Reklama

Wszyscy są w szczytowym momencie aktorskiej kariery i od dłuższego czasu dzielą swoje życie zawodowe między Polskę i zagranicę. W najdogodniejszej sytuacji jest mieszkająca od dzieciństwa za oceanem Dagmara Domińczyk, mówiąca po angielsku bez akcentu. Ostatnie dwa lata to wręcz złoty okres w jej karierze - takiego zatrzęsienia propozycji w wybitnych produkcjach - poczynając od "Córki" po "Sukcesję", do tego u boku wielkich gwiazd, piękna Polka nie przeżywała nigdy wcześniej.

Jej koledzy i (koleżanki), którzy dorastali nad Wisłą i większość zawodowego życia wiążą z krajem, mają znacznie trudniej - nawet szczycąc się wielkim talentem, "z automatu" zostają sklasyfikowani jako odtwórcy ról bohaterów ze Środkowo-Wschodniej Europy - najczęściej Rosjan. Na szczęście jak mogliśmy się przekonać - patrząc choćby na postać Marcina Dorocińskiego w "Mission Impossible"  - i wśród nich trafiają się role nader pożądane. Jeszcze wcześniej mógł przekonać nas o tym Piotr Adamczyk, niezwykle popularny za oceanem.

Reklama

Obu panów przebija jednak Joanna Kulig, która od sukcesu "Zimnej wojny" regularnie pojawia się w hollywoodzkich filmach i serialach. Przebija ich - jak donoszą usłużne tabloidy - również gdy mowa o wynagrodzeniach za rolę. Jeśli im wierzyć - polska aktorka za udział w filmie Rebeki Miller "Miłość bez ostrzeżenia", obok hollywoodzkich gwiazd - Anne Hathaway i Marisy Tomei, miała zgarnąć ponad milion złotych. Kulig, obdarzona znakomitym słuchem muzycznym (i wspaniale śpiewająca), z grą w obcym języku radzi sobie znacznie lepiej niż większość nieanglojęzycznych aktorów (przypomnijmy, że wcześniej grała też w "Sponsoringu" Szumowskiej po francusku). I choć w filmie Miller gra akurat Polkę, to na planie mówi głównie po angielsku.

Lista czekających na polską premierę międzynarodowych produkcji z jej udziałem, niezmiennie u boku wielkich gwiazd, jest imponująca.

Ulubienica Pawła Pawlikowskiego

Jak wiadomo, zdolna Polka w światowym kinie pojawiła się za sprawą kreacji w kolejnych filmach Pawła Pawlikowskiego, choć nie tylko. Jeszcze nim na dobre zaistniała w ojczystym kinie, mieszkający wtedy w Wielkiej Brytanii reżyser obsadził ją w "Kobiecie z piątej dzielnicy" - choć na dalszym planie u boku Ethana Hawke’a i Kristin Scott Thomas. Potem była oscarowa "Ida", w której co prawda prezentowała głównie talent wokalny, a mniej aktorski, ale cztery lata później była już pierwszoplanową gwiazdą w "Zimnej wojnie" tego reżysera. To był przełomowy moment jej kariery.

Za rolę kapryśnej wokalistki Zuli - historię jej trudnego związku ze znanym kompozytorem w czasach zimnej wojny, zgarnęła worek nagród - w tym Europejską Nagrodę Filmową dla najlepszej aktorki. Obraz nagrodzono Złotą Palmę w Cannes za reżyserię, a potem również nominowano do Oscara w kilku kategoriach. Kulig zachwycił się świat, a już za moment  posypały się propozycje zza oceanu. A przecież po drodze zagrała jeszcze w dwóch dużych, francuskich filmach - we wspomnianym "Sponsoringu" i w "Niewinnych" Anne Fontaine.

Rola w muzycznym mini serialu Netflixa "Eddy"u boku André Hollanda, współreżyserowanym przez twórcę "La La Land" Damiena Chazelle’a, mogła być wielkim wydarzeniem. Nie była, choć Kulig dostała w nim dużą rolę, bo twórcy  nie wykorzystali potencjału swoich gwiazd. Pretekstowa fabuła, brak wyróżniających się bohaterów, ślimaczące się tempo akcji sprawiło, że serial przeszedł niezauważony, choć Kulig - w sporej mierze śpiewająca, pozostaje jednak w pamięci. Zanim wybuchła pandemia aktorka zdążyła jeszcze pojawić się w wielkim międzynarodowym przedsięwzięciu Amazona - w serialu akcji "Hanna", opartym na filmie w reżyserii Joe Wrighta z 2011 r. Tytułowa rola przypadła Esme Creed-Miles, a Kulig zagrała rolę jej matki i pojawiała się w wielu retrospekcjach serialu.

