"Donyale Luna była jak coś nienamacalnego. Gdyby weszła teraz do pokoju, cały by się uniósł. Niektórym wydawało się, że pochodzi z innej planety. Nie przypominała żadnej ludzkiej istoty. Była znana w Paryżu, Rzymie, Nowym Jorku. Była pierwszą ciemnoskórą kobietą na okładce ‘Vogue’a’. Ale jakimś cudem odeszła w zapomnienie" - tymi słowami zaczyna się intrygujący film dokumentalny Nailah Jefferson "Donyale Luna: Supermodelka", wyprodukowany dla stacji HBO. W Ameryce było o nim głośno, u nas trafił do streamingu po cichu.
Przez historię życia zmarłej bardzo młodo, w wieku 33 lat modelki przeprowadza nas w filmie jej córka, Dream Cazzaniga. Córka Donyale Luny, matki jednak pamiętać nie może - odeszła, gdy miała 18 miesięcy. Wychowywali ją dziadkowie, którzy przez lata powtarzali, że śmierć Luny to efekt wady serca. W dodatku jej nie znosili. W rzeczywistości matka przedawkowała kokainę. Zamiast wspomnień o niej Dream dostała jednak w spadku stos zapisanych zeszytów - pamiętników. Luna pisała w nich o sobie od czasów nastoletnich. Szczegółowo opisywała swoje życie, przedstawiając się jako piękna, ale niezrozumiana bohaterka bajki.
"Dawno temu mała, kolorowa dziewczynka narodziła się w bogini. Miała serce pełne marzeń i umysł pełen miłości. Wyciągnęła swoje długie nogi i pofrunęła na ziemię" - pisała nastoletnia Luna w notatniku. Czterdzieści cztery lata po jej śmierci, córka Luny, łączy się z matką, opowiadając jej historię i użyczając jej własnego głosu. Film o niej to rezultat współpracy Cazzanigi z reżyserką Nailah Jefferson. Niczym wykopalisko, ale i swego rodzaju akt oskarżenia wobec branży. Dziś nie wiedzą o jej istnieniu nawet ludzie związani z modelingiem.
Dokument ma szanse to zmienić.
Od dzieciństwa chciała być sławna, jak wspominają jej siostry. Marzyła o aktorstwie i o tym, że zostanie wielką gwiazdą. Była niebywale wysoka, (188 cm!), szczupła jak żmija, z oczami wielkości spodków i własnym, niepowtarzalnym stylem. Ciemnoskórym kolegom nieszczególnie się podobała. - Mówili, że jest chuda i koścista. Wołali na nią: Olive Oyl, co ją bolało - wspomina młodsza siostra Luny, Lillian Washinton.
Olive Oyl to była postać z kreskówki EC Segara, wymyślona w 1919 roku na potrzeby jego komiksu "Thimble Theatre". Była odważną, upartą młodą kobietą o przesadnie szczupłej sylwetce. U szczytu kariery Luna wspominała: "W Detroit, gdzie dorastałam, nikt nie myślał, że jestem piękna. Czułam wstyd i niemal paranoję". To skłoniło ją do wykreowania siebie od nowa - stworzenia kogoś, kogo inni uważaliby za piękną. Zbliżała się do pełnoletności, gdy pojawiła się Donyale Luna.
- Ciągle pisała to imię na kartce. Powiedziałam, że dobre, bo wpada ucho - opowiada jej siostra, Lillian. - Zaczęła się zmieniać. Zmienił się nawet sposób, w jaki mówiła, pojawił się u niej akcent. Nie mogła go nigdzie zasłyszeć.
Była już sławna, gdy w wywiadach tłumaczyła, że nowe imię i nazwisko to skrót. - Naprawdę nazywam się Peggy Anna Donyale Zaziyah Luna Freeman - wyjaśniała. Innym razem twierdziła, że to panieńskie nazwisko kobiet z rodziny ojca. Podobnie było z jej pochodzeniem, które miało stanowić "tygiel różnych narodowości". Zamiast mówić, że jest ciemnoskóra, mówiła o sobie "wielorasowa" albo "niejednoznaczna etnicznie". Opowiadała kolegom w liceum, że ma w sobie hinduską, hiszpańską i irlandzką krew. Za każdym razem wymieniała kolejne wymyślone przez siebie "nacje".
