Reklama

"Podczas występu swojego kabaretu w Berlinie uderzył widza-prowokatora, który krzyczał, że Krym jest rosyjski. W trakcie praktyk na studiach prawniczych, kiedy uznał, że proces na sali sądowej jest nudny, zdecydował, że musi sobie w życiu poszukać ‘innej sceny’. (...) Ogłoszeniem w sylwestrową noc decyzji o kandydowaniu na prezydenta zaskoczył zaś nawet własną żonę".

Tak zaczyna pierwszą w Polsce biografię prezydenta Ukrainy "Zełenski" jej autor, Wojciech Rogacin, i chyba trudno dziś o bardziej pożądanego bohatera zbiorowej wyobraźni. I choć książka Rogacina - widać, że pisana w wielkim pośpiechu, jest niedopracowana, pełna powtórzeń a czasami niezgrabnych zdań, i tak jest warta lektury. Z uwagi na jej niezwykłego bohatera.

Reklama

Bo któż z nas nie chce się dowiedzieć, jak to się stało, że fikcyjny prezydent z serialu "Sługa narodu", powtórzył wymyślony scenariusz w realnym życiu, trafił na szczyty władzy i w dodatku okazał się mężem stanu wielkiego formatu? Chcemy wszyscy. Teza, że życie pisze najlepsze scenariusze, w tym wypadku sprawdziła się co do joty.

Szczenięce lata

Wołodymyr Zełenski urodził się 27 grudnia 1978 roku w Krzywym Rogu, w miasteczku, które można porównać do naszej Nowej Huty, w rodzinie o żydowskich korzeniach. To wiadomość o tyle warta uwagi, że w jej kontekście widać kuriozalność oskarżeń Putina, nazywającego Zełenskiego nieustannie nazistą.

 Rodzice Wołodii, (lub krócej - Wowy) byli inżynierami, ojciec wykładał na tamtejszej uczelni. W dzieciństwie okolice, w jakich mieszkali Zełeńscy, opanowały młodzieżowe gangi. Kieszonkowego trzeba było bronić z pomocą pięści, dlatego mały Wowa zapisał się na zapasy, a potem zaczął ćwiczyć podnoszenie ciężarów. Dzięki temu potrafił się bronić, gdy młodociani przestępcy kazali mu "wyskakiwać z kasy".

- Jeśli się wdaję w walkę, to już nie uciekam. Mogę ostatecznie przegrać, ale nie zwieję w trakcie. Nie. Biała flaga nie jest moją flagą! - mówił Zełenski w wielokrotnie przywoływanym w biografii wywiadzie z Dmytro Gordonem, ukraińskim dziennikarzem i politykiem. Późniejsze wydarzenia z życia Wołodymyra udowodnią, że "reguła niewywieszania białej flagi, walki do końca bez wycofywania się, pozostała immanentną cechą jego osobowości". Również jako prezydenta.

W 1982 roku gdy ojcu zaoferowano kontrakt,  rodzina Zełenskich wyjechała do Mongolii. Odkryto tam złoża miedzi i rozpoczęto budowę ośrodka górniczego Erdenet - finansowaną przez Związek Sowiecki. Budowali je również rosyjscy specjaliści, a jednym z nich był ojciec Wowy.

W Mongolii nauczył się wielokulturowości. W Erdenet chodził do jedynej funkcjonującej tam sowieckiej szkoły, gdzie uczyły się dzieci wielu narodowości: Żydzi, Kałmucy, Rosjanie. Nikt nie zwracał uwagi na pochodzenie, dlatego po powrocie do Krzywego Rogu chłopiec dziwił się, że wśród uczniów istnieją podziały narodowościowe.

Rogacin pisze: "Słowem, które najlepiej zapamiętał z języka mongolskiego, było ‘baihgui’- nie ma. Kiedyś zobaczył, że do sklepu Erdenet przywieźli arbuzy. Stanęli w ogonku, jednak zanim doczekali się na swoją kolej, arbuzy sprzedano. Wołodia płakał, a sprzedawczyni go pocieszała: - Za miesiąc znowu przywiozą".

