Reklama

- Ludzie po 70-tce myślą, że jak skończyło się życie zawodowe, to prócz wnuków nic im nie zostaje. To nieprawda, bo człowiek może wiele w każdym wieku - mówi mi, zmierzając na wykład.

Alicja, I rok archeologii, koleżanka ze szkolnej ławy, nie wytykając wieku, mogłaby być wnuczką Pana Zenona: - Jak go zobaczyłam, to pomyślałam, że to mój wykładowca. Przykład pana Zenona pokazuje, że na naukę nigdy nie jest za późno. Każdy, w każdym wieku może się uczyć. Nie ma żadnych granic.

Reklama

Zenon Lenczewski notuje piórem na wykładzie, Alicja stuka w klawiaturę komputera. - Młodzi to tacy sami ludzie jak my - starsi. Trzeba ich tylko traktować poważnie. Nie można z nich robić dzieci, bo oni nas będą traktować tak samo - mówi.

Siedzę z nimi na wykładzie. Przysłuchuję się i przyglądam. Gdyby nie siwy kolor włosów i inna technika notowania, różnic nie ma żadnych. Ten sam pęd do wiedzy. U Pana Zenona jeszcze zwielokrotniony. Archeologia to jego trzeci kierunek. Jesienią, w wieku 76 lat obronił pracę magisterską "Graffiti jako sztuka niepamięci w zakładzie języków południosłowiańskich". Stał się najstarszym magistrem w historii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu.

To jego druga praca magisterska. Ostatnia była z chemii, pół wieku temu. Dlaczego wrócił na uczelnię?

Powrót po pół wieku

- Oczywiście, że miałem obawy, jak zostanę przyjęty przez młodych. Pierwszy szok to był jednak dla wykładowców: wchodzi 40-letni profesor na wykład, widzi siwego facet w pierwszym rzędzie. Dla wielu wykładowców na początku było to dziwne - wspomina Zenon.

Potem nie dziwił się nikt. Zenon Lenczewski stał się ulubieńcem wykładowców, którzy zaznaczają, że nie dawali mu żadnej taryfy ulgowej. 

Profesor Patryk Borowiak z Zakładu Języków Południosłowaińskich: - Pan Zenon dał się poznać jako świetny student. To pokolenie, które nie przyjdzie nieprzygotowane na zajęcia. Dawał świetny przykład innym studentom tym... "w wieku studenckim", że tak to ujmę - śmieje się. 

Ci w "wieku studenckim" przyjęli serdecznie swojego starszego kolegę. - Jak powiedziałem, żeby mówili mi po imieniu, to oni się dostosowali. Zżyliśmy się jako grupa. Jeździliśmy na wycieczki. Młodzi nie mieli auta, więc ich podwoziłem. Z koleżankami chodziliśmy na piwo i po kawiarniach. Z młodymi ludźmi nie ma żadnych kłopotów - wyjaśnia Zenon.

Wyjechał na Erasmusa (międzynarodowa wymian studentów) do Chorwacji. Tam zbierał materiały do swojej pracy magisterskiej o tym czy i co Chorwaci pamiętają i chcą pamiętać z rozpadu Jugosławii. - Ja z wykształcenia jestem "twardy ścisłowiec" - matematyka, chemia. Jak zająłem się humanistyką, to na początku to był dla mnie szok. Można powiedzieć że intelektualnie poszerzyłem horyzonty. Dało mi to szerszy ogląd na świat - wspomina. 

W Chorwacji nie mieszkał w akademiku. Wynajął sobie mieszkanie. Stać mnie - śmieje się. 

Studia zaczyna się po 70-tce

Wrócił, bo chciał się uczyć, poznawać i chciał zadać kłam tej opinii: - Jak ktoś przekracza 70-tkę, to wpada w jakieś otępienie, zdziecinnienie. To jest nieprawdopodobna bzdura! - zżyma się Pan Zenon.  

Jego zdaniem nie pomagają media i instytucje: - Sama nazwa Uniwersytet III wieku jest stygmatyzująca. Dlatego wybrał studia dzienne.

- Ja nigdy nie miałem zbyt niskiej samooceny, ale dzięki studiom dziennym mam ją jeszcze wyższą. Może Pan spojrzeć w mój indeks. Zenon Lenczewski unosi dłoń w górę i pokazuje mi wszystkie palce. W moim indeksie jest całe gładkie pięć. Nigdy nie miałem w życiu takich ocen. Uśmiecha się dumnie.

Dodaje: - To, że skończyłem studia, daje mi poczucie własnej wartości. Mimo że upływają lata, to moja wartość na rynku jest cały czas taka sama, a może teraz i wyższa. Gdybym się uparł, to mógłbym nawet pójść do jakiejś korporacji i mogłem coś tam osiągnąć.

Takich studentów 70 plus jest coraz więcej na uczelniach.

- Nasz najstarszy student, a w zasadzie już multistudent, ponieważ rozpoczął studia na kolejnym kierunku, Pan Zenon Lenczewski, nie jest odosobnionym przypadkiem - mówi Przemysław Stanula z Biura Prasowego UAM. - Na początku 2023 r. mieliśmy już najstarszego doktoranta, 83-letniego Pana Ignacego Skrzypka. Od kilku lat możemy zauważyć, być może początki nowego trendu, który pokazuje, że nie tylko młodzi ludzie chcą uzupełnić swoje wykształcenie. Dla niektórych to kwestia ambicji czasem niespełnionych marzeń lub poszerzenia horyzontów. Czy takich osób będzie więcej w kolejnych latach? Mamy nadzieję, bo nauka to proces, który nigdy się nie kończy.

