Reklama

Ras al-Chajma to najbardziej liberalny emirat, w którym turystów wita się z szeroko otwartymi ramionami. Codziennie dokładane są tu kolejne cegły na placach budowy i wypluwane są metry kwadratowe piasku wydłużającego wybrzeże, żeby stać się alternatywą dla chociażby egipskich kurortów.

Emiraty to nie tylko Dubaj

Dubaj od kilku lat jest influencerską odskocznią dla zimowych polskich chłodów. Sześć godzin w samolocie wystarczy, by na kilka dni zapomnieć o puchowych kurtkach i wskoczyć, jak widać w mediach społecznościowych, w letnie sukienki i sandały. Plaża w tym wypadku jest sprawą drugorzędną, w Dubaju influencerzy się bawią, podziwiając miasto z kolejnych imprezowych tarasów.

Reklama

Jeśli jednak pojedzie się z dubajskiego lotniska około 40 minut w drugą stronę, mona trafić do oazy mniej lub bardziej rodzinnych wakacji. Wszystko w pakiecie "pudełkowym", czyli hotele są samowystarczalne, jeśli nie mamy ochoty, nie musimy się z nich ruszać... ale w przeciwieństwie do kurortów w Egipcie możemy to zrobić w pojedynkę, bez obstawy przewodnika.

W Ras al-Chajmie, choć hotele przywiązują do siebie ofertą atrakcji na miejscu, nie czujemy zagrożenia "na zewnątrz". Właściwie nie ma pojęcia "na zewnątrz", bo na sztucznych wyspach wszystko jest otwarte i przestrzenne. Jeśli mamy ochotę przejechać się promenadą na hulajnodze, po prostu na nią wsiadamy i jedziemy tak daleko, jak tylko mamy na to ochotę (lub póki nie zatrzyma nas woda).

Do punktów, które nas interesują, możemy przemieszczać się wynajętym autem, taksówką lub z przewoźnikiem, który doskonale zna trasy. Jakiekolwiek miejsce odwiedziliśmy, czy to wysoko w górach, czy nisko nad lagunami, traktowani jesteśmy z niezwykłą uprzejmością. Bezpieczni, ugoszczeni, mile widziani.

Spojrzenia nie potępiają

"Ja mogłem się normalnie poruszać, ale kobiety faktycznie powinny zakrywać ramiona, włosy i nogi. Moja koleżanka od razu kupiła sobie kilka chust, bo przestraszyła się spojrzeń" - tak ponad 10 lat temu mówił mi o wizycie w Dubaju znajomy. I na to się przygotowałam, nie z obawy przed potępiającymi spojrzeniami, ale z szacunku dla kultury, co mam w zwyczaju. Tak samo jak nie oburzam się, gdy wchodząc do włoskiej świątyni muszę zakrywać ramiona, tak zupełnie nic złego nie widziałam w narzucaniu koszul na topy. Do czasu... gdy okazało się to niepotrzebne, a upał zmusił mnie do ograniczenia warstw materiału.

Ani na lotnisku w Dubaju, ani w żadnym innym miejscu w Ras al-Chamie nie czułam się źle jako kobieta. Nie czułam umniejszających mojej płci spojrzeń. Nie czułam żadnych spojrzeń, nawet w lokalnym sklepie, który rzadko gości turystów.

Kobiety w czerni są wygadane

Na miejscu usłyszałam, że kobiety w emiratach coraz bardziej nikną pod fałdami czarnych, przyzwoitych strojów. Kobiety "lokalne", które miałam okazję spotkać, świeciły blaskiem przebijającym się przez te warstwy. W dwóch muzeach oprowadzały nas przewodniczki. Wygadane, zabawne, żartujące w przyjemny sposób ze swoimi szefami - mężczyznami. A ci... chwalili je, podkreślając, że mamy szczęście, iż trafiła nam się wizyta z "ich koleżanką", bo dowiemy się wielu ciekawych rzeczy. Nie mylili się.

Dodatkowo w poczekalni na statek, którym płynęliśmy na farmę pereł, byłam świadkiem wizyty dwóch lokalnych, domyśliłam się, że bardzo bogatych kobiet, które zostały przywiezione przez kierowcę. Gdy weszły do przylegającego sklepu z perłową biżuterią, zdominowały przyjemnie pomieszczenie i... obecnych tam mężczyzn. Widziałam dwie silne kobiety w średnim wieku, które przyszły dokładnie po to, co chciały. A spod ich długiego, czarnego odzienia wystawały błyszczące modne buty na wysokich obcasach.

