Reklama

Jak zachować się wobec tej "lubelskiej" PPS? Zignorować jej istnienie i podjąć próbę budowy niezależnej socjaldemokracji? A może przyłączyć się do niej, przejąć stery formacji i w ten sposób stworzyć autentyczną konkurencję dla “czerwonych"? Na to ostatnie rozwiązanie zdecydował się jeden z liderów PPS-WRN, Zygmunt Żuławski, który podjął rozmowy z socjalistami “lubelskimi". Na mocy zawartego porozumienia 16 działaczy WRN miało wejść w skład Rady Naczelnej “odrodzonej" PPS - wygląda to efektownie, ale jeśli Żuławski liczył, że to pierwszy krok na drodze do "odwrócenia" ugrupowania, to srodze się zawiódł. Prokomunistyczni PPS-owcy uniemożliwili bowiem podpisanie układu, w odpowiedzi polityk zdecydował się założyć nowe stronnictwo - Polską Partię Socjal-Demokratyczną, ale to z kolei zablokowali komuniści.

Na kontynuację konspiracji zdecydowała się z kolei grupa skupiona wokół Kazimierza Pużaka (pseudonim "Bazyli") - wieloletniego sekretarza generalnego PPS, a podczas wojny - lidera PPS-WRN i przewodniczącego podziemnego parlamentu - Rady Jedności Narodowej. “Bazyli" i zwolennicy jego linii od początku nie mieli złudzeń co do samodzielności "Lublinian". Określali ich jako “upaństwowioną komunistyczną agenturę", a w styczniu 1946 utworzyli 4-osobowe kierownictwo PPS-WRN (Pużak - przewodniczący, sekretarz - Tadeusz Szturm de Sztrem, skarbnik - Feliks Misiorowski, członek - Józef Dzięgielewski). Konspiratorzy dysponowali funduszami z okresu okupacji niemieckiej, a ich strategię barwnie skomentował Pużak w jednej z rozmów. "Powołał się na hetmana Chodkiewicza i bitwę pod Kircholmem. Wytrwać w ściśniętych kolumnach w obliczu czterykroć silniejszego nieprzyjaciela, by w sprzyjającej chwili rozwinąć się nagle w szyk bojowy, stoczyć walną bitwę i odnieść zwycięstwo". 

Sprzeciw nie tylko symboliczny

Reklama

Podziemny WRN nie był szeroko rozbudowaną strukturą - "ośrodek ten działał poprzez jednostkowe kontakty, nie tworząc lokalnych czy okręgowych komitetów ani sieci organizacyjnej we właściwym tego słowa znaczeniu" (Tadeusz Szturm de Sztrem). Skłaniało to niektórych historyków nawet do podważania istnienia tej organizacji. Niemniej, faktem jest, że 4 liderzy ruchu spotkali się ze sobą minimum czterokrotnie w Warszawie. Prócz tego, zorganizowali w stolicy komórkę terenową WRN, tzw. "zespół peryferyjny". Większość z planów kierownictwa, np. start w wyborach do sejmu w ramach jednego bloku z Polskim Stronnictwem Ludowym (“Związek Miast i Wsi"), pozostała jednak tylko planami. Te działania, które udało się zrealizować, miały zaś głównie symboliczny charakter. Mowa m.in. o głosowaniu WRN-owców w "referendum ludowym" (czerwiec 1946) - na kartach wyborczych dopisywali słowo "wolność".

Poważniejsze efekty dały indywidualne rozmowy, przeprowadzane przez konspiratorów (zarówno przywódców, jak i działaczy niższego szczebla) z byłymi WRN-owcami, zaangażowanymi w podziemie w latach okupacji. Część z nich znalazła swoje miejsce w szeregach "lubelskiej" PPS i to oni okazali się najwartościowsi dla "pużakowców". Poprzez nich "Bazyli" i inni socjaliści zyskali bowiem pewien wpływ na kierunek, w jakim podążali “lublinianie". W najbardziej pożądanym przez ekipę Pużaka rozwoju wypadków PPS stałaby się formacją podmiotową w relacjach z PPR (Polska Partia Robotnicza - ugrupowanie komunistów), niezależną od “czerwonych" i wierną swojemu programowi (trójsektorowa gospodarka, składająca się z sektorów: państwowego, spółdzielczego i prywatnego, rozwój samorządu terytorialnego, system wielopartyjny, utrzymywanie kontaktu z zachodnioeuropejskimi partiami socjaldemokratycznymi itd.).