Z Mongolii wrócili do Krzywego Rogu, kiedy miał osiem lat - w 1986 roku. Poszedł do drugiej klasy gimnazjum, z rozszerzonym angielskim. W tej szkole uczył się aż do matury. Dziś to najbardziej znana w ukraińskich mediach szkoła.

Nauczyciele wspominają, że  od razu się zaczął się wyróżniać. - Interesowało go absolutnie wszystko. Literatura, aktorstwo, sport, wystąpienia publiczne, gra na gitarze, śpiew... Nie przychodzi mi do głowy nic, czego Wowa by się nie imał - mówi w biografii Zasławski. Najbardziej jednak ciągnęło go do występów artystycznych. Marzył, żeby dostać się na scenę: zagrać choćby jakiś epizod, ale trafić na estradę. - Kiedy wychodziłem na scenę, najpierw czułem strach, a potem, kiedy już pokonałem strach - zadowolenie. I dlatego mnie tam ciągnęło  -wyznaje.

Jego nauczycielka śpiewu, Tatiana Sołowiowa prowadziła chór i grupę wokalną w szkole. "Zawsze pierwszy. Wszystko chciał wiedzieć i wszędzie musiał być. Kiedy założyliśmy koło tańca towarzyskiego, natychmiast się zapisał" - opowiada w biografii. Wiele lat później wygrał jedną z edycji "Tańca z gwiazdami".

Poczucie humoru już jako małolat miał niezwykłe. Demonstrował je podczas zajęć lekcyjnych. Każda lekcja stawała się wyjątkowa, kiedy nauczyciel wzywał Zełenskiego do tablicy. W odpowiedzi na pytania z kolejnych przedmiotów wplątywał dowcipy, z których cała klasa się śmiała. Mógł sobie na to pozwolić, bo zawsze był świetnym uczniem - świadectwa pokazują niemal same piątki od  góry do dołu. Dziewczyny za nim przepadały. On sam wspomina, że żałował, iż nie jest wyższy, bo wtedy bardziej by się im podobał. I tak jednak się w nim podkochiwały, jak mówią dawni koledzy.

- Nic w tym dziwnego, bo przy nim zawsze było fajnie, a nie nudno - wspomina Andrij Zasławski, jego dawny kumpel. - Prowadziliśmy fascynujące rozmowy. Często były to rozmowy o tym, co się dzieje w kraju. On miał przemyślane opinie.

Choć prymusi nie są lubiani przez rówieśników, Zasławski opowiada, że dwie cechy zjednywały mu sympatię. Pierwsza, to autentyczne zainteresowanie sprawami kolegów z klasy, których umiał słuchać. Druga to fakt, że rozmowy z nim miały ciężar gatunkowy - nie były błahe. "Mówił o kinie, teatrze albo o tym, dlaczego zdolni ludzie w Ukrainie muszą wracać do domu trolejbusem i jeść najgorsze jedzenie, gdy tacy sami mieszkańcy innych krajów żyją lepiej. Czy to normalne? - pytał nastoletni Zełenski".

Gdy był w dziewiątej klasie, nauczycielka zaproponowała, by uczniowie wystawili "Ożenek" Gogola. Zełenski zagrał drugoplanową rolę Iwana Jajecznicy. Ale i tak, to on otrzymał owacje i kwiaty.

W wieku 16 lat jako uczeń klasy z poszerzonym angielskim, zdawał egzamin językowy TOEFL.  Napisał test najlepiej w swoim okręgu i otrzymał stypendium na bezpłatne studia w Izraelu. Od ojca usłyszał jednak, że nie pojedzie, chyba, że: "po jego trupie". Wybuchła kłótnia. Wołodymyr krzyczał, wygrażał, w  końcu wyprowadził się do kolegi, ale ojciec nie ustąpił. Bał się, że mając żydowskie korzenie, syn zechce zostać w Izraelu na zawsze.

Wiele lat później, gdy został prezydentem, pytany o swoje pochodzenie, odpowiedział: - Zajmuje dopiero dwudzieste miejsce na liście moich grzechów.