Niczego nie było

Na to zaskoczenie musiałam chwilę poczekać. Pojawiło się po powrocie przy okazji wirtualnego spaceru po miejscach, które odwiedziłam. Siedem, pięć, a na niektórych obszarach nawet trzy lata temu nie było niczego. Wiedziałam, że w Emiratach buduje się szybko, a czas od pomysłu do realizacji to jak mrugnięcie powieką. Ale zobaczyć pięknie wykończone wybrzeże, które na google maps jeszcze kilka lat temu nie istniało, wywołało niemały szok.

Byłam w egzotycznym raju. Czym zaskoczyły mnie sztuczne wyspy w Ras al-Chajmie? - Polsat News

Hotele powstają na naszych oczach. Każdy skrawek przestrzeni, który widziałam z balkonu, jest już rozdysponowany. Zabudowa na kompleksie Marjan Island ma być w pełni gotowa w 2027 roku.

Usypane plaże to jedno, wiadomo, że Dubaj, a w jego ślad kolejne Emiraty, jak Ras al-Chajma słyną z budowania sztucznych wysp w tempie ekspresowym. Ale jeśli chodzi o ofertę dla turystów, to tempo może wydać się szokujące. "Wioska duchów" czyli Al Jazirah Al Hamra, jedyna zachowana historyczna wioska perłowa w całym regionie Zatoki Perskiej (więcej na jej temat przeczytasz TU) na google maps z 2016 roku jest zespołem pokruszonych skał i kawałków ścian, co w zestawieniu ze stanem obecnym wzbudza jeszcze większy szacunek do pracy, jaką wkłada się w zaciekawienie swoją kulturą i historią.

Najdłuższa tyrolka na świecie rozpięta między skalistymi szczytami pasma.... istnieje od 2018 roku. Wcześniej amatorzy adrenaliny nie znaleźliby tu dla siebie takiego wyzwania.

Nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie pusta okolica może zamienić się w turystyczną konkurencję dla Egiptu czy Turcji. Zaskoczyło mnie, że w tak starym regionie, wszystko pachnie nowością.

Pierwsze szkoły kończyli moi rówieśnicy

Odkrycie ropy w tym rejonie zmieniło wszystko. "Z dnia na dzień" ludzie się bogacili, zmieniając dotychczasowe życie, porzucając proste zajęcia. A co z wykształceniem? Mieszkańcy wyspecjalizowani w uprawianiu fig i poławianiu pereł nie skupiali się na edukacji. Nie było ich też na nią stać. Z rozwiązaniem przyszedł Szejk Saqr Bin Mohammed al-Qasimi, który zrozumiał, że zainicjowane przez niego szkoły są puste, ponieważ ludzie nie mają pieniędzy na wyprawkę.

Gdy z własnych funduszy ufundował potrzebne materiały i zagwarantował pensję każdemu uczniowi, który zdecydował się kontynuować naukę na kolejnych etapach, dzieci zapełniły klasy.

Miało to miejsce w... latach 70. i 80. poprzedniego wieku. Czyli pierwsi absolwenci emirackich szkół to prawie moi rówieśnicy. (A uważam się za dość młodą osobę po trzydziestce.)

Alkohol jest i nie ma się czego wstydzić

Wakacje bez alkoholu? Nie da się ukryć, że to jedna z najczęściej wyszukiwanych fraz w kontekście wakacji w Emiratach. Czy w ogóle można pić, a jeśli tak, to ile to będzie kosztować. Wszyscy drżący z przerażania na myśl o przymusowej abstynencji w tym rejonie, mogą być spokojni.

Powiedzieć, że wino leje się strumieniami, to oczywiście za dużo. Ale wszystkie ostrzeżenia, że w Emiratach o alkohol jest trudno, można wsadzić między bajki. Przynajmniej w Ras al-Chajmie, która doskonale wie, czego turyści oczekują.

