- Moja historia związana z rakiem szyjki macicy i zostania syreną, bo tak nazywamy się my, kobiety dotknięte kobiecymi chorobami onkologicznymi, jak również wszystkie te z nas, które z różnych powodów przeszły operacyjne usunięcie macicy, rozpoczęła się, gdy miałam 31 lat. Byłam już mamą cudownych dzieci w wieku przedszkolnym. Czy miałam jakieś objawy? Nie. Mój rak nie dawał żadnych objawów i bardzo długo mógł ich jeszcze nie dawać - zaczyna Karolina.
Badanie cytologiczne, podstawowe, gdy chodzi o wczesne diagnozowanie raka szyjki macicy, wykazało nieprawidłowe zmiany w budowie tkanek, stan przednowotworowy. A wizyta w gabinecie była jak każda inna do tej pory, bez niepokojących symptomów. Konieczna była konizacja szyjki, czyli usunięcie zmienionych chorobowo obszarów. Najpierw jedna, potem druga. Na wyniki trzeba było czekać. Po kilku miesiącach ostatecznie padło: rak gruczołowy szyjki macicy.
- Z racji tego, że droga do ostatecznej diagnozy była rozłożona w dosyć długim czasie, wypełnionym kolejnymi badaniami, zabiegami i oczekiwaniem na ich wyniki, byłam chyba gdzieś w głębi duszy gotowa na to, że nadejdzie taki moment, gdy usłyszę w końcu o raku - przyznaje Karolina. - Jeszcze w trakcie wizyty u lekarza, który przekazywał mi wyniki, napisałam SMS-a pod stołem do męża o treści: "Mam raka Kot". Wtedy, na moment, na parę sekund, zatrzymał mi się świat. Do tej pory ta chwila wysyłania wiadomości staje mi czasami przed oczami, bo to moment, który rozdziela moje życie na erę bez raka i już na tę z chorobą - mówi. Czy powiedziała dzieciom? Tak, ale nie od razu.
- Znikałam na badania czy zabiegi w szpitalu, więc dzieci wiedziały, że coś się dzieje. Mówiłam, że mam w brzuchu coś, co trzeba wyleczyć, że lekarze po to właśnie są, żeby nam pomagać i nas leczyć. Nastawiałam je pozytywnie. Nadszedł jednak dzień, kiedy syn zapytał, jak nazywa się moja choroba. Wtedy raz jeden się przestraszyłam. Na drugi dzień powiedziałam dzieciom, że moja choroba "dość śmiesznie się nazywa", że to rak. Powiedziałam, że cali składamy się z komórek, jak puzzle, i u mnie część z nich jest niedobrych i trzeba je wyciąć, ze zdrowymi puzzlami dookoła, żeby mieć pewność, że pozbyliśmy się wszystkiego, co złe - opowiada.
Karolina dowiedziała się o raku, gdy zamykano oddział w szpitalu, w którym do tej pory się leczyła. Nie ukrywa, że nie wiedziała, co ma robić, dokąd iść, bo tam, dokąd chciała, drzwi właśnie się dla niej zamknęły. Nastał czas szukania lekarzy, umawiania terminów, radzenia się rodziny, bliskich, kto i jakiego poleci lekarza, dokąd pójść. Na szczęście udało się znaleźć i lekarzy, i miejsce.
Karolina przeszła histerektomię radykalną. - Operacyjnie usunięto mi m.in. macicę, jajowody, pozostałą po wcześniejszych zabiegach szyjkę. W moim przypadku możliwe było pozostawienie jajników, chociaż nie zawsze jest taka opcja, część kobiet po takiej operacji dodatkowo zmaga się z menopauzą. Mnie w tym całym nieszczęściu, chociaż to ominęło - opowiada.
