Reklama

Każde rozwiązanie problemu wiązało się z tym, że Angela Merkel chciała posiadać pełną wiedzę na tematy, w których musiała podejmować ważne decyzje. Zadawała swoim pracownikom mnóstwo pytań, chciała znać wszystkie szczegóły, by móc ostatecznie przekonać się do swoich decyzji. Jako kanclerz działała analitycznie, rzucała się często na czasochłonne i trudne rozwiązania, nierzadko wyprowadzając z równowagi partnerów, z którymi musiała siedzieć przy jednym stole negocjacyjnym.

Angeli Merkel nie można odebrać talentu do radzenia sobie z politykami, którzy próbują przeszkodzić w jej politycznej misji. Tak było już zanim została kanclerzem, gdy wewnątrz CDU naprzeciw niej stanęła grupa samców alfa, którzy nie wierzyli w to, że kobieta z NRD jest w stanie przewodzić niemieckim chadekom. Usunęła z drogi jednego z liderów CDU Friedricha Merza, łokciami rozepchała się pomiędzy innymi ważnymi politycznymi funkcjonariuszami takimi jak Roland Koch (były premier Hesji), czy też liderami bawarskiej CSU. W końcu nie dała się sprowokować Gerhardowi Schroederowi, który w dniu wyborów do Bundestagu w 2005 roku powiedział, że na pewno socjaldemokraci nie utworzą koalicji z chadekami, jeżeli na czele rządu ma stanąć Angela Merkel. Nic mylnego, rząd powstał, a wielka koalicja przetrwała całe cztery lata.

Reklama

Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>

Merkel od początku przecierała sobie ścieżkę na arenie międzynarodowej. Przez 16 lat wyruszyła w blisko 500 podróży zagranicznych. Zdobyła szacunek wielu światowych liderów, kolejnych francuskich prezydentów, przywódców USA George'a W. Busha i Baracka Obamy, ale także tych, którzy Merkel często prowokowali. A takim prowokatorem przez całe 16 lat był zapewne Władimir Putin, który już podczas pierwszej wizyty Merkel na Kremlu wystawił ją na próbę. Bojąca się psów kanclerz musiała przed kamerami zachować zimną krew, kiedy przed nią przechadzał się czarny labrador rosyjskiego przywódcy. Wszyscy wiedzieli, że pies podczas spotkania nie był przypadkowy. Również Donald Trump miał ogromne problemy z charakterem Angeli Merkel i nie był w stanie znieść faktu, że trudno niemiecką kanclerz wyprowadzić z równowagi. 

Kryzys finansowy i katastrofa w Fukushimie

16 lat rządów Merkel to czas wielu kryzysów, z którymi musiała sobie radzić. Czasem lepiej, czasem gorzej, bo nie wszystkie problemy udało się jej rozwiązać tak, jak sobie tego życzyła. Pierwszym wyjątkowo trudnym wyzwaniem był kryzys finansowy w roku 2008. Zaczęły się sypać rynki finansowe w Stanach Zjednoczonych i Europie. Coraz więcej problemów zaczęły mieć europejskie banki. Potrzebne były szybkie i trudne decyzje. Ale niemiecka kanclerz zwlekała na unijnym forum. Chciała dobrze zrozumieć, na czym polega problem, jakie regulacje trzeba wprowadzić. W przeciwieństwie do innych europejskich przywódców, chciała, by ratowaniem banków zajęły się poszczególne państwa członkowskie, a nie sama Bruksela. Podobnie było, gdy zaczęła się walić strefa euro, gdy nagle okazało się, że takie państwa jak Grecja mają gigantyczne problemy finansowe. Gdy na kolejnych szczytach Unii Europejskiej skłaniano się do szybkiej pomocy Atenom, Angela Merkel domagała się, by to Grecja sama przedstawiła program naprawczy, zanim popłyną tam pieniądze. Robiło się nerwowo, na ulice greckich miast zaczęli wychodzić ludzie. Merkel stała się symbolem powolnego upadku Grecji, tamtejsze gazety zaczęły publikować jej zdjęcia w nazistowskim mundurze. Dopiero w ostatnim momencie Niemcy zgodziły się na finansowy zastrzyk, który ostatecznie uchronił Grecję przed gigantycznymi problemami. Dziś jej rozwiązania można ocenić jako skomplikowane, wymagające czasu, ale jednocześnie skuteczne.

Inaczej Merkel reagowała, gdy w 2011 roku doszło do katastrofy w japońskiej elektrowni atomowej Fukushima. Szefowa niemieckiego rządu zaskoczyła wszystkich błyskawiczną decyzją o zamykaniu niemieckich elektrowni atomowych, bo - jak sama powiedziała - przykład z Japonii pokazuje, że takie elektrownie bezpieczne być nie mogą. Zrobiła to mimo że do tej pory była przekonana, iż szybkie zamykanie jądrowych reaktorów nie jest konieczne. To była tak spontaniczna decyzja, że nawet inne państwa współpracujące energetycznie z Niemcami zarzuciły jej brak jakichkolwiek konsultacji. Konkretnie chodziło w tym przypadku o Francję.

