Reklama

Ma zaledwie 27 lat, ale już w 2022 roku znalazła się na liście 100 najbardziej wpływowych osób na świecie magazynu "Time". Sława Zendayi - amerykańskiej aktorki i piosenkarki eksplodowała niczym wulkan, gdy pojawiła się w głównej roli w "Euforii" - w kulturowym fenomenie Sama Levinsona. Za rolę zmagającej się z uzależnieniem od narkotyków Rue Bennet otrzymała jako najmłodsza aktorka w historii dwie nagrody Emmy z rzędu oraz Złoty Glob.

Dziś jest najjaśniejszą gwiazdą młodego pokolenia w Hollywood, mimo że na co dzień nie ma w sobie nic z gwiazdy. To zresztą jej kolejny atut, chociaż doświadczenie uczy, że wielka kariera w młodym wieku lubi przyprawiać o zawrót głowy. (Co grozi uderzeniem "sodówki"). Nie w jej przypadku. Zendaya mocno stąpa po ziemi i jest niewiarygodnie wręcz - jak na jej młody wiek - profesjonalna. Napędza ją wielka pasja i szacunek dla  rzemiosła, które uprawia. Co ciekawe, nigdy nie mówi, że aktorstwo to sztuka. Jest zdania, że nie osiągnęła jeszcze tego poziomu umiejętności, który by dawał jej takie prawo. Pracuje jednak więcej niż połowę swojego życia i szybko odkryła, jak niewdzięcznym kochankiem jest show biznes. Jest zdeterminowana, błyskotliwa i ambitna - do tego ma bardzo konkretne plany, które realizuje krok po kroku. Kinomanom gwarantuje artystyczne wyrafinowanie, a twórcom szczyty box office'ów i rekordowe zyski.

Reklama

 Jeśli korzysta ze swojej sławy, to robi to mądrze. Jak choćby w najnowszym filmie "Challengers", do którego pozwolono jej wybrać aktorów, a nawet reżysera. Wskazała od razu na Lukę Guadagnino, bezkonkurencyjnego gdy mowa o opowieściach, którym patronuje Eros. Trafiła w dziesiątkę, podobnie jak w przypadku męskich partnerów - Josha O'Connora i Mike’a Faista. Ale w tej pulsującej erotyzmem opowieści o miłosnym trójkącie to ona jest gwiazdą, która przyciąga jak magnes.  

To jeden z dwóch obecnych właśnie w naszych kinach filmów z jej udziałem. Pierwszym jest oczywiście wielki, tegoroczny przebój Denisa Villeneuve’a "Diuna: Część druga", który bez Zendayi z całą pewnością nie byłby tak fascynujący.

"Jest ponadczasowa i potrafi wszystko"

"Zendaya ma tysiąc lat. Przeżyła już wiele żyć przed tym. A mimo to jest młoda jak wiosna. Przez jakiś niewyjaśniony paradoks sprawia wrażenie, jakby urodziła się gdzieś daleko w przyszłości. Jest ponadczasowa i potrafi wszystko".

Taką laurkę zafundował młodej aktorce krytyk "The New Jork Times", Kyle Buchanan, co najlepiej oddaje jej fenomen i siłę oddziaływania. Trudno o drugą młodziutką aktorkę, której można by przypisać ten cytat. Jego zdaniem "w starym Hollywood okrzyknięto by ją boginią", a dziś ma szanse zostać ikoną współczesnej fabryki snów. W "Challengers" Luki Guadagnino gdzie (nie licząc serialu "Euforia"), po raz pierwszy pojawia się w głównej roli, udowadnia, że Buchanan wcale się nie myli. Czy kogoś jeszcze dziwi, że możliwość zrobienia jej sesji w "Vogue" zabiegała sama, wielka Annie Leibovitz? I ona właśnie zafundowała nam niezwykłą, eksponującą jej oryginalną urodę, okładkową fotografię amerykańskiej edycji pisma, mającą uczcić premierę "Challengers".

