Reklama

Joel Barlow urodził się 24 marca 1754 roku w Redding w stanie Connecticut. Był jednym z tych amerykańskich intelektualistów XVIII wieku, którzy łączyli w sobie ducha oświecenia, zapał rewolucyjny i ogromne ambicje polityczne. Ukończył studia na Uniwersytecie w Yale, gdzie zasłynął jako utalentowany mówca i poeta. Podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych służył jako kapelan wojskowy, ale szybko jego talenty sprawiły, że zajął się dyplomacją i publicystyką.  W 1787 roku opublikował poemat "The Vision of Columbus", który przyniósł mu rozgłos w Ameryce i Europie. Egzemplarz tego dzieła kilkanaście lat potem otrzymał od autora polski król - Stanisław August Poniatowski. W dołączonym liście Barlow chwalił  konstytucję 3 maja i wspominał udział Tadeusza Kościuszki  w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczony. Barlow wierzył w potęgę idei wolności i braterstwa ludów, co zbliżyło go do ruchów rewolucyjnych nie tylko w jego ojczyźnie, ale również we Francji i w Polsce. W Paryżu był świadkiem rewolucji francuskiej. Sprzeciwiał się niewolnictwu.

Dyplomata w służbie USA i Europy

Kariera dyplomatyczna Barlowa rozkwitła na przełomie XVIII i XIX wieku. Był między innymi konsulem Stanów Zjednoczonych w Algierze. Spędził tu kilka lat w Afryce Północnej, skutecznie negocjując traktaty i zabezpieczając interesy młodego państwa amerykańskiego. W roku 1800 r. Barlow uczestniczył w bankiecie na cześć Tadeusza Kościuszki. Naczelnik Insurekcji w 1794 r. w  liście do Thomasa Jeffersona  polecał Joela Barlowa rządowi amerykańskiemu jako kandydata na przedstawiciela Stanów Zjednoczonych we Francji. Niestety, decyzje władz amerykańskich były inne. Joel Barlow zdecydował się wówczas w roku 1805 na powrót do Ameryki. Zamieszkał pod Waszyngtonem w majątku Kalorama po wschodniej stronie Rock Creek. Wiódł tam życie dostatnie i spokojne. Aż do czasu, gdy kolejny prezydent - James Madison - mianował go w roku 1811  ministrem pełnomocnym Stanów Zjednoczonych w Paryżu. Polityk brał udział w negocjacjach traktatu handlowego z Francją. Dokument miał na celu złagodzenie skutków wojny i umożliwienie wymiany handlowej między USA a Europą.  W tym czasie Barlow utrzymywał intensywną korespondencję z amerykańskim rządem, informując o sytuacji w Europie i doradzając w sprawach polityki zagranicznej. W misji towarzyszyła mu żona Ruth, siostra przyrodnia żony - Clara Baldwin oraz synowiec - Thomas Barlow - sierota po oficerze z okresu wojny o niepodległość. 

Reklama

Kluczowym dla naszej historii i dalszych losów Barlowa był rok 1812. 11 października tego roku minister spraw zagranicznych Duc de Bassano poinformował Barlowa, że cesarz pragnie się z nim spotkać w Wilnie, żeby porozmawiać o szczegółach traktatu. W tym czasie trwała wojna francusko-rosyjska. Mimo ryzyka związanego z podróżą, przez ogarniętą wojną Europę, Barlow zdecydował się na wyprawę, świadomy wagi swojej misji. Zabrał w podróż swojego synowca - Toma. 26 października wyruszyli obaj z Paryża w daleką drogę do Wilna, pozostawiając na miejscu żonę Ruth i pannę Clarę Baldwin. Barlow miał ze sobą olbrzymią dokumentację całego problemu, gdyż obiecywał sobie rozstrzygnięcie wszystkich spraw w rozmowie z cesarzem i uzyskanie podpisu Napoleona I na traktacie tak ważnym dla Stanów Zjednoczonych.  W podróż do Wilna Joel Barlow wyjechał własnym powozem zaprzężonym w sześć koni.  