Wiodła do tego daleka droga, ale WRN-owcy nie marnowali czasu i nawiązali współpracę z PPS-owcami z różnych stron kraju. Przede wszystkich tych, w których lewica tradycyjnie miała silną pozycję, chodzi m.in. o Warszawę, Łódź, Kraków, Częstochowę i Zagłębie Dąbrowskie. W kontaktach z "terenem" prym wiedli zwłaszcza Szturm de Szterm i Dzięgielewski, a z osiągnięć socjalistycznej konspiracji warto jeszcze wspomnieć o “Tezach ideologicznych". To dokument programowy, przygotowany przez Zygmunta Zarembę, który opisywał Polskę pod rządami WRN. Gdy "pużakowcy" go zatwierdzili, przekazali “Tezy" kurierom, a ci dostarczyli tekst do Francji. Jakie państwo wyłania się z tego programu? Demokratyczne, realizujące postępowe reformy społeczne (rolna, upaństwowienie niektórych gałęzi przemysłu, bezpłatna edukacja itd.), na arenie międzynarodowej związane z "demokracjami Zachodu", ale utrzymujące poprawne relacje z ZSRR (zamiast obecnych, w ramach których “Rosja Sowiecka dąży do zakucia polskich mas pracujących w jarzmo totalistycznej niewoli").

"Krwawa Luna" wkracza do gry

Konspiratorzy pozostawali aktywni do końca 1946 roku, po czym ich działalność zamarła. Nieprzypadkowo - właśnie wówczas nastąpiły pierwsze zatrzymania WRN-owców przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Służby zainteresowały się naszymi bohaterami niemal równocześnie z początkiem ich akcji - w styczniu ’46, a ich inwigilacja przyspieszyła, gdy "pużakowców" wzięła na celownik Julia Brystygierowa. Dyrektor Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (odpowiedzialnego za zwalczanie opozycji i Kościoła), zwana "Krwawą Luną", instruowała swoich podwładnych: “Wobec konieczności naprawienia pewnego zaniedbania w dziedzinie walki z WRN oraz celem pełnej i szybkiej likwidacji kierownictwa centralnego WRN zatwierdzam plan rozwinięcia rozpracowania agenturalnego "Maria" [...] i rozkazuję skoncentrować wysiłki całego Departamentu, a w szczególności Wydziału I, wokół tej sprawy".

O osobistym zaangażowaniu Brystygierowej najlepiej świadczy fakt, że od kierownika Wydziału I, Henryka Piaseckiego, domagała się codziennych raportów na temat Pużaka i reszty. Piasecki wyznaczył z kolei trzech koordynatorów, którzy zajęli się budowaniem sieci agentów wokół niezłomnych socjalistów. Wprawdzie zdecydowana większość z nich zadbała o legalne mieszkanie, pracę itd. (np. Szturm de Sztrem pracował w warszawskim Społecznym Przedsiębiorstwie Budowlanym, przygotowującym plany odbudowy stolicy, a także kreślącym projekty nowych osiedli, zakładów przemysłowych, dróg itp., podobnie inny działacz, Ludwik Cohn; Józef Dzięgielewski zatrudnił się natomiast w tzw. Instytucie Pamięci Narodowej, gdzie badał losy PPS-owców, zaginionych w zawierusze wojennej), ale to nie wystarczyło. Pętla wokół podziemnego WRN-u z każdym miesiącem zaciskała się coraz mocniej.

Gdy w lipcu 1946 agent "Klin" doniósł bezpiece, że "Szturm de Sztrem jest zastępcą Zaremby [Zygmunta, jednego z przywódców wojennego PPS-WRN, który po wojnie wyemigrował na Zachód] na kraj", ubekom wydawało się, że od rozpracowania tajnej organizacji dzieli ich jeden krok. Mylili się - choć przez kilka kolejnych tygodni Szturma nie odstępowało liczne grono tajniaków, nie zdobyli przełomowych dowodów obciążających polityka. Niestety, zmieniło się to, zarówno w stosunku do sekretarza WRN, jak i innych socjalistów, pod koniec roku. Eugeniusz Obarski, aresztowany przez UB działacz Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, zeznał, że współpracował z Feliksem Misiorowskim, skarbnikiem podziemnego WRN, przy wymianie partyjnych dolarów. Co najgorsze, w grudniu za kratkami znalazł się też sam Misiorowski - bezpieczniacy zdołali go złamać i skłonić do potwierdzenia informacji o istnieniu lewicowej konspiracji.

