Reklama

Jego znakiem firmowym jest umiejętność błyskawicznej metamorfozy, ocierającej się o granicę szaleństwa. A już na pewno zdrowia. Trudno o drugiego aktora, który przygotowując się do roli, potrafiłby poddać własne ciało takim torturom.

Do czego jest zdolny, najjaskrawiej udowodnił przy okazji pracy nad "Mechanikiem". Okraszony schizofrenicznym klimatem thriller Brada Andersona - opowiadający o cierpiącym na chroniczną bezsenność Trevora Reznika - był, jak wiemy, okazją do przerażającej, pierwszej spektakularnej metamorfozy Bale'a. Bohater, którego zmęczenie doprowadziło do pogorszenia stanu zdrowia, drastycznie traci na wadze i popada w obsesję. Aktor mierzący 183 cm i ważący 85 kg, postanowił wówczas schudnąć do... 45 kg, i prawie mu się to udało. Przez pięć miesięcy codziennie zjadał wyłącznie puszkę tuńczyka i jabłko. Tak stracił 35 kg. Nie dociągnął do 45 tylko dlatego, że z planu trafił do szpitala z ciężką anemią. Wystarczy spojrzeć na sceny półnagiego Bale'a, przyglądającego się w lustrze zapadniętym ramionom i żebrom obciągniętym wyłącznie skórą, by poczuć dreszcz przerażenia. - Bo tak właśnie napisał autor w scenariuszu: kości pokryte skórą - tłumaczył potem Bale.

Reklama


Pół roku później znowu ważył 80 kg, do tego miał już muskulaturę godną Batmana, w którego wówczas po raz pierwszy się wcielał w filmie Nolana. Tym razem prócz przybrania straconych 30 kilogramów, miał jeszcze za zadanie w ciągu owych sześciu miesięcy wyrzeźbienie muskulatury. Osiągnął to za sprawą sześciogodzinnych ćwiczeń na siłowni i wysokokalorycznej diety. Któregoś dnia sztanga, którą podnosił, wyśliznęła mu się z rąk, przygniatając go, i uszkadzając żebro. Wbrew protestom lekarzy Bale nie przerwał ćwiczeń nawet na jeden dzień.


Jak wiemy, te cielesne "tortury" Bale, traktujący zmianę gabarytów jak inni zmianę garnituru, będzie powtarzał dość regularnie, przy okazji kolejnych postaci, w jakie się wcielał. Można wręcz odnieść wrażenie, że celowo wybiera role, wymagające od niego niemal zawsze fizycznej metamorfozy.

Spielbergowi, u którego zaczynał karierę, tłumaczył:

Kilka dni temu do sieci "wyciekły" pierwsze zdjęcia nowego wcielenia Christiana Bale'a, grającego kosmicznego złoczyńcę Gorra Bogobójcę na planie widowiska Marvela "Thor: Love and Thunder", w reżyserii Taikiego Waititiego. I znów nie sposób go rozpoznać, co tym razem jednak (chyba?), zawdzięczamy charakteryzacji.

Znamienne, że ów "wyciek", nie dotyczy grającego rolę tytułowego Thora, Chrisa Hemswortha, ale właśnie Bale’a. Producenci wiedzą bowiem doskonale, że to on budzi największe emocje.


Słowo na "F" 37 razy w ciągu czterech minut

Niemal od początku kariery uchodził za wyjątkowo trudnego, a jego sposób rozwiązywania konfliktów, za co najmniej kontrowersyjny. Prawdziwą burzę wywołał jednak w 2009 roku, na planie filmu "Terminator: Ocalenie", gdzie wcielił się w Johna Connora. O ironio, to bodaj najsłabsza z jego ról, w średnim filmie.

Jego gwałtowny temperament stał się niemal tematem międzynarodowej debaty, gdy nagranie pełne wulgaryzmów, jakimi rzucał Bale, trafiło do sieci. W niewspółmierny do przewinienia sposób, rugał oświetleniowca, który niechcący wszedł mu w kadr. Jakby tego było mało, zażądał od reżysera, by natychmiast nieszczęśnika zwolnił.


Rozpętała się burza tak wielka, że niemal każdy liczący się amerykański filmowiec czuł się w obowiązku odnieść do sprawy. Jak skrupulatnie policzono, tyrada przekleństw rzucanych przez Bale’a trwała niemal cztery minuty, podczas których słowo "f**k" padło 37 razy, (czyli średnio co 6 sekund!). Przedruki obelżywego "monologu" aktora pojawiły się na pierwszych stronach portali i branżowych magazynów. Bronili go nieliczni. Ostatecznie Bale przeprosił za swoje zachowanie, tłumacząc niezbyt przekonująco, że... pomylił ekranową fikcję z rzeczywistością. "Zachowałem się jak kretyn. Żałuję tego, a nagranie najbardziej uderzyło we mnie samego. Nie proszę o wybaczenie, bo to jest niewybaczalne" - napisał w oświadczeniu, zapewniając, że "kumpel", którego zwyzywał, nie ma do niego żalu.