Na spotkanie z Napoleonem

Trudy trasy z Paryża do Wilna, jaką Barlow pokonał, znamy z jego listów, oraz listów jego syna, adresowanych do żony Barlowa i jej siostry. Do korespondencji tej dotarł   Stanisław Piwowarski - potomek uratowanego przez naszego bohatera polskiego żołnierza, o której to historii opowiem za chwilę.  Listy i wspomnienia Barlowa zostały opublikowane pod koniec XIX wieku w Nowym Jorku. Z publikacji tej wiemy, że Joel Barlow nie miał pojęcia, iż  armia Napoleona  opuściła już wtedy Moskwę i cofała się na zachód szlakiem, który w toku poprzednich walk uległ zupełnemu zniszczeniu i był całkowicie ogołocony z żywności. 

Po dotarciu z Paryża do Frankfurtu nad Odrą  Barlow jechał potem przez Kostrzyń,  Bydgoszcz, wzdłuż wybrzeża Bałtyku do Królewca, który osiągnięto 11 listopada.  Zima była mroźna. W konsekwencji trudów podróży Barlow zachorował na zapalenie płuc. W liście do siostry żony piał, że drogi, jakimi podróżował, były straszne. Pełne błota. Nie mógł nawet wyjść z powozu, żeby rozprostować kości.  Wnętrza stacji pocztowych, do których wchodził - żeby napić się gorącego mleka - były bardzo brudne. Z Królewca obaj Barlowowie ruszyli w stronę granicy litewskiej, skąd udali się na północny wschód do Kowna. 

O Polakach pisał Barlow: "Wyglądają na bardzo wesoły i ruchliwy naród, a ich domy przedstawiają się nie lepiej niż szałasy naszych dzikich na Zachodzie. Noszą oni powszechnie długie włosy i brody, ubierają się w skóry wełniane i mają czapki futrzane dziwnego kształtu [...]. Kowno jest znacznym miastem, ale mieszkańcy wyglądają bardzo biednie i nędznie i razem z chorymi i rannymi żołnierzami, których jest tu pełno, przedstawiają przykry widok." Do Wilna dotarli obaj 18 listopada. Tutaj zatrzymali się w Hotelu Europejskim przy ulicy Dominikańskiej1 zarezerwowanym dla zagranicznych posłów.  

Pobyt w Wilnie się przeciągał.  Wieści o sytuacji Francuzów były coraz gorsze lub niepewne. Donoszono, że Napoleon miał dotrzeć do Wilna, ale z każdym dniem szanse na to były coraz słabsze. Napoleon I opuścił 5 grudnia resztki swej Wielkiej Armii i śpiesznie wrócił do Francji, gdzie planowany był kolejny spisek przeciw jego panowaniu. Barlow z bratankiem czekali na cesarza do 5 grudnia, ale wobec niekorzystnej sytuacji na froncie do spotkania nie doszło. W Wilnie Barlow spotkał francuskiego dyplomatę Jeana Baptistę Petry, z którym udał się w stronę Warszawy, obserwując odwrót armii napoleońskiej z Rosji.

Warszawa - Żarnowiec. Ostatnia droga

Do Warszawy panowie Barlow dotarli około 13 grudnia. Thomas pisał do ciotki, że cesarz przybył do Wilna dzień po ich wyjeździe, gdzie zabawił krótko. Młody Barlow wspominał siarczyste mrozy, które wówczas panowały. 17 grudnia donosił z Warszawy, że nazajutrz mają wyjeżdżać do Paryża. Trasa miała prowadzić przez Kraków, Wiedeń i Monachium. Miała być o wiele dłuższa, niż ta północna przez Drezno, ale drogi miały być  o wiele lepsze.  Donosił także, iż z jego doświadczenia wynikało, że podróżując po Polsce, najlepiej było mieć lekki powóz, gdyż "polskie konie, zwłaszcza na Litwie, nie są większe od szczurów, tak że trzeba znacznej ich ilości, aby mogły ciągnąć powóz". 