Plucie na socjalistów, plucie na Polskę

Przesłuchiwany przez funkcjonariuszy Feliks stwierdził m.in., że "tworzyliśmy [on, Pużak, Dzięgielewski i Szturm de Sztrem] kierowniczy zespół ludzi, występujący pod nazwą "Komitet". [...] W sprawach finansowych [...] miał on za zadanie wypłacanie członkom organizacji miesięcznych zapomóg [...]. W sprawach politycznych [...] zadaniem było zorganizowanie stronnictwa [...], a następnie jego legalizacja i udział w wyborach". W rzeczywistości szefostwo tajnego WRN-u stawiało raczej na uniezależnienie "lubelskiego" PPS-u niż tworzenie własnej partii, ale to nie miało większego znaczenia. Służby zyskały dowód, że Pużak i jego towarzysze spiskowali przeciw władzy, a dodatkowo Misiorowski przyznał, że organizacja dysponuje dolarami. Mało tego, wskazał adresy, gdzie są one przechowywane, dzięki czemu m.in. w jego domu ubecy przejęli setki pieniędzy w postaci banknotów i złota.

W związku z tym, kwestią czasu były kolejne zatrzymania. 28 maja 1947 pozbawiony wolności został Szturm de Szterm, 29 maja jego los podzielił Cohn, a 5 czerwca do więzienia trafili Dzięgielewski, Wiktor Krawczyk (polityk WRN w terenie) i Pużak. Z kolei w następnych tygodniach dołączyło do nich ok. 200 osób mniej lub bardziej powiązanych z socjaldemokratyczną konspiracją. Wydawało się, że w najgorszej sytuacji znalazł się Szturm - nie dość, że “smutni panowie" znaleźli u niego archiwum WRN (obejmujące zarówno listy z czasu wojny, jak i powojenną korespondencję z Zarembą), to odkryli jego powiązania z Witoldem Pileckim. WRN-owiec spotkał się z bohaterem z Auschwitz kilkukrotnie, przekazując mu różne podziemne druki, w tym kilkadziesiąt broszur “Powstanie sierpniowe [warszawskie]". W dodatku Szturm załatwił dla Pileckiego i jego współpracowników, m.in. Tadeusza Płużańskiego i Marii Szelągowskiej, fałszywe dowody tożsamości. Z punktu widzenia komunistów aż prosiło się, aby zasiadł z nimi na jednej ławie oskarżonych. Tak się jednak nie stało i polityk był sądzony wraz z “pużakowcami". Dlaczego? Do dziś nie wiemy.

Pewne jest za to, że proces liderów WRN stał się jednym wielkim pluciem nie tylko na nich, ale i Drugą Rzeczpospolitą. Gdyby komuniści mogli, to zarzuciliby im zapewne nawet zamach na samego Stalina, ale i tak nie oszczędzili tak zasłużonym dla Polski postaciom niczego. I to już od czasu I wojny światowej, gdy "polskie masy robotnicze [...] wykorzystali do obrony austro-niemieckiego imperializmu" (ten i kolejne cytaty z aktu oskarżenia). Współpracowali przy tej okazji z “agentem austro-niemieckiego sztabu Piłsudskim" i według prokuratora pozostali mu wierni w II RP. Choćby wtedy, gdy wsparli “napastniczą zaborczą wojnę piłsudczyzny" z Rosją Sowiecką, a za sprawą zaangażowania w przewrót majowy “przyczynili się do utrwalenia na długie lata systemu faszystowskiego". II wojna światowa to zaś okres, gdy stanowili “agenturę polskiej reakcji i narzędzie międzynarodowego imperializmu". Wreszcie, po wojnie zespół Pużaka miał m.in. “dostarczać NSZ-owskim bandom leśnym pożywki ideologicznej w postaci literatury" i “utrzymywać ścisły kontakt z wywiadem Andersa".

Przez WRN do KOR-u

Prokurator był na tyle bezczelny w oczernianiu lewicowych niepodległościowców, że wprost zarzucił Pużakowi i Szturm de Sztremowi współpracę z gestapo. Ten drugi miał np. rzekomo wydać Niemcom warszawską drukarnię PPS-WRN. Powiedzieć, że to absurd to nic nie powiedzieć, a zarzuty tylko nieco mniej haniebne - o unikanie walki z niemieckim okupantem - celnie podsumował Dzięgielewski (hitlerowcy rozstrzelali jego żonę, a brata zesłali do Auschwitz). Na sali sądowej pytał: “Czyż wobec tych wszystkich faktów [chodzi o działalność partyzantki PPS-WRN] może być nawet cień podejrzeń, że my jako ruch konspiracyjny ułatwialiśmy pracę Niemcom?". Niestety, proces (ruszył 5 listopada 1948) był kpiną ze sprawiedliwości, i to wielopiętrową.