Dla granej przez nią w filmie Tashi tenis jest całym życiem. Ale tak naprawdę musi nim być: nie ma co liczyć na skończenie prestiżowej szkoły, czy wsparcie rodziny. Sportowy talent i uroda czynią ją super-gwiazdą. Na jednym z turniejów poznaje dwóch tenisistów i zarazem najlepszych przyjaciół - Patricka (O'Connor) i Arta (Faist), którzy tracą dla niej głowę. Obaj rywalizują o jej względy. To, co zaczyna się jako niewinne przekomarzanie, kończy się bardzo serio. Rywalizacja na zawsze rozdziela przyjaciół - erotyczny trójkąt zmienia się w duet gdy Tashi wybiera Patricka. Nie na długo jednak.

Większość filmu rozgrywa się w retrospekcjach- Guadagnino nieustannie skacze w bliższą i dalszą przeszłość, bawiąc się narracją. Obiecującą karierę dziewczyny przerywa kontuzja. Zmuszona do jej porzucenia, wychodzi za mąż za Arta i zostaje jego trenerką. Kolejny skok w przyszłość prowadzi do momentu, w którym bohaterowie są już po 30., Tashi jest mamą 4-letniej Lily i troszczy się o karierę męża, który stracił formę. Tashi wymyśla plan, który Art akceptuje: zmierzy się w ATP Challenger Tour, w gorszej lidze, ze słabszym graczem, którego będzie mógł zmiażdżyć. Smak zwycięstwa przywróci mu rytm i drogę do US Open. Gdy tym graczem okazuje się niewidziany przez nich od lat Patrick, Tashi knuje intrygę, manipulując wciąż zakochanymi w niej mężczyznami. Ów mecz tenisowy drugiej ligi zwany Challengerem, stanowi punkt centralny filmu. Ale mimo to nie jest to wcale film o sporcie.

Chemia między bohaterami sprawia, że atmosferę pełną erotyzmu można kroić nożem. Dodajmy - między trójka bohaterów. Guadagnino jak wiemy, jest mistrzem w jej kreowaniu. Film dostał nawet kategorię R, choć nie ma tu odważnych scen seksu, jest za to sporo golizny. Niestety, nie w wydaniu Zendayi, od razu zmartwię panów. Gibka jak trzcina, ze swoja egzotyczną urodą i charyzmą i bez niej uwodzi jednak skutecznie nie tylko partnerów na planie, ale i widzów. Rzeczywiście przypomina dawne gwiazdy - ma w sobie jakąś tajemnicę, która emanuje z ekranu.

Najmniej przekonująco wypadają sceny, w których pojawia się w roli matki, zepchnięte przez reżysera na dalszy plan, jako zło konieczne. Cóż, Zendaya wygląda tak młodziutko, że jako dojrzała MILF (a w filmie pada to słowo), nie ma prawa przekonywać. Nie zaszkodziłaby odrobina charakteryzacji, ale  twórcy jakby o niej zapomnieli. Sam tenis został przekonująco udramatyzowany, a bohaterowie naprawdę robią wrażenie grających zacięty mecz na korcie. Sceny dramatyczne mieszają się tu z komediowymi, a dowcipne, błyskotliwe dialogi i zaskakujący finał wynagradzają "puszczone" wątki.

Od Zendayi trudno oderwać wzrok choćby na moment. Widać zresztą, że Guadagnino jest oczarowany swoją gwiazdą. I słusznie. 

Gwiazda wielu talentów

Tak naprawdę, co sama podkreśla, pomijając skromny, nakręcony w trakcie pandemii, nieco pretensjonalny melodramat "Malcolm i Marie"- w reżyserii Levinsona, twórcy "Euforii", po raz pierwszy 27-letnia aktorka nie gra w "Challengers" nastolatki. (Choć jest nią na początku opowieści).

- Zawsze dotąd chodziłam do jakiejś szkoły średniej, choć w prawdziwym życiu nigdy tego nie robiłam, czego żałuję - podkreśla Zendaya.  - Martwiłam się, czy widzowie uwierzą, że naprawdę w końcu dorosłam.

Urodziła się w 1996 roku w Oakland, w Kalifornii, jako Zendaya Maree Stoermer Coleman, jako córka nauczycieli Claire Stoermer i Kazembe Ajamu Colemana.  Jej ojciec jest Afroamerykaninem o nigeryjskich korzeniach, a matka ma niemieckie i szkockie pochodzenie. Zendaya ma pięcioro starszego rodzeństwa.

