Charakterystyczny smród wdzierał się do auta na całej trasie między lotniskiem Mirabel pod Montrealem a Ottawą. Odór przypominał ten, z którym spotkałem się wcześniej w zoo w pobliżu klatek z wilkami i lisami. Siostra, do której pojechałem na swój pierwszy zagraniczny wyjazd, wyjaśniła, że to rozjechane przez samochody racoony, czyli szopy pracze (Procyon lotor). Byłem dzieckiem i przepełniał mnie niezwykły smutek na myśl o tragicznym losie tych sympatycznych futrzaków.
Minęły lata, ja dorosłem, futurystyczny port lotniczy w Quebecu - niegdyś największy na świecie - przestał istnieć (lądują na nim jedynie nieliczne samoloty cargo) i tylko ginące tysiącami pod kołami aut szopy przetrwały. Więcej, wzmocniły one swoją obecność na Ziemi. Są już problemem nie tylko na północnoamerykańskich preriach, ale także w lasach Europy. W Polsce w ostatnich dekadach obserwujemy ich prawdziwą inwazję. Przed szopami ostrzegają przyrodnicy, leśnicy, a nawet działkowcy.
Za naszą zachodnią granicą myśliwi każdego dnia wybijają setki szopów, by ratować rodzime gatunki. Drapieżnik trzebi ptactwo wodne nie tylko nad Odrą w Niemczech, robi to równie skutecznie w Polsce.
Wideo: Szop pracz sfilmowany w Nadleśnictwie Sulęcin (Zachodniopomorskie)
Najgorsze, że spotkanie z nim może być śmiertelnie groźne nie tylko dla ptaków.
- Szopy są zagrożeniem dla ludzi. Jest ich już bardzo dużo i to poważny problem. Spora część kraju została już przez nie skolonizowana - przyznaje prof. Andrzej Zalewski, który w Instytucie Biologii Ssaków PAN z Białowieży specjalizuje się w badaniu szopów praczy i norek amerykańskich.
- Na terenach zurbanizowanych, podmiejskich, zagęszczenie szopów jest dosyć wysokie - mówi o wynikach własnych badań. Podobnie jest na terenach zalewowych. - One są związane z terenami z wodą - wyjaśnia ekspert.
Drapieżniki są nosicielami niebezpiecznych chorób - wścieklizny, bąblowicy. A także glisty Baylisascaris procyonis - nicienie te stwierdza się u ponad 60 proc. szopów w USA i u nawet 70 proc. szopów w Niemczech.
Połknięcie jaj tych pasożytów prowadzi do baylisaskariozy. Uwalniające się larwy przebijają ścianę jelita, migrują przez wątrobę oraz płuca i - wraz z krwią - docierają są do różnych tkanek i narządów, w tym do mięśni szkieletowych, mózgu i oczu.
Po drodze larwy rosną - do 2 mm, dorosłe nicienie osiągają nawet 20 cm długości! - powodując uszkodzenie tkanek. Dodatkowo organizm zatruwają ich wydzieliny. U zarażonego pojawiają się ostre reakcje zapalne.
Dotychczas nie zbadano dokładnie wszystkich objawów towarzyszących pojawieniu się glisty u człowieka. Zdarzają się infekcje bezobjawowe, ale najczęściej przybierają jedną z trzech postaci, które w 2009 r. opisały Anna Okulewicz i Katarzyna Buńkowska z Uniwersytetu Wrocławskiego ("Baylisaskarioza - nowa niebezpieczna zoonoza"): neurologiczną, oczną i trzewną.
Przy dostatecznie dużej liczbie pasożytów, okres inkubacji neurologicznej postaci baylisaskariozy może rozwinąć się już w ciągu 2 - 4 tygodni. U większości chorych występuje ostre zapalenie opon mózgowych i mózgu. Wcześniej pojawiają się senność i zwiększona drażliwości. Dochodzi także do zajęcia nerwów ocznych lub czaszkowych. Gwałtownie pogarszający się stan neurologiczny może prowadzić do otępienia, śpiączki i śmierci.
Jeśli pacjent przeżyje, może mieć problemy z kontaktem z otoczeniem oraz brak możliwości wykonywania ruchów. Powszechnie notowane są uszkodzenie wzroku i ślepota.
Wideo: Lekarze odkryli pasożyta w oku dziecka. Dziewczynka musiała przejść zabieg, by uratować jej wzrok
W postaci ocznej baylisaskariozy zaburzenia wzroku wynikają z wędrówki larw wewnątrz oka. Badanie okulistyczne może wykazać nie tylko zapalenie naczyniówki i siatkówki, czy nerwu ocznego, ale także ujawnić obecność żywej larwy w obrębie siatkówki.
Trzecia postać choroby - trzewna - u człowieka występuje najrzadziej. Mówimy o niej, kiedy larwy Baylisascaris procyonis zagnieżdżą się w narządach jamy brzusznej i klatce piersiowej. Wówczas u zakażonej osoby pojawiają się wysypka na twarzy i tułowiu, zapalenie płuc i powiększenie oraz ból wątroby. Dotychczas udokumentowano jeden przypadek baylisaskariozy trzewnej u człowieka. Objawiał się wieloma polipami w zapalnych w lewej komorze serca i zwiększoną liczbą we krwi granulocytów kwasochłonnych, czyli rodzaju krwinek białych.
Wideo: Dorosła postać nicienia Baylisascaris procyonis
Pierwszy przypadek wystąpienia Baylisascaris procyonis u szopa pracza opisano w 1951 roku. I zrobili to polscy naukowcy, Witold Stefański (założyciel Instytutu Parazytologii PAN) i Eugeniusz Żarnowski. Na ślad jednego z najbardziej niebezpiecznych dla człowieka nicienia roznoszonego przez szopy natrafili, badając truchło zwierzęcia padłego w łódzkim ogrodzie zoologicznym.