Sądzonym nie udostępniono aktu oskarżenia (prokurator jedynie go odczytał), sąd dopuścił jako materiał dowodowy podfałszowane zeznania "pużakowców" (do tekstów zostały dopisane nowe zwroty i zdania, jak “składanie sprawozdań", “wydawanie poleceń", przekreślano też wyrazy typu "spotkania", podstawiając w to miejsce "zebrania organizacyjne" - wszystko po to, aby udowodnić, jak szeroki zasięg miała konspiracja WRN), sądzący nie dopuścili, aby podczas przesłuchiwań kolejnych oskarżonych na sali był obecny ktokolwiek z reszty WRN-owców itd. No i pseudosprawiedliwa wisienka na torcie - podczas rozpraw w intensywnym kontakcie z sędziami pozostawał nie kto inny, a dyrektor departamentu śledczego MBP, zbrodniarz stalinowski Józef Różański. A to odwiedził ich w pokoju obrad, a to pojawił się na podium sędziowskim, a to opuszczał z nimi salę w sobie znanym kierunku itd. Czy może to jednak dziwić, skoro to Biuro Polityczne Polskiej Partii Robotniczej wybrało oskarżycieli w procesie?

Dodajmy do tego nagonkę na naszych bohaterów, prowadzoną przez reżimową prasę: "Pużakowska AA na usługach Gestapo", "WRN-owskie trupy polityczne", "Agentura reakcyjna przy robocie", “Kazimierz Pużak ma kartę życia zapisaną krwią i błotem" itp. (tytuły artykułów). W Głównym Urzędzie Statystycznym odbył się nawet "spontaniczny" wiec, na którym spędzeni przez komunistów pracownicy żądali ukarania “zdrajcy Szturm de Sztrema". Jak to wszystko znieśli oskarżeni? Najsłabszym ogniwem okazał się Misiorowski - już wcześniej złamany, teraz publicznie obciążył swoich kolegów. Pozostali (prócz Pużaka) próbowali kluczyć w zeznaniach, informować śledczych o tym, o czym ci wiedzieli, przekonywali, że choć podejmowali działania o charakterze politycznym, nie było w tym niczego nielegalnego. Spośród nich pobyt za kratkami najmocniej odbił się na psychice Cohna - podjął dwie, na szczęście nieudane, próby samobójcze. Pużak przeciwnie: odrzucił wszystkie zarzuty, a w słowie końcowym poprosił o podwyższenie swojego wyroku w zamian za niższe kary dla reszty oskarżonych.

Ostatecznie wszyscy (Pużak, Szturm de Sztrem, Dzięgielewski, Cohn, Krawczyk i Misiorowski) otrzymali kary kilku lat więzienia, najwięcej Pużak - 10 lat. "Marszałek Polski Podziemnej" nie wyszedł już na wolność - zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w kwietniu 1950 roku. Wiele wskazuje na to, że został zamordowany, z więziennych schodów miał go śmiertelnie zepchnąć jeden ze strażników. Inni opuścili więzienne mury, ale musieli się mierzyć z rozmaitymi problemami: bezrobociem, brakiem pieniędzy i otoczeniem, w którym nie brakowało konfidentów bezpieki. Ubecy czuli się do tego stopnia pewnie, że złożyli Krawczykowi propozycję zostania TW. Socjalista zdecydowanie odmówił, a służby musiały pogodzić się z porażką. Niejedyną, gdyż poza zasięgiem “smutnych panów" pozostała część finansów WRN. Dysponował nimi Szturm de Szterm, potem m.in. Cohn, wreszcie trafiły do Jana Józefa Lipskiego i Jana Olszewskiego. Co najważniejsze, pieniądze nie tylko przetrwały dekady PRL, ale i posłużyły dobrej sprawie - pewną sumę wykorzystano przy zakładaniu Komitetu Obrony Robotników w 1976 roku.

Przy pracy nad tekstem korzystałem z publikacji: "Rozbicie PPS przez władze komunistyczne (1945-1948)" Andrzeja Friszke, "Tadeusz Szturm de Sztrem" Artura Leinwanda, "Procesy i prześladowania przywódców PPS-WRN w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku" Janusza Marszalca, "Kazimierz Pużak. (1883-1950). Biografia polityczna" Marcina Paneckiego i "Polska Partia Socjalistyczna 1892-1948. Zarys dziejów" Włodzimierza Sulei.