Piotr Witwicki: nie powinienem zasalutować na powitanie?

Dlaczego?

Tak, żeby przypomnieć stare, dobre czasy Ministerstwa Obrony Narodowej.

Fakt, stare czasy... Żołnierz, zgodnie z protokołem wojskowym, gdy ma nakrycie głowy oddaje honor każdemu. Niezależnie od tego, czy to jest jego przełożony, czy nie. Trzy lata temu zrobiono z tego wielką medialną aferę, ale nikt z dziennikarzy nie chciał zapytać ekspertów, jakie są przepisy protokołu wojskowego, szkoda, bo może dziś już nie byłoby tych wątpliwości.

Pamiętam, że dzwoniłem wtedy do ekspertów i wypowiadali się o tym bardzo jednoznacznie. Z regulaminu sił zbrojnych wynika, że oddają honor czterem osobom w państwie i nie jest to akurat rzecznik MON.

Jeżeli chodzi o wykładnie protokołu, najlepiej zwracać się do Dowództwa Garnizonu Warszawa. Oni ten protokół znają najlepiej. Salutowanie to dla żołnierza, który ma nakrycie głowy "dzień dobry". Niezależnie od tego, kto to jest. Nie ma znaczenia, czy to jest prezydent, premier czy inny pracownik jakiegokolwiek resortu, czy innej instytucji. Jakby dziennikarz był w analogicznej sytuacji, to żołnierz w nakryciu głowy powinien zachować się podobnie.

Byłem zawodowo w kilku wojskowych instytucjach i jakoś się nie spotkałem.

Może pan redaktor tego dobrze nie sprawdzał. Powtarzam powinno być analogicznie. Raz się zdarzało, a raz nie, ale żeby zaraz robić z tego aferę medialną...

Ale jakoś pana mniej. Co to za dieta?

Zrzuciłem sporo kilogramów w czasie pobytu w areszcie, ale także dzięki treningom i diecie.

"Dieta areszt", to jest pomysł na biznes. Już sama nazwa robi wrażenie.

Na mnie raczej negatywne, ale wrażenie nie paczka, nie trzeba odnosić. Teraz są to pudełka. Staram się nie przekraczać 1800 kalorii. Nie piję też nic słodkiego. Schudłem 41 kilo. W marcu 2018 ważyłem 130, a teraz 89 kg, więc trochę mnie mniej.

Pasują panu te pudełka?

Jestem pracoholikiem i zawsze szkoda mi czasu, żeby zdrowo się odżywiać. Przy natłoku obowiązków człowiek bierze coś ze stacji benzynowej albo zapycha się jakimiś świństwami. Dieta w pudełku dostarcza wszystko czego potrzebuje organizm, no i pilnuje się czasu posiłków, więc nie jem też po 18.

Rozumiem, że za aresztem też pan nie tęskni.

Nie należy to do najprzyjemniejszych rzeczy w życiu człowieka. Nie chcę zgrywać twardziela. Cieszę się, że mam to za sobą i czekam na proces. Jestem przekonany, że udowodnię swoją niewinność.

To było pełne pół roku w areszcie?

5 miesięcy, czyli 148 dni.

Dobrze policzone.

Tam czas płynie inaczej.

Można kontemplować jak upływa.

Bardzo wolno upływa. Ja spędzałem czas w totalnej izolacji. Największym wydarzeniem w ciągu dnia był dla mnie godzinny spacer. Czasem ktoś z bliskich mnie odwiedzał. Wiele osób nie jest w stanie wytrzymać ze sobą non stop na kilku metrach kwadratowych. Ksiądz mi tłumaczył, że areszt tymczasowy jest najtrudniejszy dla psychiki, to jest taka dusza cierpiąca w czyśćcu - nic nie możesz zrobić. Nie możesz nawet odliczać dni, bo nie wiesz czy ci przedłużą areszt, czy nie. Na zewnątrz ludzie mogą o ciebie walczyć albo nie, ale ty nic nie możesz zrobić. Nie masz punktu zaczepienia i wiele osób traci przez to nadzieję.

