Jak daleko sięga nasza empatia? I dlaczego dajemy sobie wmówić, że koszula bliższa ciału? Czym grozi krótkowzroczność i nieumiejętność dostrzegania człowieka w drugim człowieku?
Przypomnijmy sobie Arabską Wiosnę, protesty na placu Tahrir, początek wojny domowej w Syrii, czy antyrządowe demonstracje na Majdanie Niepodległości w Kijowie. To były wydarzenia, które przez dość długi czas przyciągały naszą uwagę. Czy przyciągają ją nadal?
Ukraina, nie tylko jako połączony z Polską wieloma wspólnymi mianownikami, kulturowy superorganizm, bardziej nas oczywiście poruszała niż dość odległa Afryka, czy - tylko z nazwy - Bliski Wschód. O ile łatwiej przeglądać się w człowieku, który, otulony żółto-niebieską flagą, śpiewa w tłumie protestujących.
Chwila wspomnień, może wzruszenia i pytanie: co się teraz dzieje na Ukrainie?
Cisza.
Wśród bardziej wyrazistych, chwytających za serce informacji zza wschodniej granicy, można wymienić historię 50 noworodków urodzonych przez surogatki na zamówienie obcokrajowców - dzieci, czekających na odbiór w jednym z kijowskim hoteli. To było w maju 2020 roku. Może jeszcze śmierć Mykoły Mykytenki po próbie samospalenia na Majdanie w październiku. Wojna w Donbasie i kryzys humanitarny już nas tak nie poruszają, bo do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić.
W najnowszym raporcie Care, dotyczącym najbardziej przemilczanych kryzysów humanitarnych 2020 roku, na czwartym miejscu jest właśnie nasz wschodni sąsiad - tuż za podium, na którym znalazły się Burundi, Gwatemala i Republika Środkowoafrykańska.
W pierwszej dziesiątce wspomnianego rankingu znalazło się aż sześć kryzysów w państwach afrykańskich. Pomyślimy sobie: no tak, bo właściwie, co mnie interesuje Afryka czy Azja?
- Gdy wracałem pamięcią do ofiar kryzysów humanitarnych w Afryce, na Bliskim Wschodzie - takich, które się przeciągają, o których świat zapomniał - nie tylko media, ale w ogóle wspólnota międzynarodowa - zawsze mnie uderzało, że ci ludzie mają świadomość, że są zapomniani. Nie jest tak, że w Jemenie mieszkańcy są odcięci od informacji ze świata. Do nich to wszystko dociera. Pamiętam Jemeńczyków, którzy mi ciągle powtarzali, że są zapomnianymi ludźmi w zapomnianym kraju - mówi rzecznik Polskiej Akcji Humanitarnej Rafał Grzelewski.
Choć czasem z trudem przyjdzie wskazać na mapie Jemen czy Syrię, nie mówiąc o szerszej wiedzy na temat historii tych państw, to już zdjęcia łodzi wypełnionych młodymi mężczyznami zostaną w pamięci na dłużej. Dajemy się bezkrytycznie ponieść wyrazistym narracjom. A to pułapka.
- W myśleniu, że bliższa koszula ciału, kryje się wiele niebezpieczeństw - przestrzega rzecznik PAH i zauważa, że istnieje bariera w myśleniu o mieszkańcach odległych nam zakątków świata. Postrzegamy ich jako "innych" - inaczej myślących, zachowujących się, czasem groźnych, porywczych, roznoszących choroby. Bo taki obraz często wyłania się z mediów.
No więc, jacy to ludzie tak bardzo nas nie interesują? Jacy oni są?
- Tacy sami jak my - tak samo przeżywają emocje, mają podobne marzenia, chcą żyć w spokoju, wrócić do swoich domów. Natomiast nie są absolutnie tacy jak my pod względem cierpienia, którego doznali, ponieważ doświadczają lub doświadczyli w swoim życiu sytuacji skrajnych - przemocy, głodu, prześladowań, tortur, chorób. Taka jest różnica - mówi Grzelewski, który ma za sobą misje w Jemenie, Iraku, Somalii czy Sudanie Południowym.
Czas na krótki rachunek sumienia. A następnie na rachunek - już bez sumienia.
