Reklama

Niewiele osób pewnie wie, że pierwsze wzmianki o animaloterapii, czy też inaczej zooterapii, pojawiły się już w czasach przed naszą erą. O płynących z kontaktu z naturą i jazdy konnej zaletach wspominał już słynny lekarz nazywany "ojcem medycyny" - Hipokrates.

Jego następcy również sprawdzali możliwości pojawiające się po kontakcie człowieka ze zwierzętami. Opisy takich praktyk pochodzą choćby z IX wieku z Belgii, gdzie w ośrodku dla osób z niepełnosprawnościami praktykowano "terapię naturalną", jak nazywano obcowanie ze zwierzętami gospodarskimi. Oficjalnie animialoterapię wprowadzono znacznie później, a jedna z placówek mieściła się w Bethel w Niemczech, gdzie stosowano ją od 1860 roku. Nawiasem mówiąc lecznica wciąż istnieje i wykorzystuje zwierzęta w terapii pacjentów z chorobami psychicznymi (posiada dwie farmy oraz stadninę koni).

Reklama

Wśród zwierząt, które najczęściej pojawiają się w animaloterapii są bez wątpienia konie (hipoterapia), psy (kynoterapia) i koty (felinoterapia). A korzyści płynące z takich terapii wykorzystywane są m.in. przy pracy z osobami z różnymi rodzajami niepełnosprawności intelektualnej i fizycznej, cierpiącymi na zaburzenia rozwojowe, ze spektrum autyzmu i zespołu Aspergera, niedostosowanymi społecznie, depresyjnymi i samotnymi. 

Więcej zwierząt niż dzieci

Ciekawe wnioski płyną ze statystyk ujawnionych przed kilkoma tygodniami przez hiszpańskie miasto Vigo. Okazało się, że jest tam dwa razy więcej zarejestrowanych zwierząt niż dzieci. W mieście żyje 51 tys. czworonogów, z czego zdecydowaną większość stanowią psy. W ciągu ok. dwóch lat ich populacja zwiększyła się o ponad 10 proc. Dla porównania dzieci do 10 roku życia jest w Vigo zaledwie 24,6 tys. Z analizy danych z ostatnich lat jasno wynika, że liczba czworonogów zaczęła gwałtownie rosnąć podczas pandemii COVID-19.  

Zwolennicy obecności zwierząt obok człowieka wskazują, że w zasadzie kontakt z każdym gatunkiem może nieść pozytywne skutki. Dowodem ma być najnowszy pomysł, jaki narodził się w Brazylii, gdzie w terapiach sięgnięto po gady.

Kiedy żółto-brązowym wężem dusicielem niczym szalik owija się wokół szyi 15-letniego Davida de Oliveiry Gomesa, ten nie czuje strachu, jest wręcz zafascynowany.  Zabawa z wężem jest dla nastoletniego Brazylijczyka z autyzmem terapią.  - To dusiciel, ale nie boję się - zapewnia.

- Nazywa się Gold. Jest zimny. Zjada myszy - mówi Gomes swojej terapeutce w ośrodku Walking Equotherapy w Sao Paulo, delikatnie trzymając dużego węża, gdy ten wije się wokół jego ciała.

- To właśnie chciałam uzyskać - stwierdza Andrea Ribeiro, która specjalizuje się w leczeniu osób z niepełnosprawnościami, z autyzmem lub lękiem, stosując nietypową metodę: terapię gadami. Jej zdaniem pomaga ona pacjentom zrelaksować się i poprawić komunikację, zdolności motoryczne i inne umiejętności.

- Pracujemy nad mową i kształtowaniem pamięci - wyjaśnia 51-latka wskazując na Gomesa.

Ribeiro jest pionierem tej metody. W centrum terapeutycznym w Sao Paulo pacjenci wchodzą w interakcje nie tylko z wężami, ale także z jaszczurkami, żółwiami i żakare, czyli kajmanami żakare (Caiman yacare), gatunkiem gada z rodziny aligatorowatych, który jest powszechny w Brazylii, w tym w amazońskich lasach. Dorosłe żakare osiągają do trzech metrów długości.

Serotonina i beta-endorfiny w akcji

Podkreślić trzeba, że nie ma naukowych dowodów na skuteczność takiej terapii.  - Ale wykazano medycznie, że kiedy ludzie wchodzą w kontakt ze zwierzętami, uwalnia to neuroprzekaźniki, takie jak serotonina i beta-endorfiny, które dają poczucie przyjemności i dobrego samopoczucia - przekonuje Andrea Ribeiro.