Czy tymczasowy areszt nie powinien trwać krócej?

Nie chcę się wypowiadać czy się go nadużywa. Dla mnie to był ciężki okres i mam nadzieję, że mimo wszystko pozostałem normalny.

Dużo czasu na myślenie.

Niestety. To jest najgorsze. Siłą rzeczy człowiek sobie nabija do głowy różne scenariusze. Najgorzej, jak spędza się samemu święta. Trudne doświadczenie, które uczy pokory i pracy charakterologicznej nad sobą. Miałem tam swoje słabości, ale starałem się nie załamywać. Nie awanturowałem się, nie przeklinałem i nie waliłem głową o ścianę. W momencie izolacji każdy problem, który się pojawia, urasta do niewyobrażalnej rangi. Pasta do zębów, która się skończyła może być prawdziwym dramatem. Człowiek ma wszystkiego dość i każda rzecz może go doprowadzić do wściekłości. Nauczyłem się panować nad sobą. Mam nadzieję, że to mi się przyda w życiu.

To jest poważna sprawa. Ile lat w więzieniu panu grozi?

Do dziesięciu.

Zarzuty to przekroczenie uprawnień i płatna protekcja.

Konia z rzędem temu, kto znajdzie urzędnika państwowego, któremu nie można postawić zarzutu przekroczenia uprawnień, no chyba, że jest zupełnie niedecyzyjną osobą.

Jak to brzmi w akcie oskarżenia?

Nie ma aktu oskarżenia, jestem osobą podejrzaną, toczy się śledztwo. Z uwagi na stanowisko prokuratora nie mogę aktualnie ujawnić szczegółów dotyczących stawianych mi zarzutów.

Jak wyglądało wyjście z aresztu?

No jest trochę szok. Człowiek docenia funkcjonowanie na wolności. Zwraca się uwagę na rzeczy, na które normalnie nie ma czasu przez cały ten wyścig szczurów.

Kurz opada, procesu jeszcze nie ma i co robić w takiej sytuacji?

Polityka jest dla mnie przeszłością. Skupiam się na biznesie, trzeba żyć dalej, a co nas nie zabije, to nas wzmocni.

To może być dobra okazja na nadrobienie wykształcenia.

To też robię. Niestety muszę powtarzać pierwszy rok studiów magisterskich. Wychodząc z aresztu spóźniłem się około czterech dni, by złożyć odpowiednie dokumenty. Studiuję politologię i podyplomowo MBA.

Politologię to pan powinien wykładać!

W niektórych aspektach rzeczywiście chyba mogłoby to mieć miejsce, ale nie dla mnie praca teoretyka. Choć to ciekawe, jak teoria jest różna od praktyki. Teoria w swoich założeniach jest nieprawdopodobna.

Ale z tego, co widzę, rozpoznawalność pozostała. Co druga osoba się panu przygląda.

Fakt, rozpoznawalność mam dużą, mimo zmniejszenia wagi. Miło mi, że nie spotkałem się nigdy z żadną agresją. Raczej ktoś chce przybić sobie piątkę czy zrobić zdjęcie. Myślę, że cały ten hejt obrócił się przeciwko tym, którzy go wymyślili, bo zwyczajnie w oczach społecznych przesadzili z bezpardonowym atakiem. Dziś skupiam się na biznesie i cieszy mnie, że dzięki mojej rozpoznawalności wielu moich znajomych pierwszy raz w życiu usłyszało np. o filamencie.

A ostro pan rzecznik imprezował. O imprezie w Białymstoku rozpisywały się tabloidy.

To jest nieprawdopodobne, bo to naprawdę była jedna z moich grzeczniejszych imprez. Trwało to może ze dwie godziny i obyło się bez większości tych medialnych bzdur.

Widziałem w tamtych czasach pana z ekipą na urodzinach DJ Adamusa. Ostro się bawiliście.

To jest możliwe, aczkolwiek sobie nie przypominam. Nie wiem jednak, co to znaczy ostro.