Pandemia przystopowała jej udział w międzynarodowych produkcjach, które teraz właśnie, z poślizgiem opuszczają wytwórnie. Na premierę czekają dwa amerykańskie tytuły z dużymi rolami naszej gwiazdy. W marcu do kin trafi wspomniana komedia romantyczna "Miłość bez ostrzeżenia" nagradzanej wielokrotnie reżyserki Rebeki Miller - córki legendarnego dramaturga Arthura Millera. W głównej roli niespełnionego kompozytora pojawia się tu gwiazdor "Gry o tron" Peter Dinklage, a Kulig wciela się w polską emigrantkę przytłoczoną problemami materialnymi, wczesnym macierzyństwem i humorami apodyktycznego męża. Miller od dawna mieszkająca z mężem Danielem Day-Lewisem w Wielkiej Brytanii nie po raz pierwszy obnaża iluzoryczność amerykańskiego snu.

Drugi amerykański tytuł z udziałem Kulig to wyreżyserowany przez Michaela Keatona i z nim samym w głównej roli "Knox Goes Away", zapowiadany jako thriller noir. Keaton wciela się w płatnego zabójcę, u którego zdiagnozowano postępującą demencję. Chce odkupić swoje winy i uratować życie syna, z którym nie miał kontaktu, nim stan jego umysłu się pogorszy. Polka zagrała jego życiową partnerkę, a w filmie zobaczymy również wielkiego Ala Pacino i Marcię Gay Harden.

Ale na tym nie koniec zagranicznych produkcji Kulig, bo właśnie zakończyły się zdjęcia do kolejnej - włosko -amerykańskiej reżyserki Nory Jaenicke pt. "Island". Zdjęcia kręcono na wyspie Elba położonej u wybrzeży Toskanii, a produkcja określana jest  mianem "feministycznego thrillera". Polskiej aktorce partneruje wielka francuska gwiazda Fanny Ardant. Kulig gra czterdziestoletnią kobietę, żonę bogatego i kontrolującego ją mężczyzny, (Marco Rossetti), którego choroba przykuła do łóżka. Pewnego dnia na jej drodze pojawia się sporo od niej starsza, tajemnicza kobieta (Ardant), pod której wpływem bohaterka rozpoczyna proces gwałtownej emancypacji.

A gdyby ktoś bardzo tęsknił za naszą gwiazdą w rodzimym filmie, to w kwietniu na ekrany trafi polsko-szwedzka produkcja Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta "Kobieta z..." z Joanną Kulig w roli partnerki transpłciowego bohatera.

Gdyby Marcin Dorociński urodził się za Oceanem

Rok 2023 był dla niego wyjątkowy, choć przyznaje, że czekał na to. Ma aparycję wymaganą do roli Jamesa Bonda, a że świetnie sprawdza się w rolach szpiegów udowodnił w "Jacku Strongu". Trochę szkoda, że aktora o takim potencjale filmowcy spoza Polski odkryli dopiero gdy stuknęła mu 50., ale lepiej późno niż wcale. Zwłaszcza, że i w ojczyźnie zdecydowanie zbyt długo czekał na swój czas. Pamiętajmy, że tak naprawdę Marcina Dorocińskiego wykreował w roli Despero w "Pitbullu" - uosabiany dziś z kiczem i obciachem Patryk Vega. Nie zmienia to jednak faktu, że tamten serial był wydarzeniem, a Dorociński z dnia na dzień stał się gwiazdą. Dopiero potem przyszła rola w "Rewersie" Lankosza, a wreszcie w "Róży" Smarzowskiego i "Obławie" Krzyształowicza. Pamiętam, że podczas gdyńskiego festiwalu dziennikarka filmowa z Los Angeles oglądając go w tym ostatnim, zauważyła: "Gdyby urodził się w Ameryce, bez dwóch zdań zrobiłby karierę w Hollywood". Napisała to zresztą w recenzji filmu. 

