Reklama

"Gdyby ktoś mi powiedział, że wypad do Panamy przypłacę (jak dotąd) ponadtygodniową gorączką i pobytem na oddziale chorób tropikalnych, gdzie stwierdzą, że to denga, to i tak bym poleciał" - napisał w mediach społecznościowych Michał Michlewicz, doktorant w Katedrze Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Kiedy odnalazłem jego wpis, zrozumiałem, dlaczego mam problem ze skontaktowaniem się z nim w sprawie innego tekstu.

Zmiany klimatu formują trend

Mężczyzna nie zbagatelizował objawów i tego, że wrócił z Ameryki Środkowej. Gdyby bowiem rozwinęła się u niego gorączka krwotoczna denga z zespołem wstrząsowym, nieleczona mogłaby zakończyć się nawet zgonem.

Reklama

Razem z nim na oddziale zakaźnym leżało sporo osób, które do niedawna przebywały na zagranicznych wyjazdach, wśród nich kilku księży misjonarzy.

Młody przyrodnik odzyskał zdrowie, a ja zacząłem dociekać, jaka jest skala zachorowań na choroby tropikalne wśród Polaków. Nie jest jeszcze źle, ale dobrze też nie.

Dane Państwowego Instytutu Higieny nie pozostawiają złudzeń. Zachorowalność w naszym kraju wciąż rośnie. Nawet 40 proc. gorączek, z którymi pacjenci zgłaszają się do lekarzy po powrocie z urlopów, może mieć przyczynę zakaźną. Wiele z nich jest np. malarią lub dengą.

- Powróciliśmy do poziomu, jaki był przed okresem pandemii COVID-19. Ludzie coraz częściej znowu podróżują, w tym w regiony tropikalne - mówi o rosnącej liczbie chorych dr hab. med. Monika Bociąga-Jasik z Kliniki Chorób Zakaźnych i Tropikalnych Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

Pacjentów może nadal przybywać. - Na pewno są takie trendy epidemiologiczne, ponieważ zwiększają się regiony dla występowania dengi. Osób z nią mamy znacznie więcej niż kilka lat temu.

Do lecznic trafiają również z innymi chorobami, o których dotychczas w Polsce niewiele słyszano. Ekspertka nie ma wątpliwości: - To wiąże się ze zmianami klimatycznymi, pojawieniem również w Europie wektorów przenoszących pewne jednostki chorobowe. Musimy więc o tym pamiętać, że są takie, których nie braliśmy pod uwagę w diagnostyce różnicowej u pacjentów niepodróżujących do rejonów pandemicznych, a mogą pojawić się i bez tej wycieczki.

Komary tygrysie w natarciu

Tak jest na przykład z gorączką Zachodniego Nilu. Wirusa przenoszą komary, głównie z rodzaju Culex i Aedes. Jednym z nich jest komar tygrysi (Aedes albopictus), który nie tylko pojawił się w Europie, ale dotarł do naszych sąsiadów - Niemiec i Czech. Wielokrotnie także pojawiały się sygnały - dotychczas niepotwierdzone - o jego wystąpieniu w Polsce.

ZOBACZ: Biliony skutecznych zabójców. Najgroźniejszy nadciąga do Polski - Tygodnik PolsatNews.pl

Wirusa gorączki Zachodniego Nilu po raz pierwszy wyizolowano w 1937 r. Od tego czasu odpowiedzialny był za epidemie wybuchające w Afryce Północnej, Ameryce Północnej i Bliskim Wschodzie. W 1999 r. wywołał epidemię zapalenia opon mózgowych w Nowym Jorku, później dotarł do południowych rejonów prowincji Ontario w Kanadzie.

Przed trzema laty ministerstwo zdrowia regionu Andaluzji podało, że zostało nim zakażonych 25 osób przebywających w hiszpańskich szpitalach. Dziewięć trafiło na oddziały intensywnej terapii z diagnozą zapalenia mózgu i opon mózgowo-rdzeniowych.