A ja myślę, że obydwaj wiemy, co to znaczy.

Stworzono taki obraz. Myślę, że każdy młody człowiek coś takiego czasem robi, mam na myśli odreagowanie. Pójście na drinka do klubu z głośną muzyką to nie grzech. Moim błędem było to, że w tym czasie pełniłem funkcje państwowe. Oczywiście nie powinno się tak robić. Jak się pracuje po 16 godzin, to jednak trzeba sobie wymyślać inne rozrywki, nauka przyszła późno.

W słowniku można nawet znaleźć dziś hasło: "misiewicz". Wie pan, co się kryje pod tym hasłem?

Ciekawe.

Przeczytam: "metaforyczne określenie osoby o niskich standardach etycznych oraz niskich kompetencjach zawodowych". Jak się z tym funkcjonuje?

Ja się z tym nie utożsamiam, a swoją pracą dziś mam nadzieję pokazać, że to może oznaczać jakość premium w niskiej cenie.

Ale najwidoczniej ludzie utożsamiają.

Dla jednych tak jest, a dla innych zupełnie inaczej. Najśmieszniejsze jest to, że człowiek, który to wymyślił jest dziś w zupełnym niebycie. Mam wrażenie, że nawet jestem dziś bardziej rozpoznawalny od ów Ryszarda Petru. Dziś kończę tę ścieżkę edukacyjną i udowodnię, że można. Wiele osób, które mówią dziś o "misiewiczach" w tym rozumieniu, same są tylko po maturze i nic z tym nie robią. Dziś rozwijam biznes, kształcę się, by pokazać, że to określenie nie jest prawdziwe, ale nie mam poczucia konieczności udowadniania czegoś wszystkim wokół.

A może pan za szybko wskoczył na wysokie stanowisko i sobie nie poradził.

Z czym sobie nie poradziłem? Poza tym, to nie jest do mnie pytanie.

A do kogo?

To jest pytanie do moich ówczesnych przełożonych. Ja starałem się wszystkie powierzone mi zadania realizować obowiązkowo i odpowiedzialnie.

Złoty medal za zasługi dla obronności kraju wisi w jakimś eksponowanym miejscu w domu?

Nie. Da mnie równie ważnym odznaczeniem było to, które dostałem pół roku wcześniej od zarządu światowego związku żołnierzy Armii Krajowej za zasługi dla tego związku. O tym jakoś nikt nie wspomniał. O złotym medalu od ministra obrony narodowej za centrum eksperckie kontrwywiadu NATO i sam szczyt NATO jakoś wszyscy mówili. Dostałem go od mojego przełożonego. Nie wiem, kto na moim miejscu mógłby odmówić swojemu szefowi takiego odznaczenia i niby dlaczego?

Pan zaczyna się kreować na ofiarę decyzji swoich przełożonych.

Nie. Po prostu mój przełożony tak ocenił realizację przeze mnie zadań. Ja jestem z tego dumny. Skąd ten atak? Ile osób ma w Polsce to samo odznaczenie, a nie mieli z wojskiem nic wspólnego.

ZOBACZ: Macierewicz tłumaczy medal dla Misiewicza

Gdy Antoni Macierewicz umieścił pana z pogwałceniem wielu zasad w spółce Skarbu Państwa nie myślał pan o tym, że coś jest nie tak?

Na przykład?

Na przykład ktoś dorasta w małym mieście, bierze kredyt, żeby skończyć studia, robi po nocach podyplomowe, a potem ma średnią pracę, bo nie ma takich znajomości.

Nie rozpatrywałem tego w kategoriach: zasłużyłem czy nie zasłużyłem. Patrzyłem na to w kategoriach: dostałem zadanie i mam obowiązki do wykonania.

Przecież to była nagroda za wierność polityczną.