Kolejnym etapem była radykalna radioterapia i brachyterapia. - To chyba najgorszy dla mnie etap leczenia, bo jest trudny do przejścia, każde naświetlanie wiąże się z odpowiednim przygotowaniem do niego, pojawia się dużo dotkliwych skutków ubocznych, przede wszystkim ze strony jelit i pęcherza, bo znajdują się one w zasięgu napromieniowania. Ze skutkami ubocznymi naświetlań zmagam się w zasadzie do tej pory i podejrzewam, że zmagać się będę jeszcze długo. Ale jest to pewna cena za zdrowie, którą musiałam zapłacić, więc nie narzekam - mówi. I dodaje: - Na ten moment pozostaję w remisji, zarówno bez wznowy, jak i bez przerzutów, i manifestuję sobie, że tak będzie zawsze. Natomiast nie umiem powiedzieć, że jestem wolna od choroby. Do leczenia podeszłam zadaniowo - mam raka i muszę się go pozbyć. I chociaż na ten moment fizycznie tego raka w sobie nie mam, to jednak świadomość choroby, doświadczenia związane z leczeniem zostaną ze mną na długo, jeśli nie na zawsze.
Pytanie "Jak długo się nie badałaś?" słyszała zarówno od lekarzy, jak i różnych osób ze swojego otoczenia. Prawda, jak mówi, jest brutalna. - Wiele z nas, syren, z diagnozą raka szyjki macicy, badało się regularnie. Jest wśród nas wiele, które miały wzorową cytologię przez wiele lat, a jednak rak niepostrzeżenie się rozwijał - zauważa.
Setki razy słyszała też, że jest silna, dzielna, że jest bohaterką. - Wcale nią nie jestem i nie byłam - zaprzecza. - Byłam przerażona, czułam się malutka, a musiałam stanąć przed czymś naprawdę dużym. Jednak etap szukania lekarzy, umawiania wizyt, zbierania dokumentów, wyników sprawia, że lawina rusza i nie da się jej zatrzymać. Nie ma czasu na szukanie siły do walki, bo to się po prostu dzieje i czy się chce, czy nie, trzeba się z tym zmierzyć - usłyszałam. O tym, co przeszła, przypomina jej blizna zaczynająca się nad pępkiem i sięgająca łona.
Ze skutkami choroby do dziś trudno jej się pogodzić.
- Diagnoza i konieczne leczenie równoznaczne były z tym że nie będę mogła mieć więcej dzieci. Nie planowałam mieć więcej niż dwójkę, mimo wszystko byłam zła, że los zadecydował za mnie. Bo to, że nie chcę być w kolejnej ciąży, miało być moim wyborem, a nie czymś, na co nie mam już wpływu. Inną sprawą, o której niewiele się mówi, jest to, że z usunięciem macicy wiąże się ustanie miesiączki. Tak, ten okres, na który wiele z nas co miesiąc narzeka, to coś, za czym trochę tęsknię. Czuję, że straciłam kontrolę nad moim ciałem i zdrowiem - kończy ze smutkiem.
Sylwia, gdy stwierdzono u niej nowotwór złośliwy szyjki macicy z przerzutami, też miała zaledwie 31 lat. Była jednak w innym momencie życia niż Karolina. Nie miała dzieci, ale z mężem coraz częściej rozmawiali o powiększeniu rodziny. Chciała być mamą, rozpoczęli starania. Ciąża niestety nie nadchodziła. Dziś musi żyć ze świadomością, że biologicznych dzieci nigdy mieć nie będzie.
Sylwia pracowała jako elektroradiolog na oddziale onkologii w Gliwicach, na co dzień miała więc kontakt z osobami chorymi na nowotwory - widziała i wiedziała, z czym się mierzą. Opowiada, że w szpitalu raz w tygodniu prowadzone były badania rezonansem magnetycznym, sprawdzane były różne, niestandardowe sekwencje - specyficzne ustawienia parametrów pozwalające na uzyskanie obrazów o różnych właściwościach. - Przy okazji poprosiłam koleżankę, żeby zeskanowała mi miednicę, żeby sprawdziła, czy wszystko jest w porządku. W tym właśnie badaniu wyszło, że mam kilkucentymetrową zmianę zlokalizowaną w szyjce macicy - wspomina.
- To musiał być szok - mówię. - Nie do końca - odpowiada Sylwia.
