Mimo że pierwsza myśl na ich temat u wielu to "sekta", są oficjalnie zarejestrowanym związkiem wyznaniowym.
W ubiegłym roku na całym świecie liczył on prawie 8,7 miliona głosicieli w 119 tysiącach zborów. W naszym kraju to około 114 tys. głosicieli w blisko 1300 zborach.
Zanim zaczniemy, warto przytoczyć kilka pojęć charakterystycznych dla tego tematu:
- głoszenie - świadkowie chodzą na nie regularnie, pukając od drzwi do drzwi, chcąc rozmawiać o Bogu;
- zgorszenie - często doświadczają go bracia i siostry w zborze. Przykład? Gdy moja rozmówczyni - we wpisie na blogu - użyła sformułowania "romans z Warszawą", jedna ze świadkiń poczuła się zgorszona;
- Armagedon - według świadków to nadchodząca wojna między Bogiem a rządami ludzkimi. Ci, którzy nie należą do organizacji, zginą;
- "Strażnica" - religijne czasopismo pokazujące poglądy świadków. Jego celem jest "uwydatnienie pozycji Jehowy jako Władcy Wszechświata";
- ludzie ze świata - wszyscy niebędący świadkami;
- odstępcy - są nimi moja rozmówczyni, jej mąż, dzieci, rodzice i wszyscy inni, którzy odeszli ze zboru. Świadkowie nie mogą utrzymywać z nimi kontaktu.
Sara ma trzydzieści lat. Miano "odstępcy" oficjalnie zyskała w 2018 roku. Do organizacji należała od urodzenia. Tam też poznała przyszłego męża, Edwina. Razem prowadzą kanał na YouTube o nazwie "Światusy". Publikują też na Instagramie i TikToku. Tematyka? Świadkowie Jehowy - pół żartem, pół serio, pokazanie ich rzeczywistości oraz technik manipulacji z perspektywy kogoś, kto był w środku.
Jak podkreśla, proces wyjścia ze zboru stopniowo przybierał na sile.
- Ostatni raz na głoszeniu byłam w grudniu 2016 roku, ze starszą - wtedy 5-letnią - córką. Mąż rzadko chodził już na zebrania. Bałam się, że nasze małżeństwo nie przetrwa, bo ma inne poglądy. Pewnego dnia podsunął mi test na to, czy organizacja, w której jestem, to sekta lub grupa destrukcyjna. "Nie o świadkach, ale sprawdź" - podkreślił. Skusiłam się, a potem czytałam dosłownie wszystko. Wiedziałam, że nie mogę dalej chodzić na zebrania czy właśnie głoszenie. Na te pierwsze zajrzeliśmy jeszcze dwa razy. Naciskano na nas, pytano, dlaczego nie uczestniczymy w życiu zboru.
Opuszczenie go wiąże się z ostracyzmem. Z dnia na dzień tracisz przyjaciół i znajomych, którym zakazano z tobą rozmawiać.
- Na początku miałam mętlik w głowie i dziesięć otwartych przekładów Biblii. Demaskowałam to, co do tej pory uważałam za słuszne.
Sara walczy też z depresją. Myśli samobójcze towarzyszyły jej od 13. roku życia. Obawiała się też o przyszłość swoich córek - po przypadku molestowania seksualnego zbór nie zareagował odpowiednio.
- Nie jest tak, że bycie w organizacji = depresja, ale w przypadku osób wrażliwych, z obciążeniami genetycznymi, to życie w ciągłym poczuciu winy, stresie, lęku, przemęczeniu fizycznym. Pomyśl, pracujesz do 17. Wracasz, bierzesz dziecko i wychodzisz na zebranie. W domu jesteś z powrotem o 21:30. To hobby na pełen etat. A takie wycieńczenie nie poprawia twojego stanu. Znam w zborze wiele osób leczących się na depresję psychiatrycznie. Terapia to dla świadków za dużo. Musieliby szukać głębiej jej powodów. Dlatego biorą głównie leki. Czasem mówią: "Byle doczekać do końca, do Armagedonu".
- A gdyby tak skorzystać z pomocy, ale świadka-terapeuty? - pytam.
- Nie znam, choć podobno są. Jednak byłabym dość sceptyczna, bo ktoś taki na pierwszym miejscu stawia dobro organizacji. Nie mogłabyś być szczera. Nie masz pewności, czy zbór nie "wygra" z etyką i tajemnicą zawodową.
Wśród świadków - nawet mocno wierzących - dochodzi do samobójstw.
