Reklama

- Cóż to była za podróż, a teraz nadszedł jej koniec. Miałem najwspanialszą karierę na świecie. Wprost nie do uwierzenia. 52 lata czystej radości grania muzyki - powiedział Elton John w sobotni wieczór 8 lipca do fanów, kończąc swoją pożegnalną trasę koncertową w Sztokholmie.

Rozpoczęta w 2018 roku trasa koncertowa "Farewell Yellow Brick Road" zaczęła się w Ameryce Północnej i obejmowała cały świat. Artysta zagrał 330 koncertów dla ponad sześciu milionów fanów, a jednym z najważniejszych wydarzeń był występ na festiwalu Glastonbury w ubiegłym miesiącu. Koncert ten przyciągnął jedną z największych publiczności w historii festiwalu i wielomilionową widownię brytyjskiej telewizji.

Reklama

- Kiedy wyruszaliśmy w trasę w 2018 r., w najśmielszych snach nie mogłem przewidzieć zwrotów akcji, jej wzlotów i upadków i tego, co wydarzy się na świecie w ciągu pięciu lat - mówił podczas ostatniego koncertu Elton John, mając na myśli wymuszoną przez pandemię niemal dwuletnią przerwę w koncertach. - Na każdym kroku towarzyszyli mi fani, wspierali mnie, byli cierpliwi i przychodzili tłumnie na koncerty - wyznał artysta, dodając, że emocje z ostatnich pięciu lat z pewnością będą mu długo towarzyszyć i minie sporo czasu, nim dotrze do niego, że zakończył ostatnie w swojej karierze tournée.

Jak donosi brytyjski magazyn Billboard, "Farewell Yellow Brick Road" to także  jedna z najbardziej dochodowych tras koncertowych w historii muzyki: jako pierwsza osiągnęła sprzedaż biletów na poziomie 900 milionów dolarów. Znany ze swojej działalności charytatywnej muzyk, z pewnością i tym razem nie ominie okazji, by zasilić konta prowadzonych przez siebie fundacji.

Choć trudno sobie wyobrazić, że jeden z największych muzyków naszych czasów nie pojawi się już na scenie, Elton John uspokaja, że nie żegna się z muzyką. Twardo podkreśla, że "nigdy więcej nie będzie koncertował", ale jak mówi, w przyszłości może zrobić jeszcze jakiś "jednorazowy projekt muzyczny".

- Chcę docenić tych, których kocham najbardziej: moją rodzinę, moich synów, mojego męża. Zasłużyli na to" - powiedział.

Długo trwało, nim po trudnych latach zdołał w końcu ułożyć sobie życie, więc trudno mu się dziwić. Fani artysty, którzy znają świetny film biograficzny o artyście "Rocketman" oraz jego autobiografię "Ja", wiedzą, że nie miał wesołego dzieciństwa, a kompleksy i traumy z lat młodości wpędziły go w spiralę uzależnień.

To, że zdołał się od nich uwolnić i od ponad trzech dekad jest "czysty", uważa za sukces na miarę jego gigantycznej kariery.

Urodzony dla muzyki

Elton John, a właściwie Reginald Kenneth Dwight (zwany Reggie), przyszedł na świat 25 marca 1947 roku w Pinner, w Londynie. Jest najstarszym z pięciu synów Stanleya Dwighta i jedynym dzieckiem Sheili Eileen. Początkowo wychowany był przez dziadków i to babka dostrzegła jego muzyczne zdolności. Odziedziczył je po rodzicach - ojciec był trębaczem w big-bandzie wojskowym, mama śpiewała w lokalnym chórze. Oboje przynosili do domu mnóstwo płyt. Ojciec słuchał jazzu, mama rock and rolla. John oszalał, gdy przyniosła nagrania Presleya.