Początkowo lekarze twierdzili, że jest to niegroźna torbiel. Jest stan zapalny, trzeba brać leki. - Ale gdzieś tam nie dawało mi to spokoju. Szukałam, drążyłam. Byłam u dwóch czy trzech ginekologów. Uspokajali, mówili, że nie ma powodów do obaw. W końcu trafiłam do lekarza, który wysłał mnie na biopsję. Okazało się, że to neuroendokrynny rak szyjki macicy z przerzutami do węzłów chłonnych. Nagle z pracownika na onkologii stałam się pacjentką onkologiczną. Wiedza okazała się moim przekleństwem. Psychicznie było mi bardzo trudno, a trzeba było pilnie zacząć leczenie, bo rak bardzo szybko się rozwijał, był bardzo złośliwy. Współczynnik, który mówi o tym, jak szybko namnażają się komórki nowotworowe, wynosił 98 proc. Wiedziałam, że wszystko się zmieni - wyznaje Sylwia.
Leczenie zamknęło w jej życiu ważne drzwi. Przeszła chemioterapię, następnie operację usunięcia macicy z przydatkami i węzłami chłonnymi, potem brachyterapię i radioterapię. Straciła szansę na zostanie biologiczną mamą. Nie ukrywa, że leczenie było bardzo trudne, intensywne, wymagające nie tylko pod względem fizycznym. Ale najgorsze było co innego - pogodzenie się z myślą, że nigdy nie urodzi dziecka.
Dziś czuje się dobrze, ma bardzo dobre wyniki. Wciąż jednak odczuwa skutki leczenia. Jednym z powikłań są obrzęki limfatyczne (usunięcie węzłów chłonnych u pacjentów onkologicznych może prowadzić do rozwoju niewydolności układu limfatycznego). Ma problemy z ciśnieniem, z sercem, dokucza jej blizna po operacji. Ale cieszy się, że żyje.
- Wiadomo jednak, że jest strach przed każdą kontrolą. To trochę takie życie na bombie, od kontroli do kontroli. Jak lekarz powie, że wszystko jest dobrze, to pół roku życia jest w miarę spokojne. Potem znowu przychodzą badania. A jak coś boli - czy to głowa, czy brzuch, to pierwsza myśl jest taka, że to rak. Wiem, że to się może nie zmienić. Rozmawiałam z pacjentkami, które są 10, 15, 20 lat po zakończeniu leczenia. Zawsze z lękiem idą na kontrole i bardzo się stresują, czekając na "werdykt" - opowiada.
Sylwia, jeszcze nim usłyszała diagnozę, wpadła na pomysł, że będzie publikować w sieci krótkie filmy instruktażowe dla pacjentów, by w przystępny sposób mówić m.in. o diagnostyce. Opublikowała jeden film - o rezonansie magnetycznym - i wtedy sama dowiedziała się o chorobie. Tematyka jej filmów siłą rzeczy się zmieniła. Zaczęła przedstawiać perspektywę pacjenta onkologicznego. Zdradzała, jak się czuje, na jakim jest etapie leczenia, z czym mierzy się na co dzień. Próbowała dodawać też otuchy innym chorym. Dziś jej kanał "Na Chemii" liczy ponad 50 tys. subskrybentów.
Szyjka macicy jest jedną z części układu płciowego kobiety, to końcowy odcinek macicy częściowo uwypuklający się do pochwy. Zasadniczą funkcją szyjki jest utrzymanie ciąży do terminu porodu. Poza okresem ciąży wąski kanał szyjki m.in. stanowi drogę dla plemników, zabezpiecza przed infekcjami i pomaga usunąć krew menstruacyjną. Zmiany w obrębie szyjki mogą być łagodne lub złośliwe.
