Reklama

"Gdybym nie wyglądała tak, jak wyglądam, nigdy bym się nie przebiła w świecie filmu" - mówi w poświęconym jej dokumencie Anne Andreu, jego bohaterka Catherine Deneuve.

Od początku zachwycała urodą, ale również budziła kontrowersje. Została twarzą Marianne - narodowym symbolem Francji, w 1971 roku podpisała słynny “Manifest 343" określany mianem "manifestu zdzir", bo jego sygnatariuszki przyznały się do aborcji, a wreszcie skrytykowała ruch #MeToo, "za tworzenie totalitarnego klimatu, który infantylizuje kobiety i podkopuje wolność seksualną". Zawsze mówi to, co myśli, nie bacząc na konsekwencje.

Reklama

- Jest powszechnie podziwianą diwą, a jednocześnie jednym z największych talentów aktorskich w historii X Muzy. Umiejętności i nadzwyczajna uroda uczyniły ją najważniejszą twarzą francuskiego kina i prawdziwą ikoną wielkiego ekranu - napisał w uzasadnieniu decyzji przyznania artystce Honorowego Złotego Lwa dyrektor artystyczny weneckiego festiwalu, Alberto Barbera. Przypomniał też, że aktorka zagrała w ponad 130 filmach, z których większość odniosła międzynarodowy sukces.

W latach 1968 - 1971 trzy razy z rzędu roku magazyn "The Look" ogłosił ją "najpiękniejszą kobieta świata", a role jakie oferowano jej przez długie lata, w większości dyktowała atrakcyjna powierzchowność. Ona sama jednak, od początku robiła wszystko, by uciec z szuflady "królowej lodu" i "posągowej femme fatale".

Choć zawsze miała świadomość własnej urody, Deneuve podkreśla, że nie jest ona powodem do dumy, "bo nie ma w tym jej zasługi". Poza tym sama nigdy nie nazwałaby się piękną. Ładną tak, ale nie piękną. Mówi, że wygląd zawdzięcza przede wszystkim dobrym genom. Jej zmarła przed rokiem matka, pionierka aktorskiego dubbingu, przeżyła 109 lat, do końca urodziwa, samodzielna i... doskonale grająca w brydża.

Skazana na aktorstwo

Przyszła na świat w aktorskiej rodzinie 22 października 1943 roku w Paryżu, jako Catherine Fabienne Dorléac, córka francuskich aktorów teatralnych Maurice'a Dorléaca  i Renée Simonot. W domu panowały artystyczne klimaty, mimo to, w przeciwieństwie do swojej o rok starszej siostry, Françoise Dorléac, wcale nie myślała o aktorstwie, jako pomyśle na życie.

  Jako trzynastolatka zadebiutowała niewielką rolą w filmie "Les Collégiennes" André Hunebelle’a. Pomyślała wtedy, że to nie zawód dla niej. Podczas gdy Francoise z zapałem podjęła studia w Konserwatorium Sztuki Dramatycznej , w dodatku  kręcąc film za filmem, Catherine nie miała żadnego pomysłu na siebie. Przełomem w jej życiu okazało się spotkanie Rogera Vadima, największego wtedy paryskiego Don Juana.

Ona miała 17 lat, on dwa razy tyle. Teoretycznie Catherine "nie była w jego typie". Dziś pewnie trudno w to uwierzyć, ale nie jest naturalną blondynką, podczas gdy Vadim słynął z obsesji na ich punkcie. Ciemna szatynka o brązowych oczach, wydawała się być poza zasięgiem jego zainteresowań. A jednak natychmiast wpadła mu w oko.

Był już po rozwodzie z Brigitte Bardot, w aureoli sławy po filmie "I Bóg stworzył kobietę". Uwikłany w małżeństwo z kolejną pięknością, Dunką Annette Stroyberg, zawsze jednak gotów na kolejny romans. Oprócz daru do uwodzenia absolutnie wszystkich kobiet, które spotykał, Vadim miał jednak jeszcze jeden - instynktownie wyczuwał u nich aktorski potencjał, jeśli tylko go miały. Wiele lat później w książce "Moje trzy żony", (oficjalne Deneuve nigdy nią nie była), napisał: "Catherine urodziła się po to, by zostać aktorką".

I stało się: kilka miesięcy od ich poznania, ku zdumieniu rodziny oświadczyła: będę aktorką. Pierwszą rzeczą, którą zrobiła, było przefarbowanie się na blond, a dokładniej, wedle Vadima, upodobnienie się do jego pierwszej żony - dekadę starszej od niej, Brigitte Bardot. Zrobiła to, bo chciała, by stracił dla niej głowę.

