Anna Wajszczuk urodziła się w niezwykle trudnym okresie, bo 3 listopada 1939 roku, w Siedlcach. Z opowieści rodzinnych wiedziała, że w okresie wojennym jej rodzinie było łatwiej, a wszystko dlatego, że jej ojciec był lekarzem. Pacjenci odwdzięczali się za leczenie nie pieniędzmi, a jedzeniem.
Ojciec Anny w pierwszych latach wojennych rzadko bywał w domu. Ją samą zobaczył dopiero miesiąc po narodzinach.
Na podstawie dokumentów, jakie rodzinie udało się odzyskać, można było stwierdzić, że ojciec Anny pracował m.in. w szpitalu, a także działał w organizacji podziemnej.
Wybór studiów był raczej oczywisty dla młodej Anny, która od dziecka przyglądała się pracy swojego ojca. W jednym z wywiadów wyznała, że w czasach, kiedy w Polsce gwałtownie wzrosła liczba zakażeń polio (wywołujące chorobę Heinego-Medina), towarzyszyła swojemu ojcu, który był zakaźnikiem. W Siedlcach znajdował się specjalny ośrodek dla pacjentów zakażonych wirusem, a nastoletnia wówczas Anna, przyglądała się organizacji i opiece nad pacjentami Były to lata 50., a młoda kobieta właśnie wybierała kierunek studiów.
Do wyboru medycyny zachęciła ją olimpiada chemiczna, w której młoda Anna zajęła piąte miejsce. To była dobra decyzja, młoda kobieta dostała się na studia za pierwszym razem.
Anna Wajszczuk miała siedemnaście lat, gdy została studentką medycyny. Po latach wspominała, że jedynie anatomia sprawiała jej pewne kłopoty, chociażby z tego powodu, że w tamtych latach trudno było o pomoce naukowe, jak chociażby... książki.
Na medycynie Anna miała wsparcie - studiował też jej starszy brat, z którym zresztą mieszkała. To właśnie na studiach Anna Wajszczuk poznała Zbigniewa Religę.
Oboje wspominali, że nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, a raczej uczucie, które rozwijało się z upływem czasu. Byli razem w grupie, po zajęciach także spędzali czas wspólnie - najpierw w większym gronie, później sam na sam.
Na piątym roku Anna Wajszczuk skorzystała z propozycji, jaka została jej złożona dzięki bratu. Niedługo po studiach wyjechał do Stanów Zjednoczonych i współpracował z wieloma znanymi w medycynie nazwiskami. Anna także nawiązała dzięki niemu kilka znajomości i będąc na piątym roku otrzymała zaproszenie na staż do szpitala wojskowego w Suresnes pod Paryżem.
Będąc w tamtejszej placówce medycznej odpowiadała za pacjentów w przeciwieństwie do praktyk, jakie były stosowane w Polsce. Tu studenci mogli jedynie przyglądać się pracy lekarzy, a we Francji to do Anny należało zebranie wywiadu z pacjentem, zbadanie go i ustalenie odpowiedniego leczenia. Wszystko odbywało się pod czujnym okiem lekarza prowadzącego, jednak to młoda wówczas Anna podejmowała decyzje.
Po kilku miesiącach poczuła, jakim obciążeniem jest praca z chorym i to właśnie wtedy zdecydowała, że nie będzie praktykiem lecz teoretykiem.
Wtedy też, będąc kilka miesięcy z dala od Zbigniewa Religi zrozumiała, że uczucie jakie ich łączy, jest prawdziwe.
Anna Wajszczuk w sierpniu wróciła z Francji, a w październiku 1963 wzięła ślub ze Zbigniewem Religą. Przyjęła podwójne nazwisko, o czym wcześniej w ogóle nie rozmawiała z przyszłym mężem.
Zbigniew Religa już na czwartym roku studiów wiedział, że chce zostać chirurgiem. Na piątym roku odbywał staż w szpitalu przy ul. Stępińskiej i właśnie tam młody Religa miał obiecany etat. Sprawy jednak mocno się skomplikowały.
