Kiedy 5 stycznia Demi Moore wyszła na scenę, aby odebrać Złoty Glob dla najlepszej aktorki za rolę w filmie "Substancja", 62-letnia aktorka wyznała, że po raz pierwszy otrzymała branżowe wyróżnienie tego kalibru, mimo że uprawia ten zawód 45 lat. "30 lat temu pewien producent powiedział mi, że jestem aktorką popcornową, a ja mu uwierzyłam, co z czasem mnie zniszczyło" - mówiła do poruszonej widowni, która nagrodziła ja burzą oklasków.
Demi nie musiała kryć się z uczuciami, bo historię walki o siebie opisała we wstrząsającej, niezwykle szczerej autobiografii "Inside Out", co w dosłownym tłumaczeniu znaczy "Od wewnątrz na zewnątrz". (Jej polski "wygładzony" tytuł to po prostu "Intymnie. Demi Moore"). Opisała w niej smutne i niezwykle trudne dzieciństwo z rodzicami, którzy nigdy nie byli dla niej wsparciem, walkę z zagrażającą życiu, wtedy mało znaną chorobą, gwałt w wieku kilkunastu lat, który położył się cieniem na jej psychice, a wreszcie zmagania z własnym ciałem i dziką obsesję na punkcie wyglądu, jaką zaszczepiło w niej Hollywood i związek z młodszym mężczyzną.
O ile przeciętny kinoman dobrze zna jej głośne filmy, te kultowe i te, które okazały się katastrofą, o pełnym traum życiu Moore, do momentu ukazania się książki w 2019 roku, wiedział niewiele. Momentem zwrotnym dla otrząśnięcia się z letargu, było przedawkowanie narkotyków i uświadomienie sobie, że życie całkowicie wymknęło się jej spod kontroli. I jednocześnie odkrycie, że była tak zajęta byciem tym, kim chcieli mężczyźni jej życia, że nie miała dotąd okazji być sobą. To był moment, w którym postanowiła zapanować nad bałaganem, w jaki się wpędziła, a świadomość, że wielkiemu szczęściu zawdzięcza to, że wciąż jest wśród żywych, stała się impulsem do zerwania ze "wspomagaczami".
O dziwo, los sprawił, że doświadczenia, które omal jej nie zabiły, dla Coralie Fargeat, reżyserki filmu "Substancja", (dotąd znanej z brutalnego thrillera "Zemsta"), były "atutami" Moore. Wiedziała, że ma do czynienia z aktorką, która doskonale zrozumie przesłanie filmu, bo sama doświadczyła obsesji, o których opowiada.
Posłała jej scenariusz z adnotacją, że nie wyobrażą sobie lepszej kandydatki do głównej roli.
Gdy Demi Moore przeczytała scenariusz "Substancji", szybko zdała sobie sprawę z jego wyjątkowości. I z faktu, jakiego kalibru "pociskiem" jest dzieło. Wiedziała, że kontrowersyjny i mocny film może okazać się wydarzeniem, które przyniesie jej sukces, albo - wręcz przeciwnie, pogrzebie ze szczętem jej i tak ledwie zipiącą karierę.
Postanowiła zaryzykować. Całe dorosłe życie spędziła na badaniu swojej anatomii pod kątem oznak starzenia, które powstrzymać miały (skądinąd skutecznie) kolejne operacje plastyczne. Nie przeszkadzało jej, że będzie musiała zagrać w scenach nagości, a jej zregenerowaną postać zagra 30 lat młodsza aktorka, która ją przyćmi. Przeciwnie, cieszyło ją, że nareszcie nie musi stawać na rzęsach, by zachwycać wyglądem. Poczuła wielką ulgę, choć przyznajmy: 62-letnia Moore zwala z nóg i wygląda lepiej, niż gdy miała 25 lat mniej.
"Substancja" to feministyczny body horror z tak oryginalną warstwą wizualną, że ukryty pod nią przekaz dotyczący wszelkich odmian przemocy wobec kobiet, musi nami wstrząsnąć. Zasłużona nagroda za najlepszy scenariusz w Cannes w 2024 roku, gdzie film miał premierę, pociągnęła za sobą kolejne, aż po 5 nominacji do Oscara. Jako konfrontacyjna satyra na obsesję wiecznej młodości wydaje się też znacznie lepsza niż filmy dwóch ostatnich zdobywców Złotej Palmy: "Titane" Julii Ducournau i "Trójkąt" Rubena Östlunda.
