Reklama

Potężne, niespotykane wcześniej pożary w wielu miejscach świata, w USA, Grecji, Włoszech, Chorwacji, na Teneryfie, w Kanadzie (były największe w historii tego kraju, spłonęło 16,5 mln hektarów lasu, czyli obszar odpowiadający wielkości Tunezji)... Gwałtowne powodzie w Chinach, Australii, Hiszpanii, Portugalii, Słowenii, Austrii, Chorwacji, Bułgarii... Kataklizmy, które nawiedziły w tym roku wiele regionów wyliczać można bez końca.

A do tego jeszcze posuwające się na północ insekty, które dotychczas znane były wyłącznie w krajach tropikalnych. Wśród nich prym wiodą agresywne komary tygrysie (Aedes albopictus) i egipskie (Aedes aegypti). Z ich plagą mierzą się kolejne kraje, także europejskie. W Chorwacji po raz pierwszy rząd rozważał wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, ale ostrzeżenia służb płyną wielu innych miejsc, z USA, Hiszpanii, Portugalii, Szwecji. Alarm podniosły WHO, Europejska Agencja Środowiska oraz Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób.

Reklama

Wraz z komarami coraz częściej służby zdrowa Starego Kontynentu muszą radzić sobie z nienotowanymi wcześniej chorobami, z dengą, zakażeniem wirusem Zika, gorączką Zachodniego Nilu, żółtą febrą i chikungunyą. Pacjentów cierpiących na schorzenia, o których wcześniej niewielu słyszało przybywa również w Polsce. - Na pewno są takie trendy epidemiologiczne, ponieważ zwiększają się regiony dla występowania dengi. Osób z nią mamy znacznie więcej niż kilka lat temu - mówi dr hab. med. Monika Bociąga-Jasik z Kliniki Chorób Zakaźnych i Tropikalnych Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

Ekspertka nie ma wątpliwości: - To wiąże się ze zmianami klimatycznymi, pojawieniem również w Europie wektorów przenoszących pewne jednostki chorobowe. Musimy więc o tym pamiętać, że są takie, których nie braliśmy pod uwagę w diagnostyce różnicowej u pacjentów niepodróżujących do rejonów pandemicznych, a mogą pojawić się i bez tej wycieczki.

Rosnący niepokój wśród młodych

Nie może więc dziwić, że coraz więcej osób zaczyna obawiać się o stan naszego kontynentu, o to, jak będzie wyglądała przyszłość nasza i naszych dzieci.

British Association for Counselling and Psychotherapy (BACP) przeprowadził badania dotyczące tego, jak kryzys klimatyczny wpływa na zdrowie psychiczne młodych Brytyjczyków. Okazało się, że blisko trzy czwarte osób (73 proc.) w wieku od 16 do 24 lat stwierdziło, że jest on negatywny, a wśród całej populacji na zły wpływ zmian w przyrodzie wskazało 61 proc. badanych. W ciągu zaledwie dwóch lat liczby te wzrosły znacząco - odpowiednio o 12 proc. i 6 proc.

Dziennik "The Guardian" rozmawiał z młodymi ludźmi, by dowiedzieć się, co kryje się pod suchymi danymi. - Wciąż się martwię, jak planować przyszłość - stwierdził pracujący w Somerset w dziale ochrony przyrody 24-letni Jem. Wyjaśnił, że od dwóch lat ma problemy ze snem. - Odczuwam rosnący niepokój z powodu stanu środowiska.  

Przyznał, że sięgnął po poradę lekarską i zaczął przyjmować leki przeciwdepresyjne. Ale nie ma nadziei, że to dobre rozwiązanie. - Antydepresanty nie mogą tego naprawić, gdy jest problem jest na zewnętrz. To świat, który stworzyliśmy, powoduje problemy.

Podobne odczucia mają też inni rozmówcy brytyjskiego dziennika. 44-letnia Amy Goodenough z Norwich, która pracuje w służbach zajmujących się przemocą domową, opowiedziała o swojej 14-letniej córce. - Obudziła się około północy i wyznała, że ze snu wyrwał ją koszmar. Dowiedziała się wcześniej o projekt Willow, to program odwiertów ropy i gazu na Alasce zatwierdzony przez Joe Bidena.

Z obserwacji Goodenough wynika, że niepokój córki stanem świata zaczął pojawiać się wyraźnie podczas pandemii. - Dla tego pokolenia jest to przerażające. - Najpierw pandemia, później Putin najechał Ukrainę i pojawiło się zagrożenie nuklearne. Była tym przerażona - mówi.