Jak wskazuje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), rak szyjki macicy jest czwartym najczęściej występującym nowotworem u kobiet na świecie, a drugim w grupie wiekowej 15-44 lata. W 2022 roku stwierdzono ok. 660 tys. nowych przypadków, zmarło ok. 350 tys. kobiet. Najwyższe wskaźniki zapadalności i śmiertelności dotyczą krajów o niskich i średnich dochodach. Jak tłumaczy WHO, regionalne różnice w obciążeniu rakiem szyjki macicy są związane z nierównościami w dostępie do szczepień, badań przesiewowych i możliwości leczenia, a także z czynnikami ryzyka, w tym z rozpowszechnieniem HIV, oraz czynnikami społecznymi i ekonomicznymi, takimi jak płeć, uprzedzenia związane z płcią i ubóstwo.
W Polsce, jak wynika z danych Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ), każdego roku rak szyjki macicy jest wykrywany u ok. 3000 kobiet, a 1700 z nich z jego powodu umiera. To znaczy, że codziennie diagnozę słyszy średnio osiem Polek, pięć umiera. Wskaźnik umieralności z powodu tego nowotworu jest jednym z wyższych w Europie.
Rak szyjki macicy jest jednym z najbardziej podatnych na profilaktykę nowotworów złośliwych. Nieprawidłowości można wykryć na bardzo wczesnym etapie i nie dopuścić do rozwoju nowotworu - trzeba tylko regularnie zgłaszać się na badanie profilaktyczne lub się badać. Tak - dzisiaj możliwa jest także profilaktyka oparta o samopobranie materiału z pochwy również w warunkach domowych.
- Źle funkcjonuje profilaktyka wtórna - mówi prof. dr hab. n. med. Robert Jach, specjalista w ginekologii, ginekologii onkologicznej i endokrynologii ginekologicznej, Prezes Polskiego Towarzystwa Kolposkopii i Patofizjologii Szyjki Macicy (PTKiPSM), członek Zarządów Europejskiej Federacji Kolposkopii (EFC) oraz Międzynarodowej Federacji Kolposkopii i Patologii Szyjki Macicy (IFCPC), kierownik Oddziału Klinicznego Endokrynologii Ginekologicznej i Ginekologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Wyjaśniając - profilaktyka wtórna opiera się przede wszystkim na tzw. badaniach skriningowych (przesiewowych). W przypadku raka szyjki macicy są to obecnie testy w kierunku wysokoonkogennych typów wirusa brodawczaka ludzkiego (HR-HPV), a nadal nimi pozostają badania cytologiczne. Regularnie wykonywane badania przesiewowe pozwalają na wykrycie choroby we wczesnym i w pełni uleczalnym stadium, a najskuteczniejsze w osiągnięciu tego celu są testy HR-HPV.
- Owszem, więcej pań niż jeszcze kilka lat temu co najmniej raz do roku lub według zaleceń lekarza odwiedza ginekologa i wykonuje podstawowe badania, ale wciąż jest spora grupa pacjentek, które przychodzą za późno. Panie, które nigdy nie chodziły do ginekologa, przychodzą już z dolegliwościami, w zaawansowanych stadiach, a wtedy wskaźniki przeżycia są dużo gorsze - wskazuje specjalista. I dodaje: - Kluczowym jest rozumienie, że skuteczny skrining nie pozwala na rozwój raka, a wykrywane są stany przedrakowe, tzw. zmiany śródnabłonkowe wysokiego stopnia (HSIL), z historyczną nazwą, której nie powinno się już od dawna używać - dysplazja, które są w pełni uleczalne z użyciem nieokaleczających metod chirurgicznych, przede wszystkim tzw. elektrokonizacji (procedura LLETZ określana także nazwą LEEP).
Według danych NFZ spośród kobiet, które nie wykonywały cytologii, jedynie 75 proc. przeżywało rok od diagnozy, a niespełna 50 proc. - pięć lat. W 2022 roku tylko 40 proc. pacjentek chorych na raka szyjki macicy miało wcześniej wykonaną cytologię. Przy czym, jak zauważa prof. Jach, wiele pacjentek nie korzysta z opieki NFZ, płaci za badania z własnej kieszeni, co nie znajduje już odzwierciedlenia w statystykach. Część z nich dzięki temu od wielu lat ma dostęp do znacznie skuteczniejszej profilaktyki wtórnej, jaką jest test HR-HPV. Porównując (dla zobrazowania w zaokrągleniu) czułość: cytologii konwencjonalnej (nadal najczęściej wykonywanej w Polsce), cytologii na podłożu płynnym (LBC) oraz testu HR-HPV (w kierunku 14 wysokoonkogennych typów), wynosi ona odpowiednio 60 proc., 70 proc. i 90 proc.