Grana przez Elisabeth to starzejąca się gwiazda Hollywood, dziś już po pięćdziesiątce, czyli w wieku "niewidzialnym" jako kobieta. Jako celebrytka prowadzi program fitness, który rekordy oglądalności też ma już za sobą. Obrzydliwy dyrektor imieniem Harvey (odniesienie do Weinsteina) decyduje, że jest za stara, by dalej go prowadzić. Scena, gdy z ustami pełnymi krewetek w majonezie zapowiada rychły koniec kontraktu Elisabeth, to pokaz mizogini i chamstwa.
Elisabeth jest załamana, ale wkrótce w gabinecie lekarskim młody lekarz mówi jej o nowym, eksperymentalnym produkcie zwanym "Substancją". Może on wygenerować z jej ciała nową, młodszą i piękniejszą wersję siebie. W dodatku w domowym zaciszu. Elisabeth mimo obaw bierze lek i wkrótce z jej rozprutego (dosłownie) kręgosłupa, "rodzi się" zachwycającą młodością i urodą Sue (Margaret Qualley), której urok obezwładnia Harveya. Sue zastępuje Elisabeth na antenie, ale jest mała zagwozdka - musi opuszczać studio co dwa tygodnie, aby pozwolić dawnej Elisabeth wracać do własnego wcielenia. I tak na zmianę - substancja generuje przemianę Sue w Elisabeth i na odwrót. Każda ma swój czas, a warunkiem jest przestrzeganie zasad.
Wszystko działa do momentu, w którym Sue je złamie, nie chcąc wracać do "starego" wcielenia i podwaja dawkę "substancji". To sprawia, że ciało Elisabeth na naszych oczach zaczyna się rozpadać - ropieje, wiotczeje, jego fragmenty odpadają, przebijając nawet najodważniejsze sceny z filmów Davida Cronenberga. Demi Moore mówi, że to, co ją uderzyło, to brutalna przemoc bohaterki wobec samej siebie. To, co sama sobie robi. Zna ją z autopsji. Także dlatego, gra najlepszą rolę w swojej karierze. Scena, w której "obserwowana" z billboardu przez młodą Sue przygotowuje się do randki, to jeden z bardziej przejmujących obrazów samotności, niemocy i wstydu, jaki podarowało nam ostatnio kino.
Ale Demi mówi, że nawet po nakręceniu filmu nie miała pojęcia, czy spodoba się on widzom. "Czy to się zadziała? Czy groteskowe sceny filmu przemówią do publiczności? A może są zbyt odważne?". Szaleństwo widowni w Cannes zaskoczyło ją.
"Wciąż jestem w szoku" - mówi w rozmowie z "Variety". Oscarowa szansa nawet jej się nie śniła. Rola w "Substancji" okazała się poza wszystkim rodzajem katharsis.
Demi Moore urodziła się w 1962 roku w Roswell, w Nowym Meksyku. Jej biologiczny ojciec porzucił jej 18-letnią matkę, Virginię po dwumiesięcznym małżeństwie, przed jej narodzinami.
Wkrótce matka wyszła za mąż za Dana Guynesa, sprzedawcę reklam w gazetach. Minęło wiele lat, nim sama odkryła, że Dan nie jest jej biologicznym ojcem. W 1967 roku urodził się jej brat Moore, Morgan.