W hotelu Hampton By Hilton Marjan Island pakiet all-inclusive pozwalał mi zamawiać bez limitu drinki, piwa (duże w puszkach), trzy rodzaje wina (białe, czerwone, różowe) od godziny 12 do późnego wieczora. Dodatkowo w budynku mieszczą się dwie restauracje - azjatycka i amerykańska - w których dostępny jest każdy możliwy rodzaj alkoholu, ale już za dodatkową opłatą. Za dwa drinki zapłaciłam 91 zł, czyli podobnie jak w niektórych warszawskich lokalach.

Ale nie to w kwestii dostępu do alkoholu było najciekawsze. Po informacjach, jakoby sięgając po kieliszek wina, jeśli w ogóle uda mi się "zdobyć", będę czuła się, jakbym robiła coś bardzo złego, spodziewałam się, że propozycje drinków będą schowane gdzieś na końcu menu, a zamawiać będzie się szeptem ze spuszczonym ze wstydu wzrokiem. Nic bardziej mylnego. W hotelowej windzie banery i reklamowe filmy krzyczały propozycjami drinków, piw. Barmani trzęśli na ekranie shakerami, a zadowoleni turyści odbierali z baru otwarte butelki z piwem. Dodatkowo promocje - trzy drinki za mniejszą kwotę, w środy panie jeden dostają gratis. Wszystko najlepszej jakości.

Problemu z alkoholem nie było także na pustyni, gdzie spędziliśmy kilka godzin na safari i specjalnie przygotowanej kolacji. Oczywiście alkohol był dodatkowo płatny, ale ceny nie wydawały się zaporowe. Miałam wrażenie, że kelner wręcz obraził się delikatnie, gdy zrezygnowaliśmy z trunków - emocji było tak dużo, że nie potrzebowaliśmy dodatkowych atrakcji.

Przed wyjazdem usłyszałam, że najlepiej kupić alkohol w Polsce i przewieźć w bagażu, bo potem nie będzie opcji (albo będzie zbyt droga). Lądując na lotnisku w Dubaju bez cła można przywieźć 2 l wysokoprocentowego alkoholu i 2 l wina. Ale... na miejscu przy samym odbiorze bagażu czeka ogromne stoisko z winem, jeśli ktoś zapomniałby zabrać co nie co z miejsca startu.

"Prysznice" w toaletach

Nie zdziwiłam się wchodząc do pierwszej toalety na dubajskim lotnisku, gdy zobaczyłam dół z miejscami na stopy. Widziałam podobne rozwiązania we Włoszech czy Grecji. Bardziej zdziwiło mnie to, że poza lotniskiem nie spotkałam się z podobną konstrukcją, a byłam pewna, że to zapowiedź tego, jak będą wyglądały publiczne wychodki.

Moją uwagę zwrócił jednak inny szczegół - prysznic w każdej kabinie, niezależnie od standardu i miejsca, w jakim dane było mi korzystać z toalety. Dla podróżujących po krajach arabskich czy azjatyckich nie będzie to nic dziwnego, jest to opcja oczywista i powszechna - w tych rejonach podmywanie po wykonanej czynności jest popularniejsze niż używanie papieru toaletowego (lub z użyciem owego łączone). Dla osoby z Europy, przyzwyczajonej raczej do bidetów, słuchawka prysznicowa zawieszona tuż obok toalety nie jest aż tak oczywistym widokiem. 

Tak samo jak kabiny do modlitw czy specjalne, osadzone nisko lub w podłodze umywalki służące do mycia stóp.

Internet szkodzi

Ostrzeżenia o wysokich rachunkach telefonicznych nie są wyssane z palca. To nie Europa i za rozmowy i internetowy transfer się słono płaci. Radzono mi, żebym kupiła od razu na miejscu "ich" kartę do telefonu. Ostatecznie uznałam, że nie będę zatrzymywać grupy biegając po kioskach i odetnę się na kilka dni, korzystając jedynie z hotelowego wi-fi.

I tu spotkała mnie miła niespodzianka. Po kontroli paszportowej oddano mi dokument z zakładką w postaci karty z emirackim numerem telefonu i pakietem intenetowym, który owszem, po 24 godzinach nieprzedłużony wygasał, ale można było go przedłużyć i cieszyć się kontaktem ze światem.

Dodatkowo w hotelach dba się o ładowanie sprzętów, można więc zaryzykować podróż bez przejściówki do gniazdka. Dla gości przygotowanych jest kilka różnych wejść, w tym bezpośrednie podłączenie do portu USB. 