W drogę z Warszawy do Krakowa wyruszył Thomas ze stryjem w powozach jadących traktem krakowskim przez Raszyn, Tarczyn, Grójec, Starą Wieś, Mogielnicę, Nowe Miasto nad Pilicą, Drzewicę, Opoczno, Końskie, Radoszyce, Łopusznę, Małogoszcz, Sieńsk i Żarnowiec, gdzie nastąpił jej koniec. Choroba, dręcząca Joela Barlowa od początku podróży, dawała mu się coraz bardziej we znaki. Wystąpiła wysoka gorączka i gwałtowne osłabienie. Zanim Barlow dotarł do Żarnowca spostrzegł pod drodze - z okna powozu - leżącego na padłym koniu, zmarzniętego, ale jeszcze ruszającego się człowieka w oficerskim uniformie. Polecił zabrać go ze sobą. Uratowanym okazał się być polski szlachcic - podporucznik 5 Pułku Strzelców Konnych - Adam Jakub Piwowarski, który z Warszawy został skierowany jako kurier do hrabiego Aleksandra Colonna-Walewskiego. Pochodzący z Tczycy koło Miechowa Piwowarski był uczestnikiem Insurekcji w 1794 r., powstańcem z 1830-1831. Był przodkiem wspomnianego już w tym artykule  Stanisława Piwowarskiego, historyka, który badał dokładnie życie Barlowa. To w końcu Amerykanin uratował jego ród przed wygaśnięciem. 

Barlow niestety w drodze mocno się rozchorował i musiał zatrzymać się w Żarnowcu. Opiekował się nim ówczesny burmistrz miasta - Jan Blaski z żoną. Wysiłki wezwanego miejscowego lekarza nie pomogły. Joel Barlow zmarł 26 grudnia w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia w Żarnowcu, w obecności swego synowca i przybyłego w ślad za nim do tego miasteczka urzędnika Ministerstwa Spraw Zagranicznych Francji Jean Baptiste Petry’ego.  Thomas Barlow zamierzał zabrać ze sobą zabalsamowane ciało stryja, by wrócić z nim do Ameryki. Jednak w związku z tym, że w okolicy było niebezpiecznie - wyjechał ze służącym do Krakowa, a potem przez Wiedeń do Paryża.  

Szczegóły śmierci Joela Barlowa znamy z listu Clary Baldwin do żony prezydenta Jamesa Madisona z lutego 1813 napisanego w Paryżu. Wspominała ona, że jej mąż "w podróży  z Wilna z powodu trudnych warunków, mrozu i śniegu i braku stosownych miejsc noclegowych był zmuszony do ciągłej podróży.  Jadł zmarznięty chleb". Dopiero w Żarnowcu koło Krakowa w Polsce "po raz pierwszy od czasu wyjazdu z Warszawy, znalazł dobry dom, dobre łóżko, grzeczną i troskliwą rodzinę oraz wszelkie wygody, jakich wymagało jego położenie, z których braku musiał podróżować, choć nie mógł; było to jednak za późno; choroba okazała się zapaleniem płuc, które od dawna opanowało jego organizm i ostatecznie, po kilku dniach cierpienia, położyło kres jego pożytecznemu życiu" - pisała wdowa Barlow.

Wdzięczność uratowanego Polaka

Joel Barlow spoczął na miejscowym cmentarzu przy żarnowieckim kościele. Pogrzeb zorganizował burmistrz miasteczka. W uroczystościach brał udział uratowany przez Barlowa - Adam Jakub Piwowarski. Kilka lat później wdowa po Amerykaninie - Ruth Barlow - która w roku 1813 wróciła z krewnymi do  Stanów Zjednoczonych - ufundowała kamienny nagrobek męża. Zaś w kościele umieszczono epitafium fundowane przez Piwowarskiego.  Po nagrobku nie było już śladu kilkadziesiąt lat po pogrzebie. Zachowała się natomiast tablica z następującym napisem: Joel Barlow plenipotens Minister a Statibus Unitis Americae, ad Imp. Gallorum et Rep. Italiae Itinerando hicce obiit 26. Decembris 1812, Annos Natus 56 (Joel Barlow, Minister Pełnomocny Stanów Zjednoczonych Ameryki przy cesarzu Francuzów i królu Włoch, zmarł w podróży 26 grudnia 1812r., przeżywszy 56 lat). Tablicę tę w latach 90-ych XX wieku wyremontowano, a nad nią umieszczono medalion z wizerunkiem dyplomaty. W tym samym czasie odsłonięto obok kościoła obelisk wraz z tablicą pamiątkową ku czci Amerykanina, który dla spraw - w które wierzył - gotów był narażać życie.