- "Ojciec pytał ją: «Nie chcesz być czarna? Ale przecież jesteś!». A ona udawała, że jego słowa w ogóle jej nie dotyczą" - wspomina Lillian. W początku lat 60. gdy zwróciła na siebie uwagę, czarnoskórzy byli traktowani w Ameryce jako ludzie gorszej kategorii, rasizm był codziennością. Według przyjaciół wymyślenie od nowa swojej tożsamości to była forma ucieczki od niego, choć nigdy się do tego nie przyznała. "Zawsze gdy ją pytali: « Jak się nazywasz? Skąd jesteś?», odpowiadała: «Nazywam się Luna. Jestem z księżyca»"- wspomina przyjaciel.
Peggy Ann Freeman urodziła się 31 sierpnia 1945 roku, w stanie Michigan, w rodzinie robotniczej Nathaniela Freemana i Peggy Freeman. Jej ojciec, pochodzenia afroamerykańskiego pracował w fabryce Forda, a matka, pochodzenia afroamerykańskiego i europejskiego, jako sekretarka. Miała dwie siostry - wspomnianą Lillian i Josephine. Rodzice rozstali się, ale potem jeszcze czterokrotnie schodzili się na nowo i znów rozstawali.
Ojciec nadużywał alkoholu i często stosował przemoc wobec matki, mimo że ją kochał. W styczniu 1965 roku matka Luny śmiertelnie postrzeliła go w samoobronie. Tamtego dnia też przyszedł do domu pijany i jej groził. Luna była już wtedy w Nowym Jorku, a o wszystkim dowiedziała się trzy miesiące po fakcie. Świadkiem zdarzenia była Lillian, która przyznała, że strzał był przypadkowy. W 1966 roku modelka opowiadała dziennikarzowi: "Moja mama martwi się, że okoliczności śmierci ojca będą dla mnie traumą. Nie wie, że ja także zostałam już zraniona".
Luna została odkryta przez angielskiego fotografa Davida McCabe na ulicach Detroit, gdy wracała ze szkoły w szkolnym mundurku. Fotograf wspomina : "Miała niewiarygodnie długie, piękne nogi i wspaniały uśmiech. Aż mnie zatkało na jej widok". McCabe uświadomił jej, że zwraca uwagę swoim wyglądem i ma idealne warunki ku temu, by zacząć karierę modelki. W odpowiedzi usłyszał od dziewczyny, że nie ma jeszcze 15 lat. Dał jej wizytówkę i powiedział: "Zadzwoń kiedyś, jak będziesz w Nowym Jorku".
Zadzwoniła. Trzy lata później, gdy zdecydowała się na wyjazd do Nowego Jorku. Poprosiła McCabe’a o profesjonalne zdjęcia, które mogłaby pokazać w agencjach. Początkowo matka zniechęcała ją do tego pomysłu. Chciała, by została pielęgniarką, ale Luna nalegała tak długo, że matka wysłała ją do ciotki w New Jersey. Modeling miał być jedynie źródłem zarobku, tak naprawdę bowiem wciąż marzyła o aktorstwie.
McCabe, któremu wmówiła, że jedno z jej rodziców jest meksykańskiego pochodzenia, rozesłał jej zdjęcia do różnych agencji. Ponadto przedstawił ją redaktorce kultowego wtedy magazynu "Harper Bazaar" Nancy White i najsłynniejszemu w historii fotografowi mody, Richardowi Avedonowi. White zachwycona jej wyglądem, szybko podpisała z nią ekskluzywny kontrakt jesienią 1964 roku, zaś Avedon został jej menadżerem. Tak wkroczyła do świata mody, gdzie kanony piękna wyznaczały dotąd wyłącznie białe kobiety.
Niezwykłe rysunki Luny na okładkę magazynu wykonała projektantka mody i malarka Katharina Denzinger, pracująca jako ilustratorka redakcyjna "Bazaar". Przedstawiono ją jednak jako białą na ilustracjach.