Wszystkich przypadków w regionie Sewilli odnotowano ponad 30, w tym śmiertelny - zmarł 77-letni mężczyzna.

We wrześniu 2019 r. zakażenie wirusem Zachodniego Nilu potwierdzono u pacjenta z regionu Lipska. Przypadek ten uznano za pierwszą w Niemczech transmisję arbowirusa przez lokalne komary.

Wirus gorączki Zachodniego Nilu jest na szczycie listy wśród przenoszonych przez agresywne komary azjatyckie, zwane również tygrysimi - z powodu srebrnobiałych pasków na tle czarnego ciała. Owad ten, osiągający do 10 mm długości, jest aktywnym w ciągu dnia krwiopijcą. Atakuje ludzi, zwierzęta gospodarskie i dzikie.

Naturalny zasięg występowania tego gatunku obejmuje Azję Południowo-Wschodnią oraz wyspy Oceanu Indyjskiego i Spokojnego - od Madagaskaru po Japonię. Wraz z globalizacją i importem towarów z Azji m.in. roślin czy wyrobów z bambusa oraz opon samochodowych, dotarł w inne rejony świata.

Na Starym Kontynencie komar tygrysi pierwszy raz pojawił się w 1975 r. w Albanii. Od 1990 r. zaobserwowano go we Włoszech, a w ostatnich latach we Francji, Belgii, Grecji, Czarnogórze, Hiszpanii, Chorwacji, Szwajcarii, Niemczech i na Słowacji. W 2008 r. odnotowano go w 28 krajach świata, poza jego naturalnym zasięgiem.

Na przełomie lipca i sierpnia 2020 r. komary tygrysie wykryto w pięciu gminach w Holandii. Tamtejszy Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności i Produktów Konsumenckich (NVWA) przyznał, że potencjalne zagrożenie istnieje i dokładnie monitoruje sytuację. W każdym przypadku wykrycia komara azjatyckiego sprawdzany jest obszar w promieniu 100 metrów od miejsca, w którym zlokalizowano owada. Usuwa się stamtąd wszystkie elementy mogące go wabić.

W tym samym czasie alarm przed inwazją komarów tygrysich podniosły media we Francji. Powołując się na ekspertów, przekazały, że owady te skolonizowały już 58 z 96 departamentów.

Zaniepokojenie Francuzów pojawiło się wraz z wnioskami komisji parlamentarnej powołanej do oceny środków, jakie należy podjąć przeciw rozprzestrzenianiu się komara tygrysiego. - Pozbycie się ich jest niemożliwe i trzeba nauczyć się z nimi żyć - miała przyznać sprawozdawczyni komisji Ramlati Ali, cytowana przez dziennik "La Depeche". Tłumaczyła, że ich larwy są nadzwyczaj wytrzymałe na zmiany temperatury i rozwijają się bez trudu w najmniejszych nawet zbiornikach stojącej wody. Wystarczy kałuża, a nawet doniczka z kwiatami.

- Akurat gorączkę Zachodniego Nilu nie do końca traktujemy jako chorobę tropikalną, ale to bardzo groźna choroba wektorowa występująca już w Europie, Hiszpanii, Włoszech - przyznaje dr Monika Bociąga-Jasik.

Zwraca uwagę, że niektóre jednostki chorobowe nie występują u nas, a w krajach ościennych tylko dlatego, że nie prowadzimy diagnostyki w kierunku ich wykrycia. - Czasami może to być wyłącznie ta przyczyna, tak może być z gorączką Zachodniego Nilu.

Rozprzestrzenianiu pochodzących z Azji komarów sprzyja globalne ocieplenie. - Tylko komar tygrysi zdolny jest w tak szybkim tempie skolonizować kraj - przyznał entomolog z Instytutu Pasteura Anna-Bella Failloux na łamach "Le Figaro".

