Tak się złożyło, że na rozmowę z prof. Mateuszem Hołdą umówiliśmy się w dniu jego urodzin. Pod koniec września skończył 31 lat, ale skrót przed jego nazwiskiem to absolutnie nie żadna pomyłka. O prof. Hołdzie zrobiło się głośno nieco ponad rok temu, kiedy stał się najmłodszym profesorem w historii Polski. A udało się mu to jeszcze przed trzydziestką. Z kolei od kilku tygodni o nim i jego zespole HEART mówi już cały świat, bo naukowcy odkryli nową przyczynę udaru mózgu.
Trudno uwierzyć, że zaledwie kilka lat temu prof. Hołda - podobnie jak za kilka dni setki tysięcy studentów - po raz pierwszy przekroczył próg uczelni, by zgłębiać tajniki medycyny.
Prof. Hołda wychował się w niewielkiej wsi w powiecie tarnowskim. Jako dziecko lubił spędzać czas na dworze, a nauka była dla niego... przykrym obowiązkiem. - Nie będę hipokrytą i nie powiem, że lubiłem się uczyć - przyznaje. Mimo to w szkole szło mu świetnie - na świadectwach miał same szóstki i piątki. - Tylko z W-F miałem czwórki - dodaje.
Myśl, żeby zostać lekarzem, pojawiła się w gimnazjum. Wówczas jego ulubionym serialem był "Ostry dyżur". - To był czas, kiedy trzeba było wybierać jakieś liceum i zastanowić się, co robić dalej. Jestem typem człowieka, który lubi mieć w życiu wszystko poukładane i zaplanowane, więc jak już sobie postanowiłem, że chcę być lekarzem, to największy nacisk zacząłem kłaść na naukę biologii i chemii.
Wybór padł więc na klasę o profilu medycznym w liceum w Krakowie, a następnie na kierunek lekarski na Uniwersytecie Jagiellońskim. Prof. Hołda podkreśla, że były to samodzielne decyzje, a jego rodzice nie wybierali mu ścieżki kariery. - Mówili tylko, abym się uczył, żeby mieć jakiś porządny zawód.
Od początku dla prof. Hołdy było jasne, że jako lekarz zajmie się sercem. Chciał zostać kardiochirurgiem. - Jakoś zawsze mnie ten organ fascynował. Ma coś magicznego, przyciąga. Nawet w popkulturze występuje jako taki wyjątkowy organ, nikt nie pisze przecież piosenek o wątrobie, a o sercu prawie każdy - mówi prof. Hołda.
Kiedy pytam o najlepszy dzień na studiach, prof. Hołda śmieje się: "Ostatni. Rozdanie dyplomów".
Do tego czasu upłynęło jednak wiele dni, spędzonych na ciężkiej pracy, by mógł zostać profesorem przed trzydziestką. - Myślę, że wytrwałość i kilka szczęśliwych trafów pozwoliło, że ta kariera u mnie potoczyła się tak, a nie inaczej. Na początku po prostu przyszedłem na uczelnię i studiowałem tak, jak każdy - mówi młody naukowiec.
Wszystko zaczęło się od drugiego roku studiów, który według prof. Hołdy był trochę luźniejszy i był czas na to, aby oprócz codziennej nauki z podręczników, znaleźć jakieś dodatkowe zajęcia.
- Zapisałem się do kilku kół naukowych, jednym z nich było koło anatomiczne. Tam stawiałem swoje pierwsze kroki. Wtedy opiekunem koła była śp. pani docent Wiesława Klimek-Piotrowska, która postanowiła zająć się anatomią układu sercowo-naczyniowego. Była pierwszym kierownikiem zespołu HEART, który powstał w ramach koła, moim pierwszym mentorem i przyjacielem naukowym. Naszą współpracę przerwała jednak jej przedwczesna śmierć.
Prof. Hołda wspomina, że od momentu rozpoczęcia pracy w kole zajmował się już nie tylko studiowaniem medycyny, ale również codziennymi badaniami naukowymi:
Czy oznacza to, że podczas studiów nie miał w ogóle czasu na imprezowanie? - Może imprezowanie to za dużo powiedziane, kto studiował medycynę ten wie, że tam nie ma na to czasu. W przypadku studenta medycyny impreza to jakieś wyjście ze znajomymi na piwo, a na to jak najbardziej znajdował się też czas.
Młody naukowiec mówi, że kiedy zaczynał, nie przyszło mu w ogóle do głowy, że już za kilka lat zostanie profesorem i to najmłodszym w historii Polski. - Dla mnie to był sposób na życie studenckie - chciałem odkryć coś nowego, opisać coś nowego, zaistnieć w świece naukowym. Prace badawcze wiązały się oczywiście z wyjazdami na konferencje naukowe, z możliwością otrzymania stypendium. Takie małe rzeczy też motywowały do tego, by tą nauką się zajmować.