Trudno spotkać Emiratczyka

- Podczas wszystkich wizyt w Ras al-Chajmie spotkałam dwóch rodowitych Emiratczyków - powiedziała mi osoba, która przebywa w tych rejonach przynajmniej dwa razy w roku. Działa w branży turystycznej, a trzeba przyznać, że zatrudnieni w tym sektorze reprezentują kraje z całego świata... ale nie ten, w którym przebywają. Obsługa hotelu, atrakcji turystycznych, nawet takich jak safari po pustyni, to ludzie o różnych narodowościach. Dlatego częstym i wcale nie niegrzecznym pytaniami są te, o pochodzenie.

Odpowiedzi na tę zagadkę można doszukiwać się w stwierdzeniu, że Emiratczycy poszukują ekspertów w danej dziedzinie, żeby efekt był najlepszy. Dlatego bardzo często zagranicznym, wyspecjalizowanym firmom powierza się zadania konstrukcyjne, jak np. wybudowanie spektakularnej ścieżki tyrolkowej czy stworzenie sztucznych wysp.

Zadowoleni Rosjanie

Wiedziałam, że Emiraty nie zamknęły granic przed Rosjanami, ale nie sądziłam, że spotkam ich tu aż tylu beztrosko wygrzewających się w słonecznych promieniach. Oczywiście to rozczarowanie wynika z naiwnego myślenia, że kraj za poczynania swojego reprezentanta cierpi pod warstwami sankcji. Nic bardziej mylnego. Całe rodziny bawią się świetnie korzystając z uroków życia. W hotelu stanowili większość hałaśliwych i przejmujących się sytuacją w Ukrainie turystów. Przykre, bolesne, ale prawdziwe.

Samochodowa rejestracja to dobra inwestycja

Za dobrą rejestrację w ZEA się płaci. Odpowiednia kombinacja i liczba cyferek może być świetną lokatą. Tak uważają miejscowi.

- Im niższa liczba, tym droższa rejestracja - mówi Magdalena Mrówka, Polka od kilkunastu lat mieszkająca w RAK - Widziałam ostatnio czterocyfrową rejestrację z Dubaju, a Dubaj i Abu Dhabi są najdroższe. Układ cyfr nie był nadzwyczajny, ale była litera "K", a litery też mają znaczenie. "S", "X", "Y", "Z" z danego emiratu są więcej warte. Niska liczba, czyli dwie do czterech cyfr kosztują setki tysięcy dirham.

- Słyszałam o chłopaku, który miał wykupione rejestracje z numerami o równowartości miliona dirham. Zdarza się, że na starych autach widać "cenne numery". Są to rejestracje nadane wiele lat temu, które pozostały "w rodzinie". Wiceprezydent kraju, czyli szejk Dubaju ma auto z numerem jeden na rejestracji. Czasem jeździ nim jego syn. Te najniższe, jednocyfrowe najczęściej należą do ludzi spokrewnionych z szejkami. Chyba tylko ich stać na takie rejestracje.

- Moja rejestracja w RAK, emiracie, w którym mieszkam, kosztowałaby około 3 tysiące dirham, ale te same cyfry z napisem Dubaj, warte byłyby już kilkanaście tysięcy. Nie każdy jednak przywiązuje do tego wagę, jednak jest to coś, co podnosi wartość auta, a ten kraj, autami żyje. W jednej rodzinie jest do kilku samochodów. Prawie każdy Emiratczyk ma dwa auta, jedno do pracy małe i jedno na wyjazdy, większe, rodzinne.

Ludzie bardzo często inwestują w rejestracje, kupują je teraz, z założeniem, że za jakiś czas zwiększy się ich wartość. Mój znajomy z Abu Dhabi ma numer warty około 100 dirham.

Zaskakujące, jak nagle można zacząć zwracać uwagę na coś, co wydawało się nieistotne. Do końca pobytu wypatrywaliśmy najniższych numerów.

Muszle w wysokich górach, popisane kamienie

Znakiem graficznym Ras al-Chajmy są fale symbolizujące symbiozę gór, pustyni i morza. Podróżując po emiracie, można zauważyć, że elementy przenikają przez siebie, opowiadając o życiu rdzennych mieszkańców. W RAS historia ludzi opowiadana jest przez muszle. Widząc je wysoko w górach, można pomyśleć, że są pamiątkami po morzu, wyobrażając sobie, że dawniej sięgało tak wysoko. Ale wyjaśnienie jest bliższe codzienności.

