Reklama

Zakopane. Któż nie chciał tam bywać! Leczyć zszargane wielkomiejskim zgiełkiem nerwy, wdychać rześkie powietrze, cieszyć oczy majestatycznymi Tatrami, politykować, poszerzać kulturalne horyzonty. Lata międzywojenne to złoty okres miasta pod Giewontem. Uzdrowisko, przystań intelektualistów, oaza artystów i marzenie sportowców. Międzynarodowe zawody na Wielkiej Krokwi, pierwsze wjazdy kolejką na Kasprowy Wierch. Tu łączyła się tradycja z nowoczesnością. Zakopane było modne!

Wrzesień 1939 roku spadł na zimową stolicę Polski warkotem silników niemieckich samolotów i rozbił bezwzględnie ciszę tatrzańskich szczytów.

Reklama

Po zajęciu miasta przez Niemców wysiedlono ludność żydowską oraz osoby chore na gruźlicę, a pensjonaty przekazano w ręce volksdeutschów. Zakopane zaczęło przekształcać się w niemiecki kurort, a dostęp do tatrzańskich dolin mieli wyłącznie Niemcy i osoby uprzywilejowane. Miasto stało się całkowicie zarezerwowane dla ludności niemieckiej, a poruszanie się po nim wymagało specjalnych przepustek.

Modernistyczny pensjonat zmienił się w miejsce tortur

"Palace" - jeden z okazalszych pensjonatów zakopiańskich. (...) Od kilku już lat z niesłabnącym powodzeniem zarówno w sezonie zimowym, jak i letnim wabił szerokimi taflami jasnych okien, wygodnymi tarasami, elegancją wnętrz i wreszcie znakomitą kuchnią - co zamożniejszych gości. Położony niemal w centrum miasta, a jednocześnie niepozbawiony uroków otaczającej go przyrody, sprawiał, że na obszerny dziedziniec często zajeżdżały luksusowe limuzyny bądź też najparadniejsze góralskie fiakry" - czytamy u Alfonsa Filara w "Palace, Katownia Podhala".

Od teraz stał się czarnym punktem na mapie Zakopanego. W willi "Palace" utworzono komisariat straży granicznej, a piwnice przekształcono w areszt. Niemcy rozpoczęli realizację polityki "dziel i rządź", której celem było osłabienie jedności narodowej. W ramach tej strategii próbowano wykreować ideę, że górale stanowią odrębny naród, rzekomo niepowiązany z Polską, o pochodzeniu gockim. Wśród głównych organizatorów akcji Goralenvolk wymienia się Henryka Szatkowskiego i Witalisa Wiedera.

Niemcy stosowali różnorodne metody, aby pozyskać przychylność górali, przekonując ich, że stanowią oni rasę wyjątkową i wyraźnie lepszą od reszty Polaków. Dzięki tym zabiegom udało im się namówić do współpracy kilku działaczy pochodzących ze znanych góralskich rodzin, w tym Wacława Krzeptowskiego, przedwojennego działacza PSL, Andrzeja i Stefana Krzeptowskich oraz Józefa Cukiera. Mimo to, bezpośrednią kolaborację z Niemcami podjęła jedynie niewielka grupa działaczy Komitetu Góralskiego, licząca około 200 osób. Pomimo presji, większość górali sprzeciwiała się niemieckiej polityce narodowej. Ci, którzy przystąpili do Goralenvolku, robili to głównie z obawy o swoje bezpieczeństwo. Szacuje się, że około 18 procent ludności Podhala przyjęło kenkarty góralskie — dokumenty tożsamości wydawane przez niemieckiego okupanta.

W 1941 roku, w odpowiedzi na Goralenvolk, powstała Konfederacja Tatrzańska. Jedna z najważniejszych organizacji konspiracyjnych działających na Podhalu w czasie II wojny światowej. Jej inicjatorem był Augustyn Suski, nowotarski poeta i nauczyciel. Wkrótce dołączyli do niego Jadwiga Apostoł i Tadeusz Popek. Konfederacja Tatrzańska powstała w odpowiedzi na "krzeptowszczyznę", czyli kolaboracji i współpracy z Niemcami.