Rak szyjki macicy "nie upatrzył" sobie jednej grupy kobiet.
- Każda kobieta, która przynajmniej raz w życiu miała kontakt intymny (hetero- lub homoseksualny), jest narażona na rozwój raka szyjki macicy, dlatego że czynnik predysponujący do jego rozwoju jest związany z seksualnością człowieka. Tym czynnikiem jest przewlekłe zakażenie HPV o wysokim potencjale onkogennym - wyjaśnia prof. Jach. Zakażenie przenosi się z człowieka na człowieka przede wszystkim poprzez bezpośrednią styczność ze zmianami obecnymi na nabłonku (m.in. waginy, wulwy, penisa, jamy ustnej, okolicy okołoodbytniczej i odbytu) w czasie kontaktu intymnego oraz bardzo rzadko z matki na dziecko w czasie porodu. Nie przenosi się natomiast drogą krwi.
HPV występuje powszechnie. Szacuje się, że ok. 80 proc. populacji zetknie się z wirusem brodawczaka ludzkiego przynajmniej raz w życiu. Na zwiększenie ryzyka zakażenia HPV wpływają: wczesny wiek inicjacji seksualnej, liczba partnerów/partnerek seksualnych, osłabienie odporności (np. infekcja HIV, stany po przeszczepach narządów czy leki zmniejszające odporność), a także współistnienie innych zakażeń przenoszonych drogą płciową, a w mniej bezpośredni sposób palenie tytoniu oraz antykoncepcja hormonalna.
U większości zakażenie ulega samowyleczeniu. Przetrwała infekcja, wywołana przez HPV może wywołać u niektórych kobiet raka szyjki macicy. Za ok. 70 proc. przypadków tego nowotworu odpowiadają typy HPV 16 i 18 - najbardziej "zjadliwe".
Szczyt zachorowań na raka szyjki macicy w Europie przypada pomiędzy 35. a 55. rokiem życia. Ostatnie lata wskazują na wzrost liczby zachorowań u młodszych kobiet.
Główny winowajca wysokiej zachorowalności na raka szyjki macicy - HPV - może (i najczęściej tak właśnie jest) nie powodować żadnych objawów przez lata.
Objawy kliniczne powodują typy wirusa o niskim potencjale onkogennym, czyli mające mały potencjał ryzyka nowotworu. Zmiany mogą występować poza okolicą zewnętrznych narządów płciowych, jak i lokalizować się w ich okolicy, a także w okolicy odbytu lub w obrębie innych błon śluzowych (jamy ustnej i gardła, krtani). Natomiast wysokoonkogenne typy HPV, mogące zainicjować rozwój raka szyjki macicy i innych nowotworów, przez wiele lat nie dają żadnych objawów, co opóźnia diagnostykę - potwierdza prof. Jach. I podkreśla: - Rak szyjki rozwija się w sposób długotrwały, podstępny. Jeśli daje dolegliwości, zazwyczaj już mamy stadium inwazyjne - czyli raka. Wszystkim nam powinno zależeć na wykrywaniu zmian przedrakowych, o których wiemy, że jeśli nie zostaną poddane odpowiedniemu leczeniu, mogą doprowadzić do raka.
Wczesnym zmianom nowotworowym w przypadku raka szyjki macicy nie towarzyszą więc żadne charakterystyczne symptomy. One pojawiają się wraz z rozwojem choroby. Co powinno zaniepokoić? Krwawienie z pochwy po stosunku, krwawienie międzymiesiączkowe, krwawienia pomenopauzalne, miesiączki, które trwają dłużej i są bardziej obfite niż dotychczas, obfite upławy, ból podczas stosunku, bóle w podbrzuszu i okolicy lędźwiowej. Jeśli występują, należy jak najszybciej udać się do lekarza.
