Niedoszły pop, przyszły ataman

Reklama

Potomek Kozaków, który swoim szlakiem bojowym zawstydził zapewne niejednego przodka - oto biografia Petlury w pigułce. Nim jednak przyszły ataman (urodził się w 1879 roku) założył mundur, wychowywał się, wraz z licznym rodzeństwem, w Połtawie i podpatrywał pracę ojca, prowadzącego niewielką firmę powozową. Choć zafascynowany końmi, nie został dorożkarzem, nie został też księdzem, choć kształcił się w połtawskim seminarium. Lata nauki przyniosły mu za to zainteresowanie sztuką - wśród uczniów wyróżniał się grą na skrzypcach, zdarzyło mu się również dyrygować seminaryjnym chórem.

To dyrygowanie miało charakter oficjalny, nieoficjalnie Petlura "dyrygował" organizacją ukraińskich seminarzystów. Konspiratorzy spotykali się regularnie i wymykali się przełożonym, ale w końcu poszli o krok za daleko - zaprosili do seminarium ukraińskiego kompozytora, Mykoła Łysenkę. Plan był taki, aby chórzyści, na czele z Petlurą, zaśpiewali Łysence jedną z jego kompozycji, ale na przeszkodzie stanął im rektor (znany rusyfikator). Zabronił grupie występu, a Petlurze, który protestował najmocniej, miał tylko jedno do powiedzenia - "żegnam". Symon musiał opuścić seminarium, rektor zadbał też, aby na tym skończyła się edukacja przyszłego atamana.

Reklama

Pozostało samokształcenie, a w kolejnych latach Petlura zarabiał na chleb m.in. jako nauczyciel, jego nazwisko wielokrotnie pojawiało się też na łamach ukraińskich pism. Nie zrezygnował przy tym z działalności konspiracyjnej - jako działacz Ukraińskiej Partii Rewolucyjnej, w 1903 roku trafił nawet do więzienia. Po wyjściu na wolność dalej grał na nosie caratowi, a przy okazji aktywności w podziemiu zetknął się z Polską Partią Socjalistyczną. Wielokrotnie ciepło się wypowiadał o naszych socjalistach (poznał m.in. Ignacego Daszyńskiego), a znajomość spraw polsko-ukraińskich pogłębił podczas kursów ukrainoznawczych, organizowanych w 1906 roku we Lwowie.

Pod fałszywym nazwiskiem "Swiatosław Tagon" Petlura poszerzał wówczas wiedzę o języku ukraińskim, rodzimej muzyce, literaturze itd. Widzimy go także jako słuchacza wykładów o relacjach polsko-ukraińskich, i to z najtrudniejszego, bo XVII-wiecznego okresu. Dzięki temu lepiej rozumiał takie epizody, jak powstanie Chmielnickiego i być może dlatego łatwiej mu było znaleźć wspólny język z Polakami 15 lat później. Dodajmy, że Petlura był zafascynowany twórczością Stanisława Wyspiańskiego - po jego śmierci pisał, że "odejście poety polskiego wywołuje głęboki żal wszędzie, gdzie rozwija się walka o nowe życie, gdzie trwa walka o królestwo piękna i wolności".

Od Trylogii do wojaczki

O ile przynależność narodowa Petlury nie budzi większych wątpliwości, o tyle w przypadku Bułaka-Bałachowicza nasuwają się znaki zapytania. W zależności od kontekstu bywa postrzegany jako Polak lub Białorusin, ale wydaje się, że dla naszego bohatera ważniejsza od takiej identyfikacji była tożsamość “krajowa" - poczucie wspólnoty z mieszkańcami "kraju", rozumianego węziej jako Białoruś, szerzej jako obszar dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tak czy siak, Bałachowicz, urodzony w 1883 roku na Wileńszczyźnie, pochodził z polsko-białoruskiej rodziny (matka Polka, ojciec Białorusin). Rodzice na co dzień pracowali - jako kucharz i pokojówka - w majątku rodu Meysztowicz w Meysztach.