Choroby tropikalne, które są coraz bliżej nas

Poza gorączką Zachodniego Nilu szczególnie niebezpiecznych jest kilka innych chorób tropikalnych, które wraz ze zmianami klimatu pojawiają się coraz bliżej naszych granic. Wśród nich najczęściej wymieniane są:

Zika - wywoływana przez wirusa Zika (ZIKV), który podobnie jak gorączki Zachodniego Nilu, przenoszony jest przez komary z rodzaju Aedes (głównie Aedes aegypti i Aedes albopictus). Po raz pierwszy wyizolowano go u makaka królewskiego z lasu Zika w Ugandzie w 1947 r. Pierwsze doniesienia o zakażeniu tym wirusem człowieka pochodzą z 1952 r. Twarde dowody wystąpienia gorączki Zika u człowieka zdobyto dwa lata później. Do 2007 r. na świecie zanotowano jednak zaledwie ok. 10 przypadków choroby u ludzi. Później nastąpiła prawdziwa eksplozja zachorowań. Najpierw w Mikronezji na Pacyfiku (na wyspie Yap) zachorowało ponad pięć tysięcy osób, a w latach 2013-2015 masowe zakażenia wystąpiły na wyspach Pacyfiku: na Polinezji Francuskiej, Nowej Kaledonii, Wyspach Cooka, Wyspie Wielkanocnej oraz Wyspach Salomona. W 2015 r. Zika dotarł do Brazylii i ponad 20 innych państw Ameryki Południowej i Środkowej. Rok później liczbę zakażonych na świecie szacowano na 1,6 miliona. Do zakażenia dochodzi prawdopodobnie również przez kontakty seksualne i transfuzję krwi.

W końcu wirus pojawił się w kolejnych państwach obu Ameryk. W Europie znane są przypadki z takich krajów jak: Albania, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Czarnogóra, Francja, Grecja, Hiszpania, Słowenia, Szwajcaria, Włoch.

Zazwyczaj cechuje się przebiegiem bezobjawowym lub samoograniczającym. Niekiedy występują objawy grypopodobne, ból i zawroty głowy, ból brzucha, brak apetytu oraz wysypka plamisto-grudkowa. Zakażenie w ciąży może wiązać się z małogłowiem.

Leiszmaniozy - grupa chorób pasożytniczych wywoływanych przez wiciowce z rodzaju Leishmania, przenoszonych przez krwiopijne samice muchówek z rodzaju Phlebotomus i Lutzomyia. Pasożytami patogennymi dla człowieka, który jest ich żywicielem ostatecznym są Leishmania donovani, Leishmania infantum i Leishmania chagasi. Rezerwuarem tych pierwotniaków są głównie psy i wolno żyjące gryzonie. Zakażenie u ludzi powoduje 21 z ogólnej liczby 30 gatunków, które atakują zwierzęta. Na terenach występowania leiszmanioz żyje 350 milionów ludzi.

90 proc. przypadków jednej z najgroźniejszych leiszmanioz - tzw. leiszmaniozy trzewnej - występuje w Bangladeszu, Nepalu, Sudanie i Brazylii. Ostatnio także w południowej Europie.

W Polsce leiszmaniozę skórną stwierdzano głównie u kierowców ciężarówek powracających z Bliskiego Wschodu lub osób spędzających wakacje nad Morzem Śródziemnym i w krajach południowoamerykańskich.

Ocenia się, że co roku na leiszmaniozę choruje 12 mln osób. Każdego roku odnotowuje się około 2 mln nowych zachorowań.

Objawami leiszmaniozy trzewnej są: gorączka, obfite pocenie się, nudności, obrzęki, obecność płynu w jamie otrzewnej, spadek masy ciała, anemia. Charakterystyczne jest też duże zwiększenie objętości śledziony. Skóra przybiera szare zabarwienie (stąd nazwa czarna febra). O przypadku leiszmaniozy trzewnej świadczy w szczególności gorączka trwająca dłużej niż dwa tygodnie i brak poprawy po zastosowaniu leków przeciwmalarycznych.