Dobrą praktyką jest chodzenie raz do roku do ginekologa (chyba że lekarz zaleci częściej) i wykonywanie m.in. cytologii, ale aktualnie jest ona tylko minimum. Oczywiście lepiej wykonywać cytologię na podłożu płynnym - zapewnia lepszą jakość obrazu i ułatwia detekcję nieprawidłowych komórek, co czyni ją nieco bardziej miarodajną niż dotychczasowa cytologia konwencjonalna. - Różnica czułości między ok. 70 proc. (LBC) a 60 proc. (konwencjonalna) nie jest szokująca. Cytologia na podłożu płynnym nie jest więc przełomem, mimo że tak jest przedstawiana w Polsce. W USA jest stosowana już od blisko 30 lat - wskazuje prof. Jach.
Bezdyskusyjnym atutem LBC jest to, że pozwala na wykonanie wszystkich testów przesiewowych niezbędnych do podjęcia decyzji, czy pacjentka może pozostać w obserwacji, czy musi zostać skierowana minimum do kolposkopii: jedna wizyta - jedno pobranie - wszystkie testy diagnostyczne. - To ogromy komfort dla wszystkich kobiet przy jednoczesnych oszczędnościach finansowych (zarówno dla płatnika publicznego, jak i pacjentki samofinansującej opiekę prywatną). Pobranie materiału na podłoże płynne, tzw. skrining na podłożu płynnym (LBS), pozwala na jednoczesne przeprowadzanie badań molekularnych w kierunku HR-HPV, co znacząco podnosi efektywność profilaktyki przeciwnowotworowej, cytologii na podłożu płynnym oraz dodatkowego testu przesiewowego, popularnie nazywanego barwieniem podwójnym (immunocytochemiczny test p16/Ki67 DS), który istotnie zwiększa dokładność naszych rozpoznań - podkreśla prof. Jach.
Test HR-HPV, który pozwala na identyfikację 14 wysokoonkogennych typów HPV, z indywidualną identyfikacją najgroźniejszych typów 16 i 18, z następową cytologią na podłożu płynnym dla wszystkich przypadków HPV-dodatnich, mają być dostępne w ramach nowego publicznego programu profilaktyki raka szyjki macicy w Polsce. Takie zmiany zakłada projekt Ministerstwa Zdrowia przekazany w styczniu 2025 roku do konsultacji publicznych. To od dawna oczekiwany przez wszystkich ekspertów krok w dobrym kierunku. - Oby tylko polskie pacjentki chciały jak najliczniej skorzystać z tej oferty - słyszę od mojego rozmówcy.
Dla tych, które oczekują maksimum pewności, najlepsze prywatne centra ginekologiczne oferują jednoczasowe wykonanie testu HR-HPV i LBC (tzw. cotesting), z możliwością rozszerzenia diagnostyki o barwienie podwójne (DS). W finansowanym publicznie skriningu cotesting jest oferowany tylko przez najbogatsze kraje na świecie, m. in. Niemcy i Luksemburg.
Od testu HR-HPV się zaczyna. A co dalej?
- Jeśli uzyskamy dodatni wynik testu HR-HPV, pamiętajmy, że to nie jest żaden dramat, że to absolutnie nie jest rozpoznanie raka ani stanu przedrakowego. Dodatni wynik wymaga wykonania cytologii i w precyzyjnie określonych przypadkach standaryzowanego badania kolposkopowego, z pobraniem materiału do badania histopatologicznego (z wyłączeniem pobrania materiału z kanału szyjki macicy u kobiet w ciąży). Gdy zostanie wykryta zmiana przedrakowa albo rak we wczesnych stadiach zaawansowania, istnieją możliwości skutecznego leczenia - także takiego, które zachowa płodność - wskazuje prof. Jach.