Strategia Merkel: Polityka jedno, gospodarka drugie

Angela Merkel mocno zaangażowała się w inny kryzys, który stał u bram Europy. Gorąco robiło się w Kijowie i we wschodniej Ukrainie. Podczas 70. rocznicy lądowania w Normandii, Angela Merkel zdecydowała się na szybki ruch, jakim miało być szukanie dyplomatycznego rozwiązania na linii Moskwa - Kijów. I tym samym powstał format normandzki, który miał doprowadzić do załagodzenia konfliktu i zawieszenia broni. Merkel była jednocześnie zwolenniczką szybkich i skutecznych sankcji, które miały uderzyć w Kreml. 

To właśnie od konfliktu na Ukrainie rozpoczęły się wyjątkowo szorstkie kontakty Angeli Merkel z Władimirem Putinem, i to na wielu płaszczyznach, bo chodziło o Krym, o prawa człowieka i opozycji w Rosji, i tego, co dzieje się na granicy federacji z Ukrainą. Podczas kolejnych spotkań przywódców Niemiec i Rosji, Merkel głośno mówiła o tych problemach, ale niewiele wskórała. Do dziś w Rosji nic się nie zmieniło. Wybory wciąż nie są wolne, aneksja Krymu stała się rzeczywistością, a represje wobec opozycjonistów są na porządku dziennym. Jedynie projekt jakim jest Nord Stream 2 ma się dobrze. Może dlatego, że od samego początku niemiecki rząd przyjął jedną ważną strategię. Polityka i gospodarka to dwie różne pary kaloszy, choć sama inwestycja oczywiście ma polityczne barwy.

Ale nie tylko w kwestii Nord Streamu taka strategia stała się faktem. Również w kwestii Chin niemiecka kanclerz mocno rozdzielała ekonomię od polityki. Tylko dzięki naciskom i presji ze strony gospodarki, mimo politycznej krytyki w stronę Pekinu, Angela Merkel aż 12 razy jeździła do Chin, by negocjować jak najlepsze warunki dla rodzimych firm, które chciały inwestować i działać na tym najważniejszym azjatyckim rynku.

Kryzys migracyjny, brexit i pandemia

Zbliżał się rok 2015, na Bliskim Wschodzie zrobiło się politycznie gorąco, szczególnie w Syrii. Jeszcze na początku roku niewiele osób przypuszczało, że wkrótce w kierunku Niemiec ruszą tłumy uchodźców, którzy do tej pory przebywali w Libanie czy Turcji. Słowa Merkel - "wir schaffen das" - czyli "damy radę", były początkiem kolejnego kryzysu, który ogarnął nie tylko Niemcy, choć i w Niemczech doprowadził do polaryzacji społeczeństwa. Z jednej strony w kierunku uchodźców popłynęła duża pomoc ze strony zwykłych ludzi i samorządów, z drugiej zaczęły tworzyć się społeczne ruchy, które nie zgadzały się na przyjmowanie kolejnych osób z Bliskiego Wschodu. W sondażach poparcie dla prawicowych populistów poszybowało w górę, w stronę Angeli Merkel popłynęła fala krytyki. Niemiecka kanclerz broniła się słowami, że "jeżeli mamy się odwracać od ludzi, którzy potrzebują pomocy, to nie jest to mój kraj".

Merkel w następnych latach łagodziła kolejne kryzysy, a były nimi brexit i próba zatrzymania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej oraz pogarszające się stosunki transatlantyckie spowodowane tym, że prezydentem został Donald Trump, który próbował rozjechać niemiecką kanclerz na wielu płaszczyznach. Do kosza wyrzucił umowy o współpracy gospodarczej, porozumienia klimatyczne, zagroził wycofaniem amerykańskich wojsk z Niemiec, jeżeli Niemcy nie będą więcej płacić na obronność. Dla Merkel Trump był jednym z najtrudniejszych przeciwników i choć nikt w urzędzie kanclerskim nie chciał mówić tego głośno, jednak wszyscy wiedzieli, że stosunki na linii Berlin - Waszyngton są najgorsze od czasów zakończenia II wojny światowej.

Również końcówka rządów Merkel nie przyniosła spokoju na jej politycznej arenie. Rok 2020 był rokiem pandemii i kryzysu, który jak nazwała, był najgorszym w powojennej historii Niemiec. Stanęła gospodarka, ludzie pozostali w domach, ruszyła gigantyczna pomoc finansowa w wysokości 500 mld euro, ale możliwa tylko dzięki temu, że do kilku lat Niemcy nie zaciągali nowych długów, biorąc pod uwagę federalny budżet.

Kanclerz z przekonania

Era niemieckiej kanclerz dobiega końca. Na czele rządu stać będzie do czasu zakończenia rozmów koalicyjnych i powstania nowego rządu. Wpisała się w historię Niemiec jako pierwsza kobieta, która stanęła na czele niemieckiego rządu, jako kanclerz, i która - podobnie jak Helmut Kohl - rządziła 16 lat, jako wielki mąż stanu z ogromnym doświadczeniem. Nie każdy kryzys pokonała tak, jak tego chciała, ma za sobą szereg błędów, które były nie do uniknięcia. Ale jednego nie można jej odebrać. Działała z własnego przekonania, była czysta jak łza, nigdy nie zamieszana w jakikolwiek skandal obyczajowy, aferę korupcyjną lub polityczną. Po prostu była kanclerzem z przekonania.