Jej pierwszą pracą jako modelki była sesja dla "Mademoiselle" z Woodym Allenem w roli głównej. Przyjaciel Luny, artysta Omar K. Boone opowiada: "Gdy przyjechała do wielkiego miasta, była jak sarna na drodze, tak bardzo niewinna. Nie wiedziała jak wymawia się słowo szparagi, (z ang. asparagus). Była jednak niezwykle pojętna. Szybko się uczyła". On sama opowiadała: "Byłam jak dziecko. Te ogromne budynki i tłumy ludzi! Kiedy szłam ulicą na Broadwayu w moich czarnych ciuchach, ludzie, zamiast szydzić, gwizdali z podziwem i oglądali się za mną. To było zdumiewające" - opowiadała.
Niewątpliwie Luna miała też sporo szczęścia. Była jesień roku 1964 roku, gdy trafiła do Nowego Jorku. Podpisano ustawę o prawach obywatelskich, Beatlemania szła pełną parą, w Wietnamie trwała wojna. Bardzo szybko odnalazła się wśród elity kulturalnej rozwijającego się twórczo miasta i stała się jej częścią.
Najważniejszą postacią tej elity był Andy Warhol, którego przestawił jej McCabe. Artysta oszalał na jej punkcie, a za nim poszli następni. Poruszała się jak gazela, pozowała do zdjęć, wyginając się jak dzikie zwierzę, pewnie dlatego tak chętnie ubierano ją w skóry. Choć artystyczna podróż Luny ewoluowała przez całą jej karierę, niezmiennie pozostawała w centrum uwagi czołowych fotografów i artystów. Poczynając od wspomnianego Avedona i Warhola, poprzez Helmuta Newtona, Milesa Davisa, a później, po wyjeździe do Europy - The Beatles, Federico Felliniego i Salvadora Dalego. Budziła sensację.
Bomba wybuchła gdy trzy miesiące później na okładkę "Bazaar" trafiły jej zdjęcia. Zdumieni czytelnicy magazynu w całej Ameryce dowiedzieli się, że ma ciemną skórę. Nie wszystkim przypadło to do gustu. Biali czytelnicy z Południa natychmiast odwrócili się od pisma. Reklamodawcy pozrywali umowy, a magazyn stanął przed wizją bankructwa. Choć Luna szybko stała się sławna, pismo musiało zaprzestać umieszczania jej zdjęć na okładce. Pracując jako modelka genialnego Paco Rabanna, Luna była świadkiem, jak amerykańscy dziennikarze pluli mu w twarz, bo w pokazie sięgnął wyłącznie po ciemnoskóre modelki. Obok przejawów uwielbienia artystycznej bohemy Nowego Jorku, sama też doświadczyła wówczas również rasistowskich zachowań, którymi z nikim się jednak nie dzieliła. Poza swoim notatnikiem. Wiadomo, że ekscentryczna redaktor amerykańskiego "Vogue’a" Diana Vreeland odrzuciła wybór Luny na gwiazdę wielkiej, modowej sesji w Japonii, mimo że fotografował ją jej ulubieniec Richard Avedon. Prawie się wtedy rozpłakał, pokazując przygotowane zdjęcia. Gdy zawołał: "Jest najlepsza. Wyjątkowa", w odpowiedzi usłyszał "King Kong też był". Nie powiedział Lunie o upokarzającej rozmowie.
Parę miesięcy później Luna zdecydowała się na wyjazd do Londynu, który w latach 60. był nieporównywalny z żadnym innym miastem w Europie.
Stolica Wielkiej Brytanii lat 60. ową niezwykłość w sporej mierze zawdzięczała Beatlesom, a potem także Stonesom, których otwartość i bezczelność porwały młodych. Podczas gdy Ameryka wciąż tkwiła w okowach konserwatyzmu, Europa przeszła już rewolucję obyczajową za sprawą Bardotki i właśnie przeżywała kulturową. "Swingujący Londyn" nastawiony na młodych, akcentujących to, co nowe i odważne w dobie hedonizmu, stał się jej mekką. To było miasto artystów i wielkich idei, które niczym magnes przyciągały ludzi z całego świata. Rządziły "sex, drugs and rock’n’roll", które na zawsze miały odmienić życie Luny.