- W miejscu, gdzie pracuję, w górach położonych dość blisko plaży, ludzie często mają dwa domy, jeden na wysokościach i drugi nad morzem. Oczywiście chodzi o rodzinne nieruchomości, w których familia gości się wzajemnie. Latem zjeżdżają bliżej wody, bo bryza daje chłód. Dawniej robili to regularnie i łączyli z cyklem pracy, np. przy połowie pereł - wyjaśnia Magdalena Mrówka, nauczycielka języka angielskiego w lokalnej szkole.  - Przywozili jedzenie, małże. Wokoło kamiennych domów bardzo często jest pełno muszli. Pierwsza moja myśl: kiedyś morze musiało sięgać do tego poziomu i pozostawiło po sobie pamiątki. Zauważyłam jednak, że są to same muszle bez wnętrza i zawsze leżą blisko ludzkich osad. Wracając z wybrzeża, zabierało się wszystko, z owocami morza na czele. Ludzie jedli te dary i wyrzucali resztki, tak, jak wyrzuca się skorupki pistacji.

Przed odkryciem ropy żyło się tu bardzo skromnie, wykorzystując wszystkie materiały, jakie dała natura. Kozie bobki stosowano do podtrzymywania ognia w paleniskach - tłumaczy Polka.

Ale muszle to nie jedyne zaskakujące znaki w górskim krajobrazie, Magdalena, którą poznaliśmy podczas kolacji w hotelu, jest pasjonatką petroglifów i naskalnych inskrypcji. Rodowita olsztynianka swoim terenowym autem z namiotem na dachu pokonuje serpentyny między skałami, kursując między ZEA a Omanem. Robi to w pojedynkę, wzbudza podziw, inspiruje, a przecież na arabskim terenie jest "tylko" kobietą. Obala kolejny mit.

- W petroglifach i inskrypcjach kręci mnie to, że mogę wczuć się w historię. Napisy i rysunki najczęściej znajdują się przy domach, mogły oznaczać stan posiadania danej rodziny, opowiadać jej dzieje, odstraszać wrogów, oznaczać "teren prywatny".  W jednym wąwozie  trafiłam na petroglify, które pokazują jeźdźców z bronią, ze strzelbami (tak mi się przynajmniej wydaje). Inskrypcje, które widziałam w Arabii Saudyjskiej, są napisami z czasów chrystusowych. Słowa po aramejsku, w staroarabskim, czyli prajęzykach. Pojawia się też nabatejski język, który ma 3 tysiące lat. To jest historia zaklęta w kamieniu. Wielotysiącletnia historia. I to mnie kręci w tym wszystkim.

- Znaki są tutaj wszędzie, tylko trzeba wiedzieć, jak ich szukać. W Omanie, który graniczy z RAK nauczyłam się, jak trafiać do takich miejsc. Czasem bywam zaskoczona lokalizacją, ale zwykle udaje mi się trafić, spodziewając się, gdzie będą.

Turystką być!

Największym zaskoczeniem wizyty w Ras al-Chajmie było odkrycie, że spodobało mi się coś "specjalnie dla turystów". Daleko mi do podróżniczej nowicjuszki, choć w tym rejonie byłam po raz pierwszy. Jestem jednak typem wyżej ceniącym lokalne doświadczenia niż przygotowane atrakcje i szybciej wsiądę do obskurnej komunikacji miejskiej niż dam się namówić na przejazd "złotą karocą dla turystów".

Podczas tego wyjazdu program był jednak ściśle określony, ja byłam gościem i nie było miejsca na "samowolkę". Zdziwiłam się ogromnie, jak bardzo podobało mi się wszystko, co Ras al-Chajma przygotowała dla turystów i pod turystów. Nigdy nie zdecydowałabym się na takie atrakcje sama, a teraz wiem, jak wiele by mnie ominęło. Zadziwiające, jak różnie można oceniać to, co pod hasłem "dla turystów" jest ukryte. W Ras al-Chajmie warto im zaufać, budują ten sektor gospodarki od podstaw i doskonale wiedzą, co robią.