Leczenie raka szyjki macicy, czyli już postaci inwazyjnej, zależy od stopnia zaawansowania klinicznego, wieku pacjentki oraz chęci posiadania przez nią w przyszłości potomstwa. We wczesnym stadium zaawansowania istnieje możliwość zachowania narządu płciowego celem pełnego wyleczenia i zachowania możliwości zajścia w ciążę -może to być np. kombinacja chemioterapii i metod chirurgii małoinwazyjnej zachowującej płodność.
W najniżej zaawansowanych stadiach dąży się do leczenia chirurgicznego. - Przeprowadzamy najczęściej elektrokonizację (celem zabiegu jest usunięcie nieprawidłowej tkanki, zawsze z fragmentem zdrowej, i ustalenia, czy konieczne jest dalsze postępowanie terapeutyczne - red.). W wyższych stadiach zaawansowania klinicznego przeprowadzamy zabiegi chirurgiczne o szerszym zakresie, istnieje także możliwość zastosowania chemioterapii neoadjuwantowej, czyli najpierw podajemy chemioterapię, a potem leczymy chirurgicznie lub stosujemy kombinację chemioterapii, radioterapii albo radioterapii opartej na brachyterapii (źródło promieniowania umieszcza się bezpośrednio w miejscu występowania nowotworu lub tuż obok niego). W skrajnych przypadkach nawrotów raka szyjki macicy albo w zaawansowanych postaciach, kiedy mamy zajęty pęcherz moczowy, odbytnicę, mamy nieczynną nerkę, istnieje możliwość tzw. chirurgii paliatywnej - tłumaczy specjalista.
Przeżywalność zależy od stopnia zaawansowania klinicznego. Wcześnie wykryte zmiany przedrakowe i rak szyjki macicy w najniższych stadiach zaawansowania klinicznego to prawie 100 proc. szans na wyleczenie. - Jednak pacjentki zgłaszają się do nas w wyższych stopniach zaawansowania. Do niedawno było to niecałe 50 proc., dziś 55 proc. dla całej grupy - mówi prof. Jach.
W przypadku raka szyjki macicy istotnym elementem profilaktyki pierwotnej są szczepienia przeciw HR-HPV.
- Profilaktyka pierwotna to najskuteczniejsza metoda zapobiegania rakowi, to działania ukierunkowane na ludzi zdrowych i ich środowisko życia w celu zmniejszenia prawdopodobieństwa wystąpienia raka - tłumaczy prof. Jach. Zaznacza przy tym, że szczepienia przeciw HPV są ważne nie tylko w kontekście rozwoju raka szyjki macicy. W końcu zalecane są nie tylko dziewczętom, ale też chłopcom. Dlaczego?
- Szczepienia przeciw HPV zapobiegają nie tylko rozwojowi raka szyjki macicy, ale też innych chorób związanych z zakażeniem HPV - nowotworów pochwy, sromu, odbytu, niektórych nowotworów penisa u mężczyzn, ale też części nowotworów głowy i szyi u obu płci - wymienia specjalista. Mogą także dotyczyć profilaktyki pierwotnej chorób nienowotworowych - brodawek płciowych/kłykcin kończystych - choroby nr 1 na świecie przenoszonej drogą płciową.
Szczepienia przeciwko HPV są szczepieniami zalecanymi dla każdego człowieka po ukończeniu 9. roku życia. Jak wskazują eksperci, z uwagi na fakt, że do zakażenia HPV dochodzi głównie drogą kontaktów intymnych, najlepiej wykonać takie szczepienie jeszcze przed szeroko rozumianą inicjacją seksualną. Wiek po ukończeniu 9. roku życia, a do ukończenia 14. roku życia, uznawany jest za optymalny do przyjęcia szczepionki. Szczepienia dla tej grupy wiekowej są w Polsce od 1 czerwca 2023 roku bezpłatne.
Szczepionka przeciw HPV chroni przed rakiem szyjki macicy nawet w 90 proc. - podkreślają eksperci, powołując się na wyniki aktualnych badań populacyjnych. - To rozstrzyga o bezdyskusyjności wskazań do jej wykonania - kończy prof. Jach.