Studenci urodzeni na długo przed epoką Gierka mają świetną opinię. 

- Nie tak młodzi, nie tak rozbrykani jak inni pierwszoklasiści. Bardzo sumienni - śmieje się Profesor Janusz Czebreszuk, wykładowca Zenona Lenczwskiego na jego nowym, trzecim już kierunku, czyli archeologii.

Kaktusy po 70-tce

-Tak szczerze to jeszcze nie ochłonąłem po tych wrażeniach - Piotr Linczerski gładzi sumiaste wąsy. - Podchodziłem do swojej nauki, tak jakbym spełniał swoje marzenia, a nie jakby to był przymus. Był najstarszym doktorantem w historii Politechniki Bydgoskiej. W wieku 75 lat obronił doktorat. Zawodowo i naukowo zajmuje się kaktusami.

- Pierwsze studia skończyłem 55 lat temu, na tej samej uczelni. Wtedy nazywała się Akademia Rolniczo-techniczna. Całe życie dorosłe zajmowałem się produkcją, sprzedawaniem kaktusów, a teraz robię to jeszcze naukowo.

Studia zaczynał w 1968 roku w Łodzi, po wydarzeniach marcowych dostał, jak mówi "wilczy bilet". 5-krotnie był usuwany z uczelni. To czasy, o których uczą się teraz studenci i doktoranci, z którymi studiuje.

- Niektórzy traktowali mnie przyjaźnie, a inni jako konkurencję z pragmatyczny względów: stypendia były w ograniczonych ilościach - uśmiecha się pod wąsem.

- To, co osiągnął mój tata, jest niesłychanie zaskakujące - mówi Dominika, córka Piotra Linczerskiego. - Tata poświęcił bardzo dużo czasu na pracę naukową. Siedział długie godziny przy komputerze. Musiał pokonać takie "techniczne granice" i zrobił to!

Piotr Linczerski marzy o wyhodowaniu kaktusów, które będą kwitły na niebiesko. - To będzie to taka rewelacja w świecie kaktusiarzy. Chce kontynuować pracę naukową. Szykuje kolejne publikacje. Myśli już o habilitacji.

Cel to mieć swój cel - w każdym wieku

- To jest to spojrzenie na to czego nie można było realizować wcześniej  - tłumaczy nam fenomen pędu do wiedzy u 70-latków, legenda bydgoskiej psychologii i czynny wykładowca Roman Ossowski, rocznik 1942.

 - Stawienie sobie celów rano i sprawdzenie wieczorem, co nam się udało z tego zrealizować, to jest istota zdrowia psychicznego i fizycznego. Kto nie stawia sobie celów, nie robi planów, schodzi ku bezsensowi życia, które jest niestety fazą preterminalną. Tej fazy należy za wszelką cenę unikać - podsumowuje profesor.

Senior XXI wieku jest inny, nie patrzy w pesel. Coraz częściej planuje, marzy, a marzenia realizuje i nie ogląda się na innych.

- Senior to człowiek nowoczesny chętny poznawać coś nowego. Chce się uczyć, poznawać nowe języki, świat - mówi Beata Biernacka, kierownik Klubu na Skarpie w Koszalinie.

Seniorzy już nie wstydzą się ćwiczyć, bawić, odważniej ubrać czy umalować. Jeszcze niedawno pokutowała opinia, że w pewnym wieku, a na pewno po 70-tce to nie wypada. Dziś myśli tak coraz mniej seniorów. Ta zmiana zaszła w ciągu ostatnich 15 lat.

Zatopimy te podziały, czyli wyciągniemy wnioski

Zenon Lenczewski mógłby godzinami opowiadać o Chorwacji, czy o archeologii, ale najbardziej wartościową wiedzę wyniósł ze spotkań ze studentami. - Przekonałem się, że to ciągłe krytykowanie i narzekanie na młodzież, to jest tylko puste gadanie. Młodzi są fantastyczni, wspaniali. Bardzo otwarci i bardzo mądrzy. Nie ma wieku, który by uniemożliwiał zaprzyjaźnienie się i wejście w bliższe relacje.

Ten z wykształcenia chemik (piszę teraz o wykształceniu Pana Zenona sprzed pół wieku) zaczyna mówić, teraz jak prawdziwy humanista. - Wszyscy jesteśmy ludźmi. Mimo różnic w wieku mamy takie same uczucia: tak samo kochamy, tak samo zazdrościmy, kłócimy się. Jesteśmy tacy sami. Gdybyśmy to sobie uzmysłowili, byłoby to z pożytkiem dla naszego społeczeństwa. Nie byłoby tych podziałów na starych i młodych. Ten podział to bzdura, a czyni wiele złego.

Po tych słowach Zenon Lenczewski rusza do domu, wyznając na odchodne, że musi zrobić jeszcze trening rowerowy. Codziennie, bez względu na pogodę, jeździ minimum 30 kilometrów, co rocznie daje imponującą liczbę ponad 10 tysięcy kilometrów. Zostaje więc sam na uniwersyteckim korytarzu... Amerykanie nazywają to cultural shock. Ja, rocznik 1981, szczypię się w rękę, by sprawdzić, czy wszystko, co widziałem i co usłyszałem, wydarzyło się naprawdę. Za kilka lat zapewne takie historie nikogo już nie będą zdumiewać. Oby.