Gestapo dość szybko wpadło na trop działalności Konfederacji i wprowadziło w jej skład swojego konfidenta, Wegnera-Romanowskiego, będącego znajomym Augustyna Suskiego jeszcze z lat przedwojennych. Mimo że czołowi działacze Konfederacji Tatrzańskiej podejrzewali Romanowskiego o współpracę z gestapo i wydali na niego wyrok śmierci, Suski nie potrafił zaaprobować tej decyzji i ostatecznie odwołał egzekucję. To był śmiertelny błąd. Kilka dni później aresztowano Tadeusza Popka i Augustyna Suskiego. Zostali przewiezieni do "Palace". Suski był brutalnie przesłuchiwany, a wkrótce wysłano go do obozu Auschwitz, gdzie zmarł z wycieńczenia. Tadeusz Popek, korzystając z nieuwagi strażnika, uciekł z "Palace" i wraz z Jadwigą Apostoł ukrywali się przez kilka miesięcy. W sierpniu 1942 r. zostali aresztowani.

Dla Tadeusza, który pracował w policji granatowej w Nowym Targu i przez ukryty radioodbiornik nasłuchiwał komunikatów z zachodnich stacji, los był praktycznie przesądzony. Wiedział, że śmierć jest nieunikniona, a jego priorytetem stała się ochrona Jadwigi. W swoich grypsach pisał do niej: "Ty zrzucaj wszystko na mnie, ja już jestem stracony, broń się". Popek został rozstrzelany 17 września 1942 r. na dziedzińcu "Palace". Jadwiga była świadkiem jego egzekucji.

Kobiety w "Palace" były traktowane równie brutalnie co mężczyźni

Po torturach i śledztwie, które trwało przez kolejne trzy miesiące, nie wydała żadnej z osób związanych z Konfederacją. Z gestapo trafiła do obozu Auschwitz, gdzie została poddana eksperymentom medycznym, które spowodowały, że nie mogła mieć dzieci. Uczestniczyła także w marszu śmierci z Auschwitz do Wodzisławia Śląskiego, a następnie została deportowana do obozu Malchow. W trakcie transportu z Malchow do Lipska udało jej się uciec, ratując życie. Po zakończeniu wojny, Jadwiga Apostoł spisała swoje wspomnienia w książce pt. "Nim zbudził się dzień".

Kobiety w Palace były traktowane równie brutalnie co mężczyźni a pracujący tam funkcjonariusze, z komendantem Weissmanem na czele, odznaczali się wyjątkowym sadyzmem. "Szef tego zakopiańskiego trustu - wspominają naoczni świadkowie - był wprost niedościgniony we wszystkich metodach znęcania się nad więźniami" - Alfons Filar w książce "Palace - Katownia Podhala" przytacza relację z przesłuchania przez Weissmana Galicowej z Poronina: " (...) kazał niewiastę zaprowadzić do łazienki i przywiązać łańcuchem do muszli klozetowej. Później sam zszedł tam do niej. Właściwie nie sam, lecz ze swoim czworonożnym pupilkiem - potężnym wilczurem. Odpowiednio wytresowany pies wykonał dane mu polecenie bez zarzutu ..."

Zębami wyryła napis na ścianie

Tortury stosowane przez funkcjonariuszy SS w Palace były jednakowe dla kobiet i mężczyzn, obejmując przemoc fizyczną i psychiczną. Preludium stanowiło wielogodzinne oczekiwanie na korytarzu na przesłuchanie, które wprowadzało do tego, co czekało w gabinetach. Był to pierwszy etap psychologicznego łamania więźniów, a metody obejmowały zarówno bicie, jak i tzw. miłe i przyjazne rozmowy, mające na celu uśpienie czujności i zdobycie zaufania. Kiedy to nie skutkowało, przechodzono do bardziej drastycznych metod. Czasami nie bito samej osoby, lecz jej bliskich - matkę, siostrę, brata czy ukochanego. Tortury miały na celu nie tyle zadawanie bólu, co wymuszenie zeznań.

