pokolenia nie przyznają jej racji, ale młodzi ludzie coraz częściej uważają, że królowie w Wielkiej Brytanii i ród Windsor powinni stać się jedynie historią. I choć poparcie dla monarchii wciąż jest na niezłym poziomie, to firmy zajmujące się badaniem opinii społecznej informują, że nigdy jeszcze nie było tak niskie i nigdy nie było jeszcze tak, aby więcej niż co trzeci obywatel Wielkiej Brytanii, z wchodzącego w dorosłość i wiek średni pokolenia, sądził, że powinna się ona skończyć.