Gdyby nie wydarzyła się pandemia, problemy Globalnego Południa (wrócimy do tego określenia) pozostałyby dla większości dość odległe. A tak sprawa jest prosta. Nie da się dbać tylko o swój dobrobyt. Wystarczy powtórzyć za pełniącą funkcję zastępcy sekretarza generalnego ONZ Aminą J. Mohammad, że nie będziemy bezpieczni, dopóki wszyscy nie będą bezpieczni.
Nie wiem, ile jest w tym podejściu empatii, a ile chłodnej kalkulacji. Grzelewski zauważa:
I wcale nie załatwi sprawy zabezpieczenie odpowiedniej liczby szczepionek dla mieszkańców krajów dotkniętych różnego rodzaju kryzysami, bo zwyczajnie nie ma ich kto zaszczepić.
- Chociażby w Jemenie ponad połowa ośrodków zdrowia została zniszczona przez działania wojenne. Lekarze albo wyjechali, albo zginęli, albo uciekli, bo szukali lepszego miejsca do wykonywania zawodu. Usługi publiczne tąpnęły do tego stopnia, że nie wypłacano pensji lekarzom - podkreśla rzecznik PAH.
Jakby tego było mało, do listy problemów trzeba dopisać kwestie logistyczne. Dowiezienie szczepionek w bardzo odległe rejony, zwłaszcza tam, gdzie transport utrudniają wysokie temperatury, uniemożliwiające utrzymanie łańcucha chłodniczego, jest nie lada wyzwaniem.
- Ponieważ dystrybucja w ramach programu Covax jest daleka od efektywnej, szczepienia przebiegają z opóźnieniem i zdaje się, że nie uda się osiągnąć zamierzonego celu, czyli żeby zaszczepić mieszkańców 92 biedniejszych krajów. Widać ten brak solidarności już teraz - zaznacza Grzelewski. - To jest pandemia, czyli epidemia, która jest absolutnie ponad podziałami kontynentalnymi i warto o tym pamiętać - dodaje.
Zatem, co zrobi wrażenie na nas, żyjących w dość komfortowych warunkach czytelnikach? Nagłe kryzysy, duże wstrząsy, konflikty zbrojne i katastrofy naturalne. Bo te informacje obiegają wszystkie media, obrazki mają szansę dotrzeć do szerokiej grupy odbiorców.
- Pamiętamy Sudan Południowy, bo wtedy wyłaniało się nowe państwo po latach wojny, a potem o Sudanie Południowym się właściwie w ogóle nie słyszało. Czasami przedzierają się informacje, że jest tam potworny głód i faktycznie ten głód jest absolutnie rekordowy z różnych powodów - podkreśla rzecznik PAH. Tyle że konflikt zbrojny i problem niedożywienia towarzyszy temu państwu od początku jego istnienia, czyli od 2011 roku.
- Takie tematy szybko się wypalają w mediach. A na miejscu niewiele się zmienia - mówimy o katastrofach naturalnych, sytuacjach kryzysowych, związanych z konfliktem zbrojnym, który się skończył. Do poszkodowanych zwykle dość szybko dociera pierwsza fala pomocy humanitarnej, służąca przetrwaniu - jak usuwanie gruzu, dostarczanie żywności. Ale ludzie zostają później w kryzysie - bez domu, bez dobytku, bez pracy. Często są okaleczeni psychicznie. Najtrudniej jest zainteresować kryzysami, które trwają od lat i są daleko - kryzysami przeciągającymi się bez rychłych perspektyw na rozwiązanie, trudnymi, złożonymi - dodaje.
Żeby oporny odbiorca przejął się, czy choćby zainteresował sytuacją, trzeba wytłumaczyć całą złożoność problemu. Nie w sposób naukowy, ale na poziomie ludzkim.
- Coraz częściej w pomocy humanitarnej mówimy o megakryzysach, kiedy na jeden kryzys nakładają się kolejne - np. teraz, gdy w Sudanie Południowym mamy skutki zmian klimatycznych, wielkiej powodzi, następnie pandemię koronawirusa, problemy ekonomiczne, plagę szarańczy, która nawiedziła ten kraj w zeszłym roku i była rekordowo wielka. No i do tego dochodzi konflikt zbrojny, który tam ciągle trwa i przejawia się w różnych postaciach. Trudno jest mówić o krajach, które mają wielopoziomowe problemy. Łatwiej jest powiedzieć o jednym dramacie - tłumaczy.