Uczęszczała do szkoły podstawowej Fruitvale, gdzie mama uczyła przez dwie dekady.  W wieku sześciu wraz z dwojgiem przyjaciół ze szkoły, wystawili tam sztukę z okazji Miesiąca Historii Czarnych.  W wieku 8 lat Zendaya dołączyła do hiphopowej grupy tanecznej w Oakland, gdzie uczęszczała przez trzy lata. Kolejne dwa lata spędziła, tańcząc hula w Akademii Sztuk Hawajskich.

Jej mama pracowała latem jako menadżerka w pobliskim California Shakespeare Theatre w Orinda. To miejsce ją fascynowało. Od 4 roku życia pomagała tam sprzedawać bilety, za co płacono jej w ciasteczkach z kawałkami czekolady. Oglądała każdą sztukę zza kulis. Zdecydowana większość przedstawień to był Szekspir, a większość kwestii przelatywała nad jej czteroletnią głową. Już wtedy wiedziała, że chce być częścią tego świata. To była jej prawdziwa inspiracja do kariery aktorskiej.

Jej imię jest odmianą słowa "Tendai", które w języku shona, w którym mówią mieszkańcy Zimbabwe, znaczy "składać podziękowania". Gdy zaczęła grać w filmach, pomyślała, że fajnie mieć tylko imię sceniczne - jak Prince czy Cher. Dlatego przemianowała się na Zendayę, rezygnując z nazwiska.

Jej kariera zaczęła się udziału w reklamie zabawek i w kilku muzycznych teledyskach. Zawsze wysoka, śladem obojga rodziców, (dziś mierzy 178 cm), pracowała także jako dziecięca modelka dla Mervyns i Old Navy. W 2009 roku poszła na przesłuchanie do serialu Disneya "Shake It Up", gdzie wykonała utwór Michaela Jacksona " Leave Me Alone". Została wybrana do roli Rocky Blue i szybko okazała się objawieniem. Premiera serialu u nas znanego jako "Taniec rządzi" miała miejsce w 2010 r. Rocky Blue wraz z najlepszą przyjaciółką, dzieliła swój czas między liceum i występy taneczne w popularnym programie dla nastolatków "Taniec rządzi w Chicago!".

Serial stał się szalenie popularny i doczekał się trzech sezonów. Zendaya , podobnie jak jej współgwiazda Bella Thorne dorastała na oczach widzów. Widziała z bliska jak Thorne popada w narkotykowe uzależnienie. Sama nigdy nie sięgnęła po narkotyki, nie piła i nie paliła, od dziecka jest świadomą weganką. Z miłości do zwierząt. Mówi, że zawsze była nad wiek dorosła i odpowiedzialna, bo stała się główną żywicielką rodziny. Wiedziała, że musi zrobić wszystko, by nie stracić świetnie płatnej pracy.

Ale przecież poza graniem w serialu robiła jeszcze inne rzeczy. W wieku 16 lat została najmłodszą uczestniczką "Tańca z gwiazdami", która kiedykolwiek brała udział w programie. Jej partnerem był profesjonalny tancerz Valentin Chmerkovskiy . Para zajęła drugie miejsce w 18 edycji amerykańskiej wersji tego programu, w 2012 roku. To był rok, w którym Zendaya zadebiutowała także jako piosenkarka, wydając promocyjny singiel "Swag It Out". Rok później ukazał się jej debiutancki album zatytułowany po prostu "Zendaya". Udowadniał, że wielość talentów młodej artystki może wzbudzać zazdrość.

Złodziejka scen

Aż do 2017 roku Zendaya mimo serii sukcesów była wciąż związana z Disneyem, grając w produkowanych przez wytwórnię filmach, takich jak "Nastoletnia agentka" czy "Nie-przyjaciele". 

"Mnóstwo osób pytało: 'Dlaczego ona nadal jest na Disney Channel?' - tłumaczyła w wywiadzie dla "Vogue’a". - Cóż, czekałam i czekałam na odpowiednią rolę, aż pojawił się ‘Spider-Man’".