Rodzice przeszli w małżeństwie piekło, a Guynes, dwukrotnie ożenił się i rozwiódł z Virginią, którą całe życie zdradzał. Dzieci były stałą częścią ich koszmaru, pogubione i osamotnione. Matka Moore miała długą kartotekę aresztowań, głównie za jazdę pod wpływem alkoholu. Demi spędziła wczesne dzieciństwo w Pensylwanii. Tym, co je naznaczyło, były wieczne przeprowadzki. W dzieciństwie przeprowadzała się wraz z rodziną - jak wyliczyła "średnio co najmniej dwa razy w roku", wciąż zmieniając szkołę. To sprawiło, że nigdy nie miała żadnej przyjaciółki, bo gdy zdążyła się z kimś zaprzyjaźnić, wkrótce była już w nowym mieście. Powodem przeprowadzek były romanse ojca, który nieustannie zdradzał jej matkę. Ona zaś, jako sposób na jego romanse - stosowała ucieczkę od jego kobiet, w nowe miejsce. "Nie zauważała, że swój prawdziwy problem ciągnie za sobą" - pisze Demi po latach. Babka Demi, też zdradzana przez całe życie wmówiła jej, że gdy mąż zdradza, to nie jego wina - tylko kobiet.
Dzieciństwo Demi było nie tylko smutne, ale i pełne bólu. W wieku 5 lat zdiagnozowano u niej chorobę nerczycową, będącą skutkiem zapalenia nerek i zagrażającą życiu. Jej dotkliwe objawy- opuchlizna wszystkich organów, wymagały hospitalizacji. Mała Demi nieustannie trafiała do szpitala. Do tego miała zeza, co skorygowały dwie operacje oczu.
Miała 10 lat, gdy przyszedł dzień, który uznała za koniec dzieciństwa. To była pierwsza próba samobójcza jej matki. Pamięta, że ojciec obudził ją w środku nocy i krzyczał: "Pomóż mi", pokazując na pustą fiolkę z lekami, którą zażyła. Mała Demi niewiele myśląc, wepchnęła piąstkę do ust matki, i palcami dosłownie wydrapała z jej gardła tabletki. To nią wstrząsnęło. "Zrozumiałam, że nie mogę liczyć na rodziców. Przestałam być dzieckiem, a stałam się kimś, od kogo oni oczekiwali pomocy" - napisała w książce. Próby samobójcze stały się z czasem metodą szantażu matki wobec ojca.
Po pierwszym rozstaniu z ojcem wraz z mamą przeprowadziła się do West Hollywood w Kalifornii. W tym samym bloku mieszkała przygotowująca się właśnie do głównej roli w filmie Romana Polańskiego "Tess", Nastassja Kinski, która została jej przyjaciółką. Była rok starsza od Demi, piękna jak marzenie i bardzo pewna siebie.
To za jej sprawą Demi zaczęła myśleć o aktorstwie.
Kiedy Moore i jej matka mieszkały same w Los Angeles, zaprzyjaźnił się z nimi pewien mężczyzna, który matkę ujął "atmosferą prestiżu i bogactwa". Zapraszał je do swojej restauracji, robił prezenty. Zaczął przyjeżdżać pod szkołę po 15-letnią Demi, a pewnego dnia, gdy wróciła do mieszkania, czekał na nią.
Z niezrozumiałych powodów matka dała mu klucze. A on przerażoną dziewczynę zgwałcił: "Przez dziesięciolecia nie myślałam o tym, co mi zrobił jako gwałcie, ale o czymś, co sama spowodowałam, o czymś, co czułam się zobowiązana zrobić, bo tego ode mnie oczekiwał"- wyjaśnia aktorka. Już po fakcie, mężczyzna zasugerował, że matka Moore nie tylko wiedziała o wszystkim, ale też... wzięła od niego pieniądze za seks z Demi.
"Jak to jest być dziwką dla swojej matki za pięćset dolarów?" - zapytał. Choć aktorka nie ma pewności, że matka wiedziała, co zamierza jej zrobić, sam fakt oddania mu klucza do mieszkania, był nie do przyjęcia. Dlaczego dopiero po czterech dekadach ujawniła całe zdarzenie? Demi odpowiada: "Kiedy padasz ofiarą gwałtu, a żyjesz w kulturze, która mówi ci, że jako ofiara też jesteś podejrzana i pewnie na to zasłużyłaś, po prostu to ukrywasz".
Ale cena za cierpienie, które w sobie tłumisz, jest wysoka. Napady lęku. Bezsenność. Problemy z odżywianiem. Trauma przeradza się w depresję, którą próbujesz rozładować z pomocą używek i leków. Bywa, że nigdy się jej nie pozbędziesz. W przypadku Demi Moore tak właśnie było.
