Reklama

"Fałsz nosi podrabianą torebkę od Prady. Żyjemy w równoległych światach. Gdzieś zaciera się granica pomiędzy światem internetowym, fikcyjnym a tym prawdziwym. Najgorzej, kiedy fikcyjne życie przysłania to realne. Kiedy instagramowe pozory biorą górę, tracimy prawdziwe życie. Ludzie lubią ładne obrazki, nie widzą tego, co kryje się za przekoloryzowanymi migawkami z życia influencerów. Nie chcą tego widzieć, nie chcą tego wiedzieć. Ludzie chcą patrzeć na to, co piękne, nieskazitelne, barwne, bo szare życie mają na co dzień. Chcą wieść takie życie jak ich idole celebryci.

Niektórzy wpadają w spirale social mediów i sami próbują swoich sił, marzą o byciu influencerem, co jest szczególnie niebezpieczne w przypadku młodych osób. Kiedy wybucha jakaś afera, chcą krwi, dram i adrenaliny, nie interesuje ich żywy człowiek po drugiej stronie ekranu. Igrzysk i chleba! A internet to przecież całodobowe igrzyska. Tam zawsze ktoś robi coś ciekawego, tam zawsze coś się dzieje. Piękne miejsca, ekskluzywne zakupy, idealni ludzie, a kiedy znudzi się idealne życie, można popatrzeć na czyjś upadek. Można go opluć, nie licząc się z konsekwencjami, dokopać, wyśmiać, ulżyć obie po ciężkim dniu. Social media to rozrywka dostępna dwadzieścia cztery godziny na dobę i dla każdego.

Reklama

To też miejsce pełne szans i pułapek. Tylko od nas zależy, jaką drogą będziemy podążać w szalonym świecie wiecznych niespodzianek, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Czy będziemy umieli oprzeć się pokusom? Czy zawsze warto iść po trupach do celu? Czy warto poświęcać wszystko dla aprobaty osób z sieci?" - czytamy w najnowszej książce Wioletty Pyzik (w sieci znanej jako Niewyparzona Pudernica).

"Za wszelką cenę" - choć jest powieścią - ma zaskakująco wiele wspólnego z rzeczywistym światem mediów społecznościowych. Fałsz, zakłamanie, kreowanie perfekcyjnej rzeczywistości i budowanie obrazu popularnej instagramowej dziewczyny podszyte są tam problemem z alkoholem, obniżonym poczuciem własnej wartości, zaburzeniami lękowymi, uzależnieniem od leków czy zgodą na przemoc fizyczną i psychiczną.

Iza - 36-letnia influencerka z małego miasteczka na wschodzie Polski - rozpaczliwie, nie zważając na konsekwencje, chce udowodnić obserwatorom, że żyje w bajkowej rzeczywistości. Pomóc ma jej w tym bogaty, przystojny partner, który okazuje się być przemocowym przestępcą wpędzającym kobietę w wiele groźnych sytuacji.

"Trzeba mieć własne zasady"

Pyzik postanowiła obnażyć świat internetowych celebrytów i pokazać jego pozorność. Dlaczego? Bo chce uświadamiać - szczególnie nastolatków wchodzących właśnie w dorosłość - na temat poważnych zagrożeń czekających na nich w sieci. I choć brzmieć może to nieco banalnie, bo przecież na co dzień, nawet podczas zajęć w szkole - mówi się o tym sporo, często jednak nie w taki sposób, w jaki młodzież powinna to słyszeć.

- Bądźmy szczerzy, mało którego licealistę interesują typowe edukacyjne pogadanki. I wtedy wchodzę ja, cała na biało (śmiech). Z książką, która teoretycznie jest przeznaczona dla osób pełnoletnich, ale praktycznie powinni przeczytać ją też kilkunastoletni młodzi ludzie. Pamiętam, że będąc w ich wieku, sięgałam po takie "dorosłe" lektury - opowiada Pudi w rozmowie z Interią.

Dlatego też zdecydowała się na cykl spotkań autorskich, również dla młodzieży. Rezultat przerósł jej oczekiwania.