Gdy Zbigniew Religa chciał, by go zatrudniono, otrzymał informację, że najpierw musi otrzymać rejestrację lekarską z Ministerstwa Zdrowia, jednak gdy Religa udał się do ministerstwa, usłyszał, że najpierw... musi mieć zaświadczenie o zatrudnieniu ze szpitala. W tym samym czasie ktoś inny dostał posadę w szpitalu przy Stępińskiej, a Relidze zaproponowano rejestrację do pracy w pogotowiu ratunkowym.
Mężczyzna wiedział jednak, że karetka nie jest dla niego, a on za wszelką cenę chce operować. W gazecie znalazł ogłoszenie o wolnym etacie w Wyszkowie. Religa zdecydował się na tę posadę.
W tym samym czasie Anna dostała pracę w Zakładzie Fizjologii Akademii Medycznej oraz zameldowanie w Warszawie, jako żona warszawiaka.
Po trzech miesiącach pracy w szpitalu, Zbigniew Religa dostał powołanie do wojska. Miał wyjechać na dwa lata do Sandomierza. Pobór dotyczył także kobiet, jednak Anna była za młoda i - jak sama przyznała - ją to na szczęście ominęło.
Kobieta w ciągu roku od podjęcia pracy zaczęła robić doktorat, a Zbigniew wiedział, że jeśli nie będzie mógł operować i nie dostanie pracy o jakiej marzy, to będzie musiał z tego zrezygnować.
"Powiedziałem jej wtedy: wygląda na to, że to ty masz większą szansę na pracę naukową. To ja się zajmę domem" - Jan Osiecki "Zbigniew Religa. Człowiek z sercem w dłoni.
Choć małżeństwo założyło rodzinę, to słowa Zbigniewa się nie spełniły, bo los całkowicie odmienił się w jego przypadku.
Anna i Zbigniew doczekali się dwójki dzieci, a mimo to kobieta nie zrezygnowała z pracy. Ona wciąż zajmowała się pracą akademicką, a Religa rozpoczął pracę w szpitalu Wolskim. Aby móc pogodzić pracę z obowiązkami domowymi, małżeństwo zatrudniło gosposię, która pomagała im w codziennych obowiązkach. Jeśli wyjeżdżali służbowo - dzieci pozostawały pod opieką teściów Anny lub pomagali jej rodzice. A wyjeżdżali często i często byli daleko od siebie.
Anna jako pierwsza poleciała do Stanów Zjednoczonych, do St Vincent Hospital. Współpracowała z kardiologami, którzy byli zainteresowani jej pracą nad metodami badań amin katecholowych (adrenaliny, noradrenaliny, dopaminy).
Za młodą lekarką do Stanów przybył jej mąż. Zbigniew Religa uczył się chirurgii naczyniowej, jednak zanim trafił do Ameryki, musiał nostryfikować dyplom.
Nie było to dla niego łatwe, ponieważ na studiach miał zajęcia jedynie z rosyjskiego i łaciny, a języka angielskiego próbował uczyć się sam, by móc korzystać z zagranicznych publikacji naukowych. Nie zniechęcił się jednak i samodzielnie przygotowywał się egzaminu w ambasadzie, który obejmował całą medycynę, tyle, że po angielsku.
W Stanach Zjednoczonych Zbigniew Religa zaczynał na Long Island, w Mercy Medical Center w Rockville Centre, a następnie odbył staże w Massachusetts General Hospital, Cleveland Clinic oraz w Houston.
Małżonkowie, będąc razem w Stanach, odbyli także wspólną podróż - od Nowego Jorku, przez Wschodnie Wybrzeże aż do granicy Meksyku.
Zbigniew Religa był człowiekiem niezwykle skoncentrowanym na pracy. Bywały dni, kiedy w ogóle nie wracał ze szpitala do domu, a jeśli wracał - to zamykał się w pokoju. Potrzebował ciszy i spokoju, a Anna była żoną, która w pełni to rozumiała.
Ona sama przyznała publicznie, że na początku zdarzały się kłótnie: kolejny dyżur w szpitalu, kolejne święta w pracy. Po czasie zrozumiała, że tak już będzie. Taki wybrali zawód.