Na fortepianie babci Reggie zaczął brzdąkać melodie jako trzyletni chłopiec. Rok później mama usłyszała, jak gra ze słuchu wykonywany przez modną pianistkę Winifred Atwell rytmiczny kawałek boogie-woogie. Odtąd publiczne popisy syna w klubach i na spotkaniach rodzinnych stały się codziennością. Jako 7-latek zaczął pobierać lekcje gry na fortepianie. Zdumiewał niezwykłą w tym wieku umiejętnością komponowania melodii, a mając 11 lat, zdobył stypendium juniorskie w londyńskiej Royal Academy of Music, choć omal nie uciekł z przesłuchania. Ze strachu. Według egzaminatora "zagrał, niczym płyta gramofonowa czterostronicowy utwór Georga Friedricha Haendla, który usłyszał po raz pierwszy".

Na ojcu, którego akceptacji i miłości zawsze pragnął, sukcesy syna nie robiły wrażenia. Elton z żalem wspominał często, że zupełnie nie wierzył w to, iż syn dostanie się do Królewskiej Akademii. Miał go za mięczaka, nazywał "niemęskim", bo gra w futbol mu nie szła, a  zamiast tego interesował się modą. Gdy zaczął poważnie myśleć o karierze muzycznej, próbował wybić mu to z głowy, kierując syna w stronę... bankowości. Po latach John stwierdził, że jego dzikie kostiumy sceniczne i występy były sposobem na wpuszczenie do swojego życia zabawy po restrykcyjnym dzieciństwie. Gdy miał 13 lat, rodzice się rozwiedli.

Nakręcony przez czterema laty film Dextera Fletchera "Rocketman" -Elton we współpracy z mężem Davidem Furnishem wziął też udział w jego produkcji - pokazuje relacje z ojcem, jako nigdy niezagojoną ranę. Tak naprawdę zresztą w całości poświęcony jest poszukiwaniu miłości przez bohatera. Oboje rodzice  założyli po latach nowe rodziny.

- Przypuszczam, że mama i tata kiedyś się kochali, ale ja nie pamiętam jakichkolwiek oznak uczuć. Sprawiali wrażenie, że nienawidzą się nawzajem. Tata był surowy i odległy, mama - kłótliwa i skłonna do mrocznych nastrojów. Kiedy byli razem, wszystko, co pamiętam, to lodowate milczenie lub kłótnie - wspomina. A w autobiografii wyznaje: "Moje dzieciństwo jest jedyną rzeczą, która wciąż mnie boli".

Jest w filmie "Rocketman" niezwykle poruszająca scena, gdy sławny już na cały świat i bogaty John (świetny Taron Egerton), jedzie po latach wrogości odwiedzić ojca i jego nową rodzinę. Podjeżdża pod dom wspaniałym rolls-royce'em, opowiada o trasie koncertowej, złotych płytach, koncertach w Madison Square Garden... Zostaje przyjęty z lodowatą uprzejmością. Gdy już chce wychodzić, ojciec w końcu wyciąga jedną z płyt syna, mówiąc: "Podpisz". John nareszcie uśmiecha się. "Napiszę: ‘mojemu ojcu’, nie Stanleyowi, bo to brzmi, jakbym dedykował obcemu" - mówi. W odpowiedzi słyszy: "Nie, to nie dla mnie! Napisz dla Petera, to dla kolegi z pracy, bo wciąż mnie prosi o twój podpis".

Elton wraca do odlotowego rolls-royce'a sam. Po twarzy ciekną mu łzy. Samochód rusza. Z oddali widzi jeszcze, jak ojciec przytula swoich "nowych" synów. Właśnie tak jak on zawsze pragnął być przytulany.

Muzyk z pubu

Wbrew opiniom, że sukces spadł mu z nieba, Elton John mówi, że przez długie lata muzykowania był "nikim". W wieku 15 lat Reginald Dwight został weekendowym pianistą, znanym jako Reggie, w pobliskim pubie Northwood Hills Hotel. Grał wiele popularnych standardów, w tym utwory Jima Reevesa i Raya Charlesa, a także te, które sam napisał. Był wciąż uczniem Królewskiej Akademii Muzycznej i to wybitnym, choć wspominając lata nauki, mówi o sobie jako obiboku, który egzaminy zaliczał wyłącznie dzięki talentowi, a nie pracy.