- Są naprawdę zaciekawieni. W momencie, gdy wyjaśniam, jak można zarabiać w sieci, momentalnie odkładają telefony i słuchają uważnie. Internet ma wiele możliwości, co podkreślam za każdym razem, ale nie możemy zapominać o tej jego drugiej stronie. Tłumaczę, że zostać gwiazdami mogą w łatwy i szybki sposób. Dobrą platformą jest do tego choćby TikTok, ale im szybciej zabłysną, tym szybciej mogą zgasnąć. Pytanie też, czym chcieliby zasłynąć? Ja wybrałam drogę dłuższą, ale - wstając codziennie z łóżka - mogę spojrzeć na siebie w lustrze bez odrazy. Jestem konsekwentna w działaniu i nietraceniu prawdziwej siebie. To im powtarzam - że muszą mieć własne zasady i twardo stąpać po ziemi.

Według kobiety dzisiejsza młodzież ma dużą świadomość, choć jest też bardzo podatna na wpływy.

- Jedna z dziewczynek po spotkaniu powiedziała, że szkoda, że na informatyce nie słyszą takich historii jak te z mojej książki. Iza - główna bohaterka - cierpi na "syndrom oszusta". Z ogromnym trudem buduje swój wizerunek w sieci, mając świadomość, że to jedno wielkie kłamstwo. W pewnym momencie nawet ona zaczyna wierzyć w to, że życie w ciepłym kraju i zdjęcia w bikini przy palmie zrekompensują jej poniżenie, które doświadcza od faceta, rozwiążą problem uzależnienia od leków antydepresyjnych czy alkoholizm.

Duża odpowiedzialność

Przy okazji spotkań autorskich - szczególnie z nastolatkami - Pyzik czuje dużą odpowiedzialność. - Choć na instagramowym profilu mam raczej kontent rozrywkowy, bardzo zależało mi na społecznym i edukacyjnym aspekcie powieści. Pytania zadawane przez młodych utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto było tę historię poprowadzić tak, a nie inaczej.

Pudi na co dzień mieszka w Krasnymstawie - niewielkim mieście na Lubelszczyźnie. Ile jest w niej książkowej Izy?

- (śmiech). Na szczęście chyba niewiele. Może tylko to, że za długo czekałam z realizacją marzeń, choć - w przeciwieństwie do niej - nie liczyłam na innych, tylko sama wzięłam się do pracy. Od zawsze kochałam pisać i pewnego dnia stwierdziłam, że zajmę się copywritingiem, a następnie pisaniem książek. "Za wszelką cenę" jest moją trzecią, pierwszą wydaną pod szyldem Purple Book, z czego bardzo się cieszę.

Czy środowisko influencerów zareagowało negatywnie na pozycję de facto demaskującą jego kulisy? - Może żyję w jakiejś dziwnej bańce, ale nie dostałam niepochlebnych komentarzy. Albo powieść nie dotarła jeszcze do tych, do których miała (śmiech).

Starannie wyselekcjonowane fragmenty

O rozsądnym korzystaniu z mediów społecznościowych rozmawiamy z psycholog i psychoterapeutką Jessicą Kmieć.

- Kluczowe jest odpowiedzenie sobie na pytanie, w jakim celu z nich korzystamy i dopilnowanie tego, aby tak właśnie było. Czy chodzi wyłącznie o rozrywkę, podtrzymywanie kontaktu ze znajomymi, czy są dla nas źródłem informacji? Krótko mówiąc, jaką pełnią w naszym życiu rolę. Ważne jest także to, by określić czas, jaki chcemy spędzać na ich przeglądaniu. Możemy ustawić przedział, w trakcie którego będziemy zaglądać do nich, po to, by uniknąć nadmiernego czasu przeznaczanego na świat wirtualny.

Terapeutka zwraca też uwagę na to, by weryfikować i selekcjonować treści, po które sięgamy.

- Chodzi o to, by były to sprawdzone źródła i takie, które nie wpływają na obniżenie naszego samopoczucia, nastroju, czy samooceny. W tym miejscu chciałabym przypomnieć, że w mediach społecznościowych widzimy jedynie wycinek, kawałek czyjegoś życia. Dodatkowo widzimy to, co dana osoba chce, abyśmy zobaczyli. Widzimy czyjąś kreację, niecałe życie, dlatego nie sugerujmy się w całości tym, co obserwujemy. Z tego powodu unikajmy porównywania naszego życia z życiem innych, które obserwujemy w mediach społecznościowych. Każdy ma inne doświadczenia i wyzwania, a to, co widzimy w świecie internetu, nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością. 

Kobieta apeluje, by koncentrować się na życiu zgodnie z własnymi przekonaniami. - Nie oceniajmy i nie budujmy naszego poczucia własnej wartości na podstawie liczby polubień czy obserwujących. Inwestujmy czas w realne relacje, aktywności i rozwijanie się poza światem wirtualnym.