Twardej ręki funkcjonariuszy gestapo doświadczyła młodziutka, pochodząca ze Szczawnicy 18-letnia Helena Wanda Błażusiakówna, aresztowana w 1944 roku za pomoc partyzantom, m.in. jako sanitariuszka. Już podczas pierwszego przesłuchania została brutalnie pobita, tracąc większość zębów. Pomimo tortur, nie zdradziła nikogo, zgodnie z tym, co powiedział jej ojciec, przekonany o jej niezłomności: "Nie martwcie się, ona niczego nie powie". W celi własnym zębem, wypisała na ścianie przejmujące, pełne miłości, a nie nienawiści, słowa: "Mamo, nie płacz, nie. Niebios Przeczysta Królowo, Ty zawsze wspieraj mnie. Zdrowaś Mario, Łaskiś Pełna. Zakopane Palace, cela nr 3, ściana nr 3. Błażusiakówna Helena Wanda, lat 18, siedzi od 25 września 44". Te słowa stały się później inspiracją dla Henryka Mikołaja Góreckiego, który wykorzystał je w drugiej części swojej III Symfonii op. 36 - "Symfonii pieśni żałosnych".

Helena Błażusiakówna zbiegła podczas transportu do Tarnowa. Choć przeżyła wojnę, ukrywała swoją historię, podobnie jak wielu innych niezłomnych walczących o wolną Polskę.

W Palace kobiety spotykały się po obu stronach - te, które były osadzone w celach jako więźniarki, ale także jako urzędniczki, sekretarki. Nie ma pewności, czy były to Niemki ani, czy pełniły funkcje w strukturach SS. Wiadomo jednak, że niektóre z nich miały obowiązki związane z rewizjami więźniarek. Według relacji historyka z Muzeum Tatrzańskiego Komisariat Place miał również obsługę cywilną kuchni, w której pracowała Jadwiga Laurman. Była kucharką, nosiła niemieckie nazwisko, ale była Polką. "Była wrażliwa na los więźniów". W miarę możliwości starała się pomagać więźniom, dbając o to, by dostawali jak najlepsze posiłki. Narażając się na niebezpieczeństwo, dodawała do zupy mięso, by poprawić jakość jedzenia. Gdy komendant Weismann dowiedział się o tym, zagroził jej konsekwencjami, jeśli nie zaprzestanie tej praktyki. Zdecydowała się na zmianę taktyki - nadal dodawała mięso do zupy, ale zaczęła je mielić, by uniknąć wykrycia.

Do komisariatu w Zakopanem trafiały kobiety w różnym wieku, ale wszystkie były zaangażowane w działalność konspiracyjną tak jak Józefa Mikowa, pochodząca z Jabłonki na Orawie. Kiedy trafiła do Palace w 1942 roku, miała 43 lata i była już doświadczoną bojowniczką o niepodległość. Dorastała w okresie, gdy Polska nie istniała na mapie Europy, a jej edukacja odbywała się w języku niemieckim. Walczyła o polskość Orawy i uświadamianie tamtejszych Polaków. 

Tuż przed wybuchem II wojny światowej, Mikowa i jej mąż Emil zaangażowali się w działalność dywersyjną. W 1939 roku dołączyła do polskiego wywiadu. Po wybuchu wojny, wraz z mężem, uczestniczyła w szkoleniu wojskowym w Zakopanem. Kiedy Orawa została zajęta przez wojska słowackie i niemieckie, nie mogła tam wrócić. Schronienie znalazła w Krakowie, u brata, ks. Ferdynanda Machaya, przyszłego proboszcza na Salwatorze. Tam nadal prowadziła działalność konspiracyjną.

W nocy z 3 na 4 maja 1941 roku gestapo przeprowadziło przeszukanie mieszkania Mików, odkrywając ukryty odbiornik radiowy. Mikowie zostali aresztowani i rozdzieleni - Emil trafił do Auschwitz, gdzie wkrótce zginął, a Józefa, posiadająca cenną wiedzę na temat struktur organizacyjnych, została poddana brutalnemu śledztwu. Początkowo przewieziona do więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie, wkrótce została przetransportowana do Zakopanego, gdzie, jak sugerowano, w Palace miały zostać wydobyte zeznania, których nie udało się uzyskać w Krakowie.