Ale mleko się rozlało. Wyciągnięto wówczas z wielkim trudem zatuszowaną, poważniejszą historię z 2008 roku. Wtedy to aktor został oskarżony o fizyczną napaść na matkę i siostrę, które przyjechały do niego, do Ameryki, w odwiedziny. Wyjeżdżały zapłakane w popłochu, a zarzuty wobec Bale’a zostały oddalone.


Ale to było nic w porównaniu do awantury, jaką wywołała opublikowana w 2012 roku biografia pióra jego doradcy i zarazem współtwórcy medialnego sukcesu, marketingowca Harrisona Cheunga "Christian Bale: Wewnętrzna historia najbardziej mrocznego Batmana". Jej autor po 10 latach przyjaźni z Bale'em, kolejne pięć poświęcił na pozbycie się - jak twierdzi - stresu pourazowego. Tak w każdym razie stan Cheunga zdiagnozował jego terapeuta.

Na publikację książki zdecydował się po latach nieodpłatnego doradzania Bale’owi, który z powodu fatalnego zarządzania jego finansami przez ojca, wiecznie tkwił w długach. Cheunga mamił obietnicą wspólnej firmy produkcyjnej, której zyski miały mu zadośćuczynić. Nadzieję na jej powstanie stracił, gdy Bale zażądał, by odciął go od internetowych fanów i podpisał umowę o zachowaniu poufności. Wówczas rozstał się z aktorem i napisał książkę.

Zrodzony w cyberprzestrzeni

Mało kto wie, że jeszcze nim stał się sławny dzięki swoim rolom, za sprawą działań Cheunga, Bale był jednym z najlepiej znanych internautom amerykańskich aktorów. Cheung nauczył go prowadzić dialog z fanami, czyniąc kwestię jego kariery tematem publicznym. Producenci z Warner Bros, szukając potem odtwórcy roli Batmana przyznali, że prócz talentu, również "wirtualna" sława zdecydowała o wyborze Bale’a.

Cheung nie szczędzi w biografii wstydliwych sekretów z życia gwiazdy "Fightera". Do lojalności przestał się czuć zobligowany, gdy jako rekompensatę za lata pracy, Bale zaproponował mu... własny komputer. Pisze o jego wybuchowym charakterze i skłonności do agresji, dodając, że im bardziej rozwijała się kariera Bale’a - rodowitego Walijczyka, tym gorszy stawał się jego charakter. Winą za to obarcza apodyktycznego ojca, który po rozwodzie z matką Christiana, wyjechał z nim i najstarszą z jego trzech sióstr za ocean, wszystko podporządkowując hollywoodzkiej karierze syna.

Przepustką do wielkiej sławy chłopca, miał być pamiętny występ 13-letniego Christiana w "Imperium słońca" Stevena Spielberga, gdzie wcielił się w syna brytyjskiego dyplomaty, w Szanghaju lat 40., który fatalnym zbiegiem losu zostaje rozdzielony z rodzicami i trafia do obozu dla internowanych. Tam rozpieszczony dzieciak uczy się przetrwania.


Za tę rolę młodziutki Bale został nominowany do National Board Review. Jego występ był sercem filmu. Rok później, gdy chłopiec po miesiącach pracy nad jego promocją miał dość show-biznesu, ojciec zmusił go do przeprowadzki do Los Angeles. Tam wymyślił od nowa swój życiorys, zaś rolę kury znoszącej złote jajka przydzielił synowi, mianując się jego menadżerem i doradcą finansowym.

Początkowo Christian krążył między Anglią, za którą tęsknił, a Ameryką, gdy jednak dostał rolę w "Wyspie skarbów" u boku gwiazdy "Ben Hura" Charltona Hestona, uwierzył w swoją karierę.

DiCaprio to twój wróg

Zdolnych dzieci z ambitnymi rodzicami, w Hollywood było jednak więcej. Wyrwany ze swojego środowiska, zabrany z college’u Christian, wykazywał dziwne zainteresowania. Przechowywał w formalinie, we własnej sypialni, płody nienarodzonych zwierząt, i już jako dziecko lubił wszystko, co mroczne.

Ojciec wmówił mu, że będzie grał pierwszoplanowe role w wielkich filmach, gdy więc pojawiły się propozycje drugoplanowe w "Małych kobietkach" czy w "Portrecie damy", David Bale powtarzał: "nie spełniają naszych ambicji". Sam Christian dzięki pierwszemu filmowi zawarł trwającą do dziś przyjaźń z Winoną Ryder, która zresztą osobiście wybrała go na odtwórcę roli Lauriego.