Jaki ojciec, taki syn

Emeryci pod blokiem, gdzie mieszkał Zełenski, o jego rodzicach mówią dziennikarzom programu TSN w samych superlatywach i z podziwem: "Porządni, uczciwi, skromni ludzie". Podobnie oceniają ich syna.

- On jest kropka w kropkę jak jego tata, kulturalny, miły - mówi starszy mężczyzna. -  Ojciec był zawsze niezwykle pryncypialny. Nie szedł na kompromisy, aż do bólu trzymał się zasad uczciwości. (...) Zełenski wiele wziął od ojca, ale szczególnie zapamiętał jego jedną naukę: Jeśli nie wiesz, jak się w danej sytuacji zachować, po prostu zachowaj się honorowo. Wtedy nigdy nie będziesz żałował". Stara się o tym zawsze pamiętać.

Choć koledzy w szkole przewidywali, że wybierze studia artystyczne, on sam marzył o dyplomacji. - Chciałem być dyplomatą. Miałem możliwości i zdolności. Rodzice jednak byli przeciwni. Musiałby wyjechać, zdawać do Instytutu Spraw Międzynarodowych w Kijowie albo w Moskwie. A tam decydowały łapówki, nie umiejętności.

- Ojcu bardzo zależało, żebym skończył prawo  - wspomina Zełenski. Zasugerował Instytut Ekonomiczny w rodzinnym Krzywym Rogu, w którym on sam był wykładowcą na wydziale cybernetyki. Wołodymyr posłuchał jego rady. Wówczas ojciec, który nie przeżyłby sugestii, że syn dostał się na studia dzięki jego pomocy, gdy Wołodia zdawał egzamin, wyjechał na roczny kontrakt do Mongolii. Takiej samej bezkompromisowości nauczył też syna.

Choć wybrał nieartystyczny kierunek studiów, sceny nigdy nie porzucił. Zwłaszcza że prawo szybko go rozczarowało, i nigdy nie podjął pracy w tym zawodzie, ku rozpaczy ojca. Został członkiem Studenckiego Teatru Miniatur Estradowych, a występy w kabarecie zaprowadziły go do ligi KWN, Kłubu Wiesiełych i Nachodcziwych (Klubu Zabawnych i Pomysłowych). Był to popularny programu telewizyjny, którego finał odbywał się w Moskwie, stworzony jeszcze w ZSSR w 1961 r., na dekadę zawieszony i przywrócony dopiero przez Gorbaczowa po Pieriestrojce. KWN otwierał drzwi do wielkiej kariery, a wielu jego zwycięzców zostawało potem gwiazdami telewizji.

 Pierwszy występ w lidze KWN zawdzięczał braciom Borysowowi i Serhijowi Szefirom, popularnym kabareciarzom, którzy zaproponowali współpracę Teatrowi STEM. Zachwycili ich świeżością, a Zełenski wiedział, że to dla niego szansa na sukcesy w upragnionej lidze KWN. Wiedział też, że jest dobry, i nie bał się ryzyka, w przeciwieństwie do reszty kolegów z Krzywego Rogu. "Związek z braćmi Szefirami przerodził się w przyjaźń i przetrwał kolejne dekady - aż do wejścia w politykę. Niespełna 25 lat później został prezydentem Ukrainy, a młodszy z braci Szefirów - pierwszym doradcą prezydenta" - pisze Rogacin.

Ale najpierw w 1997 r. nowa ekipa pod nazwą Zaporoże-Krzywy Róg-Tranzyt, z dziewiętnastoletnim Wową Zełenskim w składzie, przeszła jak burza przez kolejne rundy Ligi Wyższej KWN, wygrywając finał. To była trampolina do prawdziwej kariery. Z połączenia dawnej grupy STEM i zespołu braci Szefirów powstał Kwartał 95, nazwany tak od jednej z dzielnic miasta. To wtedy spotkali legendarnego producenta telewizyjnego Aleksandra Masljakowa, który zarządzał firmą producencką AMiK, i zaproponował im współpracę.