Prócz pracy u Meysztowiczów, ojciec Bałachowicza, Nikodem, zajmował się doglądaniem własnego majątku - dzierżawił pobliski folwark Stokopiejewo. Młody Staś tymczasem się uczył - najpierw w szkole powiatowej, potem w polskim gimnazjum w Petersburgu. Wolny czas wypełniała mu natomiast lektura dzieł Sienkiewicza, zwłaszcza “Trylogii". Po latach pisał, że "dla mnie i mnie podobnych elementarzem był od dziecka Sienkiewicz. [...] Naśladując czyny Skrzetuskich, Wołodyjowskich i Kmiciców, niejedno zwycięstwo odnieśliśmy na wojnie i nieraz wychodziliśmy cało z takich opresji, z których wyjścia zdawałoby się, że już nie było".

Mogłoby się wydawać, że jako 20-latek, Bałachowicz osiągnął życiową stabilizację - został plenipotentem w majątku Zyberk-Platerów (na północ od Mińska), gdzie pracował do wybuchu I wojny światowej. W okolicy zyskał na tyle duży szacunek, że wielokrotnie występował jako mediator między chłopami, a ziemiaństwem, w lokalnej historii zapisał się też jako założyciel i naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Łużkach. Od czasu do czasu dawał jednak o sobie znać jego brawurowy charakter - jak w 1908 roku, gdy postanowił schwytać Ciastę, rozbójnika siejącego postrach od Wileńszczyzny po Zakaukazie. Plan się powiódł i Stach został bohaterem na Kresach, zyskując przydomek "Bułak" ("ten, kto ma wiatr").

A Bałachowicz lubił nie tylko siać wiatr, ale i zbierać burzę  - od 1914 roku sensem jego życia stała się wojaczka. Prowadzona, dodajmy, pod różnymi sztandarami - zaczął od kawalerii rosyjskiej, później przeszedł do antyniemieckiej partyzantki (pozostał w niej do marca 1918). Kilka kolejnych miesięcy spędził zaś w...Armii Czerwonej, w której mógł zrobić karierę - podobno sam Lew Trocki kusił go funkcją inspektora kawalerii. Praktyka bolszewickich rządów, zwłaszcza wszechobecny terror, skłoniły go jednak do wolty - jesienią 1918 roku dołączył ze swym oddziałem do sił “białej" Rosji. Od tej pory zmieniał militarne barwy, ale w jednym trwał - pozostał nieprzejednanym antybolszewikiem.

Ukraina, czyli kto?

Tymczasem Petlurę I wojna zastała jako księgowego i redaktora rosyjskojęzycznego, ale poświęconego Ukrainie, miesięcznika "Życie Ukraińskie". Na marginesie warto podkreślić, że jako dziennikarz i publicysta, Petlura był niezwykle wszechstronny - w jego dorobku znajdziemy artykuły dotyczące polityki, wojskowości, edukacji, teatru, muzyki, literatury czy religii. Uwagę zwraca też szerokość jego zainteresowań w ramach poszczególnych dziedzin - z jednej strony potrafił pisać o dziełach Lwa Tołstoja i Iwana Turgieniewa, z drugiej zajmował się twórczością Tarasa Szewczenki i Iwana Franki, z trzeciej komentował sztuki Wyspiańskiego.

Wszystko to odeszło na dalszy plan, gdy wybuchła I wojna - od tego momentu Petlura coraz bardziej angażował się w politykę i wojsko. Wreszcie, w maju 1917 roku został delegatem na, odbywający się w Kijowie, I Wszechukraiński Zjazd Wojskowy. Tam przekonywał zebranych (reprezentujących żołnierzy ukraińskich armii rosyjskiej), że czas na budowanie samodzielnego wojska ukraińskiego i okazał się na tyle przekonujący, że obwołano go przewodniczącym Ukraińskiego Generalnego Komitetu Wojskowego. Jakiś czas później stanął natomiast na czele ministerstwa spraw wojskowych w ukraińskim rządzie (tzw. Sekretariat Generalny).

Popadł jednak w konflikt z przewodniczącym Sekretariatu i pod koniec 1917 roku odszedł z resortu. Lata 1918-1920 to chyba najbardziej dynamiczny okres w jego biografii - walcząc o niepodległą Ukrainę (jako ataman główny armii Ukraińskiej Republiki Ludowej - URL), mierzył się z kilkorgiem przeciwników, od bolszewików, przez oddziały "białej" Rosji, po polskich żołnierzy. Sytuacja Petlury zmieniała się niczym w kalejdoskopie - jednego dnia potrafił zdobyć Kijów, by drugiego z niego uciekać (sierpień 1919). Do tego doszły skomplikowane relacje z przedstawicielami tzw. Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej.

