Reklama

Igrzyska olimpijskie miały się odbyć już rok temu. Nerwowo zaczęło się robić na początku pandemii. Padały pytania, czy Japonia poradzi sobie z organizacją. Przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach uspokajał, mówiąc: "prosimy o cierpliwość i zrozumienie. Jest za wcześnie, by o czymkolwiek decydować. Nie tracimy czasu i energii na rozważania. Skupiamy się na tym, by doprowadzić do organizacji igrzysk". Wtórował mu szef komitetu organizacyjnego letnich Igrzysk Olimpijskich w Tokio, który zadeklarował, że Japonia zorganizuje najważniejszą sportową imprezę czterolecia bez względu na to, w jakim kierunku rozwinie się pandemia koronawirusa. 

Pandemia w Japonii

Sytuacja stawała się jednak coraz bardziej dynamiczna, a niepewność, co do rozwoju pandemii, rosła. Sportowcy alarmowali, że w warunkach lockdownu i wchodzących nowych restrykcji, nie są w stanie przygotować się do tych igrzysk. W marcu 2020 roku niespodziewanie zapadła ostateczna decyzja o przełożeniu wielkiej sportowej imprezy na rok 2021, między 23 lipca a 8 sierpnia.

Reklama

Trudno dziś dywagować, jak wyglądałaby sytuacja pandemiczna w Japonii, gdyby igrzyska odbyły się w pierwotnym terminie, ale wyspiarze lepiej od samego początku radzili sobie z covidem niż inne państwa. Na kilometr kwadratowy żyje tam nawet dwa razy więcej osób niż w państwach Europy. Większa jest tam też liczba mieszkańców z grupy ryzyka. W Japonii żyje ponad 34 mln osób powyżej 65. roku życia, dla przykładu w Niemczech, to blisko 18 mln. Tymczasem w Japonii w wyniku covida lub chorób towarzyszących zmarło 13 tys. osób, a w Niemczech 89 tys. W Japonii noszenie maseczek, utrzymywanie dystansu, zawsze były na porządku dziennym. W roku 2020 japoński rząd zdecydował się na wprowadzenie kraju w głęboki lockdown, zamknięcie się przed turystami.

Pytania o możliwość organizacji przeniesionych z ubiegłego roku igrzysk powróciły w styczniu. W Japonii pogorszyła się sytuacja w szpitalach, później niż w Europie ruszyły szczepienia, a zmęczeni lockdownem Japończycy zaczęli coraz głośniej mówić o tym, że olimpiada nie powinna się odbyć. Na ulicach Tokio czy Kioto regularnie odbywały się demonstracje. Jednak komitet organizacyjny, wspierany przez tamtejszy rząd, zapewniał, że było sporo czasu na to, by dobrze przygotować się do największej czteroletniej letniej imprezy sportowej.

To będą igrzyska, na których dyscyplina i porządek odgrywać mają kluczową rolę, a Japończycy potraktowali sprawę na tyle poważnie, że niektórym już odechciało się przyjazdu. Wielu wolontariuszy zrezygnowało z pracy, tłumacząc, że warunki, w jakich przyjdzie im pomagać, są wręcz skandaliczne. Na licznych forach można przeczytać, że czują się na miejscu jak w więzieniu. Sportowcy przecierają oczy ze zdumienia, bo muszą podpisywać oświadczenia, w których w pełni przejmą odpowiedzialność za skutki zakażenia kornonawirsuem i zrezygnują z jakichkolwiek roszczeń wobec organizatora. 

O spontaniczność będzie trudno

Dla dziennikarzy to również będzie wydarzenie, jakiego jeszcze nie obsługiwali. Brałem udział w wielu imprezach, nie tylko sportowych, na których bezpieczeństwo było priorytetem, a biurokracja była wyjątkowo męcząca. Ale Tokio przebija wszelkie granice. Od tygodni akredytowane media są dosłownie bombardowane mailami z Japonii. Liczba tabelek w exelu, które trzeba wypełnić, osiąga rekordy. Czytając całą korespondencję, coraz częściej zastanawiam się, czy da się te igrzyska ogarnąć. Coraz częściej boję się, że czegoś nie wypełniłem, coś przeoczyłem i zapomniałem. Ale jestem też przekonany, że Tokio 2021 będzie wyjątkowo ciekawym tematem, samym w sobie. 