Stali się sławni, choć umowy były tak skonstruowane, że zarabiali grosze. Postanowili więc z czasem zerwać współpracę. Wtedy Masjakow złożył Żełenskiemu propozycję: zaoferował mu stanowisko redaktora w firmie AMiK, będącej na biznesowym szczycie. Warunkiem było jednak zerwanie z zespołem Kwartał 95. Choć praca w Moskwie stwarzała wielkie perspektywy, dla młodego Zełenskiego porzucenie zespołu, z którym był zżyty, było czymś niewyobrażalnym. Odrzucił lukratywną propozycję. - To byłaby zdrada przyjaciół. Nie mogłem tak postąpić - wspomina.  

Kwartał 95, czyli sława i chwała

Lojalność i silne poczucie gry w jednej drużynie, do tego wierność przyjaźniom, miały już wkrótce zostać nagrodzone. Po okresie klepania biedy najpierw Kwartał 95 znalazł sponsora, a potem kanał telewizyjny 1+1, który chciał ich pokazać. Cztery koncerty, które stały się początkiem "Wieczornego kwartału", programu telewizyjnego bijącego rekordy popularności, zapewniły zespołowi pieniądze na dalszą działalność.

Ale wkrótce nastał rok 2004. Sytuacja w kraju sprawiła, że telefony zamilkły. Jesienią 2004 r. w Kijowie wybuchła Pomarańczowa Rewolucja, protesty przeciwko sfałszowanym wynikom wyborów prezydenckich. Według badań exit poll wygrał Wiktor Juszczenko z opozycyjnego bloku Nasza Ukraina. Państwowa komisja wyborcza zwycięzcą ogłosiła jednak faworyta Kremla, Wiktora Janukowycza. Kanały telewizyjne emitowały wyłącznie relacje z Majdanu - jak od nazwy placu nazwano demonstracje. Z czasem pojawiła się jednak oferta z konkurencyjnej telewizji Inter. "Róbcie show, ale żarty muszą być polityczne" - zażądano. I to był przełom.

"Wcześniej raczej wykpiwali absurdy życia codziennego. Teraz mieli ostrzem satyry uderzyć w polityków i ludzi z pierwszych stron gazet. I to w niezwykle gorącym politycznym czasie. Być może ten zwrot w ich twórczości stał się prapoczątkiem późniejszego zainteresowania Wołodymyra Zełenskiego karierą polityczną" - pisze Rogacin.

Żarty nie oszczędzały nikogo. Po najostrzejszych interweniowali nawet rodzice, ale syn ani myślał przystopować. W jego życiu zmieniło się wszystko. Od roku był także mężem urodziwej koleżanki z czasów studenckich Ołeny Kijaszko, teraz Zełenskiej, która pisywała scenariusze występów Kwartału 95. Z wykształcenia była architektem, ale podobnie jak mąż, nie pracowała w zawodzie.

Pobrali się po ośmiu latach bycia w związku, w 2003 roku, a rok później na świat przyszła ich córka Ołeksandra. W 2012 urodził się syn Kirył. Przyjaciele twierdzą, że dziś po prawie 20 latach małżeństwa, między tym dwojgiem "wciąż jest gorąco". On mówi, że radzi się jej we wszystkim, ona ripostuje, że jej nie słucha, bo gdyby to robił "nigdy nie wystartowałby w wyborach prezydenckich".

 W 2006 roku Zełenski wziął udział w pierwszej edycji ukraińskiego "Tańca z gwiazdami" i wraz z partnerką, 18-letnią Ołeną Szeptenko, młodzieżową mistrzynią świata w tańcu, zwyciężył. Dziewczyna nie wierzyła, że amator opanuje trudne choreografie. Nie znała uporu i pracowitości Zełenskiego. Ten sukces zapewnił mu jeszcze większą popularność. Jego żywiołem jest jednak kabaret, czyli Kwartał 95, który z czasem zamienił się w przedsiębiorstwo rozrywkowe zajmujące się tworzeniem programów telewizyjnych, seriali i filmów.  W 2009 roku wyprodukował przebój ukraińskich i rosyjskich kin "Miłość w wielkim mieście", który doczekał się kontynuacji. W trzeciej odsłonie w produkcji wystąpiła Sharon Stone, a film obejrzało 10 mln widzów. Jeszcze większym hitem okazały się "Swaty"- serial o zwykłym życiu, przeciętnej rodziny, który okazał się przebojem w 10 krajach, przynosząc wielkie pieniądze.