W wyniku I wojny powstały bowiem dwa państwa ukraińskie: Ukraińska Republika Ludowa (URL) i Zachodnioukraińska Republika Ludowa (ZURL). Politycy i wojskowi z ZURL nie wyobrażali sobie wolnej Ukrainy bez Galicji Wschodniej i Wołynia i byli gotowi bić się o te tereny z Polakami do ostatniej kropli krwi. A Petlura? Ataman także najchętniej widział Lwów czy Tarnopol w granicach Ukrainy, w styczniu 1919 doprowadził do zjednoczenia wojsk ZURL i URL (od tej pory połączone siły ukraińskie walczyły z Wojskiem Polskim), ale był większym realistą. Zdawał sobie sprawę, że jeśli nie uda się szybko zdobyć wspomnianych ziem, będzie trzeba porozumieć się z Polską nawet ich kosztem. A na to czekał Józef Piłsudski.

Orzeł i Tryzub kontra sierp i młot

Dla polskiego przywódcy Ukraina stanowiła najważniejszy, obok Litwy, element wschodniej polityki zagranicznej. Naczelnik Państwa, a zarazem Naczelny Wódz, zakładał, że jeśli Ukraińcom uda się stworzyć niepodległe państwo, będzie to dla Rosji gospodarczy cios, po którym się nie podniesie. Pozbawiona ukraińskich surowców, szczególnie zboża, przestanie stanowić zagrożenie dla sąsiadów - jeśli nie na dekady, to przynajmniej na lata. Gdyby zaś Moskwa wznowiła imperialne zapędy, to musiałaby się najpierw skonfrontować nie z Polską, a Ukrainą - "kijowskim buforem".

Brzmi cynicznie? Owszem, Piłsudskiemu zależało na państwie ukraińskim bardziej z powodu polskich interesów niż romantycznego braterstwa narodów. Jako sojusznik, dawał jednak Petlurze szansę na stworzenie wolnego kraju i zabezpieczenie się przed Rosjanami, czy to "białymi", czy to "czerwonymi". Pierwszym krokiem na drodze do polsko-ukraińskiego przymierza stał się rozejm: 1 września 1919 roku Wojsko Polskie i Armia URL przestały wojować. Kolejna sprawa, spór graniczny, została rozstrzygnięta 2 grudnia - delegacja URL zadeklarowała w Warszawie, że pozostawia Polsce Galicję Wschodnią i zachodni Wołyń.

Tydzień później Petlura po raz pierwszy spotkał się z Piłsudskim - w Belwederze, bez świadków, rozmawiali ze sobą 9 godzin. Tych spotkań było jeszcze wiele, dla nas kluczowa jest rozmowa z kwietnia 1920 roku. Po 4-godzinnej wymianie zdań politycy dali bowiem zielone światło do podpisania umowy polsko-ukraińskiej. Przeszła ona do historii jako umowa warszawska, belwederska, bądź Orła Białego i Tryzuba (ukr. trójząb, widniejący na herbie Ukrainy). Na mocy porozumienia Polska uznawała niepodległość swojego sąsiada (jako pierwszy kraj w Europie), sygnatariusze potwierdzili też wcześniejsze ustalenia graniczne i zastrzegli, że nie będą zawierać żadnych umów, wymierzonych w sojusznika.

Do tego doszła, podpisana 24 kwietnia, konwencja wojskowa głosząca m.in., że "wojska polskie i ukraińskie odbędą akcje wspólnie [...] przeciw wojskom sowieckim na terenach prawobrzeżnej Ukrainy". Była to zmiana o 180 stopni w dotychczasowych relacjach i nic dziwnego, że dokumenty wywołały po obu stronach polityczną burzę. Nad Wisłą najgłośniej protestowała endecja, uważająca, że ofensywa Piłsudskiego przyniesie Polsce tylko kontratak Sowietów. Wśród Ukraińców liczne grono nie mogło pogodzić się z utratą Galicji i Wołynia - należał do nich np. premier Izaak Mazepa, który podał się do dymisji. Niemniej, kości zostały rzucone i rozpoczęła się wyprawa kijowska.