Powiedzmy to jasno: Zendaya w filmie "Spider-Man: Homecoming" w sumie jest obecna na ekranie ledwie kilkanaście minut, mimo że gra jedną z głównych bohaterek. Ten film to występ Petera Parkera-Spider-Mana (Tom Holland ). Zendaya gra Michelle, ponurego geniusza/geniuszkę z zamiłowaniem do matematyki, protestów i... niegrzecznych rysunków. Przez większość czasu ekranowego siedzi w kącie i rzuca złośliwymi żartami, zwykle kosztem Parkera i jego najlepszego przyjaciela, którym kradnie każdą scenę. "The Hollywood Reporter" poświęcił jej recenzję, chwaląc i nazywając właśnie "złodziejką scen".

Kilkanaście minut wystarczyło jednak, by Hollywood zakochało się w niej na dobre. Szybko zorientowano, że jest zbyt utalentowana, by pozostawić ją w drugoplanowej roli, dlatego dwa lata później, w filmie "Spider-Man: Daleko od domu", jej rola została specjalnie rozbudowana. Ale jeszcze w 2017 roku pojawiła się w musicalu "Król rozrywki". Wcieliła się w artystkę trapezową, która zakochuje się w bohaterze granym przez Zaca Efrona. Ten międzyrasowy romans pary, w czasach gdy taki związek był tematem tabu, dzięki niej wypada autentycznie.

Drugi film o Spider-Manie mocno eksponował rolę Michelle i przyniósł jej świetne recenzje, ale w porównaniu z tym, co miała za moment pokazać w "Euforii’ można nazwać go jedynie epizodem w jej galopującej karierze.

"Euforia" czyli talent i kunszt

"Staje się trudne i zupełnie głupie, przypomnienie sobie różowych konturów jej  kariery na Disney Channel, tak wspaniale wciela się w tę mroczną nową rolę. Rozumie potrzeby swojej postaci: że Rue, w głębi serca, nie pragnie niczego bardziej niż być kochaną. Od dawna młoda aktorka     nie zachwyciła tak żadną rolą" - napisał krytyk "Variety" po kilku pierwszych odcinkach serialu "Euforia". A potem było jeszcze lepiej.

Serial w reżyserii Sama Levinsona, będący amerykańską wersją izraelskiego oryginału, prawdopodobnie wyglądałby inaczej, gdyby w głównej nie pojawiła się Zendaya. Ta rola jest jak cios w sam splot słoneczny.

Grana przez Zendayę Rue to17-letnia narkomanka i zarazem narratorka całego serialu. Rebecca Nicholson z "The Guardian" napisała o roli :" To naprawdę zdumiewający, hipnotyzujący występ, który wywrócił wszelkie oczekiwania co do tego, co aktorka z taką rolą może zrobić".

Reżyser przyznaje, że Zendaya wymyśliła tę postać na nowo - jako autodestrukcyjna, nienawidzącą siebie Rue, która sięga po narkotyki, bo życie boli tak bardzo, że nie jest w stanie brać go na trzeźwo, zaskoczyła nawet samą siebie. To niewątpliwie jej najważniejsza z dotychczasowych ról. Wybitna, zdumiewająca prawdą emanującą z postaci. Kunsztem aktorskim młodej aktorki.

Rue urodziła się trzy dni przed 11 września 2001 roku i jej życie naznaczone jest tą tragedią. Od dzieciństwa towarzyszą jej różne odmiany lęku, które z czasem nauczy się zagłuszać narkotykami. Najpierw podkradała umierającemu na raka ojcu opiaty. Potem zaprzyjaźniła się z mającym do niej słabość dilerem. Poznajemy ją, gdy wraca z odwyku, ale bynajmniej nie ma zamiaru być "czysta". Wie zbyt dobrze, że nie potrafi. Odwyk zresztą tak naprawdę, okazał się miejscem, które uruchomiło w niej nadzwyczajne umiejętności zdobywania kolejnych "działek"  warunkach, w których są one nie do zdobycia. Jedyne, co sprawia, że czasem powstrzymuje się od sięgnięcia po kolejną, jest strach przed śmiercią. Bo Rue jedynie śmierci boi się jeszcze bardziej niż życia.