- Naprawdę boi się świata, w którym przyjdzie jej żyć, gdy dorośnie. To nie są lęki małych dzieci przed potworami pod łóżkiem.  

Terapia to za mało, trzeba działać

Dr Gareth Morgan, psycholog kliniczny i współprzewodniczący Climate Action Network działającego przy brytyjskim Stowarzyszeniu Psychologów Klinicznych, przyznaje, że używanie terminów takich jak "lęk klimatyczny" lub "depresja klimatyczna" mogą być pomocne dla niektórych osób, ale przestrzega przed patologizowaniem niepokoju związanego z kryzysem klimatycznym.

- Określenia te stwarzają ryzyko umiejscowienia problemu w danej osobie - że jest ona zbyt wrażliwa lub ma irracjonalne myśli. Kiedy traktujemy lęk przed klimatem jako indywidualny problem, to nie przejmowanie się kryzysem klimatycznym staje się zdrową normą. A to wspiera ciągłą ciszę społeczną w dyskusji na temat emocjonalnego wpływu globalnego ocieplenia.

Morgan twierdzi, że coraz więcej młodych ludzi "ze zrozumiałych względów" zgłasza wpływ zmian klimatu na ich zdrowie psychiczne, ale dotyczy to również osób starszych. - Wielu rodziców i dziadków martwi się również o swoich bliskich, a społeczeństwo zbiorowo doświadczać wielu psychologicznych reakcji na "traumę klimatyczną".

Dr Morgan podkreśla, że terapia i leki mogą być pomocne w niektórych przypadkach, ale nie rozwiązują pierwotnych przyczyn. - Myślę, że jest miejsce na terapię, ale jest ona drugorzędna w stosunku do potrzeby działań, większej reakcji politycznej - mówi.

Można pomyśleć, że przypadki z Wielkiej Brytanii nie oddają dokładnie sytuacji młodzieży w innych krajach. Nic bardziej mylnego.

Lęków doświadczają wszędzie

Z badań opublikowanych w grudniu 2021 r. w "The Lancet", a przeprowadzonych w dziesięciu krajach świata (Australia, Brazylia, Finlandia, Francja, Indie, Nigeria, Filipiny, Portugalia, Wielka Brytania i USA; po 1000 uczestników w każdym) wśród młodzieży w wieku 16-25 lat wynika, że niepokój związany ze zmianami klimatu niepokojąco rośnie. 59 proc. badanych wyraziło poważne obawy o to, jak zmienia się świat, a aż 84 proc. było co najmniej umiarkowanie zaniepokojonych.

Dokładnie połowa z respondentów przyznała, że odczuwała takie emocje związane ze zmian zachodzących w środowisku jak: smutek, niepokój, złość, bezsilność, bezradność i poczucie winy.

Ponad 45 proc. stwierdziło, że odczucia dotyczące zmian klimatu negatywnie wpłynęły na ich codzienne życie i funkcjonowanie. 75 proc. jest zdania, że "ich przyszłość jest przerażająca", a 83 proc. sądzi, że ludzie nie zadbali o planetę.

Młodzi ludzie negatywnie oceniali reakcje rządów na zmiany klimatu, przyznali, że czują się zdradzeni.

- Strach nas obudzi, ale strach nie jest motywatorem do długoterminowych działań - powiedziała prof. Katharine Hayhoe, klimatolog z Texas Tech University w Stanach Zjednoczonych, gdzie jest dyrektorem Climate Science Center, a także autorka wielu książek dotyczących zmian klimatu.

- Potrzebujesz nadziei, gdy jest ciemno. Nadzieja to szansa na lepszą przyszłość, która jest możliwa, jeśli zrobisz wszystko, co w twojej mocy, aby ją osiągnąć.

- Jeśli uznamy, że nie możemy zrobić nic, co mogłoby coś zmienić, nie zrobimy nic - powiedziała w rozmowie z AFP. - A jeśli nic nie zrobimy, jesteśmy skazani na zagładę.

Hayhoe zauważyła, że nawet ludzie, którzy czują, że zrobili wszystko, co w ich mocy - rezygnując z mięsa lub podróży lotniczych - popadają w rozpacz, częściowo z powodu "obsesji na punkcie indywidualnych działań" w USA i innych bogatych krajach.