- Niektórzy są tak zdesperowani, że wolą zakończyć życie. Zgromadzenie jednoznacznie nie potępia tego czynu, zostawiono pewne niedopowiedzenie. "Widocznie nic innego mu nie zostało, żadne inne wyjście. Taka osoba wciąż może mieć nadzieję na zmartwychwstanie". Pamiętam - choć tu trochę odbiegnę od tematu - że woleliśmy z Edwinem myśleć, że nasze babcie umrą przed Armagedonem. Wtedy miałyby szansę zmartwychwstać.
Rozmawiamy też o wychowaniu dzieci. Starsza córka Sary i Edwina przez pięć lat uczestniczyła w zebraniach i głoszeniu. Oglądając materiały edukacyjne dla najmłodszych, słyszę tylko jedno: "Jehowie będzie smutno, jeśli zrobisz tak i tak".
- Już nawet nie chodzi o to, że nie możesz wziąć urodzinowego cukierka od koleżanki z klasy (świadkowie nie obchodzą tego święta, a dzieci są uczone, że prezent mogą otrzymać każdego dnia w roku, bez okazji), tylko że za każdym razem musisz robić inaczej niż grupa, stawać okoniem. Świadków uczy się bycia posłusznym, zadowalania innych. I tu stajesz w rozkroku, bo nie chcesz sprawić przykrości znajomej, ale - z drugiej strony - wiesz, że Jehowa będzie smutny.
Pomiędzy starszą a młodszą córką Sara widzi dużą różnicę.
- W starszej ten bagaż emocji i lęku jednak pozostał. Młodsza jest przebojowa, nie da sobie w kaszę dmuchać. 11 lat temu, gdy urodziła się starsza, na zebraniach mówiono o rózdze karności. Wiele osób traktowało to dosłownie - wychodziło z dzieckiem do toalety, czy innego pomieszczenia, by dać klapsa. Trudno wymagać od dwulatka, by siedział cicho i spokojnie. Wtedy mówiliśmy z mężem wprost, że taka metoda szkodzi. Coś zaczęło w nas pękać. Groziliśmy telefonem na policję.
Przez całą rozmowę Sara patrzy mi w oczy. Widzę pewną siebie, świadomą kobietę. Wypracowała to już po odejściu od świadków.
- Kwestia szacunku płci pięknej w organizacji... Usłyszysz, że jesteśmy świetnym uzupełnieniem mężczyzny. W praktyce to on jest zawsze i wszędzie liderem - w domu i zborze. Są zachęty oraz przypomnienia, że mąż ma kochać żonę, być łagodny, wyrozumiały, ale jeśli chce dominować, ma do tego przestrzeń. Nawet gdy sprzątałyśmy obiekt, w którym odbywał się kongres, to i tak musiał być nad nami pan rozdający choćby środki czystości. Kolejne przykłady? Raz - podczas zebrania - spódnica leciutko podwinęła mi się przy siadaniu. Jeden z braci poprosił mojego męża na słowo. Polecił, by ten "doprowadził mnie do porządku".
Mimo mocno konserwatywnego podejścia i patriarchatu, świadkowie Jehowy mówią o edukacji seksualnej.
- Jest ona na nieco lepszym poziomie niż w katolickich rodzinach. Ostrzegają dzieci, że ktoś może je skrzywdzić, dotykać narządów intymnych i, że koniecznie muszą o tym powiedzieć rodzicom. Niestety, wątpię w czyste intencje, bo - prawdopodobnie - to pewne zabezpieczenie, gdyby doszło do przestępstwa. A seks? Oczywiście dozwolony tylko po ślubie, w parze heteroseksualnej. Pornografia i masturbacja? Zakazane.
Najgorsze rzeczy, jakich doświadczyli z mężem, będąc świadkami?
- Nie ma jednej, konkretnej. Podczas głoszenia ludzie są raczej obojętni. Nie lubiłam, gdy szłam z inną siostrą i słyszałyśmy teksty w stylu: "Chodźcie do mnie, nawrócę was", wypowiadane przez facetów z obleśnym uśmiechem. Bardzo stresująca i nieprzyjemna sytuacja. Z innej beczki... Pamiętajmy, że po odejściu stajemy się przezroczyści dla znajomych, także tych bliskich. Niektórzy przechodzą na drugą stronę ulicy, by nas nie minąć. Czekają pod sklepem, bo widzą, że robimy zakupy. Aczkolwiek czasem mówią nam "dzień dobry" i wtedy jestem w szoku.
A miłe wspomnienia? Coś wyjątkowego tylko dla tej organizacji?