 Tymczasem nauczyciele wspominają go jako pilnego ucznia, nie tylko muzycznego geniusza. Zdołał już zorientować się, że jest "inny", ale wspomina, że w latach 60. i 70. ujawnianie homoseksualnych skłonności było nie do pomyślenia, a on chciał być jak inni. Nie do końca akceptował też swoje skłonności. Omal nie ożenił się wówczas z Lindą Woodrow, z którą był zaręczony. Na krótko przed ślubem doszedł jednak do wniosku, że ją skrzywdzi.

Nie mając pojęcia, jak z tego wybrnąć, nieszczęśliwy z powodu swojej odmienności, próbował się otruć. Po latach opowiadał: "Byłem takim idiotą, że wsadziłem głowę do włączonego piekarnika i zacząłem wdychać gaz. Omal nie uwędziłem się żywcem, ale skończyło się na utracie przytomności i pobycie w szpitalu".

W 1962 roku Dwight poznał dwóch zdolnych muzyków: wokalistę Johna Baldry'ego i saksofonistę Eltona Deana, z którymi utworzył zespół Bluesology. (Jego muzyczny pseudonim Elton John będzie właśnie hołdem złożonym obu przyjaciołom). W połowie lat 60. występowali jako support dla muzyków soul. Przełom nastąpił w 1967 roku, gdy przez ogłoszenie wytwórni Liberty szukającej nowych talentów, poznał Berniego Taupina. Ten szybko został jego tekściarzem. I najwierniejszym przyjacielem.

Taupin odpowiedział na to samo ogłoszenie. Natychmiast się polubili, rozpoczynając współpracę, która trwa już ponad pół wieku. Kiedy spotkali się, od razu nagrali utwór "Scarecrow"- pierwszą wspólną piosenkę. W maju 1968 roku Reggie Dwight oficjalnie zmienił się w Eltona Johna. W 1969 r. wydał swój pierwszy, solowy album "Empty Sky". Płyta została ciepło przyjęta przez krytyków, ale nie odniosła sukcesu. Elton wspominał: "Bernie i ja byliśmy tak spłukani, że spaliśmy w łóżkach piętrowych w moim pokoju u mamy i ojczyma. Pracowałem jako muzyk sesyjny przy cudzych płytach. Miałem parę kawałków na drugi album, gdy pojawił się pomysł wyjazdu do Ameryki. Nie widziałem sensu występów za oceanem, gdzie nikt o mnie nie słyszał, ale pojechaliśmy".

I to był początek kariery jak ze snu.

Wielka sława

Trzy tygodnie, jakie John i Bernie spędzili w Ameryce, wywróciły ich życie do góry nogami. W kwietniu 1970 roku w Anglii i w USA ukazała się druga płyta artysty nazwana po prostu "Elton John", zawierająca przejmujące ballady rockowe. Po niej wyszedł singiel z niezapomnianym "Your Song", który stał się pierwszym wielkim, międzynarodowym hitem Johna. Cztery miesiące później odbył się jego pierwszy koncert w Ameryce, w Los Angeles w klubie Troubadour - w miejscu będącym początkiem kariery wielu znanych muzyków.

W filmie "Rocketman" ten właśnie koncert pokazany został jako magiczne wręcz wydarzenie. Gdy zestresowany, nieśmiały John wchodzi na scenę, a po chwili zaczyna grać i śpiewać, dzieje się z nim coś niezwykłego - zaczyna lewitować, a wraz z nim reszta muzyków i publiczność.

- Dokładnie tak się wtedy czułem - wspomina artysta. - Jakby wystrzelił pocisk i zaczął unosić nas wszystkich nad ziemią. To jedna z najbardziej niesamowitych scen filmu, rodem z kina fantasy.