 Ale wedle jej relacji, to nie Vadim miał sprawić, że wybrała zawód rodziców, mimo że sobie przypisywał ten fakt. Uczynił to nagrodzony Złotą Palmą i nominowany do Oscara musical Jacques'a Demy'ego "Parasolki z Cherbourga", który przyniósł jej sławę. To Demy sprawił, że pokochała aktorstwo. Wcześniej traktowała je jako przejściową zabawę.

Ale to wydarzyło się dopiero w 1964 roku. Znacznie wcześniej jej życie zdążyło wywrócić się do góry nogami.

Miłość, śmierć i sława

Wcześniej, w 1960 r., zaledwie 19-letnia Catherine, podobnie jak przed nią Bardot, po niej Jane Fonda i wiele innych kobiet zakochała się w Vadimie pierwszą, szaloną miłością. Uparła się, że chce mieć z nim dziecko, i już rok później na świat przyszedł jej pierworodny syn, Christian Vadim.

Jako partnerka Vadima natychmiast znalazła się na świeczniku, z czym nie mogła sobie poradzić. To zostało jej na całe życie. W cytowanym już dokumencie podkreśla: "Zawsze w bezwzględny sposób walczyłam o swoją prywatność. Po prostu pewne sfery życia chcę zachować wyłącznie dla siebie".

Swoją pierwszą główną rolę zagrała właśnie u Vadima, w średnio udanym filmie "Występek i cnota", nakręconym w klimacie prozy Markiza de Sade’a. Dopiero rok później przyszła rola w "Parasolkach z Cherbourga", w której śpiewała nominowaną do Oscara piosenkę "I Will Wait for You". Kino nie wykorzystywało jej muzycznych zdolności, choć zaśpiewała też z Sergem Gainsbourgiem w komedii "Kocham was wszystkich". A potem wraz z Malcolmem McLarenem na jego płycie zaśpiewała wielki przebój "Paris, Paris".

 W "Parasolkach...." Demy stworzył także jej ekranowy wizerunek - tajemniczej, chłodnej blond piękności. Musical był wielkim sukcesem i wkrótce mogła przebierać w rolach u najsłynniejszych reżyserów. Jako pseudonim artystyczny przyjęła nazwisko panieńskie matki Deneuve, by odróżnić się od siostry, której kariera galopowała. Catherine niezwykle z siostrą zżyta, była pewna, że to nie ona podbije świat, lecz Françoise, która po rolach w "Matni" Romana Polańskiego i w "Człowieku z Rio" Philippe’a de Broci, zaczęła dostawać propozycje zza oceanu.

26 czerwca 1967 roku Françoise Dorléac jechała na lotnisko. Spiesząc się, straciła panowanie nad samochodem i uderzyła w słup. Pojazd stanął w płomieniach. Aktorka zginęła w męczarniach. Miała zaledwie 25 lat. Deneuve do dziś wspomina, że w dniu śmierci siostry straciła radość życia. "To ona powinna być gwiazdą, nie ja, ona skończyła konserwatorium dramatu. Czasami czuję się tak, jakbym zajmowała jej miejsce" - wyznaje w dokumencie "Catherine Deneuve. Piękność dnia i nocy" Anne Andreu. 

Już po śmierci Francoise na ekrany trafił kolejny musical Demy'ego "Panienki z Rochefort", w którym siostry zagrały bliźniaczki. Był to drugi, ale pierwszy i zarazem ostatni, gdy mowa o głównych rolach film, w którym wystąpiły razem. Rudowłosa, temperamentna Francoise i emanująca spokojem Catherine doskonale się uzupełniały i mogłyby stworzyć fascynujący, siostrzany duet w kinie.

Do dziś ogląda musical ze łzami w oczach.

Na szczytach sławy

Od połowy lat 60. XX wieku nazwisko Catherine Deneuve  kojarzone już było z serią wielkich filmów, które uczyniły ją międzynarodową gwiazdą.

W 1965 roku w psychologicznym horrorze Polańskiego "Wstręt" wcieliła się w młodą Belgijkę, która dzieli mieszkanie z siostrą i jej kochankiem. Po ich wyjeździe zaczyna cierpieć na halucynacje. Zwolniona z pracy, barykaduje się w mieszkaniu i wyłącza telefon. Tak zrywa ostatnią więź ze światem zewnętrznym. Izolacja wywołuje u niej rozwój obsesji i lęków. Nocami miewa seksualne koszmary, przez co popada w fobię wszechobecnego zagrożenia.