"Czułam, że nie mówiąc o problemach, będę nieprawdziwa"

Karolina Maras jest blogerką modową. W sieci działa od czasów nastoletnich. Kilka lat temu postanowiła podzielić się informacją o gorszym stanie psychicznym.

- Wtedy jeszcze w social mediach nie mówiło się za wiele o terapii. Pod koniec studiów wydarzyło się kilka bardzo trudnych dla mnie rzeczy, które sprawiły, że wróciła do mnie depresja. Kończyłam stomatologię, nałożyły się na to jeszcze covid, izolacja. Czułam, że jest u mnie tak źle, że wrzucając ładne zdjęcia i nie wspominając o tym, będę po prostu nieprawdziwa. W tamtym momencie chciałam dać temu upust i zrzucić trochę ciężaru. A kiedy powiesz o czymś trudnym na głos, wtedy wydaje się to mniej straszne - zaznacza w rozmowie z nami.

Karolina cierpiała na bezsenność, była wykończona psychicznie i fizycznie. Jak wspomina, czuła się jak małpka w cyrku próbująca żonglować życiem prywatnym, studiami, depresją, social mediami.

- Z perspektywy czasu mogę ocenić, że podzielenie się tą historią to bardzo dobry ruch. Wiele osób pisało, że ma podobnie, że nie jestem w tym sama. A to daje poczucie wspólnoty i w pewien sposób pociesza, oswaja, że naprawdę to nie jest jednostkowy problem.

Czy na początku drogi w internecie sama łapała się na pułapki idealnego życia u innych?

- Oczywiście, nadal tak czasem mam, choć doskonale wiem, że te piękne kadry to zaledwie ułamek rzeczywistości. Napisałam ostatnio post, w którym zwróciłam uwagę na to, że każdy z nas może odnieść wrażenie, jakby miał nudne - w porównaniu do innych - życie. Że ci inni są co miesiąc w ciepłych krajach, mają najlepszy samochód, mieszkanie i wszystko im się układa. A to tak nie wygląda - puentuje Karolina Maras.

Realny wpływ

Czy te szczere wpisy osób publicznych dotyczące zmagań z uzależnieniami, chorobami psychicznymi, zaburzeniami emocjonalnymi itp. realnie mogą mieć wpływ na "oswajanie" takich problemów i zachęcać odbiorców takich postów do sięgnięcia po pomoc?

 - Tak, jak najbardziej. Publiczne dzielenie się osobistymi doświadczeniami może sprawić, że korzystanie z pomocy zostanie znormalizowane, osoby sięgające po pomoc przestaną być stygmatyzowane i być może dzięki temu coraz więcej potrzebujących skorzysta z pomocy. Osoby publiczne otwarcie mówiące o własnych wyzwaniach pomagają normalizować te tematy i pokazują, że są one częścią ludzkiego życia. Pokazują, że każdy z nas w pewnym momencie może doświadczyć kryzysu, może nie wiedzieć, w jaki sposób sobie poradzić z nawarstwiającymi się problemami i nie ma w tym nic złego, by wtedy sięgnąć po pomoc. Że jest to forma zadbania i zatroszczenia się o siebie, nie wstyd i nie oznaka słabości. A nawet jeśli jest to oznaka słabości, to wciąż nie ma w tym nic złego, by pozwolić sobie w tych trudniejszych momentach pomóc innym osobom - wyjaśnia Jessica Kmieć.

Terapeutka wspomina również o budowaniu wspólnoty z odbiorcami.

- Dzielenie się własnymi doświadczeniami może przyczynić się do edukacji społeczeństwa na temat problemów zdrowia psychicznego. A ta jest kluczowa dla zrozumienia tych kwestii i promowania akceptacji oraz wsparcia dla osób zmagających się z nimi. Osoby publiczne mogą także zwiększyć świadomość swoich obserwatorów o dostępnych źródłach pomocy, czy organizacjach wspierających osoby zmagające się z uzależnieniami i problemami psychicznymi. Jednak ważne jest, aby osoby publiczne pamiętały i dbały jednocześnie o własne zdrowie psychiczne podczas dzielenia się swoimi historiami. Nie wszyscy są gotowi publicznie dzielić się swoimi problemami, i to jest w porządku. Ważne jest, aby każdy wsłuchiwał się w swoje potrzeby, dbał o swoje granice i na fundamencie tego podejmował decyzje, które są dla niego odpowiednie - kończy.