Reklama

Mata, jak każdy pełnokrwisty Amerykanin, postanowił pozwać linię lotniczą. To, co nastąpiło było jednak głęboką niespodzianką dla niego, jego adwokata i rozpatrującego sprawę sędziego. 

Kiedy linia lotnicza złożyła do sądu na Manhattanie wniosek o oddalenie pozwu, prawnik Steven A. Schwartz, adwokat z 30-letnim doświadczeniem, przedstawił sędziemu dziesięciostronicowe opracowanie, w którym powoływał się na szereg precedensów. Rozstrzygnięcia spraw Martinez kontra Delta Air Lines, Zicherman kontra Korean Air Lines czy Varghese kontra China Southern Airlines miały dobitnie pokazywać, że jego klient w pełni zasługuje na odszkodowanie. 

Reklama

Był tylko jeden problem. Nikt - ani prawnicy linii lotniczych, ani sędzia, nie był w stanie odnaleźć wymienionych w opracowaniu precedensów. Powód był prosty. Wszystkie, co do jednego, zostały zmyślone przez ChatGPT

Gdy sprawa wyszła, prawnik błagał o litość sędziego, tłumacząc, że nigdy wcześniej nie korzystał z ChatGPT, nigdy więcej tego nie zrobi i nie miał pojęcia, że chatbot może po prostu kłamać. Kiedy spytał automat, czy wymienione przez niego sprawy były prawdziwe, ChatGPT zapewnił, że tak. Prawnikowi się upiekło. Dostał tylko 5 tys. dolarów grzywny. 

Prawne kłopoty twórców sztucznej inteligencji dopiero się jednak zaczynają. Cała branża, która jeszcze kilka miesięcy temu wydawała się o krok od osiągnięcia zupełnej dominacji nad światem, ma problem. 

Biliony w grze

Wyniki finansowe o tym na razie nie świadczą. Firmy, które zainwestowały w rozwój narzędzi opartych na sztucznej inteligencji, zgarniają miliardy. 

Tylko w pierwszej połowie tego roku, firmy tworzące narzędzia generacyjnej sztucznej inteligencji zebrały łącznie 15 mld dolarów od inwestorów. Sam Microsoft zainwestował w styczniu 10 miliardów w OpenAI, twórcę wspomnianego ChatGPT. W sumie inwestycje w AI wzrosły rok do roku o 58 proc. 

Nvidia, firma, która jeszcze kilka lat temu była znana głównie jako producent kart graficznych dla graczy i profesjonalnych grafików, a teraz tworzy wyspecjalizowane chipy wykorzystywane do tworzenia AI, stała się jedną z najbardziej wartościowych korporacji na świecie. W maju została szóstą w historii firmą, której giełdowa wartość przekroczyła bilion dolarów. Cena jej akcji wzrosła w tym roku o 207 proc. 

Giełdowy romans ze sztuczną inteligencją sięga daleko poza spółki technologiczne. W zasadzie każdy twierdzi, że wykorzystuje AI, żeby zrobić wrażenie na inwestorach. Ponad 1000 notowanych na amerykańskiej giełdzie spółek w kwartalnych raportach wspominało o wykorzystywaniu przez siebie sztucznej inteligencji. Były wśród nich firmy z branży kosmetycznej, linie lotnicze, a nawet Yum China Holdings - chińska spółka, która jest właścicielem sieci restauracji KFC i Pizza Hut. Washington Post podkreśla, że dekadę temu o sztucznej inteligencji w podobnych raportach pisało zaledwie 36 firm. 

Szefowie firm technologicznych i sami inwestorzy radośnie dorzucają paliwa do tego ognia. Na początku tego roku bank UBS opublikował raport, z którego wynikało, że ChatGPT zdobył 100 milionów miesięcznych użytkowników w zaledwie 3 miesiące od publikacji. Dla porównania TikTok doszedł do tego poziomu w 9 miesięcy a Instagram w 2 i pół roku. “W ciągu ostatnich 20 lat nie widzieliśmy szybszego rozwoju aplikacji internetowej" stwierdzali analitycy. Jeszcze w 2018 r. Sundar Pichai, CEO Google stwierdził, że AI wywrze większy wpływ na ludzkie społeczeństwo, niż odkrycie ognia. 

Niektórym z analityków ta obsesja niepokojąco coś przypomina. 