Piłsudski uczy Ukraińców pływać

Czy Marszałek nie zaryzykował zbyt wiele, wyruszając z Wojskiem Polskim w głąb Ukrainy? Te pytania są stawiane do dziś, a krytycy Piłsudskiego podnoszą, że uderzył, gdy w najlepsze trwały przygotowania bolszewików do ofensywy na Białorusi. Atak w tym kierunku byłby rzeczywiście sensowniejszy z militarnego punktu widzenia, ale górę nad wojskowością wzięła polityka. I słusznie, bo jeśli Polakom i Ukraińcom udałoby się na dobre wypchnąć Armię Czerwoną za Dniepr, a Petlura objąłby władzę w Kijowie, doszłoby do geopolitycznego przewrotu. Przewrotu, jakiego ta część Europy jeszcze nie znała.

A jeśli plan się nie powiedzie? Marszałek nie ukrywał, że nie będzie mógł pomagać atamanowi i jego rodakom w nieskończoność, że wyprawa na Kijów to dla Ukraińców próba ogniowa. "Jeśli im [Ukraińcom] się uda [zbudować państwo], to się uda, nie osiągną sukcesu, to nie będą go mieć. Są dwa sposoby, by nauczyć ludzi pływania. Wolę sposób rzucania ich na głęboką wodę i zmuszania ich by pływali. To właśnie robię z Ukraińcami" - mówił dziennikarzowi "Daily News" 16 maja 1920. Z kolei w rozmowie z generałem Antonim Listowskim przyznawał, że "jeżeli nic się nie uda [Ukraińcom] zrobić, pozostawimy ten chaos własnym losom. Niech się burzy, trawi, wyniszcza, osłabia, zjada".

Niewątpliwie w układzie z Piłsudskim to Petlura był stroną słabszą. Gdy ruszała polsko-ukraińska ofensywa (25 kwietnia 1920), to polski przywódca dysponował blisko milionową armią, konkretnym terytorium, cieszył się międzynarodowym uznaniem itd. Ukraiński polityk był zaś "atamanem bez ziemi", wypchniętym przez bolszewików niemal do Bugu i uznawanym w zasadzie jedynie przez Polaków. Nawet wyzwolenie Ukrainy stanowiłoby tylko połowę jego sukcesu - musiał jeszcze utrwalić swoje rządy nad Dnieprem, a do tego potrzebne było poparcie społeczeństwa.

Tymczasem Bułak-Bałachowicz w kwietniu 1920 roku był już od kilku miesięcy polskim sojusznikiem. Nim do tego doszło, w szeregach "białej" Rosji walczył, wraz z wojskami estońskimi, przeciw czerwonoarmistom. W pewnym momencie między nim, a jego przełożonym, generałem Nikołajem Judeniczem doszło jednak do sporu. Poszło o politykę - Bałachowicz proponował, aby białorosyjscy wojskowi zaakceptowali niepodległość takich krajów, jak Estonia czy Finlandia. Judenicz, jako zwolennik niepodzielnej Rosji, nie tylko odmówił, ale uznał Bułaka za buntownika i zawiesił w obowiązkach dowódcy. W tej sytuacji nasz bohater powrócił do partyzantki, aż na początku 1920 roku trafił do Polski. Nie mógł się doczekać, gdy po raz kolejny wystąpi przeciw Armii Czerwonej.

Od Warszawy do Kijowa i z powrotem

Oddział Bałachowicza przyjęło się nazywać białoruskim, ale wśród jego podkomendnych byli przedstawiciele różnych narodowości. Od Rosjan (tych było najwięcej, bo 41%), przez Białorusinów (21%) i Ukraińców (23%), po Polaków (8%) - to polskie wyliczenia z lutego 1920. Łączyło ich z pewnością jedno - oddanie dowódcy, nazywanemu powszechnie “baćką". Zasłużenie, bo Bułak-Bałachowicz nieraz udowodnił, że traktuje żołnierzy, nie tylko swoich, po ojcowsku. Przykład? Gdy po zerwaniu z Judeniczem dowiedział się, że ten rozwiązuje swoją armię, ale nie zamierza zapłacić żołdu szeregowcom, po prostu go aresztował na terenie Estonii. Następnie zmusił Rosjanina do wypłaty zaległych pieniędzy, a na koniec chciał go wydać bolszewikom!