Na to, aż zostanie dostrzeżony poza Polską, Dorociński nie musiał długo czekać - szczególnie upodobali go sobie duńscy i niemieccy filmowcy. Wystąpił m.in. w  duńskim filmie "Kobieta, która pragnęła mężczyzny", południowoafrykańskim serialu "Cape Town" i w brytyjskich filmach wojennych "Operacja Anthropoid" oraz "303. Bitwa o Anglię". Na to aż zauważą go Amerykanie czekał jednak o wiele dłużej. W 2020 roku pojawił się w wielkim hicie Netflixa "Gambit królowej" w znaczącej roli - rosyjskiego szachisty, najważniejszego rywala głównej bohaterki granej przez Anyę Taylor-Joy. Chwalono jego rolę, została doceniona, ale mierzył znacznie wyżej. Gdy w ubiegłym roku gruchnęła wiadomość, że zobaczymy go w dwóch kolejnych filmach kultowej hollywoodzkiej serii "Mission Impossible" z Tomem Cruise’em, napisał szczerze w mediach społecznościowych, jak wiele pracy go to kosztowało.

 "Pierwszym castingiem, który otrzymałem od mojej londyńskiej agencji, był ‘Mission Impossible - Ghost Protocol’. Przegrałem. Od tego czasu nagrałem ponad 1200 self tape’ów. I przegrałem je wszystkie. Pierwszy self tape wygrałem w zeszłym roku - po ponad dziesięciu latach żmudnych nagrań, wielkich nadziei i starań. Po 1200 wcześniejszych bolesnych i dotkliwych porażkach. I te dwa wygrane to były ‘Wikingowie: Valhalla’ i ‘MI: Dead Reckoning’. I teraz mogę dzielić się moją radością z Wami.

Dlatego wierzcie w swoje marzenia i nie poddawajcie się. Wasz wielki sen, wyczekane marzenia mogą czekać za rogiem. Cierpliwości i odwagi. Szerokości! Dziękuję Wam za wsparcie!" - napisał aktor.

No właśnie, wiadomość o roli w filmie z Cruise’em przesłoniła niesłusznie inną, wcześniejszą rolę, jaką Marcin Dorociński zagrał w niezwykle popularnym i uznanym serialu Netflixa "Wikingowie: Valhalla". Akcja serialu toczy się ponad 1000 lat temu, na początku XI wieku, i opowiada o legendarnych przygodach najsłynniejszych wikingów. Polak wcielił się w Wielkiego Księcia Jarosława I Mądrego, władcę Rusi Kijowskiej. Wypadł znakomicie, wyposażył tę postać w ironiczny humor i nie była to rola epizodyczna. Pojawił się w kilku odcinkach, a sceny z jego udziałem były kluczowe dla dalszego rozwoju fabuły.

Nic nie mogło się jednak równać z oczekiwanym "Mission Impossible". Projekt składa się z dwóch części, Dorociński pojawi się w obu filmach. To znacząca i ważna dla filmu rola. Polski aktor zagrał rosyjskiego kapitana atomowej łodzi podwodnej "Sewastopol". Kluczową postać na której skupia się trwający aż siedem minut prolog filmu. Scena, dzięki której widz może sobie uzmysłowić z jakim rodzajem zagrożenia zmierzy się grany ponownie przez Toma Cruise’a - Ethan Hunt. Przypomnijmy - działający poza prawem agent amerykańskich służb specjalnych z jednostki Impossible Mission Force.

Film nie był aż tak gigantycznym sukcesem, jak bijący rekordy w box office'ach przed rokiem inny obraz akcji z udziałem Cruise’a, ale zebrał dobre recenzje. Dorociński ponownie został dostrzeżony, a za rok pojawi się w drugim filmie serii.

W międzyczasie zagrał też w ciekawym południowo-koreańskim filmie "Okup", opowiadającym o dyplomacie , który ryzykuje życiem, aby uratować zaginionego kolegę w niebezpiecznym Libanie. Dorociński wcielił się w szwajcarskiego handlarza dzieł sztuki. Obok niego wystąpił hollywoodzki aktor Burn Gorman.

Ale aktor wciąż gra sporo również w polskim kinie. Niebawem zobaczymy go w bardzo oczekiwanym nowym filmie Jana P. Matuszyńskiego "Minghun", tym razem będącym dużą międzynarodową produkcją. Film jest kręcony w języku angielskim, polskim i chińskim. Opowiada historię ojca (Dorociński), który po stracie córki wraz ze swoim teściem (Daxing Zhang) decyduje się wyprawić́ chiński rytuał minghun, czyli "zaślubiny po śmierci". Jak zdradzają twórcy : "Minghun" to opowieść́ "o nadziei, miłości i poszukiwaniu sensu życia oraz tego, co nastaje po nim".