- To, co dobre można robić też z ludźmi "ze świata". Często słyszymy, że przynajmniej nauczyli nas mówić do mikrofonu. Ale niebędący świadkami tego nie potrafią? Analogicznie - ogniska czy wspólne spotkania - to było przyjemne, ale w innych grupach religijnych, czy nawet "po cywilnemu" też bym tego doświadczyła.
"Gdy zdecyduję się na opublikowanie tego wpisu, nieodwracalnie zmienię swoje życie. Jestem jednak gotowa podjąć to ryzyko, żeby móc zacząć wreszcie żyć. Jestem świadoma tego, że odrzuci mnie rodzina, nawet ta najbliższa. Przyjaciele nie będą chcieli mnie znać. Wydaje mi się, że jestem gotowa na to emocjonalnie. Przygotowywałam się do tego od wielu miesięcy. Z drugiej strony, czy na to można się przygotować? Pójście do psychiatry nie jest początkiem mojej walki z depresją - to była tylko diagnoza. Prawdziwa walka zaczyna się dzisiaj" - takimi słowami w 2018 roku Sara rozpoczęła jeden, ten najważniejszy, wpis na blogu. Dokonała swoistego coming outu, otwarcie pisząc o wyjściu ze zboru.
Do niej i męża dołączyli jeszcze rodzice, brat oraz kilku innych świadków.
- Minęły cztery lata. Jest łatwiej. Jeśli ktoś w tym momencie odkrywa coś o organizacji i boi się, co będzie, jak odejdzie, że nigdy nie znajdzie przyjaciół, nie poradzi sobie w życiu... To nieprawda. Czas, faktycznie, leczy rany. Jak mówią psycholodzy, najtrudniejszy jest pierwszy rok, swoisty cykl żałoby, wszystkie święta itp.
Sara podkreśla jednak, że nie potrafiła zamknąć tych drzwi za jednym zamachem.
- W końcu żyłam w zborze od urodzenia. Gdy odeszłam, walczyłam z bardziej depresyjnym epizodem, ale wygrałam. Czasem wracają lęki podbijane sytuacją na świecie. W lutym, gdy zaczęła się wojna, dostaliśmy od świadków plotki (niektórzy należą jeszcze oficjalnie do zgromadzenia, choć planują odejść), że w jednym ze zborów stali w oknach i patrzyli, czy Jezus przybywa na koniu z łukiem. Wiedziałam, że to irracjonalne, ale parę chwil po tej rozmowie stałam akurat w oknie. Samolot leciał bardzo nisko. To była wizja, schemat w głowie. Świadkowie są programowani trochę tak, że informacje, nagłówki ze świata, zdjęcia wojen, katastrof to impuls myślowy wywołujący odpowiednią reakcję. Jak jesteśmy w zdrowym stanie ducha, można nad tym panować, ale bywa też trudniej.
Ważna kwestia to samokontrola. - Muszą to robić, bo inaczej organizacja nie miałaby sensu. Dlatego wykształcają takie mechanizmy.
Na koniec naszego spotkania Sara porównuje swoją ówczesną wiarę do zakochania.
- Nie miałam ochoty głosić koleżankom z pracy czy szkoły. A przecież - kochając kogoś - masz ochotę to podkreślać i wykrzyczeć. Gdy coś nie gra, raczej milczysz. Dlaczego, blogując, nie wspominałam o tym? To mi dało do myślenia. Jeśli świadkowie Jehowy byli tak wspaniali, czemu nie mówiłam o nich głośno? Czułam zmęczenie? Jako członek zboru warto zadać sobie to pytanie.
Jessica Kmieć - psycholog i psychoterapeutka z ośrodka Sense - zaznacza, że dzieci wychowujące się w takim zgromadzeniu żyją w atmosferze strachu przed wykluczeniem.
- Wzbudzane jest w nich poczucie winy za zachowania, które są naturalne. To wszystko prowadzi do tego, że młody dorosły odczuwa lęk przed otoczeniem. Postrzega je jako zagrażające. Osoby będące świadkami kierują się w życiu szerokim spektrum nakazów i zakazów. Niejednokrotnie mamy do czynienia z manipulacją i wywieraniem wpływu, w związku z czym młody dorosły może nie wierzyć podejmowanym przez siebie decyzjom, mieć zaniżone poczucie własnej wartości, gdyż do tej pory nie było ono pielęgnowane. Ponieważ świadkowie wierzą w to, że osoby będące wyznawcami innych religii zginą podczas Armagedonu, to w ich myślach może wytworzyć się katastroficzna, zniekształcona wizja świata generująca lęk przed odejściem ze środowiska, które jako jedyne "ma przetrwać zagładę". Ktoś taki nie ma warunków, by czuć się niezależny i autonomiczny, brakuje mu poczucia, że w społeczeństwie jest miejsce na jego indywidualizm i osobiste potrzeby.