To był czas gdy bardzo wielu czarnoskórych artystów wyjeżdżało do Londynu, by poczuć się wolnym. W modzie królowała wychudzona Twiggy, ale wkrótce miała ją przyćmić panna Donyale, z którą wszyscy fotografowie w brytyjskiej stolicy chcieli pracować. A wszyscy sławni artyści chcieli się przyjaźnić. Natychmiast zaczęła pracę i niebawem "podkradli ją" Francuzi - trafiła na okładkę "Paris Match", co było sensacją. Wciąż podtrzymywała swój mit "etnicznie niejednoznacznej". Jego potwierdzeniem miał być kolor oczu - niebieski lub zielony, w zależności od szkieł, jakie zakładała. Ona sama zapewniała, że "Zmienia kolor, by... dopasować je do nastroju".
Początkowo spotykała się z Brianem Jonesem z Rolling Stones, przyjaźniła się z kolei z Mią Farrow i Johnem Lennonem. Magazyn "Time" nazwał ją "najbardziej niezwykłą czarną wszech czasów". Potem związała się ze słynnym aktorem Klausem Kinskim. Szybko pozbyła się dawnej niewinności. W wywiadach mówiła głośno o seksie. Na ulicy budziła taką sensację, że jej pojawienie się tamowało ruch. "Modowy" charakter tamtej epoki najlepiej oddawało słynne "Powiększenie" Michelangelo Antonioniego, w którego obsadzie znalazła się Luna.
Wkrótce fotografował ją najsłynniejszy brytyjski artysta modowy David Bailey. To właśnie on zrobił jej słynne zdjęcie na okładkę brytyjskie "Vogu’a", na którym spoza jej szeroko rozstawionych palców, wyłania się ogromne, czarne oko. Jest na nim prawdziwa. Żadnych szkieł kontaktowych. Pierwsza ciemnoskórą kobieta na okładce najważniejszego kobiecego magazynu mody. Pojawienie się na jego okładce dla modelek oznaczało to samo, co dla aktorek Oscar. Wiekopomna chwila, która wynosi na sam szczyt w branży.
Modeling w wydaniu Luny to nie były zwykłe spacery po wybiegu. W opracowanej przez siebie metodzie, (opartej na metodzie aktorskiej) wypracowała własny, teatralny ich styl. Miała w repertuarze "pełzanie jak lew, raczkowanie w rytm muzyki i nawiązywanie bezpośredniego kontaktu wzrokowego z dziennikarzami". Bill Cunningham opisał jeden z jej pokazów w ten sposób: "Jej ciało porusza się jak pantera, ramiona, skrzydła egzotycznego ptaka, długa szyja przypomina czarnego łabędzia trąbkowego. Publiczność reaguje miażdżącym aplauzem".
Luna miała zaledwie 21 lat, gdy zdobyła szczyt. Europa ubóstwiała ją tak, że czuła, iż może pokazać środkowy palec rodzinnej Ameryce. Jako jedna z najlepiej opłacanych modelek końca lat 60. i początku 70. pracowała dla czołowych projektantów, w tym Christiana Diora, Valentino, Yves Saint Laurenta czy Rudiego Gernreicha.
Czarnoskórzy znajomi i przyjaciele Luny zastanawiali się, dlaczego mając taką rozpoznawalność, nigdy nie zaangażowała się w kwestie rasowe, choć sama doświadczała rasizmu. Działał już przecież od dawna Ruch Praw Obywatelskich, a ona dawała do zrozumienia, że jej to nie interesuje. Pytana często o tożsamość trwała przy wersji o "etnicznej różnorodności", nigdy też nie powiedziała o sobie "czarna", mimo że pisano o niej "Murzynka", bo wówczas to określenie nie było uważane za pejoratywne.