Podobnych ujęć będących metaforą stanu ducha artysty, jest więcej. Elton opowiada: "Wyjechałem do Ameryki jako nieznany światu muzyk, a trzy tygodnie później wróciłem do kraju nazywany przez amerykańskich krytyków wybawcą rock'n'rolla. Artyści, którzy byli dla mnie dotąd mitycznymi postaciami z okładek albumów, nagle pojawili się w mojej garderobie, żeby powiedzieć mi i Berniemu, że kochają nas. Beach Boys, Leon Russell, Bob Dylan. To było jak sen na jawie".

Jego wyjazdu z Anglii nikt nie odnotował, ale już powrót stał się szaleństwem. Witano go jak narodowego bohatera.

- Próbowałem jakoś pokładać sobie to, co działo się wokół mnie, ale to nie było normalne. Nie sądzę, aby ktokolwiek był tak odporny psychicznie, by poradzić sobie z nagłą popularnością, która spadła na mnie w takim tempie. Ja, z moimi nerwicami sięgającymi dzieciństwa, nie umiałem tego ogarnąć. Odlot był nieuchronny - dodał.

Elton John i Bernie Taupin tworzyli przebój za przebojem, kolejne albumy Eltona podbijały świat. Koncertował bez przerwy. Płyta "Tumbleweed Connection" zyskała w Ameryce status platynowej. Przez całe lata 70. artysta wydawał rocznie co najmniej jedną płytę, a wszystkie zdobywają status złotej albo platynowej. W 1973 roku powstał słynny album "Goodbye Yellow Brick Road" zawierający takie przeboje, jak dedykowana Marilyn Monroe "Candle In the Wind" (utwór zabrzmiał ćwierć wieku później na pogrzebie księżnej Diany). Album trafił na szczyty list przebojów niemal na całym świecie i sprzedał się w 33 milionach egzemplarzy!

Był jednym z pierwszych artystów, którzy wprowadzili brzmienie fortepianu do rock and rolla. Podczas gdy światowi muzycy odnajdywali swoją ekspresję na gitarze, John trzymał się pianina i łączył je z dynamicznymi rytmami rock and rolla. Jego muzyka była przystępna, ale przejmująca a jego koncerty były przeżyciem. Eklektyczny miszmasz energetycznego rocka i pięknych kojących ballad, przysporzył mu miliony fanów na całym świecie.

Ale wcześniej, podczas pobytu w Ameryce, wydarzyło się coś jeszcze - muzyk poznał przystojnego i cwanego Johna Reida, który wkrótce został jego menedżerem. I wielką miłością. Pierwszym mężczyzną, z którym związał się oficjalnie, zakochany bez pamięci. Nareszcie dokonał coming outu wobec przyjaciół i rodziny. Światu oznajmił, że jest biseksualny, bo to wydało mu się mniej dezawuujące niż bycie homoseksualistą.

Pierwszą osobą, którą o tym poinformował była mama. Całe życie zajęta głównie sobą, emocjonalnie niestabilna, ku jego zdumieniu odpowiedziała: "Od dawna wiem, że jesteś gejem. Czy zdajesz sobie sprawę, że skazujesz się na samotne życie?". Był zdumiony. W 1976 roku skomponował jedną ze swoich najpiękniejszych ballad "Sorry Seems to Be The Hardest Word" i zadedykował go matce. Ten utwór także zrobił furorę.

Czas ołowiu

Mama miała rację. Elton nie był szczęśliwy. Choć sławny i bogaty, przestał radzić sobie z rzeczywistością. Narkotyki, alkohol i wieczne libacje, które miały zmienić jego życie w nieustającą zabawę, zaczęły go niszczyć.

"Rocketman" nie stroni od pokazywania narkotykowych ekscesów i przygodnego seksu, choć wytwórnia chciała je usunąć, by uzyskać zgodę na rozpowszechnianie filmu wśród widzów od lat 13 (w USA to tzw. kategoria PG - 13). On jednak nie zgodził się.

W wywiadzie dla "The Guardian" tłumaczył nader szczerze: "Nie prowadziłem życia, które może być wzorem dobrego zachowania dla 13-latków. Nie chciałem filmu wypełnionego narkotykami i seksem, ale wszyscy wiedzą, że mam za sobą doświadczenia z narkotykami i przygodnym seksem, nie było więc sensu tworzyć filmu, który sugerowałby, że po koncertach wracałem do hotelu z kubkiem ciepłego mleka i z Biblią pod pachą".