Na polecenie Bułaka Judenicza skrępowano, załadowano na wóz i posłano w stronę czerwonych. Generał miał szczęście - Estończycy w porę zawrócili pojazd, a sam Judenicz uzyskał później azyl od Brytyjczyków... Wróćmy tymczasem do wyprawy kijowskiej - pierwsze dni ofensywy przyniosły oszałamiające sukcesy. Do 2 maja w polsko-ukraińskiej niewoli znalazło się ponad 20 000 czerwonoarmistów, a już 7 maja nasza kawaleria wkroczyła do Kijowa. Piłsudski liczył, że choć bolszewicy nie podjęli walki o ukraińską stolicę i z pokiereszowanymi wojskami wycofali się za Dniepr, wkrótce wrócą, a wtedy siły polsko-ukraińskie rozbiją ich do reszty, Na Białorusi czerwone oddziały miała zaś powstrzymać armia generała Stanisława Szeptyckiego.

Naczelny Wódz miał nadzieję, że Szeptycki zdoła unieszkodliwić bolszewików, nim ci ruszą na zachód. No i Petlura - ten miał dojść z Ukraińcami do Morza Czarnego i zdobyć Odessę. Piłsudski czuł się na tyle panem sytuacji, że w majowym liście do premiera Leopolda Skulskiego proponował, aby ten osobiście przybył na front i omówił z nim dalsze postępowanie wobec Sowietów. Niestety, przeliczył się - Armia Czerwona przeszła niebawem do kontrnatarcia i na Ukrainie, i na Białorusi, kończąc swój pochód pod Warszawą. Wprawdzie Polakom udało się odeprzeć wroga, odnieśliśmy nawet dwa wielkie zwycięstwa pod Warszawą i nad Niemnem, ale o wolnej Ukrainie mogliśmy zapomnieć.

Przyczyn niepowodzenia było kilka, jedną z najważniejszych okazał się czas, a raczej brak czasu. Już 14 maja bolszewicy ruszyli z ofensywą na Białorusi, a 5 czerwca oddziały Siemona Budionnego - słynna Konarmia - znaleźli się na tyłach Polaków pod Kijowem. Efekt? Ewakuacja naszych żołnierzy z miasta kilka dni później. Gdyby Ukraińcom do tego czasu udało się rozbudować armię, losy wojny mogłyby się potoczyć inaczej. Niestety, ochotników wśród petlurowców było jak na lekarstwo, a powszechny pobór w znacznym stopniu pozostał na papierze. Choć i tak mógłby dać niewiele, bo ukraińscy chłopi w najlepszym razie odnosili się do żołnierzy Petlury obojętnie, w gorszym - po prostu wrogo.

Podobny stosunek mieli do Polaków i skądinąd trudno im się dziwić, bo po latach wojny pragnęli spokoju i ziemi, a nie wojennej tułaczki. Sprawy nie ułatwiał fakt, że zarówno petlurowcy, jak i nasi żołnierze dopuszczali się wobec cywilów grabieży, gwałtów, a nawet zabójstw. Takie przypadki nie mogły się równać z okrucieństwem bolszewików i były karane przez polskich dowódców, ale rzutowały na opinię o całej armii. Jak pisał Charles de Gaulle, wówczas członek francuskiej misji wojskowej, "chłop pragnie tylko uniknąć rekwizycji ostatnich kur czy ostatniego prosiaka [...]. W duszy rolnika mieszka jedno uczucie: nienawiść do żołnierza, wszystko jedno czy od Lenina, Petlury, Denikina czy Piłsudskiego".

Ostatnie lata Petlury i Bułaka

Nim przejdziemy, do opisu dalszych losów Bałachowicza i Petlury, musimy się odnieść do zarzutu, który pada wobec nich do dziś - antysemityzmu. Obu obwinia się o tolerowanie, a nawet zachęcanie żołnierzy do pogromów na Żydach. Prawda jest tymczasem taka, że ukraiński ataman nie tylko potępiał mordy, ale w miarę możliwości karał odpowiedzialnych za to zło. Podobnie Bułak, choć on w mniejszym stopniu niż Petlura panował nad podkomendnymi - o ile w boju bałachowcy byli zdyscyplinowani, o tyle poza nim często stosowali zasadę "róbta co chceta". Pamiętajmy jednak, że okrutne bywały wszystkie strony wojny, nie wyłączając Polaków.