Dziś jestem tu gdzie jestem, a mimo to nie jestem chorągiewką na wietrze. Mam swój honor i poglądy polityczne. Nie mam zamiaru się jednak od nikogo uzależniać, bo mam swoje przemyślenia. Dziś nie otrzymuję żadnych nagród, a wręcz odwrotnie. Byłem stricte zadaniowy, a swoją skutecznością pokazywałem, że można mi powierzać różne zadania. Nigdy nie klasyfikowałbym tego jako wierność polityczną, nie jestem człowiekiem, który musi trwać w polityce, bo inaczej nie żyje.

Skończyło się na byciu inspiracją dla świata popkultury.

Dla filmów, kabaretów itp., czasem niektóre mnie nawet śmieszą. Mam bogate CV, to nie dziwne, że tyle tego powstaje.

A jak "Polityka" Patryka Vegi? Jak się oglądało film? Rodzice też widzieli?

Chyba nie oglądali. Zapowiedzi tego filmu zbiegły się z moim wyjściem z aresztu. Byłem tak wykończony, że postanowiłem nie odpuszczać. Najbardziej raziły mnie zarzuty o gejowski związek i narkotyki. Stąd wniosek o odszkodowanie w wysokości miliona złotych. Taka kwota jeszcze w Polsce nie padła, chciałem tym podkreślić poziom absurdalności tworzonego obrazu. Ostatecznie z Patrykiem Vegą zawarliśmy ugodę, a on przeprosił. Na wszystkich nośnikach na jakich rozpowszechniany jest film musi się znaleźć tablica z przeprosinami i mnie to satysfakcjonuje.

A jaka kwota pana satysfakcjonowała?

Zawarliśmy ugodę.

Na jaką kwotę?

Zawarliśmy ugodę.

Wystarczyła na rozkręcenie biznesu?

Zawarliśmy ugodę.

Czy my gramy w pomidora?

Czasami nawet nie widzimy, jak próba wytworzenia filmowego obrazu skandalu, który miał miejsce albo nie - jak w tym przypadku, uderza w ludzką godność. I ok. Może ja mogę sobie z tym poradzić, ale moi rodzice bardzo to przeżywali. To jest inne pokolenie. Ludzie, którzy kreują dziś życie publiczne, nie tylko w Polsce, nie widzą, że przesadzają dziś w kwestiach skandalizowania wszystkiego. Za bardzo horyzonty, którym nadajemy łatkę "twórczości artystycznej", się przesunęły. Z tego tworzy się nieszczęścia na pokolenia.

Zawarł pan tę ugodę i poszedł na terapię?

W moim przypadku obyło się bez terapii. W areszcie zbliżyłem się do Boga. Wcześniej miałem kryzys po odejściu z polityki. W areszcie to jest proste: wierzysz, bo masz nadzieję albo już ją straciłeś i nie wierzysz.

Zrobiło się poważnie, a ja chciałbym się jeszcze dowiedzieć, jak zaczęła się pana kariera. Jak pan poznał Antoniego Macierewicza?

I tak nikt w to nie wierzy, a mówiłem to już setki razy.

W aptece?

Każdy z tą apteką, już myślałem, że pan sobie daruje... Miałem 17 lat i umówiłem się w biurze poselskim. Chciałem zostać asystentem społecznym i mi się udało. Uprzedzam pytanie: nie jesteśmy spokrewnieni i nie znaliśmy się wcześniej, nikt mnie też nie rekomendował. Można powiedzieć, że dostałem się tam z ulicy. Antoni Macierewicz poprosił o rozmowę z moim tatą, bo nie byłem pełnoletni. Rodzice akceptowali drogę, którą wybrałem, więc nie było problemu. Tak się zaczęło. To był 2007 rok. Pan minister jest osobą, która bardzo dużo wymaga od swoich współpracowników. Pracuje bardzo dużo i jest bardzo aktywny, więc musiałem się szybko uczyć, ale było to fajne.

A potem przyszedł Smoleńsk. Wierzy pan w zamach?

To nie jest kwestia: wierzysz czy nie wierzysz. Wierzę w Pana Boga. W przypadku Smoleńska, to jest kwestia dowodów.

Antoni Macierewicz je zapowiedział i cały czas nie położył na stole.

Czekamy na raport.