Leiszmanioza skórna powoduje owrzodzenia skóry, martwicę tkanek pozostawiająca blizny po dłuższym czasie, trudno gojące się rany. Zmiany chorobowe obejmują najczęściej twarz, szyję, kończyny.

W przypadku leiszmaniozy skórno-śluzówkowej wstępują zniekształcenia twarzy, uszkodzenia tkanek miękkich, chrząstek i kości nosa.

Nieleczona leiszmanioza prowadzi do śmierci chorego.

Malaria - tropikalna choroba pasożytnicza, której różne postacie wywoływane są przez jeden lub więcej z pięciu gatunków jednokomórkowego pierwotniaka z rodzaju Plasmodium.

Wektorem malarii przenoszącym ją między osobami chorymi i zdrowymi są samice komarów z rodzaju Anopheles - ponad 80 gatunków. Zarodźce malarii są pierwotniakami pasożytującymi u człowieka w wątrobie oraz w krwinkach czerwonych krwi obwodowej.

To najczęstsza na świecie choroba zakaźna, na którą co roku zapada ponad 220 mln osób, a umiera do 3 mln. Występuje w ponad stu krajach strefy tropikalnej i subtropikalnej. Zakażeni ludzie także są rezerwuarem czynnika chorobotwórczego - zarodźca malarycznego.

Terytorium Polski w przeszłości należało do terenów, na których malaria występowała endemicznie. W naszym kraju bowiem obecne są powszechnie komary zdolne do jej roznoszenia. Pierwsze doniesienia o zachorowaniach na malarię w Rzeczpospolitej pochodzą z XIX wieku. Ważniejsze epidemie malarii stwierdzono w latach: 1846, 1847, 1854-1856, 1873, 1898, 1920-1923 oraz 1946-1949.

W ostatnich latach liczba zgłaszanych zachorowań rocznie wahała się od 18 do 38. Stwierdzono siedem zgonów.

Choroba rozpoczyna się dreszczami i wysoką gorączką (nawet ponad 40 st. C), którym towarzyszą bóle głowy, nudności, wymioty, niekiedy biegunka, w końcowym okresie napadu pojawiają się obfite poty i następuje gwałtowne obniżenie temperatury ciała. Napady gorączki pojawiają się co 24 godziny (w zakażeniu zarodźcem małpim), 48 godzin w przypadku malarii nazywanej łagodną trzeciaczką (wywołanej przez zarodźca ruchliwego lub owalnego) lub co 72 godziny (w przypadku malarii wywołanej przez zarodźca pasmowego, zwanej czwartaczką), zarażenie zarodźcem sierpowatym wywołuje gorączkę nieregularną lub ciągłą, występującą co około 36-48 godzin; nazywane jest malarią tropikalną lub złośliwą trzeciaczką. 

Nawroty malarii mogą wystąpić po miesiącach albo i latach (pasożyty wytwarzają specjalne formy - hipnozoity).

Denga - wywoływana przez wirus dengi. Objawy obejmują gorączkę, ból głowy, mięśni i stawów oraz charakterystyczną wysypkę, przypominającą tę spotykaną w odrze. W odosobnionych przypadkach choroba prowadzi do zagrażającej życiu gorączki krwotocznej.

Dengę przenosi kilka gatunków komarów należących do rodzaju Aedes, zwłaszcza Aedes aegypti. Rezerwuarem wirusów jest człowiek, sporadycznie w łańcuchu epidemicznym biorą udział małpy. Nie ma możliwości przeniesienia zakażenia bezpośrednio z człowieka na człowieka. Niezbędny jest udział wektora.

Występuje w gorącej strefie klimatycznej Azji Południowo-Wschodniej, Afryki Subsaharyjskiej, Ameryki Środkowej i Południowej oraz na wyspach Oceanii.

