Reklama

"Bzij zabzij, ja honorem ręce" - to jedna z wariacji znanego z Kurpi powiedzenia. Mówi tyle samo, co "uparty jak Kurp". Ta kraina na północ od Warszawy, położona w Puszczy Białej i Puszczy Zielonej, ma swój koloryt, gwarę, stroje, swoje pieśni i ludzi, którzy dbają o pamięć. Jedną z nich jest Maria Weronika Kmoch. Historyczka i regionalistka, popularyzująca historię i kulturę regionu kurpiowskiego. Autorka bloga "Kurpianka w wielkim świecie", mieszkająca na co dzień w Warszawie.

- Tożsamość regionalna, kurpiowska jest dla mnie jedną z najważniejszych tożsamości. Gdy ktoś się pyta, kim jestem, prawie zawsze na samym początku mówię, że Kurpianką - tłumaczy. - Brat lubi mnie podpuszczać - czasem zwraca się do mnie per "warszawianka". Oburzam się. Nigdy nie będę z Warszawy. Zawsze będę z Jednorożca.

Reklama

Kmoch pochodzi z zachodniego krańca Kurpsi - ze wspomnianej wsi o uroczej nazwie, położonej w powiecie przasnyskim.

Zianek i psiejądz

Wypełniona lasami i bagnami kraina niejako zmusiła mieszkańców do radzenia sobie samemu. Dzięki temu ludność stworzyła swoje własne elementy kulturowe - stroje, specyficzne zdobienia w drewnie, wycinanki, bursztyniarstwo i gwarę.

Ta ostatnia słyszana jest do dziś. - Czasami ludzie nie mają świadomości, że w życiu codziennym używają gwarowych sformułowań - mówi Maria Weronika Kmoch, która na co dzień uczy w jednym z warszawskich liceów. - Sama tak miewam: prowadzę lekcje i rzucę jakimś słowem, po czym spotykam się z dziwnymi spojrzeniami. Wydaje mi się, że ludzie powinni znać to słowo, a okazuje się, że nie mają pojęcia, co oznacza. Któregoś razu powiedziałam na lekcji do chłopaków, żeby się młode siurki uspokoili. 

Gwara kurpiowska przypomina nieco gwarę mazurską, słychać w niej zresztą tzw. mazurzenie, czyli zastępowanie spółgłosek dziąsłowych głoskami zębowymi (nie "czepek", a "cepek"). Występuje w niej także zmiękczanie spółgłosek wargowych, jak w gwarze warmińskiej - "wianek" to "zianek", a "pieniądz" to "psiejądz".

- Są takie sformułowania, na przykład "bogać tam", które mają wiele funkcji. Trudno wytłumaczyć ludziom "z zewnątrz", co ono tak dokładnie oznacza - mówi.

Fartuchy i korale

Na zdjęciu w środku widać parę młodą. Towarzyszące im osoby mają stroje nieco inne niż te tradycyjnie znane kurpiowskie. Są w nich jednak pewne naleciałości strojów regionalnych. Kobieta po prawej ma płócienny fartuszek z marszczeniem, ta z lewej z koronką, nieco bogatszy. Ma także coś w rodzaju marynarki, odzienie nazywane "jaką".


Maria Weronika Kmoch zauważa na tym zdjęciu jeszcze jeden charakterystyczny element dla zachodniego skraju Kurpi. - U nas nie było grubych sznurów korali, które też są uważane za atrybut Kurpianki. Na zachodnim skraju Zagajnicy noszono kilka sznurów, ale drobnych koralików.

Z racji położenia granicznego tradycyjne stroje kurpiowskie w okolicach Połoni, Jednorożca i Chorzel szybciej zanikały Zwłaszcza męskie. 

To pokazuje, że nawet między poszczególnymi rejonami Kurpi widać było różnice.

Uwagę na fotografii zwraca także tło. Być może należało do obwoźnych fotografów pracujących na odpustach. Zdjęcie pochodzi z okolic, w których wychowała się Maria Kmoch. Zrobiono je w 1935 roku. Z racji położenia granicznego tradycyjna moda kurpiowska szybciej tam zanikała. Zwłaszcza męska.

- Miało to związek m.in. z mobilnością mężczyzn. Często wyjeżdżali oni na roboty czasowe do Prus, skąd też przywozili nowe wzorce i materiały - tłumaczy regionalistka.

Śpiewaczki i kapele

Pytana o teraźniejszość i formy dbania o kulturę Kurpii, Kmoch zwraca uwagę na muzykę. - Dużo dzieje się w tym obszarze. Od wielu lat funkcjonują różnego rodzaju większe, mniejsze, bardziej lub mniej znane zespoły folklorystyczne. Niektóre trzymają się bardziej kultury u źródła, in crudo. Inne prezentują nieco sfolkowaną wersję.

- W Zawadach istnieje najstarszy kurpiowski zespół "Pod Borem", działający nieprzerwanie od końca lat 20. XX wieku. Bardzo długą historię ma też zespół "Carniacy". Te zespoły starają się trzymać jak najbliżej źródeł - wymienia.