Deneuve była zachwycona Polańskim, świetnie się dogadywali. W dokumencie mówi, że reżyser nic się nie zmienił od tamtej pory. Wciąż zachwyca ją jego energia i humor pomieszany z szyderstwem. Współczuła mu tragicznego dzieciństwa, a później dramatu, jakim była makabryczna śmierć Sharon Tate. Wiele lat później będzie go bronić po ucieczce ze Stanów Zjednoczonych, w obawie przez zmanipulowanym procesem.

Nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem w Berlinie  "Wstręt" to precyzyjne studium obłędu, a dokładniej postępującej schizofrenii. Dzięki zamknięciu akcji w czterech ścianach Polański uzyskał klaustrofobiczny charakter. Młodziutka, piękna Deneuve na przemian przeraża szaleństwem i budzi współczucie.

Kompletnie inną rolę natomiast wykreowała w melodramacie Terence’a Younga "Mayerling". Jej uroda stworzona do filmów kostiumowych, chyba nigdy wcześniej nie dostała tak wspaniałej oprawy. Oparta na faktach historia wielkiej, zakazanej miłości arcyksięcia Rudolfa, następcy tronu Austro-Węgier, który nie kocha żony i zakochuje się z wzajemnością w przepięknej arystokratce Marii Vetserze, przypieczętowała jej emploi wielkiej amantki kina.

W 1967 zagrała najsłynniejszą  swoją rolę w filmie francuskiego mistrza Luisa Buñuela "Piękność dnia". Wcieliła się w kobietę, która znudzona konwencjonalnym małżeństwem i obarczona traumą molestowania w dzieciństwie, przeżywa masochistyczne wizje i sny. Zaintrygowana opowieściami o domach schadzek, zaczyna pracować w jednym z nich. Odkrywa, że perwersje erotyczne sprawiają jej przyjemność. Cały film rozgrywa się na pograniczu rzeczywistości i imaginacji. Bunuel operuje mnóstwem symboli inspirowanymi Freudem. W finale odkrywamy, że całe "burdelowe" perypetie są jedynie fantasmagorią spragnionej perwersji mieszczki. Kostiumy do filmu stworzył Yves Saint Laurent, którego Deneuve stała się ukochaną muzą i przyjaciółką.

Ten film, w którym Deneuve zjawiskowo piękna, emanująca erotyzmem, ale niedostępna, miota się we własnych pragnieniach, wywołał skandal obyczajowy. Jej nazwisko zaczęło być kojarzone z kontrowersyjnymi przedsięwzięciami, które podsycały jeszcze jej odważne, życiowe wybory.

Mniej więcej wtedy, gdy grała w kolejnym odważnym filmie Buñuela "Tristana", (1971)  podpisała wspomniany już tzw. "Manifest 343" w obronie prawa kobiet we Francji do aborcji. W jego następstwie zliberalizowano nad Sekwaną prawo aborcyjne. Deneuve, matka dwójki dzieci, przyznała też, że dokonała aborcji. W dokumencie Anne Andreu wspomina o rzucanych wówczas w miejscach publicznych pod jej adresem obelgach. Bolały, ale jak twierdzi, nigdy nie żałowała, że stanęła w obronie praw kobiet.

Najpiękniejsza para świata

Próżno w przywoływanym tu dokumencie szukać wyznań aktorki dotyczących jej związków z mężczyznami, którymi żyła Francja. Deneuve opowiada niemal wyłącznie o pracy, ewentualnie o relacjach ze współpracownikami.

Związek z Vadimem nie przetrwał, jak wiadomo próby czasu, zaś po rozstaniu on opisał ją jako apodyktyczną choleryczkę, którą zmieniła sława. Tyle tylko, że rozstali się jeszcze przed tym, nim stała się sławna, więc to nie całkiem prawda. Deneuve wkrótce związała się z uznanym fotografem, Davidem Baileyem, którego poślubiła w 1965 roku. To on odpowiada za najpiękniejsze zdjęcia aktorki, które znamy z okładek magazynów. Związek trwał oficjalnie siedem lat, ale gdy w 1972 roku brali rozwód, Deneuve była już matką Chiary, której ojcem nie był jej mąż, lecz włoski gwiazdor Marcello Mastroianni.