Pierwszy odnotowany przypadek odpowiadający prawdopodobnie o dendze opisuje chińska encyklopedia medyczna z czasów dynastii Jin panującej w latach 265-420 n.e. Pisze ona o "zatruciu wodnym" związanym z latającymi owadami. Główny wektor komar Aedes aegypti rozprzestrzenił się z Afryki od XV do XIX wieku, po części na skutek handlu niewolnikami. Zachowały się opisy epidemii z XVII stulecia, ale najbardziej wiarygodne wczesne doniesienia o epidemii pochodzą z 1779 i 1780 r., gdy przetoczyła się ona przez Azję, Afrykę i Amerykę Północną.

Denga stała się problemem globalnym od II wojny światowej. Zapadalność na nią wzrastała dramatycznie od lat sześćdziesiątych XX wieku, rocznie infekcji ulegało od 50 do 100 milionów ludzi.

Od 2010 r. denga występuje jako zakażenie rodzime we Francji (Nicea) i w Chorwacji. Komary przenoszące tę chorobę znaleziono również w cieplarniach w Holandii. Sytuacja epidemiologiczna zmieniła się dość znacząco, gdy w Czechach na dengę zachorował pacjent, który nigdy nie opuszczał kraju oraz, gdy w południowej Europie zagościł na stałe komar tygrysi Aedes albopictus.

Ludzie zainfekowani wirusem dengi najczęściej (80 proc.) nie wykazują objawów lub mają łagodne symptomy, jak niepowikłana gorączka. U niektórych rozwija się cięższa postać choroby (5 proc.).

Charakterystyczne objawy obejmują nagle pojawiającą się gorączkę, ból głowy (zlokalizowany typowo za oczami), mięśni i stawów oraz wysypkę. Mogą jej towarzyszyć ciężki świąd i bradykardia. Może pojawić się inna wysypka, o wyglądzie plamisto-grudkowym bądź charakterystycznym dla uszkodzenia naczyń. Poprzedza ona złuszczanie się skóry. Na tym etapie może dojść do hiperwolemii (stan, w którym w łożysku naczyniowym znajduje się zbyt duża objętość płynu, czyli krwi). Jeżeli dotknie ona mózgu, prowadząc do jego obrzęku, może obniżyć poziom świadomości bądź wywołać drgawki. Uczucie zmęczenia u dorosłych może trwać tygodnie.

Gorączka krwotoczna Marburg - wyjątkowo niebezpieczna wirusowa gorączka krwotoczna występująca w Afryce Subsaharyjskiej. Kuzynka eboli. Wirus wyizolowano w roku 1967 w fabryce szczepionek Behringa w Marburgu, do której sprowadzono koczkodany zielone (Chlorocebus aethiops) w celu pozyskania od nich nerek i wyprowadzenia hodowli, w której namnażany był wirus polio. W ten sposób pozyskiwany wirus służył do produkcji szczepionki przeciwko poliomyelitis. W trakcie tych doświadczeń 29 osób zakaziło się wirusem Marburg, siedem z nich zmarło.

Prawdopodobnie rezerwuarem wirusów mogą być - poza niektórymi gatunkami małp - nietoperze owocożerne. Zwierzęta te mogą przenosić je na naczelne znajdujące się w bliskim sąsiedztwie, w tym na ludzi, a do przeniesienia wirusa z człowieka na człowieka dochodzi następnie poprzez kontakt z krwią lub innymi płynami ustrojowymi.

Powoduje ciężką gorączkę, której często towarzyszy krwawienie i niewydolność organów. Na podstawie objawów klinicznych nie można odróżnić gorączki krwotocznej Marburg od gorączki krwotocznej Ebola.

Według WHO śmiertelność w potwierdzonych przypadkach z poprzednich epidemii wahała się od 24 proc. do 88 proc., w zależności od szczepu wirusa i podjętych działań.