"Sytuacja zaczyna przypominać bańkę inwestycyjną z lat 90. powiązaną z wczesnymi firmami technologicznymi. Wystarczyło wtedy, żeby firma dodała do swojej nazwy ".com", a cena jej akcji następnego dnia rosła o 10 proc." - mówił CNN Mike Reynolds, wiceprezes ds. inwestycji funduszu Glenmede. “Wiele z tych firm nie przynosiło nawet zysków, ale ludzie byli tak podekscytowani ich perspektywami, że obstawiali, że cena akcji będzie cały czas szła w górę". Wartość indeksu technologicznego Nasdaq podwoiła się w 1999 r. Ale między marcem 2000 a wrześniem 2002 r. spadła o 81 proc. Bańka pękła. 

AI pod sąd

Na razie nie ma mowy o podobnym załamaniu na rynku sztucznych inteligencji. Ale największe firmy tworzące narzędzia “generatywnej AI", takie jak inteligentne czatboty, generatory tekstów czy obrazów mają problem. Bo bezprecedensowa seria pozwów sądowych uderza w same fundamenty nowej technologii. 

Aby ChatGPT, Dall-E 2 czy Midjourney były w stanie generować teksty czy obrazy łudząco przypominające wytwory człowieka, najpierw muszą zostać tego nauczone. Proces szkolenia sztucznych inteligencji opiera się na pompowaniu w nie gigantycznych ilości danych. GPT wyszkolono na miliardach stron tekstu, pobranych z Wikipedii, książek czy mediów społecznościowych. Generator Midjourney “nauczył się" tworzyć fotorealistyczne czy abstrakcyjne obrazy dzięki bazie danych zawierającej setki milionów zdjęć i ilustracji. 

I tu jest pięta achillesowa nowej technologii. Bo nikt nigdy nie pytał autorów oryginalnych prac, czy zgadzają się na ich wykorzystanie w taki sposób. 

20 września autor “Gry o Tron" postanowił powiedzieć “dosyć". George R.R. Martin, 16 innych autorów oraz reprezentująca ich Gildia Autorów złożyli w nowojorskim sądzie pozew przeciwko OpenAI w związku z rzekomym naruszeniem ich praw autorskich. Mówią, że ich prace zostały bezprawnie wykorzystane do szkolenia technologii która napędza ChatGPT.

"Bez dzieł chronionych prawem autorskim Powodów i proponowanej grupy, pozwani mieliby zupełnie inny produkt komercyjny" - stwierdziła w oświadczeniu Rachel Geman, adwokat powodów. "Decyzja pozwanych o kopiowaniu dzieł autorów, podjęta bez zapewnienia wyboru lub zapewnienia jakiejkolwiek rekompensaty, zagraża roli i źródłom utrzymania pisarzy jako całości".

Problemy są dwa. Po pierwsze, autorzy nie zostali powiadomieni ani nie dostali żadnego wynagrodzenia za to, że ich dzieła posłużyły do szkolenia sztucznej inteligencji. Kłopot jest tym większy, że część generatorów treści miała posługiwać się w tym celu... pirackimi kopiami książek. 

Po drugie, generatory mogą służyć do tworzenia nieautoryzowanych podróbek, sprzedawanych jako prawdziwe dzieła rzeczywistych pisarzy. Żywych lub umarłych. 

W skardze autorów wspomina się, że ChatGPT tworzy już książki naśladujące pracę ludzkich autorów, wskazując na książki wygenerowane przez sztuczną inteligencję sprzedawane w sklepie Amazon, a także "niedawną próbę wygenerowania tomów 6 i 7 powoda George’a R.R. Martina z serii Gra o Tron: Pieśń Lodu i Ognia."

Faktycznie, problem z generowanymi przez sztuczną inteligencję e-bookami sprzedawanymi w internecie staje się poważny. W sierpniu pisarka Jane Friedman wystosowała do Amazona protest po tym, jak w sklepie pojawiła się cała seria pozycji sygnowanych jej nazwiskiem, których ona nigdy nie napisała. “Kiedy zaczęłam je przeglądać, szybko zorientowałam się, że w większości lub w całości zostały wygenerowane przez AI. W sieci jest dostępnych tyle napisanych przeze mnie treści, że nie byłoby trudno nauczyć sztucznej inteligencji naśladowania mojego stylu". Amazon jest dosłownie zalewany broszurami, poradnikami, zbiorami opowiadań i innymi książkami generowanymi przez AI. Problem urósł do takiej skali, że w ubiegłym tygodniu sklep musiał wprowadzić ograniczenie. Żaden autor nie może publikować więcej niż trzy książki... dziennie. W sklepie odkryto np. generowane przez AI przewodniki dla grzybiarzy zawierające porady, które potencjalnie mogą stanowić poważne zagrożenie dla życia i zdrowia. 