Zendaya wyposażyła swoją bohaterkę we wrażliwość i kruchość, jakiej nie znał przez lata walczący z narkotykowym uzależnieniem reżyser serialu. Ona, która nigdy po dragi nie sięgnęła. Pokazała zagubienie, smutek i nieznaną chyba subtelność pozornie szorstkiej bohaterki, która sprawia, że "Euforię" oglądamy wręcz z rozczuleniem.

Odbierając pierwszą nagrodę Emmy za rolę w wieku 24 lat, mówiła: "Moim największym życzeniem związanym z ‘Euforią’ było to, aby choć trochę pomogła ludziom w leczeniu. Chcę podziękować wszystkim, którzy podzielili się ze mną swoimi historiami, a było was  naprawdę wielu. Wierzę głęboko, że ta walka jest do wygrania". 

Dwa lata później, za kolejny sezon serialu odebrała drugą nagrodę Emmy, stając się najmłodszą podwójną laureatką nagrody Emmy za aktorstwo w historii.

Cytowany już Buchanan napisał, że "Zendaya sama jest tak wielką autonomiczną siłą twórczą, że z całą pewnością, jeszcze nie raz nas zaskoczy".

Miłość nie na pokaz

O dwóch kolejnych częściach "Diuny", w której Zendaya wciela się w córkę Lieta-Kynesa, imperialnego planetologa i nieznanej Fremenki, napisano już chyba wszystko. Zasługuje zresztą na osobny tekst, który bez znajomości prozy Franka Herberta, wydaje się niemożliwy do zrozumienia. Zendaya jako Chani, młoda i zbuntowana wojowniczka Fremenów, zostaje miłością Paula Atreidesa (Timothée Chalamet), wygnanego księcia rodu Atrydów, który staje po stronie Fremenów , aby obalić tyrański ród Harkonnen.

O ile pierwsza Diuna należała do Chalameta, to w drugiej części filmu Zendaya ze swoją charyzmą i magnetyzmem, przejmuje palmę pierwszeństwa. To wielkie epickie kino, nie sposób jednak "odhaczyć" w kilku akapitach.  Tak naprawdę zarówno książka, jak i film mimo skomplikowanej struktury i szalenie rozbudowanej mitologii, w gruncie rzeczy opowiadają prostą historię o władzy, szkodliwości sojuszu tronu i ołtarza i religijnym fanatyzmie. Pozostaje przekonać się samemu podczas seansu filmowego. Wyłącznie w kinie.

Pomiędzy  pierwszą i drugą częścią "Diuny", na planie trzeciego filmu aktorki o Spider-Manie stało się jednak coś ważnego w prawdziwym życiu Zendayi: zakochała się w odtwórcy roli tytułowej Tomie Hollandzie. To on ujawnił, że od 2021 roku są parą. "Jedną z wad bycia popularnym jest utrata kontroli nad prywatnością. (...) Nie chodziło o to, że nie byliśmy gotowi na upublicznienie naszego związku. Po prostu tego nie chcieliśmy" - przyznali oboje w jednym z wywiadów. Osobnych wywiadów, bo nie planują udzielać wspólnych.

Należałoby jeszcze poświęcić nieco miejsca biznesowym działaniom Zendayi, a także filantropii, jaką zajmuje się z pasją nie mniejszą niż aktorstwem. Zresztą we wszystkim co robi, jest ona widoczna. To jej stempel. Pozostańmy jednak przy jej artystycznych wyzwaniach.

Wiadomo, że jej wielkim marzeniem jest stanąć kiedyś po drugiej stronie kamery i nakręcić film o czarnych kobietach. Luca Guadagnino dodaje, że nie wyobraża sobie aktora/aktorki z większymi predyspozycjami do tego, niż właśnie ona.

"Zendaya to przyszłość kina. I nie ma dla mnie nic bardziej radosnego, niż ta świadomość. Wierzcie mi, dla niej to dopiero początek" - podsumował przywoływany wielokrotnie Buchanan.