To dzięki tym rolom ojciec kupił na kredyt dom w Manhattan Beach, obarczając syna hipoteką, której spłacanie regulował potem "od czasu do czasu". Podczas gdy matka wciąż wierzyła, że chłopiec wróci do Anglii, do szkoły, David Bale wmawiał synowi, że chciała zniszczyć "ich" marzenia, i porzuciła go, wyrządzając krzywdę.

Czekając wciąż na wielkie role, gdy Spielberg zaproponował mu epizod w "Liście Schindlera", Christian odmówił, tym razem ku rozpaczy ojca, który zdawał sobie sprawy z mocy tego nazwiska.

Wieczne zamartwianie się Christiana o karierę, nakręcane przez Davida, potęgowała obsesja, że za jego niepowodzeniami stoi... Leonardo DiCarpio, który sprzątnął mu sprzed nosa role. Po części uzasadniona, bo w pojedynku z nim, Bale odpadał raz za razem. Najpierw przegrał starania o rolę w "Chłopięcym świecie" i w "Co gryzie Gilberta Grape'a" i to w jednym tylko, 1993 roku. Kolejny cios zadał mu z czasem James Cameron, odrzucając jego kandydaturę do roli w "Titanicu" (1997).

Strategia rodzicielska Davida polegająca na ukrywaniu przed synem tajemnic finansowych, przyniosła fatalne skutki. Już niebawem o należne zarówno rządowi USA, jak i Wielkiej Brytanii niepłacone podatki, upomnieć się miały oba kraje.

Ale na razie los uśmiechnął się do Christiana.

"It isssss Patrick"

Kiedy w 1999 roku Mary Harron szukała aktora do roli w "American Psycho", bo właśnie DiCaprio ją odrzucił, obawiając się inspiracji dla morderców, Bale oszalał. Gdy rolę miał już przyjąć Ewan McGregor - udał się do niego ze szlochem, by zrezygnował, argumentując, że to jego wielka szansa, by zaistnieć w USA. Zaskoczony McGregor oddał mu przysługę i roli nie przyjął. Bale zagrał morderczego psychopatę, co miał odradzać mu ojciec. Odradzali mu zresztą wszyscy. Jego poprzednią rolą był przecież Jezus w "Marii, matce Jezusa".

Tymczasem Patrick Bateman - nowojorski yuppie, który nocami morduje kobiety i konkurentów, stał się dla Christiana Bale'a wyzwaniem. Uczył się akcentu amerykańskich yuppies i wydzwaniał po nocach do przyjaciół, sycząc w słuchawkę: "It isssss Patrick". To po tym filmie aktor wyznał, że nie interesuje go bycie gwiazdą, ale wolałby tytuł "najbardziej znienawidzonego aktora roku".


Film ukazuje mroczne oblicze świata młodych, zamożnych biznesmenów w Ameryce lat 80. Bateman robi błyskotliwą karierę w firmie ojca, finansisty z Wall Street. Z pozoru jest typowym, egocentrycznym yuppie, którego życie określa kult markowych przedmiotów. Jednak w jego głowie lęgną się chore myśli o seryjnych morderstwach. Pod ich wpływem osobowość Patricka powoli ulega destrukcji.

To chyba najbardziej niedoceniony film Bale’a i rola warta nagrody. Sam Roger Ebert chwalił ją, pisząc:

Zmagający się z problemami imigracyjnymi David odpuścił zupełnie spłaty zobowiązań, i właśnie gdy Christian zarobił większe pieniądze, urzędy podatkowe wlepiły mu ogromne grzywny. Tak skończyła się kariera Davida Bale’a jako finansowego zarządcy majątku syna, a także jego menadżera.

Ich relacje już nigdy nie wróciły do normalności.

Najmroczniejszy Batman. I najlepszy

"American Psycho" weszło na ekrany w 2000 roku, a rok później Bale otrzymał propozycję zagrania Bonda, gdyż wygasał kontrakt wytwórni z Piercem Brosnanem. Na długo przedtem, nim pojawił się Daniel Craig. Trudno uwierzyć, że rolę odrzucił. - Już zagrałem seryjnego mordercę - zażartował. Uznał, że nie jest to dla niego wyzwanie, a postać uosabia wszystkie stereotypy brytyjskiego aktorstwa.

Zamiast niej przyjął słynną, wspomnianą już w "Mechaniku". Poświęcił dla roli nie tylko wygląd, bo na ekranie był chodzącym szkieletem, ale i życie towarzyskie. Przestał w ogóle wychodzić z domu, by uniknąć pokusy jedzenia i picia.