Reid wykorzystywał go bez skrupułów, żyjąc ponad stan na jego konto i zdradzając, z kim popadnie. John przez lata nie potrafi zakończyć nieszczęśliwego związku, a gdy w końcu to Reid go rzucił, zaczęli prowadzić wojnę. Przypadkowi partnerzy i narkotyki miały uleczyć ból Eltona, ale tylko go potęgowały.

Lata 80. to okres kolejnych artystycznych sukcesów Eltona Johna i kompletnego zagubienia w prywatnym życiu. Jego muzyka stała się bardziej dynamiczna. W 1982 roku powstał głośny album "Jump Up", będący hołdem dla Johna Lennona. Niestety, jego życiem rządziły wtedy na całego narkotyki, a dodatkowo popadł w bulimię. Wpędził go w nią Reid, publicznie szydząc z jego nadwagi i nieatrakcyjnej postury. Pierwszy nieudany odwyk przyniósł z sobą karkołomny pomysł, do którego popchnęła go matka: artysta poślubił swoją serdeczną przyjaciółkę - cenionego inżyniera dźwięku Renatę Blauel. Małżeństwo trwało trzy lata, ale nieszczęście polegało na tym, że inteligentna i atrakcyjna Renate, naprawdę kochała Johna. Męczyli się więc oboje. Stracił ostatnie złudzenia w kwestii rzekomego biseksualizmu. Był już pewien, podobnie jak żona, że umie kochać tylko mężczyzn.

- Myślałem wtedy: koniec z narkotykami, alkoholem i facetami. Muszę być normalny. Byłem na dobrej drodze, by uwierzyć, że mój pociąg do mężczyzn to choroba, co wtedy było popularnym poglądem. No i przede wszystkim chciałem mieć kochającą rodzinę - mówił. Rozwód odbył się po cichu, a była żona, nie chciała jego majątku. Elton miał ogromne poczucie winy. "To nie twoja wina" - usłyszał wtedy od Renate. Na otarcie łez dostała od Eltona 5 milionów dolarów i posiadłość we Włoszech. Nigdy już nie wyszła za mąż. To właśnie wtedy John próbował ponownie odnowić kontakty z ojcem, który znów go odepchnął.

W 1986 roku udzielił "Playboyowi" wywiadu, który w Anglii odbił się głośnym echem. Winę za swoje problemy i kompleksy zrzucił na rodzinę, przede wszystkim na ojca. Przez media przetoczyły się wywiady z pozostałymi czterema synami, którzy zakwestionowali prawdziwość wyznań Eltona. "To nie jest ojciec, jakiego znamy" - oponował najstarszy z przyrodnich braci Eltona, Stan White. I dodał: "Tata kochał cię zawsze, Elton". Jego macocha Edna wiele lat później także opowiedziała inną historię niż muzyk.

- Elton czuł się odrzucony, ale uważam, że to Stan został odrzucony przez niego - stwierdziła. Opowiedziała o zdjęciu Eltona, które ponoć ojciec zawsze miał przy łóżku. - Kiedy Stan był bardzo chory pod koniec życia, ludzie pocieszali go, mówiąc: "Cóż, masz czterech uroczych synów". Zawsze wtedy obruszał się i mówił: "Nie, mam pięciu wspaniałych synów".

Ale Elton nie wierzył w tę opowieść. Stanley Dwight zmarł w 1991 roku. Elton nie pojawił się na pogrzebie ojca, ale wyznał, że zdążył się z nim pojednać przed śmiercią.