Pozwów o nieuczciwe wykorzystywanie danych jest o wiele więcej. We wrześniu w Kalifornii OpenAI zostało pozwane przez grupę autorów, w tym zdobywcę Pulitzera Michaela Chabona. W lipcu - m.in. przez komiczkę Sarę Silverman, która pozwała o nieuprawnione wykorzystywanie jej trudności także Meta. OpenAi zostało także pozwane - co najmniej dwukrotnie - o wykorzystywanie do szkolenia algorytmów prywatnych danych użytkowników mediów społecznościowych, w tym danych osób nieletnich. Ale lista pozwanych jest o wiele dłuższa. Procesy o wykorzystywanie twórczości ludzkich autorów tudzież wizerunków użytkowników bez ich wiedzy i zgody wytoczono przeciwko twórcom aplikacji Lensa, ReFace, Stable Diffusion, MidJourney czy DreamUp. 

Grammy nie dla sztucznej inteligencji

To właśnie strach przed sztuczną inteligencją “podrabiającą" dzieła autorów czy kopiującą wizerunki żywych ludzi był jedną z przyczyn trwających w Hollywood strajków scenarzystów i aktorów. Muzycy też zaczynają mieć poważne obawy. 

Kilka miesięcy temu TikToka podbiła nowa piosenka Drake’a i Weeknda - dwóch spośród najpopularniejszych muzyków na świecie. Problem w tym, że żaden z nich nie wziął udziału w nagrywaniu “Heart on My Sleeve". Piosenka została wygenerowana przez użytkownika posługującego się pseudonimem “ghostwriter", który stworzył ją przy pomocy narzędzi generatywnej AI. 

Piosenka, na żądanie wytwórni muzycznych, została usunięta z serwisów takich, jak Spotify czy Apple Music. Ale jej twórca poszedł o krok dalej i zgłosił ją do nagrody Grammy. 

Przyznająca nagrody Recording Academy odrzuciła zgłoszenie, ale problem pozostał. Co zrobić z dziełami, które w całości lub częściowo generowane są przez komputer, a nie tworzone przez ludzkiego artystę?

Akademia zmieniła swój regulamin, ale nie odcięła całkowicie możliwości wykorzystywania podobnych narzędzi w nagraniach. “Dzieło, które nie jest autorstwa człowieka, nie kwalifikuje się do żadnej kategorii" - stwierdzają nowe zasady. Ale piosenka częściowo stworzona przez AI nadal będzie brana pod uwagę, choć nie we wszystkich kategoriach. Wygenerowany komputerowo głos wokalisty nie dostanie Grammy, ale autor tekstu czy muzyki - jeśli jest człowiekiem - już tak. 

A to oznacza, że wielu muzyków nadal czuje się zagrożonych. “Stawką są rzeczy, które uważamy za oczywiste" - mówił “New York Timesowi" Martin Clancy, muzyk i przewodniczący globalnej komisji badających etykę stosowania AI w sztuce. "Słuchanie muzyki stworzonej przez ludzi, dla których jest to źródło utrzymania, i uważanie talentu muzycznego za coś specjalnego". 

Prawa autorskie kontra generatory

Oczywiście same kwestie etyczne zazwyczaj przegrywają z miliardowymi zyskami. Sprawa ma się jednak inaczej, jeśli idzie o kwestie prawne. Jeśli seria pozwów wymierzonych w twórców AI przez ludzkich artystów odniesie skutek, cała branża będzie musiała przemyśleć to, w jaki sposób traktować ludzką twórczość. I skąd brać dane do tworzenia modeli stanowiących podstawę sztucznej inteligencji. 

Artyści mają już pierwsze sukcesy na koncie. W połowie sierpnia amerykański sąd federalny uznał, że sztuka tworzona przez sztuczną inteligencję nie jest chroniona prawami autorskimi. A to potężny cios np. dla wytwórni filmowych, które chciałyby zastąpić strajkujących scenarzystów czy aktorów cyfrowymi kopiami. 

To za mało, by zatrzymać rozwój podobnych narzędzi. Nikt zresztą do tego nie nawołuje, bo mimo etycznych zastrzeżeń, generatywna AI ma wiele cennych, niepowtarzalnych zastosowań. Wyrok daje jednak czas do namysłu i dla autorów sztucznej inteligencji, i dla artystów. Jak najlepiej wykorzystać oferowane przez nowe narzędzia możliwości tak, by zamiast zastępować ludzkich autorów, umożliwić rzeszom ludzi wyzwolenie własnej kreatywności.