Gdy tydzień później matka oznajmiła, że znów się przeprowadzają, tym razem na luksusowe osiedle, myśl o tym, że seks z młodszą i starszą panią Moore, był formą zapłaty za owe luksusy, znów wróciła. Gdy parę miesięcy później matka pokłóciła się ze "sponsorem" i zapowiedziała kolejną przeprowadzkę, 16-letnia Demi powiedziała: "Ja zostaję".
Miała wówczas chłopaka, pierwszą miłość, 28-letniego muzyka, Tomy’ego, który otoczył ją opieką, jakiej nigdy nie zaznała w domu rodzinnym. Przeprowadziła się więc do niego.
Tomy dbał by chodziła do szkoły, a wieczorami na lekcje aktorstwa. Osiągnęła spokój. Na swoje własne nieszczęście Tomy przedstawił jej bardziej utalentowanego niż on sam muzyka, Freddy'ego Moore'a, w którym się zakochała. Pochopnie wzięli ślub, a ich małżeństwo trwało pięć lat. Miała 18 lat, kiedy się pobrali.
Zaczęła pisać wraz z mężem piosenki. Była współautorką trzech i wystąpiła w teledysku do utworu "It's Not a Rumor". Nadal otrzymuje czeki z tytułu tantiem za nie. Jednocześnie chciała na siebie zarabiać, więc zaczęła pracę jako modelka. Koleżanka namówiła ją na sesję zdjęciową nago dla japońskiej gazety, nieznanej w USA. Potem były profesjonalne agencje modelek i pozwalające się utrzymać dochody. Ale nieoczekiwanie zadebiutowała w filmie Choices (1981), dramacie sportowym w reżyserii Silvio Narizzano. Była dziewczyną głównego bohatera.
Potem były seriale, a przełom w karierze filmowej nastąpił wraz z rolą dzikiej bankierki w dramacie yuppies Joela Schumachera "Ognie Św. Elma" (1985), który odniósł sukces kasowy i przyniósł jej uznanie. To był okres, gdy jak większość jej kumpli, zaczęła od eksperymentów z narkotykami i uzależniła się od kokainy. Przyznaje, że brała już na czczo. Dopiero Joel Schumacher, któremu do dzisiaj jest wdzięczna, zmusił ją, by udała się na odwyk przed rozpoczęciem zdjęć z Emillio Estevezem i innymi. Jej bohaterka, o ironio, też nie stroniła od narkotyków i balansowała na krawędzi.
Wtedy udało się odstawić narkotyki, do których miała wrócić po latach, gdy posypało się jej życie. Estevez został jej partnerem na kolejne trzy lata. Para do dziś jest w przyjaźni. Wiele lat później zagrała w jego filmie "Bobby" o kulisach zabójstwa Roberta Kennedy’ego.
Ale najpierw była "Ta ostatnia noc", komediodramat z 1986 roku w reżyserii Edwarda Zwicka. Była prawdziwa i przejmująca, wielki krytyk filmowy Roger Ebert napisał: "Nie ma romantycznej nuty, której Moore nie musiałaby zagrać w tym filmie, i wszystkie gra bezbłędnie".
Grała coraz więcej, a kolejnym przełomem był rok 1990 i kultowy do dziś film "Uwierz w ducha" Jerry’ego Zuckera, który zarobił ponad 500 milionów dolarów. U boku Patricka Swayze zagrała młodą kobietę w niebezpieczeństwie, którą zamordowany mąż z pomocą jasnowidzki, próbuje ostrzec o grożącym jej niebezpieczeństwie... Scena miłosna między Moore i Patrickiem Swayze, która zaczyna się przed kołem garncarskim przy dźwiękach " Unchained Melody ", przeszła do historii, mimo całego sentymentalizmu. Film był nominowany do Oscara w kategorii Najlepszy film, a występ Moore przyniósł jej nominację do Złotego Globu. Ale nie nagrodę.