Świetnie kierował firmami, które zarabiały miliony dolarów, zatrudniał przy kolejnych projektach tysiące ludzi, jego produkcje wygrywały międzynarodowe konkursy. Był liderem pełną gębą.

Z czasem otworzył oddział w Moskwie. Harował po 12 godzin dobę, z ogromnym zespołem ludzi, znakomity organizator, niebawem także dyrektor programowy stacji telewizyjnej. No i bardzo bogaty człowiek.

Nie wiedział jednak, że jego najważniejsza, życiowa rola wciąż była przed nim.

Sługa narodu

"Bez serialu ‘Sługa narodu’ historia Ukrainy potoczyłaby się inaczej - pisze Rogacin. - Bohater grany przez Zełenskiego pomstuje na klasę polityczną, a potem zostaje prezydentem. Ludzie tę postać pokochali. Zamarzyli o powtórce w realnym świecie".

 Serial bijący rekordy popularności na całym świecie, (Polsat przygotowuje jego polską wersję), powstał w 2015 roku. Zełenski gra w nim Wasyla Hałoborodkę, nauczyciela, który zostaje prezydentem Ukrainy. Dodajmy - prezydentem marzeń. Jeździ do pracy rowerem, zmienia kraj na lepsze, ale przede wszystkim walczy z korupcją, która w Ukrainie rozpleniła się na dobre.

 "Serial, pomyślany jako satyra polityczna i jako alternatywna historia współczesnej Ukrainy, pokazywał widzom, jak mogłoby wyglądać życie w ich kraju, gdyby rządzili nim inni ludzie" - pisze Rogacin. Przyciągał przed ekrany kilkanaście milionów widzów. Czy gdyby nie powstał, losy Wołodymyra Zełenskiego potoczyłyby się inaczej i nigdy nie zostałby prezydentem?

Taką tezę stawia autor biografii i prawdopodobnie ma rację. Serial zaczyna się, gdy Hołoborodko prowadzi lekcję historii. Do sali wkracza wtedy inny nauczyciel i każe uczniom iść rozwieszać programy wyborcze. Hołoborodko wpada w gniew, wyrzuca z siebie serię przekleństw, po czym oświadcza: "W państwie powinno być tak, że nauczyciel żyje jak prezydent, a prezydent - jak nauczyciel". To wszystko nagrywa komórką jeden z uczniów i wrzuca do sieci. Filmik robi furorę, a nauczyciel niczego nieświadomy, zostaje kandydatem na prezydenta i wygrywa wybory.

Jeszcze przed powstaniem serialu, w 2012 roku Zełenski odszedł z telewizji Inter, należącej do Wiktora Janukowycza. (W Ukrainie wszystkie kanały telewizji są w rękach oligarchów!). Przeszedł do 1+1, a potem przyznał, że "jej właściciel zagwarantował mu niezależność programową". Właścicielem stacji jest inny oligarcha Ihor Kołomojski, który miał obiecać Zełenskiemu, że nie narzuci mu żadnej polityki redakcyjnej. - "To był mój warunek i zapowiedziałem, że jeśli nie zostanie spełniony, opuścimy kanał" - przywołuje słowa prezydenta Rogacin.

Autor biografii sporo miejsca poświęca opisom rozrastającego się medialnego imperium Zelenskiego, a także realizacji "Sługi narodu". I są to historie, które warto poznać. W 2014 roku, gdy Rosja zaanektowała Krym Zelenski zlikwidował oddział swojej firmy w Moskwie. W sierpniu pojechał wraz z zespołem do bazy wojsk ukraińskich niedaleko Mariupol. Tam, na polowej scenie Kwartał 95 dał dwugodzinny koncert przed półtoratysięcznym oddziałem żołnierzy. Przekazali też wojskowym milion hrywien, (około 40 tysięcy dolarów), na leki, a także karetkę. I tak właśnie, w niezauważalny chyba sposób komiczny kabaret Zelenskiego wyśmiewający polityków, sam zaangażował się w politykę całkiem na serio.