ZOBACZ: Macierewicz - raport końcowy o przyczynach katastrofy smoleńskiej nie dłużej niż za rok (2018) 

I wszystko wskazuje, że jeszcze sobie poczekamy.

To była ogromna tragedia w powojennej Polsce i wymaga wyjaśnienia, i poznania prawdy. To, że Rosjanie nie chcą oddać tego wraku też o czymś świadczy. Sam czekam na raport komisji smoleńskiej.

Wiele osób uważa, że Antoni Macierewicz działa cynicznie i wykorzystał traumę Jarosława Kaczyńskiego po śmierci brata.

Antoni Macierewicz nie musiał tak budować kariery, bo miał ją całkiem niezłą przed Smoleńskiem. Widziałem go przy różnych projektach w ministerstwie i nie jest to człowiek, którego można określać mianem cynika.

On ma swoje paranoje?

Co to znaczy? Jest człowiekiem zafiksowanym na realizację danego celu, który obiera. Ale nie powiedziałbym, że ma paranoje. Jego elektorat go uwielbia, a elektorat opozycji mówi, że ma paranoje. Nic nowego.

Jakoś ten jego elektorat przeżył jego odejście z ministerstwa obrony.

Nie znam powodów jego odejścia z ministerstwa. To już było wtedy, gdy nie było mnie w polityce. Mogę powiedzieć, że niewielu politykom zależy na prawdzie, a Antoni Macierewicz akurat taki jest.

Ma pan kontakt z Antonim Macierewiczem?

Nie możemy. Pan marszałek jest świadkiem w mojej sprawie. Nie mam zakazu kontaktowania się ze świadkami, ale nie chcę nikomu dawać pretekstu do snucia intryg. Przez ten okres widzieliśmy się raz na pogrzebie Stefana Hambury. Wymieniliśmy uprzejmości i tyle.

Skąd się wziął pomysł na pierwszy biznes?

Dystrybuuję filament, czyli sam komponent niezbędny do druku 3D. Najprościej rzecz ujmując jest to żyłka, którą podłącza się do głowicy drukarki 3D. Ona się stapia i warstwami drukuje projekt.

Skąd ten pomysł?

Padł w gronie przyjaciół. Miały być innowacje i technologie, coś co będzie narzucało prym w XXI wieku, ale także ułatwiało życie człowieka, tak powstało 3D Infinity. To branża przyszłości.

Nazwisko Misiewicz otwiera czy zamyka drzwi?

Nie zauważyłem, żeby zamykało, ale też nie pukam do tych drzwi.

Ktoś się umówił biznesowo, żeby pana zobaczyć?

Zdarzało się. Jednym z moich celów jest rozpowszechnianie druku 3D, więc w sumie ta medialność mi pomaga to realizować.

Pan opowiada o drukowaniu. Chwila ciszy i pada pytanie np.: No dobrze, panie Misiewicz, a jak to było z tą apteką w Łomiankach?

Zdarza się. Czasami ludzie mają takie pytania. W biznesie jest o tyle fajnie, że w 95 procentach ludzie komentują jednak jakość produktu, która wynika z nakładu naszej pracy. W polityce czy robisz dobrze czy źle, to i tak cię będą krytykować, a tutaj oceny są merytoryczne. Cieszę się, bo nasz filament jest generalnie zachwalany. A to, że jestem medialny i ludzie zadają różne pytania, cóż, kwestia przyzwyczajenia, ja generalnie jestem otwarty.

Będą następne biznesy?

Jesteśmy na chwilę przed uruchomieniem nowego produktu. Będzie to wódka...

Co?

Wódka. Pszeniczna, bez żadnych detergentów. Czysty alkohol w klasie premium. Analogia do filamentu: wysoka jakość w niskiej cenie. Receptura stworzona jest specjalnie pod moją drugą spółkę, wiele tygodni nad tym pracowaliśmy.

Testował ją pan osobiście?

Tak. Była testowana przez wiele osób, ale także specjalistów z branży. Zależy mi na doprowadzeniu do celebracji picia białego alkoholu, tak jak mamy celebrację picia whisky, koniaku, czy ginu z tonickiem.