A co na froncie? Nasi ukraińscy sojusznicy zapisali w wojnie z bolszewikami wiele pięknych kart, by wspomnieć tylko obronę Zamościa w wykonaniu pułkownika Marka Bezruczki (sierpień 1920). Z kolei bałachowcy wzięli udział m.in. w kontrofensywie znad Wieprza, a ich największym sukcesem było zdobycie we wrześniu Pińska. W ich ręce wpadło wówczas 2500 bolszewików i 280 wagonów z wojskowym sprzętem. Niebawem Polacy podjęli pokojowe rozmowy z bolszewikami i, niestety, w ich trakcie nie zachowali się przyzwoicie wobec sprzymierzeńców. Zaakceptowali np. obecność przedstawicieli Ukrainy Sowieckiej przy stole rokowań, godząc się równocześnie na brak delegatów Petlury.

 Czy zdradziliśmy Ukraińców? Z pewnością zbyt łatwo oddaliśmy pole Sowietom, nie tylko w powyższej kwestii. Delegacja przystała też na żądanie wydalenia z Polski sojuszniczych oddziałów. Dla części wojskowych, na czele z Piłsudskim, było to nie do zaakceptowania, ale nie mieli realnych możliwości oporu - Ministerstwo Spraw Wojskowych poleciło żołnierzom Petlury i Bałachowiczowa opuszczenie kraju. Stało się to na początku listopada, ale zarówno petlurowcy, jak i bałachowcy nie złożyli broni. Po przekroczeniu linii demarkacyjnej przez kilka tygodni walczyli z Armią Czerwoną, Bułak ogłosił nawet w zdobytym Mozyrzu niepodległość Białorusi, ale wkrótce bolszewicy wyparli jego siły do Polski.

Podobny los spotkał Petlurę i jego żołnierzy, a wkrótce jedne i drugie wojska trafiły do obozów internowania. Jeden z nich, pod Kaliszem, w maju 1921 roku odwiedził Piłsudski - to wówczas wypowiedział do ukraińskich żołnierzy słynne słowa: "Ja was przepraszam, Panowie, ja was przepraszam, to miało być zupełnie inaczej". A Petlura? Ataman do grudnia 1923 roku przebywał w Polsce, następnie wyemigrował do Paryża. Nad Sekwaną udzielał się jako publicysta, w założonym przez siebie tygodniku "Tryzub" publikował m.in. kroniki "Z Polski". Nie zrezygnował też z polityki i kierował pracami rządu ukraińskiego, czego nie mogli znieść Sowieci. Inspirowany przez nich zamachowiec zastrzelił atamana 25 maja 1926 roku.

Bułak-Bałachowicz pozostał zaś w kraju i zmagał się z problemami polskiej codzienności. Na początku lat 20. poważnie się zadłużył, aby uruchomić firmę pracującą przy wyrębie Puszczy Białowieskiej. W ten sposób zapewnił utrzymanie nie tylko sobie, ale i wielu swoim dawnym żołnierzom. Niestety, nie radził sobie z długami, w latach 30. myślał nawet o emigracji. Ostatecznie został, a w 1939 roku znowu założył mundur. Podczas kampanii wrześniowej zorganizował oddział (2000 ludzi), który nieraz dał się we znaki Niemcom. Potem przyszła pora na podziemie - w domu Bułaka odbywały się spotkania konspirującej młodzieży. Gdy w maju 1940 roku Gestapo przyłapało grupę na gorącym uczynku, nasz bohater najprawdopodobniej poświęcił życie, aby uratować podopiecznych. Wyprowadzany z domu przez Niemców, miał jednego z nich śmiertelnie uderzyć laską - na miejscu został zastrzelony. Zamieszanie wykorzystali jednak chłopcy, którzy uciekli gestapowcom.

Przy pisaniu tekstu korzystałem z publikacji: "Generał Stanisław Bułak-Bałachowicz: ostatni Kmicic II RP i wyklęci żołnierze wojny polsko-sowieckiej 1920 r." Marka Cabanowskiego, "Przegrane zwycięstwo. Wojna polsko-bolszewicka 1918-1920" Andrzeja Chwalby, "Polska i trzy Rosje. Polityka wschodnia Piłsudskiego i sowiecka próba podboju Europy w 1920 roku" Andrzeja Nowaka oraz "Symon Petlura - życie i działalność" Antoniego Serednickiego.