W udokumentowanym 7 stycznia ognisku gorączki krwotocznej Marburg w zachodnioafrykańskim stanie Gwinea Równikowa zmarło jedenaście osób.

W ostatni wtorek ministerstwo zdrowia Tanzanii przyznało, że tajemniczą chorobę, która zabiła dotychczas pięć osób, zidentyfikowano właśnie jako gorączkę krwotoczną Marburg. Szefowa resortu Ummy Mwalimu wezwała obywateli do zachowania spokoju. Zapewniała, że "rząd opanował rozprzestrzenianie się choroby". W szpitalach przebywa obecnie trzech chorych, a 161 kontaktów jest śledzonych przez władze.

- Nie ma potrzeby siać paniki ani wstrzymywać działalności gospodarczej. Tanzania nie jest pierwsza. Mamy wszystko, czego potrzeba, by kontrolować tę zakaźną chorobę - mówiła Mwalimu.

Główny Inspektorat Sanitarny przyznaje, że choć "epidemie i przypadki gorączek krwotocznych Ebola i Marburg występowały dotychczas głównie w Afryce, istnieje ryzyko zawleczenia tych chorób również na inne tereny, w tym także do Europy".

Chikungunya - wywoływana przez wirusa chikungunya, występująca głównie w południowej Azji i wschodniej Afryce. Podobna jak denga, przenoszona jest przez komary - Aedes aegypti, Aedes albopictus i Aedes polynesiensis. Rezerwuarem zarazka są małpy. Nie występuje transmisja pomiędzy ludźmi.

Po raz pierwszy opisano ją w Tanzanii w 1953 roku. Masowe zachorowania wystąpiły w 2006 r. na wyspach Oceanu Indyjskiego (m.in. na Madagaskarze, Seszelach i Malediwach) oraz w nadbrzeżnych częściach Indii i Malezji. W 2007 r. pierwsze przypadki zanotowano w Europie (Włochy). Ponowne, liczne zachorowania pojawiły się w tym kraju w 2017 r.

Zakażenie wirusem chikungunya powoduje gorączkę, bóle głowy, nudności, osłabienie, bóle stawów i mięśni, wysypki i świąd skóry. Gorączka zwykle ustępuje w ciągu kilku dni, rzadziej tygodni. Zdarzają się przedłużające się bóle i zapalenia stawów potrafiące dokuczać nawet przez lata.

Gorączka zakaźna Lassa - wywoływana przez wirus Lassa mammarenavirus. Rezerwuarem i źródłem zakażenia są szczury. Na człowieka przenosi się po kontakcie z wydalinami gryzoni, a także zakażonych lub chorych ludzi. Wirus może dostać się do organizmu drogą oddechową, bądź też pokarmową. Choroba może się szerzyć również drogą płciową oraz poprzez kontakt uszkodzonej skóry lub śluzówek z krwią, wydzielinami i wydalinami zakażonego zwierzęcia lub człowieka.

Występuje w zachodniej Afryce, ale z uwagi na szczególną zakaźność oraz łatwość przenoszenia stwarza zagrożenie zawleczenia do wszystkich innych krajów świata.

W około 80 proc. przypadków zakażenie przebiega bezobjawowo. W pozostałych po okresie inkubacji trwającym około 7-15 dni, pojawiają się ostre objawy wynikające z uszkodzenia wielu narządów. Dochodzi m.in. do pogorszenia stanu ogólnego, gorączki, bólów głowy, gardła, mięśni. Choremu dokuczają bóle brzucha, wymioty, biegunka, bóle w klatce piersiowej. Na migdałkach pojawiają się biało-żółte naloty, pęcherzyki oraz owrzodzenia. Mogą wystąpić również objawy krwotoczne.