W Polsce ma długie tradycje, ale nie wiem, czy zawsze można nazwać to celebracją.

Picie wódki nie musi oznaczać upijania się na umór. Można też ważne rzeczy w swoim życiu celebrować kieliszkiem, czy dwoma dobrej wódki i to jest jedno z moich założeń.

O nazwie?

Misiewiczówka. Obrendowana własna marka. Bierzemy odpowiedzialność za jakość produktu, bo jesteśmy jej pewni.

Życie jest przewrotne.

Trochę tak, ale skoro przypomniał pan, że kojarzę się także z dobrymi imprezami, to dobry trunek jest wskazany (śmiech).

Będzie kac?

Proszę sprawdzić, ale jestem pewny, że nie. Jesteśmy umówieni z technologami, że każdą partię alkoholu sprawdzamy przed wyjazdem, aby być pewnym utrzymania jakości alkoholu. A degustatorzy do tej pory wszyscy byli zachwyceni, z niecierpliwością czekam na recenzje Polaków.

Ciekawa praca.

Staram się otaczać najlepszymi specjalistami w danych branżach. Przy tych projektach pracuję z wieloma zespołami ludzkimi. Przy okazji promujemy hashtag #lubietoconajlepsze, więc zapraszam wszystkich do tego samego.

Można się delektować wódką?

Sądzę, że jak najbardziej. Chcę doprowadzić do prezentowania celebracji białego alkoholu, z którego słyniemy na świecie. Ważne momenty w naszym życiu celebrujemy i może to być przy wódce, tak jak robimy to ze szklanką np. koniaku.

Ona się kojarzy z memami, które przedstawiają śpiących pijaków.

To jest w drugą stronę. Dobrą wódkę testuje się tak, że pije się jeden ciepły kieliszek i nie powinna parzyć w przełyku. Jeśli zaparzy to znaczy, że coś jest nie tak. Na etykiecie mojej wódki będzie rekomendacja, by odkręcić ją 15 minut przed spożyciem i przez całą degustację rekomendujemy nie zakręcać. Prawdziwa wódka musi dostać tlenu i dopiero wtedy ujawnia swoje walory smakowe. Wtedy też traci tę gorycz i smakuje o niebo lepiej. Jak się zdarza, że odkręca się wódkę i nie czuć zapachu spiritusu, to znaczy, że mogą być dodane detergenty i ma się potem np. nieprawdopodobnego kaca. W wódce po otwarciu po kilku minutach zapach spirytusu się ulatnia, a ona sama traci gorycz i takiej właśnie wódki będę producentem.

Bartłomiej Misiewicz minister, aresztant i smakosz. Swoją drogą, to spore musiało być to odszkodowanie od reżysera.

Zawarliśmy ugodę.

Może powinien się pan umówić na następny film? To się robi niezłe story.

Odpowiedni reżyser i będzie ok... W marcu skończyłem 30 lat, a przeżyłem już bardzo wiele: miałem stanowisko rządowe, byłem w areszcie, jestem w biznesie. Nawet w areszcie pisałem dziennik, gdy to robiłem, planowałem coś z tym zrobić po wyjściu na wolność, ale zrezygnowałem z tego pomysłu. Nie lubię epatować martyrologią, poza tym dziś moje życie daje mi spełnienie i satysfakcję. Własny biznes jest fajniejszy od polityki.

Nie żałuje pan czegoś?

Nie mam tak, że czegoś żałuję. Może pewne rzeczy bym zrobił teraz inaczej. Mam do siebie żal, że przerwałem na trzecim roku studiowanie prawa na UKSW, bo to prawo przydałoby mi się dziś bardzo. Generalnie to jednak nie uprawiam gdybologii. Ogromny warsztat, wiedza i nauka to coś, czego nigdy bym nie kupił, a dziś mogę to wykorzystywać w zupełnie nowej drodze życia.


Wywiad ukazał się 5 czerwca 2020 roku w Tygodniku polsatnews.pl