Polka w sercu Hollywood

Po roli Karoliny Novotney, prawniczki i dyrektorki ds. PR w "Sukcesji" zna ją chyba cały świat. Dagmara Domińczyk - piękna i pełna temperamentu, tu jak mówi, musiała grać niejako wbrew sobie - być uosobieniem spokoju i opanowania. Tuszowanie wiecznie wybuchających skandali i łagodzenie rodzinnych kłótni w Waystar Royco - imperium medialnym rodziny Royów wymagało wręcz nadprzyrodzonych umiejętności. Twórcy uznali, że ona je posiada, choć na planie reżyser nieustannie musiał jej przypominać: "Pamiętaj żadnych emocji". I właśnie ta rola sprawiła, że znalazła się w centrum zainteresowania hollywoodzkich filmowców, co dość rzadko przydarza się aktorkom po 40. roku życia.

Urodzona w Polsce, w Kielcach, aktorka jest absolwentką prestiżowej szkoły teatralnej Carnegie Mellon University w Pensylwanii. Z Polski do Nowego Jorku wyjechała wraz z rodzicami jako siedmiolatka, w 1983 roku. Jej ojciec, działacz Solidarności, najpierw był internowany, potem władze wręczyły mu bilet w jedną stronę.

Domińczyk dorastała więc i rozwijała aktorską karierę już za oceanem, dzięki czemu to angielski jest jej pierwszym językiem, choć wciąż doskonale mówi po polsku. Uwagę filmowców zwróciła niezwykłą, iście hollywoodzką urodą, a pierwszą dużą rolę zagrała już w 2002 roku, wcielając się w ukochaną "Hrabiego Monte Christo" u boku Jamesa Caviezela. Potem regularnie grała w filmach znanych twórców, ale zwykle na dalszym planie. Wystąpiła w tak głośnych tytułach jak "Kinsey", "Biegając z nożyczkami", "Imigrantka", "Asystentka" i wiele innych. Pamiętamy ją także z epizodu w filmie "Jack Strong", gdzie dużą rolę zagrał jej mąż Patrick Wilson.

Ostatnie dwa, trzy lata to prawdziwy "róg obfitości" w jej aktorskiej karierze. Już w trakcie pracy nad "Sukcesją" wystąpiła w w serialu "Tajemnice Times Square", którego współproducentką i odtwórczynią głównej roli była Maggie Gyllenhaal. Zachwycona Dagmarą aktorka właśnie kompletowała obsadę swojego  debiutu reżyserskiego "Córka", będącego adaptacją powieści Eleny Ferrante, z rewelacyjną Olivią Colman w głównej roli. Zaproponowała jej, by wcieliła się w dość charakterystyczną, krzykliwą postać, pomyślaną jako zaprzeczenie głównej bohaterki - introwertycznej i stroniącej od ludzi. I to był strzał w dziesiątkę. Film będący wielogłosową narracją o macierzyństwie, nie zawsze będącym błogosławieństwem, czasami, jak w tym wypadku - traumą, okazał się wielkim wydarzeniem i otrzymał nominację do trzech Oscarów. Również świetnej roli Domińczyk poświęcono sporo uwagi w recenzjach.

To właśnie za jej sprawą Sofia Coppola zaproponowała polsko-amerykańskiej aktorce kolejną ważną rolę, Ann Beaulieu - matkę tytułowej "Priscili", przyszłej żony Elvisa Presleya. Domińczyk i tym razem świetnie wczuła się w sytuację kobiety, która wyczuwa instynktownie, co dzieje się z dzieckiem i jak może wyglądać związek młodziutkiej dziewczyny ze sporo starszym, wówczas najsłynniejszym mężczyzną na świecie. Próbując chronić córkę, jednocześnie stoi przed dylematem, jak nie odebrać jej prawa do szczęścia i decydowania o sobie. Film wkrótce trafi do polskich kin, a Dagmara Domińczyk z planu "Priscilli" trafiła do kolejnego serialu z wysokiej półki, już dostępnego w sieci.

Mowa o stworzonej przez George’a Pelecanosa i Davida Simona - twórców kultowego "Prawa ulicy" opartej na faktach opowieści o kulisach powstania i upadku elitarnej jednostki policji w Baltimore. Tym razem aktorka gra jedną z głównych ról - agentkę FBI przewodzącą federalnemu śledztwu prowadzonemu przeciwko skorumpowanym policjantom.