Liczbę zakażeń szacuje się na 300-500 tysięcy rocznie. Wirus ten ma - według WHO - największy potencjał na wywołanie epidemii, w której śmiertelność mogłaby wynosić aż 50 proc.

Na początku 2022 r. pojawił się w Europie.

W ostatnich dniach Politechnika Warszawska poinformowała, że zespół jej doktorantów opracował szybki i biodegradowalny test wykrywający wirusa Lassa. Wynik uzyskuje się już po 15 minutach, gdy dotychczasowe testy laboratoryjne wymagały dwudniowego oczekiwania.

Krymsko-kongijska gorączka krwotoczna - gorączka krwotoczna (CCHF) jest chorobą wirusową przenoszoną przez kleszcze. Wywołuje ją arbowirus z rodziny Buynaviridae. Do zakażenia może dojść także podczas kontaktu z zakażonymi zwierzętami lub skażonym mięsem, krwią czy skórą.

Okres od momentu ukąszenia przez kleszcza do wystąpienia pierwszych objawów wynosi do 9 dni (średnio 1-3 dni), a po kontakcie z zakażonymi tkankami do 14 dni. Na skutek zakażenia u ludzi dochodzi do podwyższenia temperatury ciała, bólów i sztywności mięśni, zawrotów głowy, światłowstrętu, bólów brzucha i wymiotów. Następnie dochodzi do zaburzeń orientacji, zmian nastroju, a osoba chora staje się agresywna.

W dalszym przebiegu choroby pojawiają się wybroczyny na skórze tułowia i kończyn. Pomimo iż objawy krwotoczne w przebiegu tej choroby są mniej nasilone niż w przypadku innych gorączek krwotocznych, choroba charakteryzuje się wysoką śmiertelnością (około 50 proc.).

Wirusa CCHF stwierdzono u kleszczy w Afryce, Azji, na Bliskim Wschodzie i w środkowej i wschodniej Europie. W Europie przypadki choroby u ludzi zostały potwierdzone w Albanii, Armenii, Bułgarii, Kazachstanie, Kosowie, Rosji, Serbii, Tadżykistanie, Turcji, Turkmenistanie, Ukrainie i Uzbekistanie. W czerwcu 2008 r. pierwszy przypadek potwierdzono w Grecji.

"Wiele rzeczy jest na pewno do zrobienia"

Czy jesteśmy przygotowani do leczenia chorób tropikalnych w Polsce? - I tak i nie. Są jednostki wyspecjalizowane, większość oddziałów zakaźnym ma możliwości diagnostyczne i potrafi leczyć tego typu schorzenia, chociaż nie wszystkie. Z drugiej strony jesteśmy trochę nieprzygotowani, bo gorzej jest z tą diagnostyką na SOR-ach, w regionach, w których nie ma dostępu do oddziałów zakaźnych bardziej wyspecjalizowanych w leczeniu ciężkich schorzeń infekcyjnych - wyjaśnia dr Bociąga-Jasik.

 - Czasami pacjent wracający z rejonów tropikalnych musi się postarać, żeby trafić do jednostki zajmującej się tymi chorobami. To generalnie bolączka dotycząca zakaźnictwa w Polsce, że nie jest tak mocno reprezentowane, jak być powinno.

Naukowczyni podkreśla, że powinniśmy przygotować się do diagnozowania i leczenia chorób tropikalnych. Zauważa, że np. malaria to bardzo poważna choroba, a nie we wszystkich szpitalach istnieją możliwości choćby wykonania szybkiego testu w kierunku jej wykrycia. - Leki przeciwmalaryczne - takie wykorzystywane do leczenia pacjentów w ciężkim stanie - możemy sprowadzać tylko na import docelowy. W naszej jednostce zabezpieczamy się i mamy odpowiedni zapas, gdyby pojawił się pacjent w ciężkim stanie i trzeba byłoby mu je podać. Wiele rzeczy jest na pewno do zrobienia i mogłyby funkcjonować dużo lepiej.