Jak mówi, bardzo cieszy ją to, że w ostatnich latach widzi dużo inicjatyw oddolnych. - Te inicjatywy są zarówno na Kurpiach, jak i poza regionem. Najbliższa mojemu sercu jest Kurpiowska Wspólnota Pieśni - grupa Kurpianek mieszkających w Warszawie i w okolicy, w różnym wieku. Spotykamy się cyklicznie, żeby opowiadać o przeszłości, przekazywać wspomnienia naszych babć, mam. Także po to, by kultywować przekaz tradycyjny. Opieramy się na nagraniach archiwalnych albo na bezpośrednim przekazie, jeździmy na spotkania do aktywnych śpiewaczek. W międzyczasie niestety też doświadczamy tego, co nieuchronne - niektóre z nich odchodzą. Niedawno minął rok od śmierci pani Zosi Warych z Myszyńca, jednej z naszych mistrzyń - opowiada Kmoch.

Jak dodaje, Zofia Warych to osobowość trudna do opisania. - Mogła opowiadać godzinami i to się nigdy nie nudziło. Miała niesamowity talent gawędziarski i znała taki ogrom pieśni, że wbijało cię w fotel. Gdy śpiewała, przenosiło cię do 19. wieku. Na szczęście mamy nagrania, a jej dziedzictwo kontynuuje wnuczka Łucja.

Jak wyjaśnia, najbardziej aktywnym zagłębiem śpiewaczek kurpiowskich jest wieś Bandysie w gminie Czarnia. - Ludzie z całej Polski zjeżdżają tam, żeby uczyć się przekazu bezpośredniego.

Wspomina też o Apolonii Nowak. - Jest jedną z najwybitniejszych śpiewaczych kurpiowskich i pewnie najbardziej znanym nazwiskiem, śpiewa już bardzo mało w nurcie in crudo. To jest bardzo festiwalowe, spłaszczone, tam nie ma aż tylu ozdobników, z których pieśni kurpiowskie słyną.

Kmoch wymienia dalej: - Niedawno powstała też Kurpiowska Akademia Smyczkowa. Działa też orkiestra tradycyjna "Gracyki", którą prowadzi m.in. skrzypek Marcin Drabik. Byłam niedawno na potańcówce, na której grały obie grupy. Niesamowicie dają czadu. I jest to młode pokolenie, bo dzieci i młodzież.

Oprócz rozrywkowych organizowane są też spotkania kultywujące stare tradycje o rycie religijnym, np. Puste Noce i Boże Obiady, czyli spotkania śpiewacze poświęcone osobom zmarłym.

- Znawcy i znawczynie muzyki tradycyjnej zwracają uwagę na cechy obecne w muzyce kurpiowskiej, których nie ma w innych regionach albo są, ale mniej wyraźne - wyjaśnia Kmoch. - Na przykład w pieśniach leśnych bardzo charakterystyczne jest to, że ostatni wers jest ucinany i połowa słowa nie wybrzmiewa. Echo ma dopowiadać, kończyć to słowo. Imituje to głos, który się niesie. Ten zabieg to apokopa. Te pieśni śpiewane były często, żeby się nawoływać, dać znać, że się zbieramy albo w pieśniach miłosnych - wołamy na schadzkę.

Duma i uprzedzenie

Historycznie określenie "Kurp" było określeniem pejoratywnym. - Kurp to ten, co nosi łapcie, buty z łyka. Nie skórzane, pięknie zrobione buty, ale sklecone z fragmentów drzewa - wyjaśnia Maria Weronika Kmoch.

- Drobny szlachcic z Ulatowa-Pogorzeli albo Kobylaków-Koryszy w życiu nie wziąłby Kurpianki za żonę i w drugą stronę podobnie. Jeśli zdarzały się międzyetnograficzne małżeństwa, był skandal. Dopiero po II wojnie światowej zaczęło się to zmieniać - opowiada.

Kwestia dumy z tożsamości kurpiowskiej bardzo mocno się zmieniała. Jak podkreśla regionalistka, języki gwarowe, naleciałości przez długi czas były tępione.

- Tym bardziej w gwarze kurpiowskiej, gdzie mamy dużo naleciałości niemieckich. Chociażby "fafernuchy", czyli nasz przysmak, pieprzno-słodkie ciasteczka marchewkowe - ich nazwa pochodzi od "Pfeffer", czyli pieprzu - mówi Kmoch.

 - Ludzie w jakiś sposób wstydzili się kurpiowskiej tożsamości. Kurpie mieli bardzo trudne warunki do życia. Jeżeli dochodzili do czegoś więcej, wyjeżdżali, robili kariery, to wszystko dzięki swojej ciężkiej pracy - podkreśla Kmoch.

Po upadku komuny przyszedł boom na regionalizm. W 1996 roku w Ostrołęce powstał Związek Kurpiów. O pamięć zaczęto dbać także instytucjonalnie. Jednak nadal ogromną rolę pełnią tu inicjatywy oddolne i jednostki.

 - Chcę, żeby to, z czego my słyniemy jako region, jako ludzie, przetrwało - podkreśla Maria Weronika Kmoch. - Ale też, żeby się nie zamykać. Nie chodzi o to, żeby zrobić z tego skansen. Przy poszanowaniu przeszłości, odnaleźć się we współczesności