Strach zamieniają w czyny

18-letnia Lily Henderson, studentka ze szkockiego Inverness, zmianami klimatycznymi zaczęła interesować się przed czterema laty. - To, czego się dowiedziałam, sprawiło, że przeraziłam się o swoją przyszłość. - Początkowo nie wiedziałam, co robić, bo czułam się osamotniona, taka bezradna. Pamiętam, że moi przyjaciele uspokajali mnie, wszystko jest w porządku, ktoś inny rozwiąże te problemy.  

Obserwując najnowsze wiadomości uznała jednak, że niewiele się robi, by poprawić sytuację. Dlatego w 2019 r. przyłączyła się do protestów, a jej zaangażowanie w ruch klimatyczny nabrało rozpędu, zaczęła organizować strajki klimatyczne w rodzinnym mieście i Glasgow. - Przełożyłam strach na działanie - mówi.

Wprawdzie nadal odczuwa niepokój o przyszłość planety, ale znalazła dla lęków ujście w działaniu. - Weź swój strach i zamień go w działanie - to wszystko, co my, młodzi ludzie, możemy zrobić.

To, że zmiany klimatu doprowadziły do częstszych i bardziej ekstremalnych zjawisk pogodowych, w tym powodzi, burz, susz i pożarów, jest już pewne i wszyscy obserwujemy to na własne oczy. A fakt, że sami jesteśmy świadkami tych wydarzeń sprawia, że wiele osób doświadcza traumatycznych zdarzeń, utraty majątku, a nawet poważnych obrażeń i śmierci. Wiele osób może doświadczać wyższego poziomu niepokoju i lęku.

A ten lęk zaczęto określać wprost klimatycznym, bo odnosi się do niepokojących odczuć związanych ze skutkami degradacji środowiska. Wprawdzie termin depresja klimatyczna nie jest uznawana za jednostkę chorobową, a naukowcy twierdzą, że długo nie będzie, ale tempo zachodzących zmian może szybko zweryfikować ich ocenę. 

Lęk, depresja i trauma

Lęki związana ze zmianami klimatu często zakorzenione są w poczuciu niepewności, braku kontroli i obawach o dobre samopoczucie lub bezpieczeństwo. Mogą być one bardziej uniwersalne, chroniczne i często nieuchwytne. Z tego powodu lęk przed zmianami klimatu może mieć wpływ na bardzo dużą liczbę osób. Zgodnie z ankietą przeprowadzoną przez American Psychological Association, ponad dwie trzecie Amerykanów doświadcza jakiejś formy lęku klimatycznego.

Smutek, złość, wstyd, poczucie straty, poczucie winy, beznadziejność i zmęczenie - to wszystko może wypływać właśnie z tego, co dzieje się z naszą planetą. 

Dokładnie rok temu w Kongresie Stanów Zjednoczonych pojawili się młodzi ludzie, ofiary katastrof klimatycznych. Przybyli, by wezwać prawodawców do uznania wpływu globalnego ocieplenia na ich zdrowie psychiczne.

Wśród nich była 17-letnia Madigan Traversi, nastolatka z Kalifornii zmuszona do ucieczki z domu w piżamie po wyczuciu dymu z gigantycznego pożaru w 2017 roku. - Moja rodzina dowiedziała się następnego dnia, że nasz dom i posiadłość spłonęły doszczętnie" - wspomina. Dziś licealistka mówi, że cierpi na "lęk, depresję i traumę". 

Wraz z kolegą napisała rezolucję wzywając prawodawców do "ochrony zdrowia psychicznego obecnej i przyszłej młodzieży" poprzez podjęcie działań w sprawie zmian klimatu. Wsparł ich kongresman Mike Thompson, Demokrata z Kalifornii. - Mamy do czynienia z przebudzeniem - stwierdził.

Do wielu innych polityków dociera zarówno fakt, że przyszłość planety wisi dosłownie na włosku, a poniesienie ogromnych kosztów przeciwdziałania zmianom klimatu to konieczność.

W sierpniu ubiegłego roku Joe Biden podpisał ustawę o redukcji inflacji, a którą Biały Dom reklamuje jako największe zobowiązanie łagodzenia zmian klimatycznych w historii USA. Zgodnie z nią, rząd federalny wyda około 370 miliardów dolarów na inicjatywy związane z zieloną energią.

Kiedy ustawę przyjmowano obu izbach Kongresu, stan Kentucky odbudowywał się po bezprecedensowych gwałtownych powodziach, które zabiły dziesiątki osób. Ustawa przeszła niewielką większością głosów. Ziemia potrzebuje zdecydowanej większości.