- To sprawia, że (osoby poddawane terapii - red.) czują się dobrze i chcą się uczyć. Gady pozwalają nam osiągać lepsze, szybsze wyniki - zapewnia reportera AFP, który obserwuje jej pracę.

Ribeiro przyznaje, że wcześniej wykorzystywała w swoich sesjach terapeutycznych psy. Odkryła jednak, że ich ciągłe próby zabawy i interakcji wywoływały niepokój u niektórych osób, zwłaszcza tych z autyzmem.

Zwróciła się więc ku gadom. To zwierzęta, na widok których wiele osób się wzdryga. Ale osoby z autyzmem mają tendencję do podchodzenia do nich "bez uprzedzeń". - Zwierzęta wzbudzają ich ciekawość, nie powodując przy tym dyskomfortu.

- Ze swojej strony gady "są obojętne" - mówi. - Nie szukają uwagi tak, jak niektóre ssaki.

Kajman żakare i boa dusiciel

Dziesięcioletni Gabriel Pinheiro głaszcze małego kajmana, próbując naśladować sylaby, otwierając szeroko usta trzy razy: "ża-ca-re". - Jest mokry - mówi, a jego oczy wpatrują się w stworzenie zza okularów.

- Łuski aligatora są twarde, a jego brzuch miękki - zauważa, gdy terapeuta pomaga mu pracować nad przeciwieństwami.

Następnie razem z Ribeiro śpiewają piosenkę o żakare, aby ćwiczyć pamięć słuchową.

Matka Pinheiro, Cristina, przyznaje, że cztery lata reptilioterapii pomogły chłopcu poprawić umiejętności słuchania, komunikacji i motoryki. - Zawsze jest szczęśliwy, kiedy przychodzimy - mówi.

Inny pacjent, 34-letni Paulo Henrique Palacio Santos, doznał poważnego uszkodzenia mózgu w wypadku, w wyniku którego został sparaliżowany i stracił mowę.

Ribeiro owija twarz mężczyzny grubym wężem z rodziny dusicielowatych, którego ciężar i niska temperatura pomagają reaktywować odruch połykania u Santosa. Następnie używa mniejszego, innego gatunku węża do wzbudzenia pracy mięśni wokół jego ust.

Tych, którzy krytykują podobne wykorzystywanie zwierząt, martwiąc się o ich dobrostan, Ribeiro uspokaja, że postępowanie z gatunkami pojawiającymi się w placówce w Sao Paulo jest regulowane przez Brazylijski Instytut Środowiska i Odnawialnych Zasobów Naturalnych (IBAMA).

Andrea Ribeiro zawsze pracuje ramię w ramię z reprezentującą IBAMA biolożką Beatriz Araujo, której zadaniem jest monitorowanie poziomu stresu zwierząt i zapewnienie bezpieczeństwa pacjentom.

Przedstawicielka rządowego organu zauważa, że w ośrodku nigdy nie doszło do wypadku. Gady, które są hodowane na miejscu, mają być przyzwyczajone do kontaktu z ludźmi. Podkreśla również, że nie używa się jadowitych węży.

- Zawsze tu jestem, na wypadek gdyby zwierzę zareagowało nieoczekiwanie - mówi Araujo. - Niebezpieczeństwa są takie same, jak w przypadku bliskiego kontaktu z jakimkolwiek zwierzęciem.

Pacjenci a dobrostan zwierząt

Poruszając kwestie bezpieczeństwa, nie sposób nie postawić pytania o dobrostan zwierząt. Sięganie po zupełnie egzotyczne zwierzęta w animaloterapii nie ogranicza się bowiem jedynie do wężów i kajmanów. Psy i konie to standard w tego typu zabiegach, ale lista jest długa i znajdują się na niej również m.in. delfiny, krowy, alpaki, osły, a nawet nosorożce. Tymi ostatnimi opiekują się brytyjscy weterani wojenni w rezerwacie Care for Wild Rhino Sanctuary w RPA. 

Czy to tylko moda, co z samymi zwierzętami? Przede wszystkim należy jasno podkreślić, co już wcześniej wspomniano, że nie ma naukowych dowodów na leczniczy wpływ zwierząt na pacjentów. Bez wątpienia można mówić o poprawie ich samopoczucia, pozbyciu się stresu, wyzwoleniu pozytywnych emocji. Jednym słowem kontakt z fauną jest cenny, ale nie każdy kontakt z przyrodą powinien być nazywany terapią. 