"Mechanik" mimo świetnych recenzji słabo poradził sobie w kinach, ale Bale’owi przysporzył nowych fanów. Najlepsze było jednak przed nim. Gdy po wznowieniu przygód Batmana Christopher Nolan, zwolennik mrocznych klimatów, to jego wybrał do roli Człowieka-Nietoperza, Christian był w siódmym niebie. Nie wahał się ani przez moment.

W pół roku odzyskał formę. Uznał przy tym, iż jego rola wymaga dwóch odmiennych interpretacji i mroczne alter ego Bruce'a Wayne'a, zasługuje na szczególne potraktowanie. Według niego Batman to "dzikie zwierzę", a przystojny playboy z Gotham znika, gdy przywdziewa swój strój. Film przyniósł mu status gwiazdy i pozwolił trafić do hollywoodzkiej pierwszej ligi.

W opinii krytyków jego Batman, ten najmroczniejszy spośród wszystkich, jest także najlepszy. Trylogia Nolana ma dziś status kultowej serii.

Ojciec Bale’a nie doczekał wielkiego sukcesu syna, w którego tak bardzo wierzył, choć wiedział, że przygotowuje się do roli superbohatera. Zmarł na raka mózgu w 2003 roku.

Oscar i Złote Globy

W 2010 roku Bale zdobył Oscara za najlepszą rolę drugoplanową, dzięki znakomitej kreacji w filmie "Fighter" Davida O. Russella. Zagrał wyniszczonego nałogiem byłego boksera, który próbuje odbudować własne życie i karierę brata. Bale ćwiczył tym razem nie tylko boks, ale i bostoński akcent, zwłaszcza że grał postać autentyczną - Dicka Eklunda, który był pod wrażeniem jego roli.

Trzy lata później zachwycił w "American Hustle", ponownie u Davida O. Russella. Aby zagrać oszusta Irvinga Rosenfelda, Bale przestudiował nagrania z prawdziwym oszustem Melem Weinbergiem, który posłużył jako inspiracja dla postaci. Znowu zyskał 20 kg, ogolił część głowy i przyjął zgarbioną postawę, co zmniejszyło jego wzrost o 3 cale (7,5 cm) i sprawiło, że cierpiał potem na przepuklinę międzykręgową. Robert De Niro, który pojawił się w epizodzie, nie rozpoznał Bale'a. Był nominowany po raz kolejny do Oscara i Złotego Globu.

W tym samym roku wystąpił jako Michael Burry, zarządca funduszy hedgingowych, w filmie Adama McKaya "The Big Short", komediodramacie o kryzysie finansowym 2007-2008 . W filmie używał protezy oka. Nominacje do Złotego Globu i Oscara stały się dla niego formalnością.

Trzy lata później ponownie zagrał u tego reżysera w filmie "Vice", znów zmieniony nie do poznania, 20 kg cięższy. Obiecał, że już po raz ostatni "szaleje z wagą". Brawurowo wcielił się w Dicka Cheneya - bodaj najbardziej wpływowego wiceprezydenta w historii Ameryki. Pozbawiony moralnego kręgosłupa świat finansistów, zastąpił taki sam świat polityków.

Nie zawiódł także w "Le Mans’66" świetnym dramacie sportowym, gdzie jako brytyjski kierowca Ken Miles wraz Carrollem Shelbym podejmują wyzwanie pokonania ekipy Ferrari w 24-godzinnym wyścigu Le Mans. Z sukcesem. I znów zdobył nominację do Złotego Globu.

Droga do szczęścia

Z biografii Cheunga wynika, że w życiu Bale’a nie liczy się nikt i nic, poza aktorstwem, ale chyba nie jest to do końca prawda. Albo już nie jest. Jego trwające ponad 20 lat małżeństwo z byłą modelką i asystentką Winony Ryder, Sibi Blažić, uchodzi za wyjątkowo szczęśliwe. Chronią swoją prywatność.


- W mojej rodzinie wszyscy byli rozwiedzeni, więc nie miałem zdrowych wzorców małżeństwa. Potem spotkałem Sibi i nagle wydało mi się to bardzo proste i fantastyczne - powiedział kiedyś. Od tamtej pory są nierozłączni. Wszędzie razem.

O ukochanej, z którą pracował nad pierwszym filmem o "Batmanie", opowiadał pełen uznania. W rozmowie z "Marie Claire" śmiał się:


Są rodzicami szesnastoletniej Emmeline i siedmioletniego Josepha. Winona Ryder mówi, że Sibi zmieniła aroganckiego Christiana w innego człowieka.

Nikt jeszcze nie zaprzeczył.