Już dziś dziennikarze muszą określić, co chcą robić w Japonii, w jakich miejscach zamierzają się pojawić, jak długo w nich przebywać i w jaki sposób do nich dojeżdżać. Nazwano to planem aktywności, na który organizator musi dać zielone światło, nawet jeżeli jest to zrobienie krótkiej relacji w charakterystycznym miejscu. To oznacza, że z dziennikarską spontanicznością raczej będzie kiepsko. Powstała cała instrukcja tzw. playbook, w którym organizator wyjaśnia, jak wyglądać będzie nasza praca na miejscu. To będzie pełna inwigilacja. Dwa tygodnie przed przyjazdem musimy raportować nasz stan zdrowia, symptomy, temperaturę. Co zrozumiałe, powinniśmy w tym czasie zminimalizować kontakty.

Japończycy już dziś chcą wiedzieć, ile walizek chcemy ze sobą zabrać, konieczna jest lista leków, które zamierzamy spakować do apteczki, a nasz lekarz musi potwierdzić, że są one konieczne. Krótko przed odlotem trzeba wykonać dwa testy. Warunkiem przylotu do Japonii jest posiadanie smartphona, na którym muszą być zainstalowane dwie aplikacje. Jedna służy do raportowania stanu zdrowia na miejscu, druga śledzi nasz każdy krok w Japonii. Przez pierwsze trzy dni obowiązywać będzie nas kwarantanna w hotelu, każda redakcja musi mieć na miejscu tzw. oficera łącznikowego, który będzie ściśle współpracował z lokalnymi służbami, również sanitarnymi. Przez pierwsze dwa tygodnie dziennikarze nie będą mogli korzystać z komunikacji publicznej. Do naszej dyspozycji będą tylko i wyłącznie specjalne autobusy lub tzw. czarterowe taksówki. Jedzenie możliwe będzie tylko w wyznaczonych restauracjach, a zakupy w wybranych sklepach. Wywiady ze sportowcami możliwe będą tylko i wyłącznie po wydaniu zgody przez organizatora i wystawieniu specjalnej e-przepustki. Ze względów pandemicznych, kontakty uczestników igrzysk i mediów ograniczone zostaną do absolutnego minimum. Japończycy przekazali nam jasne instrukcje. Mamy nie spotykać się z obcymi, nie wolno nam odwiedzać miejsc turystycznych, korzystać z siłowni, maseczkę zdejmujemy tylko do spania i jedzenia. Miejsce zakwaterowania można nam opuścić, tylko w przypadku, gdy udajemy się do oficjalnych miejsc igrzysk. Mamy utrzymywać dystans, nie mieszać się z ludźmi, non stop zaglądać do aplikacji, która poinformuje nas, czy mieliśmy kontakt z osobą zakażoną koronawirsuem, czy też z osobą, która miała kontakt z inną osoba zakażoną.

Przez cały czas trwania igrzysk obowiązywać będzie zasada rezerwacji aktywności mediów. Oznacza to, że każdy dziennikarz codziennie będzie musiał składać pisemny wniosek, w którym wyjaśni, co chce zrobić następnego dnia i dopiero po wydaniu zgody, będzie mógł przystąpić do pracy. W ciągu jednego dnia będzie można pojawić się w maksymalnie dziesięciu miejscach. Aplikacja zainstalowana na smartphonach będzie nas alarmować, jeżeli nasza aktywność jest zbyt intensywna, a liczba spotkań z innymi osobami zbyt duża. Japończycy będą też na bieżąco decydowali, jak często dziennikarze będą testowani. Liczba covidowych testów będzie uzależniona od liczby spotkań ze sportowcami i członkami narodowych reprezentacji. To może być nawet nakaz codziennego testowania.

Tylko oklaski

Ale nie tylko dziennikarzy, sportowców i wolontariuszy dotknie covidowy reżim. To będą igrzyska bez międzynarodowej publiczności. Nie oznacza to jednak, że trybuny będą w stu procentach puste. Japończycy będą mieli szansę przyglądać się zawodom pod jednym warunkiem. Nie wolno krzyczeć i śpiewać. Jedynie oklaski mają być formą wyrażania sportowych emocji. Z tym problemu nie powinno być, bo Japończycy są narodem zdyscyplinowanym i podchodzą do innych z ogromnym szacunkiem. Choć i oni mają pewną granicę cierpliwości i już nie raz demonstrowali swoje niezadowolenie z powodu organizacji igrzysk w Tokio. Z niecierpliwością czekam na ich rozpoczęcie. Bo choć dziennikarska aktywność ze względu na pandemię będzie ograniczona, to jestem jednak przekonany, że będzie o czym mówić i pisać.