Ona sama mówiła publicznie, jak żałuje, że nie urodziła się białą, niebieskooką blondynką. W oczach wielu ludzi, otwarcie wypierała się swojego pochodzenia i odcinała od korzeni. Tylko raz, wiele lat później, powiedziała w wywiadzie, że uciekła z Nowego Jorku do Europy, gdy odkryła, że "z jednej strony mówili mi tam piękne rzeczy, a potem dźgnęli mnie w plecy".
O tym, że rasistowskie uprzedzenia ją bolały, wiadomo przede wszystkim dzięki jej zapiskom. Okazało się, że nawet nowoczesny, pozbawiony uprzedzeń Londyn, nie do końca wolny był od rasizmu. Pewnego wieczoru Luna wraz z grupą przyjaciół, wśród których była Mia Farrow, poszła na śniadanie do znanego hotelu Mayfair Cavendish. Tam o 4 rano poproszono ich o opuszczenie go - ponoć mężczyźni byli "nieodpowiednio ubrani", bo nie mieli krawatów. Gdy zauważyli, że inni mężczyźni też nie noszą krawatów, Luna zapytała: "Czy to dlatego, że jestem kolorowa?". Wyrzucono ich za zakłócanie porządku, a sprawa miała finał w sądzie, gdzie Luna oskarżyła policję o kłamstwo. Jej uwagi jednak zignorowano, stanęło na konieczności uiszczenia kary.
Czemu więc udawała, że rasizm jej nie dotyczy? Przyjaciele nie potrafią na to odpowiedzieć. "Nazywano mnie zarówno białą, jak i czarną. Jest mi wszystko jedno. Ludzie mogą sobie myśleć, co chcą" - wyznawała.
Jej przyjaciel, aktor Juan Fernandez opowiada, że wciąż jednak marzyła o aktorstwie. Z każdą kolejną rolą wierzyła, że da początek filmowej karierze, ale została zapamiętana jedynie z efektownych ról na dalszym planie, choć zagrała też większe. Pojawiła się m.in. w komedii będącej satyrą na świat mody "Kim jesteś Polly Maggoo" Williama Kleina. Była dumna z udziału w "Satyriconie" Felliniego, swobodnej adaptacji powieści Gajusza Petroniusza, uznanej za kontrowersyjną, gdzie wcieliła się w piękną wiedźmę Enoteę. Pojawiła się też w jednym hollywoodzkim filmie, w komedii Otto Premingera "Skidoo", gdzie grała kochankę szefa mafii.
Przyjaźń z Salvadorem Dalim mile łechtała jej próżność. Artysta uwielbiał ją, jak wcześniej Warhol i wielokrotnie obsadzał w swoich performances oraz w krótkich filmach. Była jedną z jego muz, nazywał ją "nowym wcieleniem egipskiej królowej Nefretete".
Gdy uznała, że całkowicie podbiła Londyn, przeprowadziła się do Paryża. Już wtedy narkotyki były obecne w jej życiu. W świecie, w którym żyła, brali wszyscy. Uwielbiała być na "na haju" i z tego powodu rozpadł się jej związek z Kinskim, który miał ją wyrzucić z domu któregoś dnia, kompletnie zaćpaną. Nigdy jednak nie zawaliła z ich powodu pracy. Zapewne wierzyła, że ma nad nimi kontrolę. Film niestety, prześlizguje się jedynie po tej kwestii, choć przecież jej narkotykowe "zabawy" - bo tak właśnie o nich opowiada - skończyły się tragicznie.
Po Paryżu był Rzym, którym była oczarowana. W 1969 roku poznała swojego przyszłego męża, uznanego fotografa Luigi Cazzaniga. "Luigi, mój kochany królu i cały świecie - pisała w pamiętniku. - Przybyłam do ciebie i zostanę na zawsze". To był czas, gdy przestała dbać o modę, znacznie bardziej wciągnęły ją awangardowy film i teatr. Zagrała rolę tytułową w dziwacznej "Salomei", psychodelicznej wersji biblijnej historii. Sztuka wciągała ją na wielu polach. Robiła zdjęcia i sama przejęła rolę własnego dyrektora artystycznego. Napisała też historyjkę dla dzieci "Lunaflylaby". Luigi postawił dom w środku lasu, gdzie zamieszkali, gdy na świat przyszła ich córka Dream.