Uśmiechy losu

Na decyzję o terapii odwykowej artysty, jak przyznaje, wielki wpływ miała śmierć Ryana White'a, amerykańskiego nastolatka, który zmarł na AIDS, oraz namowy przyjaciela Berniego Taupina. Zmagania artysty z uzależnieniami możemy śledzić w "Rocketmanie". Film nawet rozpoczyna niezapomniana scena, w której Elton w pomarańczowym, lateksowym stroju lewiatana, z wielkimi czerwonymi skrzydłami na plecach i w różowych okularach pojawia się na spotkaniu grupy AA. (Strój znamy oczywiście z koncertów artysty).

- Jestem alkoholikiem, kokainistą i bulimikiem. Jestem też uzależniony od seksu i od zakupów, i chciałbym z tym wszystkim skończyć. Nazywam się Elton John.  - mówi do obecnych na spotkaniu.

Był rok 1990 gdy Elton poszedł na pierwsze spotkania AA w Atlancie, gdzie wówczas mieszkał i pracował. Kontynuował je jeszcze po powrocie do Wielkiej Brytanii dwa lata później.

Rok 1993 był dla niego szczególny. Właśnie wtedy poznał swojego obecnego męża, filmowca Davida Furnisha. Obaj twierdzą, zaiskrzyło między nimi od pierwszej rozmowy. Są razem już 30 lat. Pielęgnują swoje relacje. Raz w miesiącu, (zawsze 20, bo tego dnia się poznali), piszą do siebie kartki z wyznaniami uczuć. Kartki wysyłane pocztą, nie maile broń Boże! Uzbierał się ich już cały album.

W tym samym roku Elton John założył AIDS Foundation, której zadaniem jest pomóc znaleźć lekarstwo na chorobę, która dotknęła wiele osób ze społeczności LGBTQ, w tym jego bliskiego przyjaciela Freddiego Mercury'ego. Fundacja dba też o zapobieganie chorobie i szerzenie wiedzy na temat zagrożenia nią. Dzięki nazwisku Eltona udało się do tej pory zebrać na ten cel 400 mln dolarów.

To właśnie tym działaniom (i oczywiście muzycznym sukcesom) zawdzięcza nadany mu królową Elżbietę II tytuł szlachecki. Sir Elton John finansuje również mnóstwo innych organizacji charytatywnych, jak ta zapewniająca szanse rozwoju uzdolnionym sportowcom i oczywiście młodym muzykom. Ostatnio wspiera także Ukrainę.

Początkowo Elton był zdania, że jest za stary na posiadanie dzieci, Zmienił zdanie pod wpływem Davida. Dziś są szczęśliwymi ojcami dwóch chłopców urodzonych w 2010 i 2014 roku przez matkę zastępczą. Chrzestną starszego jest Lady Gaga, która chłopcy nazywają "mamą Gagą".

Artysta wyznaje, że jeden z chłopców jest bardzo uzdolniony muzycznie.

To jeszcze nie koniec

Spotyka się z głowami państw, namawiając ich do wspierania AIDS Foundation , innym razem śpiewając na ich specjalne życzenie. W 2019 roku z rąk prezydenta Francji Emmanuela Macrona otrzymał najwyższe francuskie odznaczenie cywilne, Legię Honorową. Macron nazwał go "ikoną, która wie, jak dawać przykład".

W trakcie trasy koncertowej po Ameryce, jesienią 2022 r. został poproszony o występ na scenie przed Białym Domem. Jak sam przyznał to była wisienka na torcie trasy. Para prezydencka uwielbia Brytyjczyka. Mówili o jego aktywizmie, sile muzyki i o dobroci. Joe Biden honorując artystę Narodowym Medalem Humanistyki, powiedział:

- Seamus Heaney napisał : "Raz w życiu może powstać upragniona fala sprawiedliwości i rymować nadzieję i historię". Podczas swojej niesamowitej kariery Sir Elton John był falą powodziową, która pomaga ludziom powstać i rymować nadzieję i historię.

Wszystkim zmartwionym pożegnaniem Eltona Johna ze scenę donosimy, że jak zdradził David Furnish w rozmowie ze Sky News, już w październiku muzyk zamierza wejść do studia i rozpocząć pracę nad kolejnym albumem. Jest więc nadal na co czekać.