Różnego rodzaju programy, w których uczestniczą zwierzęta dzielą się na trzy grupy:  AAT (terapia z udziałem zwierząt), AAA (aktywności z udziałem zwierząt) i AAE (edukacja z udziałem zwierząt). Jedynie AAT można nazywać terapią, ale z pewnością nie należy zapominać, że takie zajęcia nie leczą. Jeśli jakaś placówka twierdzi inaczej, znaczy to, że już na wstępie należy mieć do niej ograniczone zaufanie.

Jeśli zaś chodzi o dobrostan zwierząt, to monitorują to różne organizacje, niektóre aktywnie zwalczają wykorzystywanie zwierząt dzikich np. delfinów. Nie tylko dlatego, że nie ma dowodów na zbawienny wpływ delfinoterapii na uczestnikach, ale także z uwagi na same zwierzęta.

Biała księga

Międzynarodowe Stowarzyszenie Organizacji Zajmujących się Interakcjami Ludzi i Zwierząt (International Association of Human-Animal Interaction Organizations - IAHAIO) w przygotowanej Białej księdze o udziale dzikich gatunków w terapiach mówi wprost: "Gatunki dzikie i egzotyczne (np. delfiny, słonie, kapucynki, pieski preriowe, stawonogi, gady), nawet te oswojone, nie mogą uczestniczyć w AAI (interwencje z udziałem zwierząt - red.). Wśród rozlicznych powodów są m.in. te związane z narażeniem uczestników na zarażenie chorobami odzwierzęcymi, a także powody natury etycznej. The Whale and Dolphin Conservation Society stoi na stanowisku, że tzw. delfinoterapia najprawdopodobniej nie spełnia potrzeb psychologicznych i fizycznych ani uczestniczących w niej ludzi, ani delfinów (Brakes & Williamson, 2007, s. 18). W przeciwieństwie do bezpośredniego kontaktu z dzikimi zwierzętami, dopuszczane jest prowadzenie obserwacji i podziwiania dzikich zwierząt w ich naturalnym środowisku i azylach dla dzikich zwierząt, spełniających krajowe/międzynarodowe normy dobrostanu zwierząt, pod warunkiem, że jest to prowadzone w taki sposób, aby nie powodować u zwierząt jakiegokolwiek stresu lub niszczenia ich siedlisk.

Zdaniem IAHAIO w zajęciach wykorzystane mogą być jedynie zwierzęta udomowione - to na przykład psy, koty, konie, zwierzęta gospodarskie, świnki morskie, szczury, ryby, ptaki (czyli te zwierzęta, które zostały przystosowane do interakcji społecznych z ludźmi). Tu też jednak należy pamiętać o ich dobrostanie. 

"Specjaliści odpowiedzialni za dobrostan zwierzęcia podczas interwencji muszą upewnić się, że zwierzę jest zdrowe, wypoczęte oraz, że ma zapewnioną opiekę w trakcie oraz po zakończeniu sesji (np. dostęp do wody, bezpieczne i odpowiednie do pracy podłoże). Nie można dopuszczać do przepracowania lub przeciążenia zwierząt - sesje powinny być ograniczone w czasie (30-45 minut)" - czytamy w Białej księdze IAHAIO. 

"Konieczne jest zapewnienie właściwej opieki weterynaryjnej. Wszystkie zwierzęta uczestniczące w AAI, w tym zwierzęta rezydentne muszą zostać zbadane przez lekarza weterynarii w trakcie selekcji, jak również powinny być badane regularnie w późniejszym czasie. Częstotliwość kontroli powinna być wyznaczana przez lekarza weterynarii w oparciu o potrzeby każdego zwierzęcia i rodzaj działalności w jaki angażowane jest zwierzę. Opieka zapewniana zwierzętom musi być odpowiednia dla danego gatunku; należy uwzględnić specyficzne dla danego gatunku potrzeby fizjologiczne, w tym żywieniowe, oraz warunki środowiskowe w jakim żyją, tj. np. odpowiednią temperaturę, oświetlenie, wzbogacenie środowiska oraz inne właściwości adekwatne dla danego gatunku, a także pewność, że zwierzę jest w stanie zachowywać się naturalnie w optymalnym zakresie" - sprecyzowano.

Generalnie, jak podkreślili Tyler Jordan i Michelle Lem w swojej pracy "One Health, One Welfare: Education in practice Veterinary students’ experiences with Community Veterinary Outreach" (ukazała się na łamach "Canadian Veterinary Journal"), "tam, gdzie ludzki dobrostan jest na niskim poziomie, tam też zazwyczaj na niskim poziomie jest dobrostan zwierząt (...). Analogicznie, zwierzęta często stanowią wskaźnik poziomu ludzkiego zdrowia i dobrostanu, o czym świadczy przypadek związku między przemocą wobec zwierząt i przemocą w rodzinie".