Niestety, nie żyli w nim długo i szczęśliwie.
Jeśli wierzyć filmowi, który pozostawia wielką dziurę w opowieści o życiu bohaterki, przeskakując nagle z początku lat 70. na ich koniec, Luna popadła w depresję, gdy Luigi dostał pracę na planie filmowym i wciąż był nieobecny. Czuła się samotna. W dodatku głęboko religijna rodzina męża jej nie akceptowała, odkąd w jakimś wywiadzie powiedziała, że..."kupi parę ton marihuany i zrzuci helikopterem na Watykan". Nie miała wstępu do ich domu.
Co działo się wcześniej, niemal przez dekadę od poznania Luigiego? O tym nic nie wiadomo. Zupełnie jakby dla pełniącej w filmie rolę producenta wykonawczego córki, niemal jedna trzecia życia matki była z jakiegoś powodu niewygodna i postanowiła ją z niego usunąć. Jeszcze w 1972 roku Luna pojawiła się w ostatnim włoskim filmie, wiadomo, że do 1975 uczestniczyła w pokazach mody sławnych projektantów w Ameryce i wciąż była świetnie opłacana. Z zachowanych relacji z tamtego okresu wynika, że jej kariera zaczęła podupadać gdzieś w połowie lat 70. właśnie z powodu narkotyków.
Film tymczasem urywa opowieść na roku 1969 w którym poznała męża, i przenosi nas dekadę później do 1979. Nie dowiadujemy się nawet w jakich okolicznościach nastąpiło jej rozstanie z modelingiem. Pozostają domysły. Przyjaciółka wspomina, że gdy spotkały się w Rzymie na krótko przed jej śmiercią, była przerażona jej stanem. Luna wciąż powtarzała, że potrzebuje pomocy, że czuje się samotna i niekochana. Wszystko to jest enigmatyczne i niezrozumiałe. Opowieści o wspólnym zażywaniu "niegroźnych narkotyków"(haszysz i LSD!) podczas szczęśliwych chwil z Luigim, brzmią jeszcze bardziej nieprzekonująco.
Do tragedii doszło podczas wyjazdu do Rzymu. Luigi miał zatrzymać się z córką u rodziców, gdzie Luna nie miała prawa wstępu. Nocowała u znajomych. Tam właśnie 17 maja 1979 roku została znaleziona martwa po przedawkowaniu heroiny. Luigi częstuje nas komentarzem, mimo grozy sytuacji budzącym śmiech: "Nie mieliśmy dość pieniędzy na haszysz czy trawkę. Znalazła pewnie kogoś, kto przekonał ją, żeby wzięła ten towar".
Zostajemy z poczuciem, że nie poznaliśmy całej prawdy o Lunie. I jakim cudem będąc ponad dekadę jedną z najlepiej opłacanych modelek na świecie, nie miała pieniędzy? Z każdą informacją pytań o to, co naprawdę działo się przez kilka ostatnich życia Luny, przybywa.
Nie ulega wątpliwości, że bez Luny nie byłoby nie tylko Naomi Campbell, ale nawet Grace Jones, która w branży zawitała w latach 70. Niestety, jej reputacja osoby, która nie chce wypowiadać się w kwestii swojej tożsamości rasowej, doprowadziła do świadomego wymazania jej osiągnięć w branży modowej. Ponoć nie bez znaczenia był też fakt, że Luna w wywiadach wygłaszała peany na temat... zażywania LSD.
Ale o tym również nie usłyszymy w filmie. Wielka szkoda, bo dawał wyjątkową okazję do opowiedzenia prawdziwej i dramatycznej historii kobiety, która odegrała przełomową rolę na kilku frontach. Nie tylko przełamując "barierę koloru" w świecie mody , ale prowokując też nieoczekiwane zainteresowanie tym, co "egzotyczne".
W listopadzie 2020 roku aktorka Zendaya pojawiła się w sesji zdjęciowej inspirowanej Luną z okazji 50-lecia magazynu "Essence". W jej ślady poszło później jeszcze kilka artystek o afroamerykańskich korzeniach.