Terapeutka zwraca uwagę, że zewnętrzny świat ukazywany jest jako nieprawy, zdemoralizowany.
- To sprawia, że w młodym dorosłym może zacząć rozwijać się brak tolerancji dla innych i zamknięcie na różnego rodzaju odmienność. To z kolei powoduje, że osoby dorastające w zgromadzeniu mają rozwiniętą wewnętrzną mowę lękową, obawiają się o bliskich, ale również o siebie oraz o potencjalne kary czekające na nich, jeśli dopuszczą się jakichś przewinień. W tego typu organizacjach nie ma przestrzeni na akceptację dziecka takim, jakie jest, oczekuje się od niego, że będzie spełniało z góry narzucone założenia, w związku z tym mówimy o sytuacji, gdzie nie ma miejsca na wsłuchiwanie się w jego potrzeby, co w dorosłym życiu może powodować, że trudno będzie zaznaczyć mu własne granice. Takie dzieci nie uczestniczą w różnego rodzaju uroczystościach, podczas których socjalizują się z rówieśnikami. Może to prowadzić do tego, że jako dorośli nie będą znać siebie, swojego potencjału, obszarów zainteresowań. Większość z takich aktywności będzie poza ich zasięgiem, ponieważ w ich zgromadzeniu przekazywane są informacje, jakoby były one źródłem zła. W sytuacji, kiedy dorosły od lat słyszał, że na każdym kroku roi się zło, że nie ma prawa do podejmowania własnych decyzji, istnieje krótka droga do tego, by stracił wiarę we własną sprawczość, pojawiło się u niego poczucie winy, wstydu, a w konsekwencji zaburzenia lękowe. W związku z tym, w osobie opuszczającej to środowisko może narastać lęk, czy sobie poradzi, czy przetrwa. Będzie to również czas poznawania samego siebie, eksplorowania świata, ale obwarowane pytaniem, czy da radę, bo - prawdopodobnie - odwrócą się od niego ważne osoby.
W jaki zatem sposób "odstępca" może nauczyć się "żyć na nowo"?
- To czas, w którym taka osoba, będzie mogła skupić się na sobie. Warto rozpocząć od pytania, czego potrzebuję, wsłuchiwać się w siebie i podążać za swoimi potrzebami, które do tej pory tłumiliśmy. To także czas na to, aby zacząć robić rzeczy, które taką osobę ciekawiły, ale do tej pory nie miała do nich dostępu, albo z jakichś powodów zwlekała z ich rozpoczęciem. Powinna przygotować się na to, że odejdą od niej bliscy, dlatego ważne będzie przyzwolenie sobie na przeżycie trudnych emocji. Ponieważ dziecko wychowywane w zgromadzeniu świadków Jehowy mogło nie mieć przestrzeni na wyrażanie własnego zdania, być może ważne będzie nauczenie się stawiania granic, ale również praca nad wzmocnieniem poczucia sprawczości i własnej wartości. Możliwe, że taka osoba, będzie odczuwać pielęgnowane w niej przez lata poczucie winy i wstydu. Natomiast - przede wszystkim - będzie to okres na tworzenie własnego ja, do tej pory tłumionego. Pamiętajmy również o tym, by w razie potrzeby sięgnąć po specjalistyczną pomoc.
A co, jeśli widzę, że coś niepokojącego dzieje się z kolegą czy koleżanką z pracy (świadkiem Jehowy)?
- Jako osoby obserwujące taką sytuację możemy zaoferować wsparcie. Dorastający w zgromadzeniu żyją w poczuciu izolacji od społeczeństwa, mają przekonanie, że należący do zgromadzenia, w przypadku ich odejścia odwrócą się od nich, dlatego okażmy im akceptację, pokażmy, że tacy, jacy są, dla nas są wyjątkowi, nie oceniajmy ich, nie krytykujmy, postarajmy się wykazać empatią i zrozumieniem dla ich dotychczasowego życia, wykażmy się życzliwością. Podkreślmy, że mogą na nas liczyć. Pamiętajmy, że osoba opuszczająca świadków płaci za to dużą cenę, wykazuje się determinacją i odwagą, ponieważ jest niejako skazana na odłączenie jej od grupy, zerwanie bliskich relacji, dlatego bądźmy serdeczni i wyrozumiali - puentuje Jessica Kmieć.