W Zakopanem Józefa Mikowa była przesłuchiwana przez Romana Kniecińskiego, dawnego znajomego z Lipnicy, który po wojnie został niemieckim tłumaczem w "Palace". Mimo tej znajomości Mikowa nie mogła liczyć na łagodniejsze traktowanie. Brutalne tortury, którym ją poddano, były równie okrutne jak te, których doświadczały inne więźniarki. Jedynie pozwolono jej pozostać w koszuli podczas tzw. stójki - wielogodzinnego stania na palcach z wykręconymi rękami, podczas gdy inne kobiety pozbawiano odzieży. Mimo stosowanej przemocy fizycznej i późniejszych prób "milszego" traktowania, Mikowa nie złamała się. Śledztwo w Zakopanem zakończyło się w kwietniu 1942 roku. Podróż do Krakowa w odkrytej furgonetce, z rękami skuwanymi z tyłu i w rozpiętym kożuchu, pogłębiła wycieńczenie Józefy, która po brutalnych torturach zachorowała na zapalenie płuc.

W więzieniu przy ul. Helclów, dzięki opiece współwięźniarek, udało jej się uniknąć deportacji do Auschwitz. Została przeniesiona do szpitala, gdzie brat, ks. Ferdynand, poinformował ją o śmierci męża, Emila, w Auschwitz. Ta wiadomość złamała jej wolę walki. 14 października 1942 roku, po nieudanych próbach wydobycia zeznań, Niemcy zabili ją zastrzykiem fenolu. Ciało przekazano jej bratu, który pochował ją w grobowcu rodzinnym na Cmentarzu Salwatorskim. Pośmiertnie została odznaczona Orderem Virtuti Militari.

Kilka dni w lodowatej wodzie

Helena Migiel, mieszkanka Białego Dunajca koło Nowego Targu, w czasie okupacji niemieckiej pomagała ukrywającym się Żydom. Po odmowie wyjazdu na przymusowe roboty do III Rzeszy zaczęła się ukrywać. Na początku 1944 roku schroniła się w domu Andrzeja i Jana Łojasów w Leśnicy. Wkrótce pojawiło się tam Gestapo z Zakopanego. Łojasowie zdołali uciec, ale Helena została aresztowana. Trafiała do "Palace", gdzie była torturowana. Trzymano ją przez kilka dni zanurzoną po szyję w lodowatej wodzie. Mimo brutalnych przesłuchań nie wydała nikogo. Następnie przewieziono ją do więzienia w Nowym Targu. Tam, podczas spowiedzi, napisała własną krwią pożegnalny list do matki, który za pośrednictwem księdza trafił do Ludwiki Migiel. 6 marca 1944 roku Helena została wywieziona z więzienia wraz z Katarzyną Filipek i Marią Barglik z Tokarni. Tego dnia jej matka, widząc córkę wprowadzaną do ciężarówki, uprosiła przypadkowego woźnicę, by śledził konwój. Wszystkie trzy kobiety zostały tego samego dnia rozstrzelane przez gestapo w lesie między Nowym Targiem a Ludźmierzem.

Przez lochy "Palace" przeszły setki Polek i Polaków. Byli rozstrzeliwani na miejscu bądź trafiali do obozów koncentracyjnych. Wyjątkowa brutalność gestapowców, tortury, egzekucje, z pięknego pensjonatu na zawsze uczyniły katownię Podhala. Opowieści nielicznych, którzy jeszcze żyją, stanowią cenne źródło wiedzy o dramatach, które rozegrały się w czasie II wojny światowej na Podtatrzu. Pracownicy Muzeum "Palace" nieustannie uzupełniają listę osób przebywających w więzieniu, starając się zachować pamięć o tych, którzy zostali dotknięci brutalnością niemieckiej okupacji.

Tekst powstał dzięki uprzejmości Muzeum "Palace"