Za to Demi rozpoczęła nowy trend w modzie nietypowym, chłopięcym wyglądem. Tysiące kobiet naśladowały jej krótką fryzurę, którą nosiła w filmie. To był szczytowy moment jej kariery. Była już wtedy żoną Bruce’a Willisa, z którym tworzyli ulubioną parę hollywoodzką. Pisano o nich równie często jak potem o "Brangelinie", a okoliczności ich poznania się, i to jak Willis zapisał na ramieniu jej numer telefonu, znali wszyscy fani.
Po zaledwie czterech miesiącach wzięli ślub w Las Vegas. Wkrótce na świecie pojawiła się Rumer, a oni przenieśli się na farmę w Idaho, by w spokoju wychowywać dzieci. Niebawem pojawiły się jej dwie siostry Scout i Tallulah. Wcześniej, w 1991 r., w siódmym miesiącu drugiej ciąży, Demi pojawiła się nago na okładce magazynu "Vanity Fair" w obiektywie Annie Leibovitz. Zdjęcie zrobiło furorę, ale i wywołało skandal. Pisano, że wszystko na sprzedaż, a że stała się najlepiej opłacaną w Hollywood, towarzyszyła jej też zazdrość.
"Na początku nie było łatwo, ale udało nam się stworzyć szczęśliwą rodzinę i dać dziewczynkom kochające, wspierające środowisko z obojgiem rodziców" - pisała Moore. Ich kariery biegły osobnymi ścieżkami.
Filmy z udziałem Demi Moore z tego okresu znają wszyscy. Takie tytuły jak "Ludzie honoru" z udziałem Jacka Nicholsona i Toma Cruise’a czy "Niemoralna propozycja" Adriana Lyne’a, w której Robert Redford oferował milion dolarów jej mężowi (Harrelson), za spędzenie z nią nocy, były kasowymi przebojami. Jednocześnie wielką karierę robił Willis w "Szklanej pułapce". Za rolę w filmie "Striptiz" wywalczyła sobie rekordową wówczas gażę w wysokości 12 mln dolarów, jako pierwsza kobieta, przebijając szklany sufit 10 mln. I choć za występ w "Szklanej pułapce" to Bruce dostał 20 mln dolarów, to jej nadano przydomek "Gimme More" ("Daj mi więcej").
W pewnym momencie film "Uwierz w ducha" i "Szklana pułapka 2" Willisa, zajęły pierwsze i drugie miejsce w box office, co nie powtórzyło się w przypadku małżeństwa z Hollywood aż do 2024 roku.
Ale "Striptiz" opowiadający o szantażowanej przez mafię samotnej matce okazał się artystyczną porażką, choć zarobił 115 mln dolarów.
Demi zaczęła źle wybierać role. "Pod presją", a wreszcie "G.I. Jane" Ridleya Scotta, film, dla którego ogoliła się na łyso, okazały się klapami. Moore bardzo to przeżyła. Włożyła w przygotowanie do drugiego filmu mnóstwo ciężkiej, fizycznej pracy. Grając pierwszą kobietę, która dostała się do elitarnej jednostki komandosów, przeszła miesiące treningów i wyczerpujące zdjęcia. Film został skrytykowany przez weteranów wojskowych za nieścisłości i zmiażdżony przez recenzentów. "Nie pozwolili mi wygrać" - powiedziała. - Dla małej dziewczynki we mnie - to było miażdżące".
Zdobywała Złote Maliny jedną po drugiej, dodajmy, często niezasłużenie. Z pewnością nie zasłużyła na nią za rolę w tym "G.I. Jane". W dodatku ich dotąd szczęśliwe małżeństwo zaczęło się walić: Bruce miał pretensje, że Demi nie siedzi w domu z dziećmi, choć sam pracował bez przerwy. Ostatecznie po 13 latach związku rozstali się, choć pozostali w bliskich relacjach do dziś. "To, że nie był już moim mężem, nie miało znaczenia, bo był aktywnym ojcem moich dzieci; czujemy się związani tak samo jak przed rozwodem" - mówiła.