Przyjęła rolę, w której dbała o to, by mąż po trudnym dyżurze położył się spać. By mógł napić się herbaty, a kiedy miał siłę i chęć - mógł z nią o wszystkim porozmawiać. I takim właśnie byli małżeństwem. To właśnie Annie Zbigniew Religa mógł powiedzieć o wszystkim, zwłaszcza w swoim pierwszym, trudnym życiowym momencie. Gdy rozpoczął pracę w Zabrzu.
Zbigniew Religa, po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, chciał wykorzystać swoje umiejętności w Polsce. Jego ówczesny szef, profesor Sitkowski, powiedział wówczas: "Zbyszek, oczywiście będziesz to robił, ale tylko w dwóch przypadkach - jak ja przejdę na emeryturę albo umrę". Profesor Sitkowski był przeciwnikiem transplantacji, bowiem uważał, że przeszczepianie serca jest nieetyczne.
Transplantologia w ogóle budziła obawy w środowisku lekarskim i nie on jeden był przeciwny takim procedurom. Wierzono bowiem, choć te wierzenia częściej dotyczyły pacjentów, że wraz z przeszczepianiem narządów, ingeruje się w dusze chorych.
Religa nie chciał zrezygnować z tego, co widział i czego nauczył się w Ameryce. To właśnie wtedy nadeszła propozycja z Zabrza. w 1984 roku, choć nie bez przeszkód, Zbigniew Religa objął kierownictwo nad Kliniką Kardiochirurgii Wojewódzkiego Ośrodka Kardiologii. Na Śląsk wyjechał sam. Anna nie chciała pozostawić swojej pracy akademickiej, ale też nie mogła, bo wówczas straciliby meldunek w Warszawie, a tego oboje nie chcieli.
Szybko okazało się też, że powietrze na Śląsku nie służy żonie Zbigniewa, która chorowała na astmę oskrzelową. Nie oznacza to jednak, że nigdy tam nie bywała.
W książce Agnieszki Nabrdalik pod tytułem "Dzisiaj rozmawiamy o Pani", Anna Religa wyznała:
"Były momenty krytyczne, gdy mąż kompletnie się załamywał. W klinice widzieli, że jak coś się z nim dzieje, to trzeba mnie wezwać i następnego dnia będzie spokój. Psychologicznie to było proste: przyjeżdżała bliska osoba, której można wyjawić wszystkie swoje żale, pretensje, problemy, nie odgrywając tego mocnego. To błyskawicznie rozładowywało całą sytuację. Inaczej mógł być pijany, mógł być wściekły - ale mimo wszystko musiał być silny i musiał decydować. Przy mnie mógł powiedzieć wszystko".
To pokazuje, jak dużym wsparciem dla swojego męża była Anna Religa. Choć w Warszawie był ich wspólny dom i jej kariera naukowa, nie wahała się, by jechać do męża i po prostu z nim być, w tym trudnym momencie jego kariery kardiochirurga i transplantologa.
Zbigniew Religa zdecydował się na start w kampanii
Zbigniew Religa otrzymał propozycję, by w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza objął resort zdrowia. Religa, choć związany z Platformą Obywatelską, finalnie tę propozycję przyjął. Dlaczego? W 2005 roku, o północy, odebrał telefon od prezydenta elekta, Lecha Kaczyńskiego. Rozmowa trwała ponad godzinę a Religę przekonały słowa, że objęcie przez niego stanowiska Ministra Zdrowia będzie dla Polski najlepszą opcją.
Religa już wcześniej zaangażował się w politykę, a w środowisku lekarskim prowadził spotkania, w trakcie których wspólnie zastanawiano się, jak poprawić stan polskiej ochrony zdrowia.
Anna trwała u boku męża, ale w cieniu. Była pewna, że gdyby publicznie miała wypowiadać się na temat tego, co sądzi o polityce zdrowotnej, mogłaby mężowi jedynie zaszkodzić. Na spotkania chodziła ze Zbigniewem tylko wtedy, kiedy było to niezbędne. Nie lubiła publicznych wyjść i hucznych bankietów. Z reguły wyglądało to tak, że jeśli Anna i Zbigniew wychodzili wspólnie, to pozowali razem do zdjęć, by "się pokazać, że byli". Tuż po tym, zarówno Anna jak i Zbigniew, chętnie wracali do domu.