Przyjaciele twierdzą, że był jedyną, prawdziwą miłością jej życia. Miała to być miłość od pierwszego wejrzenia, tyle tylko, że on w Rzymie zostawił żonę. Media szybko okrzyknęły ich najpiękniejszą parą świata. Zagrali wspólnie w przejmującym dramacie o małżeństwie nieradzącym sobie z utratą dziecka "To zdarza się tylko innym" oraz w surrealistycznej komedii "Liza".

Byli parą od 1971 do 1975 roku. Catherine zostawiła go, nie mogąc doczekać się rozwodu, który obiecywał od narodzin Chiary. To był trudny związek, ale w pewien sposób trwał do śmierci Mastroianniego. Nawet po rozstaniu pozostali przyjaciółmi, aż do jego odejścia w 1996 roku. Deneuve ponoć zaprzyjaźniła się nawet z jego żoną Marcello Florą.

Chiara poszła w ślady rodziców i jest cenioną we Francji aktorką, związaną z niezależnym kinem. Łudząco podobna do ojca jako dwudziestolatka zagrała u boku matki w pięknym filmie André Téchiné "Moja ulubiona pora roku". To jeden z ukochanych reżyserów Deneuve.

Aktorka już nigdy więcej nie wyszła za mąż. Związana była przez jakiś czas z operatorem filmowym, Hugh Johnsonem, potem próbowała jeszcze ułożyć sobie życie z wieloletnim dyrektorem Canal Plus, Pierre'em Lescure, ale i ten związek się rozpadł.

Od ponad 30 lat nie pokazuje się z żadnym mężczyzną i oficjalnie mówi o tym, że całkowicie oddała się pracy.

Dawid Bowie i śmierć Hitchcocka

Choć większość filmów Deneuve została wyprodukowana we Francji, a część we Włoszech, (gwiazda mówi biegle także po włosku i angielsku), wielokrotnie pojawiała się w filmach anglojęzycznych zza oceanu. Do najbardziej znanych należą "Kwietniowe szaleństwa, (1969) z Jackiem Lemmonem czy "Pigalak", (1975) z Burtem Reynoldsem Roberta Aldricha. W tym ostatnim znów grała prostytutkę.

Nigdy nie przestała szukać wyzwań. W 1983 roku znowu postanowiła spróbować czegoś kompletnie nowego i przyjęła rolę wampirzycy w filmie Tony’ego Scotta "Zagadka nieśmiertelności". Partnerował jej Dawid Bowie. Ta opowieść o wiecznej wampirzycy, która od tysiącleci żyje w ciągłym głodzie - głodzie krwi, piękna i sztuki, u boku kochanka stworzonego poprzez śmiertelny pocałunek, przysporzyła jej nie tylko nowych fanów. Stała się też początkiem długoletniej przyjaźni z ekscentrycznym Dawidem Bowie.

Często mówi, że niczego w życiu nie żałuje. Może poza tym, że mimo planów i gotowego scenariusza nie zdążyła nakręcić filmu z Alfredem Hitchcockiem. - To miała być historia szpiegowska - mówi w dokumencie. - Zjedliśmy lunch w Paryżu, zaczęłam pracę nad tekstem, a on wkrótce zmarł. Bardzo chciałam z nim pracować - podkreśla.

Za rolę w głośnym "Ostatnim metrze" w 1980 roku odebrała Cezara dla najlepszej aktorki. W osadzonym podczas II wojny światowej, w okupowanej Francji filmie, zagrała aktorkę, która przejmuje od swojego męża-Żyda, kierownictwo teatru na Montmartrze. Oficjalnie mąż wyjechał za ocean, naprawdę ukrywa się w piwnicach teatru i przekazuje żonie wskazówki dotyczące przedstawienia. Do inscenizacji zostaje zaangażowany młody aktor, (Gérard Depardieu), który zakochuje się w pięknej Marion.

Ten sukces powtórzyła wiele lat później rolą w "Indochinach", za którą otrzymała nie tylko Cezara, ale też nominację do Oscara.

 "Indochiny" - wielkie, epickie dzieło Régisa Wargniera, z akcją osadzoną w latach 30. XX wieku w Wietnamie, przedstawia historię Francuzki (Deneuve), która prowadzi na terenie azjatyckich kolonii plantację drzew kauczukowych. Samotnie wychowuje też adoptowaną wietnamską księżniczkę. Pewnego dnia poznaje młodszego od siebie francuskiego oficera, z którym nawiązuje romans. A potem w oficerze zakochuje się także jej pasierbica, zaś film steruje ku  francuskiej wersji "Madame Buterfly". Zakochana porzuca wszystko - przybraną matkę,  narzeczonego, wygodne życie w rodzinnym majątku i wyjeżdża do miejsca, gdzie stacjonują francuskie oddziały.