Zaczęła tracić poczucie własnej wartości, co opisała w "Inside Out". W 2003 roku zaczęła spotykać się z Astonem Kutcherem. Ona miała 40 lat, on 25. Ta 15-letnia różnica wieku między nimi wzbudzała ciekawość. Zakochała się bez pamięci, on również za nią szalał. "Nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa"- pisała w 2005 roku, gdy wzięli ślub. "Jakbym cofnęła się w czasie i doświadczyła po raz drugi, jak to jest być młodą bardziej, niż gdy miałam dwadzieścia kilka lat" - wyznawała.
Wkrótce zaszła w ciążę z dziewczynką, której zamierzała nadać imię Chaplin Ray, ale straciła ją w szóstym miesiącu. Zaczęła pić i obwiniać się za tę stratę. Poddała się leczeniu niepłodności, mając nadzieję na ponowne zajście w ciążę. Gdy nie wyszło, jej picie się nasiliło. Zaczęła nadużywać Vicodinu, a wkrótce odkryła zdrady Kutchera. Młody mąż zaczął ją też szantażować. Domagał się na przykład "erotycznego trójkąta", a Moore wyraziła zgodę, choć uważała to za okropne. "Chciałam mu pokazać, jaka jestem wspaniała i zabawna" - napisała.
Płaciła za to ogromną cenę. Coraz więcej piła, łykała tabletki, a gdy omal nie utopiła się, zasypiając w wannie, Kutcher był jedynie wściekły. "Każde z jego działań mówiło: Proszę, nie kochaj mnie już. Ale, niestety dla nas obojga, kochałam"- napisała w "Inside Out".
Mimo to rozstali się w 2011 roku. Nie miała siły grać, odrzucała role, zresztą kiepskie. Była zdruzgotana i sama, bo córki już dorosły i odeszły z domu.
A potem jej zdrowie zaczęło się pogarszać. Miała poważne problemy autoimmunologiczne, jej organizm zaczął sam siebie atakować. Jakby uwolnione traumy, jedna po drugiej, zaczęły ją dopadać. "Coś się działo, w tym moje organy powoli przestawały działać" - tłumaczy. Chora dusza "zaraziła" ciało.
Podczas urodzin Rumer w 2012 roku nastąpił dramatyczny finał. Nagle Demi dostała ataku padaczki po zafundowaniu sobie mieszanki marihuany i wdychanego podtlenku azotu (tzw. gazu rozweselającego). Potem straciła przytomność i miała wrażenie, że opuszcza własne ciało. Trafiła do szpitala, gdzie na szczęście sytuację opanowano.
I to był przełom. Po opuszczeniu szpitala zapisała się do programu rehabilitacyjnego dla osób z traumą i nadużywaniem substancji psychoaktywnych. Odzyskała bliskie relacje z córkami, które popsuło jej uzależnienie. Wreszcie zajęła się pisaniem "Inside Out", ze współautorem Arielem Levym. Ten proces okazał się czynnością wyzwalającą. Levy pomógł jej się otworzyć i pokazał, jak zdobyć się na szczerość, nie kreując się na ofiarę.
Książka Moore, jak sama powiedziała, szła ręka w rękę z "jej podróżą uzdrawiania - fizycznego i emocjonalnego". To nie przypadek, że wszystko wydarzyło się w tym samym czasie.
Gdy w 2019 roku pojawiła się w księgarniach, błyskawicznie stała się numer 1 na liście "The New Jork Timesa". Mówiła wtedy, że nie martwi się, że napisała coś, co będzie ją kosztowało utratę pozycję w branży. "Nie ma niczego, co musiałabym chronić" - mówiła. Nie była to prawda, choć książka powstawała w szczególnie trudnym dla niej momencie.
Dziś jest zupełnie w innym miejscu. Rola w "Substancji" pokazała, jak znakomitą jest aktorką, jeśli dostanie materiał, który pozwala rozwinąć skrzydła. Pogodziła się ze sobą, nie czuje potrzeby udowodniania nikomu niczego, no może tylko córkom, że bardzo jej kocha. Wspiera w chorobie Bruce’a Willisa i jego drugą żonę, od lat są zresztą w wielkiej przyjaźni.
Prawdopodobnie 2 marca odbierze w pełni zasłużonego Oscara dla najlepszej aktorki 2024 roku. Z całą pewnością jest całkiem sporo tego, co powinna chronić.