Aktywność polityczna Zbigniewa Religi też nie należała do najłatwiejszych etapów w ich wspólnym życiu. Profesor mierzył się z dużą wrogością ze strony środowiska lekarskiego, a łatwiej było mu porozumiewać się z pielęgniarkami. To za jego kadencji w ochronie zdrowia pojawiły się znaczące podwyżki dla pracowników i to on był przeciw reformom, jakie proponował rząd PiS.
By usprawnić działanie polskiej ochrony zdrowia, prof. Zbigniew Religa chciał wprowadzić trzy kluczowe ustawy. Jedna o stworzeniu sieci szpital, druga, która miałaby na celu zwiększyć nadzór i odpowiedzialność dyrektora zarządzającego daną jednostką leczniczą i trzecia - o systemie informacji medycznej w ochronie zdrowia.
Zbigniew Religa zachorował na raka płuc. To nie pierwszy raz, kiedy przyszło mu się mierzyć z nowotworem, bo wcześniej - choć nie mówił o tym publicznie - zdiagnozowano u niego raka pęcherza moczowego.
Gdy zachorował na płuca, jak sam wspominał, całkowicie zaufał swoim lekarzom, choć nie był łatwym pacjentem. Trudno było go utrzymać na dłużej w szpitalu i jeśli tylko mógł i pozwalały mu na to siły, opuszczał go na własną rękę.
Profesor był nałogowym palaczem. Wiedział, że jego nałóg mógł przyczynić się do rozwoju choroby, jednak przez całe swoje życie nie podjął ani jednej próby aby rzucić. Również Anna paliła, a papierosy rzuciła tylko na pół roku, kiedy zachorowała na zapalenie płuc. Po tym czasie powróciła jednak do nałogu.
W domu Anny i Zbigniewa nie rozmawiało się o chorobie mężczyzny. Tylko czasem, gdy Anna widziała, że z mężem jest gorzej, pytała o jego samopoczucie. Nie rozmawiali też o śmierci, o tym, że Zbigniew jest terminalnie chory.
Anna Religa wspomniała, że tylko raz jej mąż powiedział do niej: "będzie ci ciężko, kiedy umrę".
Było. Wiele razy kobieta łapała się na tym, że chciała wejść do pokoju męża, by z nim porozmawiać. Albo chwytała słuchawkę telefonu, by zadzwonić do męża. Zbigniew Religa zmarł 8 marca 2009 roku.
Oddana pracy do końca. Czasem wracała nad Bug
Anna Wajszczuk-Religa była związana z uczelnią aż do 2017 roku, do samego końca swojej kariery zawodowej z sercem i pasją uczyła studentów w Zakładzie Fizjologii Doświadczalnej i Klinicznej. Sama o sobie mówiła, że jest naukowcem, a nie lekarzem.
Czasem wyjeżdżała nad Bug, gdzie za czasów młodości wspólnie ze Zbigniewem jeździli na ryby. Łowił on - w ciszy i z dala od innych ludzi. Z dala od medycyny, chorób i polityki. Anna towarzyszyła swojemu mężowi też w ciszy. Najczęściej siedziała gdzieś niedaleko i czytała książkę.
Po śmierci męża niczego nie zmieniła w mieszkaniu. W gabinecie męża pozostały książki na półkach a na ścianach jego fotografie. Kiedy zmarł, a Annę odwiedzała córka Małgorzata, to ona korzystała z gabinetu ojca.
Bez męża Anna przeżyła szesnaście lat. Zmarła w wieku 85 lat w czerwcu 2025 roku.
"Nie byłoby 'Bogów' bez podpory rodziny. Bez fundamentu spokoju. Do domu Ojca odeszła dr Anna Wajszczuk-Religa. Zawsze skromna, niezwykle wrażliwa i życzliwa, pełna radości i ufności w ludzką dobroć. Lekarka, badaczka, nauczycielka akademicka. Cześć jej pamięci" - tak o Annie Wajszczuk-Relidze napisał w sieci prof. Michał Zembala, syn prof. Mariana Zembali, również kardiochirurga.
Na podstawie wywiadu opublikowanego w serwisie weekend.gazeta.pl oraz na podstawie książki Jana Osieckiego "Zbigniew Religa. Człowiek z sercem w dłoni"