Kiedy Deneuve zachwyci jakiś film, nie siedzi z założonymi rękami. Zwykle szuka kontaktu z jego reżyserem i wprost prosi o rolę w kolejnym jego filmie. Tak właśnie postąpiła po obejrzeniu filmu "Przełamując fale" Larsa von Triera. Efektem tego była drugoplanowa rola, (robotnicy w fabryce) u boku Bjork, w nagrodzonym Złotą Palmą obrazie "Tańcząc w ciemnościach".

Dojrzałość może być piękna

Nie sposób wymienić wszystkie ważne filmy i role w gigantycznym dorobku Deneuve. Nie może też narzekać, że w wieku dojrzałym reżyserzy o niej zapomnieli.

W 2015 roku pojawiła się w głośnym filmie "Zupełnie Nowy Testament", grając niejako samą siebie - wielką gwiazdę filmową, i bawiąc się swoim emploi. Udowodniła przy tym, jak wielki dystans ma do siebie ta "królowa lodu", i jak wielkie poczucie humoru.

Rok 2019 był dla 76-letniej już wówczas Deneuve także niezwykle pracowity. Najpierw zagrała w specjalnie napisanym dla niej filmie japońskiego mistrza Hirokazu Koreedy "Prawda", w opowieści o trudnych relacjach matki i córki, (Deneuve i Binoche). Kobiety spotykają się po publikacji ekshibicjonistycznych wspomnień matki - legendarnej aktorki, a dojrzała córka, zaniedbywana w dzieciństwie, chce skonfrontować się z jej wersją zdarzeń. Spotkanie zamienia się w starcie, w trakcie którego miłość zderzy się z utajonymi urazami.

Najnowszy film Catherine Deneuve, (właśnie trafił na Polsat Box), to przejmująca opowieść o matce i umierającym na raka jej dojrzałym synu. Pozbawiona wielkich słów i patosu, a jednak niezwykle poruszająca. Podczas jego realizacji świat obiegła wiadomość, że Catherine Deneuve doznała udaru i przebywa w szpitalu. Na szczęście okazało się, że był on "lekki i odwracalny, a jej funkcje motoryczne nie zostały zaburzone".

Ku radości jej wielbicieli po krótkim odpoczynku aktorka wróciła na plan i dokończyła film.

Nie jestem feministką, ale...

Nie lubi, gdy artyści obnoszą się ze swoimi poglądami politycznymi. Nie uważa się także za feministkę, mimo iż uczestniczyła w akcjach broniących praw kobiet jak "Manifest 343", mający zapewnić im prawo do aborcji. Ale bronić potrafi także mężczyzn, często wbrew otoczeniu.

 Jak choćby Romana Polańskiego, który skazany przez amerykański sąd w 1977 roku za seks z na nieletnią, uciekł przed widmem nieuczciwego procesu. Nie dlatego, że uważa, iż jest niewinny, ale ponieważ jej zdaniem po stokroć odpokutował już swoją winę. "Myślę, że wiele feministek, w tej sprawie jest zaślepionych i zupełnie nie śledzą faktów"- oświadczyła publicznie, narażając się na głosy oburzenia.

 Prawdziwy skandal wybuchł jednak, gdy podpisała się pod listem krytykującym ruch #Metoo w 2018 roku. Jego autorki przestrzegały przed "ślepą nadgorliwością", którą wywołała afera Weinsteina. Przekonywały, że istnieje wielka różnica między przemocą seksualną a podrywaniem, nawet jeśli czynione jest ono "nieporadnie lub w sposób nietaktowny". Zdaniem Deneuve "obecnie wszystkie zachowania mężczyzn wobec kobiet zostały ze sobą zrównane i napiętnowane, co prowadzi do nowego purytanizmu".

To ostatnie zdarzenie kosztowało ją m.in. utratę jednego z kobiecych fanklubów Deneuve we Francji, a mimo to nie zmieniła zdania. Taka już jest. Zawsze była. W wieku 79 lat mówi, że czeka na kolejne wyzwania, na kolejne role, inne od tych, jakie już zagrała.

Najgorsze gdyby już nic dobrego i nic złego już nie miało się jej przydarzyć.