Ponieważ w tekście zostało już przywołane Globalne Południe, wyjaśnijmy, że chodzi o dawne kraje tzw. Trzeciego Świata. W określeniu "Globalne Południe" nie ma już rozdźwięku i klasyfikowania świata według etapów rozwoju. Nie ma też oceny i podziału na "kraje rozwinięte" i "kraje rozwijające się", wskazującego każdemu z nazwanych jego miejsce. Rzecznik PAH wyjaśnia:
Choć określenie samo w sobie jest mniej krzywdzące, to nadal pochylamy się nad przykrym wspólnym mianownikiem: to są kraje zapomniane. Globalne Południe nas nie rusza.
Polska Akcja Humanitarna realizuje obecnie wspólnie z Google.org (odnoga charytatywna firmy Google - red.) projekt, który ma przybliżyć losy ludzi z państw dotkniętych kryzysami humanitarnymi. To specjalna platforma, która - dzięki technologii VR - umożliwi "wejście" do tego odległego świata.
Wyobraźmy więc sobie, że wchodzimy do czyjegoś domu. Jest to na przykład namiot, w którym próbuje żyć rodzina uchodźców. Jesteśmy w stanie zobaczyć, jak żyją, co jedzą, z czego się śmieją, popatrzeć im w oczy, a przede wszystkim posłuchać ich opowieści o dawnym życiu, codziennych troskach i nadziejach na przyszłość. Bez panicznego strachu, że ta odmienność nas zabije.
To bezpośrednie zderzenie z innością, zmniejszenie dystansu, ma umożliwić - jak podkreśla Grzelewski - dostrzeżenie w drugim, odmiennym człowieku człowieka, brata.
Bo tego nam brakuje.
- Trzeba pokazać historię drugiego człowieka, ale z szacunkiem i godnością. Nie w cierpieniu, chorobie, czy skrajnej biedzie. Sami też pewnie nie chcielibyśmy być tak pokazywani - podkreśla rzecznik PAH.
Jest to jakiś wstęp do zmiany sposobu myślenia o dramacie człowieka na drugiej półkuli. Jeżeli świat, mimo znacznie uboższego dostępu do mediów i przepływu informacji, wiedział o zbrodniach przeciwko ludzkości, do jakich dochodziło w czasie II wojny światowej, i nie reagował, to dlaczego nas to dziś oburza? Nas, którzy możemy przełączyć pilotem dokument o ludobójstwie Rohindżów w Birmie, gdy tylko mamy ochotę obejrzeć coś innego.
Czy więc mamy do czynienia ze znieczulicą toczącą żyjący pod ciepłym kocem Zachód (lub, patrząc z innej perspektywy, Północ)?
- Trudno powiedzieć, czy jest to znieczulica. Socjolodzy czy raczej socjobiolodzy tłumaczą to naturalną tendencją, która popycha nas do pomagania raczej swojej najbliższej grupie, swoim krewniakom, niż ludziom, których nie znamy. I to jest coś, co możemy nazywać powszechnikiem kulturowym. Tak się dzieje właściwie wszędzie - tłumaczy rzecznik PAH.
Poza te ograniczenia wychodzą właśnie organizacje pomocowe, humanitarne. Taka jest ich rola. Pokazać perspektywę, przekonać, że to, co się dzieje poza linią horyzontu - tego dosłownego i tego, który jest w naszych głowach - ma wpływ na bezpieczeństwo świata, a w niektórych sytuacjach może mieć po prostu wpływ na bezpieczeństwo naszego podwórka.
- Jeśli nie kierują nami pobudki etyczne, potrzeba pomocy cierpiącemu człowiekowi, to myślmy z troską o świecie, który jest bardzo współzależny i w naszym interesie jest, żeby był lepszym miejscem do życia dla wszystkich - zauważa Grzelewski.
W sytuacji, gdy świadomie omijamy informacje ze świata i kręcimy się wokół trzepaka na własnym podwórku, wzbijając pył, w którym niewiele widać, nie powinniśmy się dziwić i oburzać, gdy nasze problemy ktoś kiedyś wyłączy krzyżykiem na ekranie.