Dodajmy, że dorobiła się statusu najciekawszej gwiazdy serialu.

Papież, który został mafiozo

Choć wydaje się, że o międzynarodowej karierze Piotra Adamczyka napisano już u nas niemal wszystko, (a wręcz, że pisano o niej przez ostatnie lata codziennie), nie sposób go pominąć. Niewykluczone wcale, że to właśnie Adamczyk jest obecnie najbardziej rozpoznawalnym polskim aktorem poza Polską. A już na pewno w krajach anglojęzycznych.

Znamienne, że pomijając sztandarowe role Adamczyka - najpierw Fryderyka Chopina, a potem Jana Pawła II, w polskich filmach i serialach najczęściej grywa role komediowe. Kolejne filmy z serii "Listy do M.", "Lejdis", "Testosteron", "Słaba płeć", "Och Karol 2", ostatnio "Kowalscy" itd., bo lista jest szalenie długa. Tymczasem filmowcy zagraniczni najchętniej obsadzają go w rolach szpiegów, mafiozów, albo w produkcjach science-fiction. I chyba warto dodać, że są to produkcje znacznie lepsze, niż te, w których oglądamy go w Polsce.

Prawdopodobnie największą rozpoznawalność przyniosła mu brawurowa kreacja w głośnym serialu disneyowskim "Hawkeye" z Jeremym Rennerem . Serial wyprodukowany przez Marvel Studios osadzony jest w postapokaliptycznym Nowym Jorku. Adamczyk wcielił się tam w członka nowojorskiego gangu dresiarzy i pojawił we wszystkich odcinkach serialu. Kreacja viralowo roznosiła się po sieci, a w efekcie aktor doczekał się nawet własnej figurki. Rola Tomasa stała się bardzo znana i przyniosła mu kolejne, ciekawe propozycje.

-  W Polsce grałem Jana Pawła II i Chopina. A tutaj rola członka mafii... To prawdziwy dar - mówił w wywiadach. I trudno mu się dziwić.

Kolejną była rola w świetnym "For All Mankind", jednym z najlepszych seriali science-fiction ostatnich lat wyprodukowanym przez (Apple). Oto jesteśmy w alternatywnej rzeczywistości : Związek Radziecki wyprzedza Stany Zjednoczone i jako pierwszy przeprowadza misję lądowania człowieka na Księżycu. Między mocarstwami rozpoczyna się szalony wyścig o podbój Srebrnego Globu...

Nietrudno zgadnąć, w którym mocarstwie znajdziemy polskiego aktora.  Adamczyk wcielił się w rolę Siergieja Orestowicza Nikulowa, rosyjskiego wysłannika do NASA. Historia skupia się bowiem na losach astronautów i pracowników amerykańskiej agencji lotów kosmicznych. Bohater grany przez Adamczyka to prawdziwy twardziel i urodzony manipulator, którego poczynania mają kluczowe znaczenie w tej serialowej historii. Dobra rola w wartym obejrzenia i wciąż dostępnym w sieci serialu.

Trochę podobna w konwencji, choć bliżej jej do fantasy jest kolejna serialowa opowieść (Amazona )"Nocne niebo" ze wspaniałym duetem Sissy Spacek i J.K. Simmons w rolach głównych. Aktorzy wcielają się w długoletnie, starsze małżeństwo Yorków. Para ukrywa przed światem sekret - na ich podwórzu, pod ziemią, znajduje się komnata, która prowadzi na opuszczoną planetę. Chodzą tam patrzeć w gwiazdy, które zawsze były dla pary ucieczką od bólu po stracie syna.

Adamczykowi przypadła efektowna, ale dość niewdzięczna rola czarnego charakteru imieniem Cornelius. Aktor nie ukrywał, że był poruszony możliwością współpracy z wielkimi legendami kina. To dość nietypowa seria - chwilami z pogranicza baśni, w dodatku z akcją "zawieszoną" bez ostatecznego wyjaśnienia, w najciekawszym momencie. To pozycja dla tych, którzy cenią sobie powolnie snute opowieści, nie dla sensacyjnego zakończenia, lecz dla samej przyjemności opowiadania. 

Jak widać przed nami sporo dobrego kina (i seriali) z "naszymi" ludźmi w Hollywood i na jego obrzeżach. Warto nadrobić zaległości jeśli dotąd tego nie zrobiliśmy.