- O tym, że mogę zrobić doktorat, będąc na studiach, dowiedziałem się dwa miesiące przed tym, jak złożyłem pracę doktorską. Ktoś mi powiedział, że istnieje dla mnie taka furtka, bo dostałem Diamentowy Grant - wyjaśnia prof. Hołda. Laureaci tego programu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego mogli wówczas skrócić ścieżkę kariery naukowej i ubiegać się o doktorat z pominięciem stopnia magistra.
- Byłem wtedy już dość ukształtowanym naukowcem z dorobkiem około 30 artykułów, więc mogłem "złożyć" z nich pracę doktorską i przedstawić ją do recenzji.
To był rok 2017. Prof. Hołda był wówczas studentem szóstego roku medycyny. Trzy lata później uzyskał stopień doktora habilitowanego nauk medycznych, by w lipcu 2022 roku - w wieku 29 lat - stać się najmłodszym w historii Polski profesorem.
Do uzyskanych w tak młodym wieku tytułów naukowych trzeba dopisać jeszcze liczne nagrody i wyróżnienia, choćby te z ostatniego czasu: Supertalenty w Medycynie 2023, Wektory 2023, czy Złoty Medal "Polonia Minor" oraz takie osiągnięcia, jak już wspomniane odkrycie nowej przyczyny udaru mózgu.
Ale prof. Hołda najbardziej dumny nie jest z nagród, czy wyróżnień, tylko z zespołu, którym kieruje:
- Zaczynaliśmy z panią docent Klimek-Piotrowską i doc. Mateuszem Koziejem od zera. Nie mieliśmy absolutnie nic - ani materiału badawczego, ani środków na badania. Mieliśmy do dyspozycji tylko jedno pomieszczenie. Tak naprawdę w 10 lat udało nam się stworzyć świetnie prosperujący zespół HEART, otrzymujący liczne granty, zgromadzić sprzęt i wszystko, co jest potrzebne, by badania prowadzić na najwyższym światowym poziomie.
Zespół nawiązał też współpracę z kilkoma uczelniami zagranicznymi m.in. z Uniwersytetem w Manchesterze (Wielka Brytania) i w Kalifornii oraz Minnesocie (USA).
- Odwiedzając partnerskie ośrodki za granicą wiemy, że nie odstajemy od nich w żaden sposób. To, co stworzyliśmy w Krakowie, jest na naprawdę światowym poziomie. Współpraca z zagranicznymi ośrodkami jest partnerska - my jeździmy do nich, oni do nas, piszemy wspólne publikacje, robimy wspólne projekty. Oczywiście można byłoby narzekać, że mamy mniej pieniędzy niż nasi zachodni koledzy, bo granty u nas są o wiele niższe i trudniejsze do zdobycia, ale mam nadzieję, że to się będzie zmieniać i będziemy mogli przetrwać na tym rynku naukowym - dodaje. A to istotne, bo zespół pod jego kierownictwem cały czas prowadzi intensywne badania. - Czy odkryjemy jeszcze coś na miarę kieszonki przegrodowej? Myślę, że jak najbardziej. Tajemnic, które skrywa serce, jest do odkrycia bardzo dużo.
Kiedy pytam profesora, co robi w czasie wolnym, on się śmieje, że "najpierw trzeba go mieć". - A z tym będzie jeszcze ciężej w roku akademickim - dodaje. Wolne od medycyny chwile to przede wszystkim późne wieczory, a wtedy wybór zajęć jest ograniczony. - Przeglądam facebooka, czytam książki, oglądam seriale - wymienia. Na playliście nie ma już jednak "Ostrego dyżuru", bo boi się, że posiadana wiedza medyczna mogłaby zepsuć mu dobre wspomnienia z dzieciństwa związane z tym serialem.
Czasami udaje się mu też znaleźć czas na dłuższe wakacje. Wtedy młody naukowiec podróżuje. Destynacje są przeróżne - od spokojnych miejsc, gdzie traci się zasięg, po weekendy w dużych metropoliach. Jego ulubionym kierunkiem są jednak Stany Zjednoczone. - To świat w pigułce, a piękno tamtejszej przyrody jest nie do opisania. Mam plan, by odwiedzić wszystkie parki narodowe w USA - dodaje.
Jakie rady dla przyszłych studentów ma najmłodszy w Polsce profesor?
- Róbcie to, co kochacie i z czym chcecie związać swoją przyszłość. Jeśli uważacie, że wybrane studia są dla was, to się im poświęćcie w całości. Systematyczną pracą i uporem możemy wiele osiągnąć. Jeśli studia nie są dla nas, to je zmieńmy. Studia to też okres zawierania nowych znajomości, więc rozwijajmy swoją sieć kontaktów. To procentuje później w przyszłej pracy. I nie poddawajmy się, bo po drodze, zwłaszcza na początku, będzie więcej porażek niż sukcesów, ale z każdej porażki można wyciągnąć cenną lekcję.