W 2009 roku zaobserwowano jaja tego pasożyta w kale młodych szopów z hodowli indywidualnych z okolic Lublina.
Jednak najpoważniejsza sytuacja jest na zachodzie Polski. Tam inwazja szopów przybiera szczególnie poważny rozmiar. Drapieżniki przedostają się do nas z Niemiec, gdzie ok. 40 proc. populacji tych zwierząt jest nosicielem nicienia Baylisascaris procyonis (niektóre źródła podają, że nawet 70 proc.).
Nasi sąsiedzi zza Odry od dziesięcioleci walczą z inwazyjnym gatunkiem. Każdego roku zabijanych jest kilkadziesiąt tysięcy tych zwierząt, w sumie zginęło już ponad milion sztuk. Próby ograniczenia liczebności Procyon lotor wciąż jednak są bezskuteczne.
Naukowcy z Uniwersytetu Wrocławskiego przeprowadzili przed trzema laty badania zwykłych piaskownic dla dzieci zlokalizowanych w miastach północno-zachodniej Polski. Dokładne opracowanie wyników ma zostać opublikowane latem tego roku, ale już teraz jeden prowadzących, dr hab. Marcin Popiołek z Zakładu Parazytologii Uniwersytetu Wrocławskiego, stwierdza wprost: - Jaja glisty występują w Kostrzynie nad Odrą i okolicach oraz w Parku Narodowym Ujście Warty.
To miejsca, w których szopów jest w Polsce najwięcej. Dlatego właśnie tam skoncentrowała się uwaga naukowców.
- Robiliśmy monitoring różnych miejsc, w tym rekreacyjnych, także piaskownic i ogródków działkowych. Wykazaliśmy w próbkach gleby jaja Baylisascaris procyonis. Na początku w niewielkim procencie, ale później obecność się zwiększała.
Dr Popiołek precyzuje, że jaja nicienia pojawiły się w różnych odległościach od "szopowych latryn", czyli miejsc, gdzie one defekują. Wszystko za sprawą śniegu i deszczu, który wymywa z tych odchodów jaja i roznosi w glebie lub piasku. A każda samica produkuje dziennie tysiące jaj (według niektórych badań nawet do 180 tys.).
Podkreślić trzeba, że jaja są bardzo wytrzymałe i wykazują odporność przez długi czas, nawet kilka lat.
Stara się jednak uspokoić. - Nie ma na razie podstaw do tworzenia narracji, że mamy ogromny problem. Ale faktycznie to problem, głównie na zachodzie Polski.
Przyznaje jednocześnie, że w Europie nie ma wypracowanych metod diagnostyki. - A choroba jest bardzo groźna.
- W Ameryce Północnej przypadki biarioskaliozy u ludzi się pojawiają. W Europie tak naprawdę został potwierdzony i opisany oficjalnie jeden przypadek. Tego czy było ich więcej, nie wiemy. Świadomość zagrożenia tym pasożytem jest jeszcze bardzo niewielka, nawet wśród lekarzy - mówi dr Popiołek.
Czy uda się nam powstrzymać rosnącą liczbę drapieżników przynoszących śmiertelnie groźną glistę?
- Przed paroma tygodniami uczestniczyłem w Lyonie w konferencji poświęconej inwazji szopów w Europie. Było to pierwsze w Europie spotkanie zespołu ludzi badających szopa, jego kolonizację w różnych aspektach, wpływu na faunę rodzimą, patogeny jakie ze sobą zawlekły. Szopy są już u nas nie do zatrzymania.
Naukowiec dodaje, że inwazję można już tylko próbować ograniczać.
Problemem jest jednak to, że zainteresowanie odstrzałem szopów jest niewielkie. - To nieatrakcyjny element dla myśliwych.
- Inną sprawą jest funkcjonujące u ludzi, absurdalne z naukowego punktu widzenia podejście, że to śliczny, piękny, puszysty zwierzak.
Biorąc pod uwagę wykrycie jaj Baylisascaris procyonis w piaskownicach po zachodniej stronie Odry (choć pewnie są i w innych regionach, których dotychczas jeszcze nie przebadano), obraz dzieci stawiających beztrosko babki i grzebiące łopatkami w piasku przestaje być taki sielski.
Zanieczyszczone kałem odzwierzęcym obiekty stanowią poważne zagrożenie dla zdrowia. W piasku zanieczyszczonym odchodami mogą występować także inne chorobotwórcze bakterie, grzyby, pierwotniaki i pasożyty wywołujące groźne choroby - m. in. salmonellozy, grzybice skóry i paznokci, toksokarozy, toksoplazmozy, owsice i glistnice.
Aby zminimalizować istniejące zagrożenie, nacisk należy położyć na działania profilaktyczne, a w szczególności: systematyczne odrobaczanie zwierząt domowych, prawidłowe ogrodzenie placów zabaw, wymiana co najmniej raz w ciągu sezonu piasku oraz skuteczne zabezpieczanie na noc piaskownic przed dostępem zwierząt.
Rodzice powinni zwrócić szczególną uwagę na zachowanie podstawowych zasad higieny: staranne mycie rąk i twarzy dziecka po zakończonej zabawie oraz unikanie jedzenia przez dziecko posiłków lub picia napojów w trakcie zabawy w piaskownicy.
Warto to zapamiętać przed zbliżającym się sezonem. Bo szopów, na co wskazują naukowcy, z naszego otoczenia nie pozbędziemy się z pewnością.