"Trzecia seria (‘Sługi narodu’ - dop. red.), która ukazała się w 2019 roku, tuż przed wyborami prezydenckimi, to właściwie czysty manifest polityczny. Rywale Zełenskiego w wyborach bezskutecznie domagali się wtedy zdjęcia jej z anteny jako elementu kampanii wyborczej" - konkluduje autor książki. Program filmowego prezydenta stał się programem Zełenskiego, który swoją kandydaturę w wyborach ogłosił wieczorem 31 grudnia 2018 roku. Niektórzy uznali to za prowokację.

Trudno ocenić, o ile swój sukces wyborczy zawdzięcza politycznemu programowi, a na ile popularności i utożsamianiu go z Wasylem Hałoborodką. Zełenski w pierwszej turze pokonał Julię Tymoszenko, w drugiej ówczesnego prezydenta Petra Poroszenkę. Zdobył 73,23 proc. głosów. Był człowiekiem spoza systemu, dawał nadzieję. Niebawem jego partia Sługa Narodu, odniosła zwycięstwo w przedterminowych wyborach parlamentarnych, które odbyły się po inauguracji na prezydenta.

Bez białej flagi

Początkowo, mimo wygranej w wielkim stylu, podśmiewano się z Zełenskiego, bo prezydent - komik to wdzięczny temat do żartów. Do wybuchu wojny w Ukrainie Zełenski - prezydent próbował, mniej lub bardziej skutecznie, reformować państwo i modernizować kraj. Po wygraniu wyborów stopniowo nawet tracił poparcie, ale postawiony w obliczu sytuacji ekstremalnej - wojny, udowodnił, że jest urodzonym i charyzmatycznym przywódcą.

"Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono" - napisała Wisława Szymborska. Wołodymyr Zełenski sprawdził się po stokroć. Dziś, trzy lata od objęcia władzy, ponad 100 dni od ataku Rosji na Ukrainę, porównuje się go z Winstonem Churchillem, premierem Wielkiej Brytanii z czasów II wojny światowej. Ale ma rację autor jego biografii, pisząc, że zapracował na swoje własne nazwisko.

"Potrzebuję amunicji, nie podwózki"-  powiedział amerykańskim oficjelom, gdy chcieli ewakuować go z Ukrainy. Tym jednym zdaniem zdobył szacunek wszystkich, stając się symbolem walki wolnego świata z agresorem. Został, wiedząc, że dla Putina jest celem numer jeden. Od początku wojny codziennie nagrywa film i publikuje go w social mediach. Jego Instagram śledzi 17 milionów ludzi na całym świecie. Już jest żywą legendą.

"Niezłomność Zełenskiego w obliczu przeważających sił rosyjskich, jego rzucające wyzywania filmy z ulic Kijowa, były metaforycznym środkowym palcem pokazywanym Rosji" - oceniła stacja BBC.

Po ataku Rosji Ukrainie dawano ledwie kilka dni. Tymczasem pod przywództwem Zełenskiego kraj nie tylko broni się nadal, ale zadaje znacznie silniejszemu napastnikowi ciosy. Prezydent poruszył niemal cały wolny świat i zmobilizował do niesienia pomocy walczącej Ukrainie.

Nigdy nie mówi o swojej niezłomności, ale zawsze zauważa bohaterstwo żołnierzy. Kiedy pojawiły się plotki o jego wyjeździe, nagrał film z ulic Kijowa, mówiąc: "Nigdzie nie wyjechałem, jestem tutaj. Mamy broń, żeby walczyć o nasz kraj, o nasze dzieci".

Miał rację, mówiąc, że biała flaga nie jest jego flagą.

"Zełeński. Biografia", Wojciech Rogacin, Wydawnictwo Wielka Litera 2022