Reklama

- Niewiele osób zna prawdziwego Clinta Eastwood - mówi Maggie Johnson Eastwood, pierwsza żona gwiazdora. I dobrze wie, co mówi, bo przeżyła z nim 30 lat.

Sześćsetstronicowa biografia twórcy "Bez przebaczenia" pióra Patricka McGilligana "Clint. Życie i legenda", nie jest lekturą dla tych, którzy widzą w Eastwoodzie sumienie Ameryki, i chcą go bezkrytycznie wielbić. Jej autor wykonał mrówczą pracę, weryfikując mnóstwo opowieści, jakie znamy z wywiadów z Eastwoodem, czy z napisanej przed laty, wyczyszczonej z kontrowersji biografii Richarda Schickela.

Reklama

Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>

McGilligan odkłamuje tę laurkę wystawioną Eastwoodowi. Na podstawie rozmów z jego bliskimi (niektórzy dziś są wrogami), dokumentów i materiałów z produkcji, lepi portret artysty, który życie prywatne otoczył murem. Po przeczytaniu książki przestanie nas to dziwić, bo portret Eastwooda, jaki z niej się wyłania, nie budzi sympatii. Dostajemy portret patologicznego kobieciarza, przedmiotowo traktującego swoje partnerki (a nawet dzieci), człowieka mściwego, a wreszcie egoisty i narcyza.

Gdy książka McGilligana ukazała się po raz pierwszy w Ameryce (w Polsce mamy jej wersję uaktualnioną), krytycy chwalili ją za rzetelność i ogrom zebranych materiałów. Jej bohater zaś wpadł we wściekłość i pozwał autora o 10 milionów dolarów, zarzucając mu zniesławienie. Skutkiem pozwu był zakaz rozpowszechniania książki w Stanach Zjednoczonych. Na szczęście trwał krótko i biografia ukazała się po kilku korektach, mimo starań Eastwooda, by do tego nie dopuścić.

- Najbardziej demitologizująca książka, jaka została napisana na temat współczesnego Hollywood - stwierdził po jej ukazaniu się "Los Angeles Times Time". Warto dodać, że autor "Clinta..." jest jednym z czołowych amerykańskich biografów i historyków filmu. Na koncie ma m.in. nagradzane biografie George'a Cukora, Alfreda Hitchcocka a wreszcie Jacka Nicholsona. (Ten ostatni, w przeciwieństwie do Eastwooda, przyjął zresztą portret nakreślony przez McGiligana życzliwie).

- Gdy zbierałem materiały do biografii Nicholsona, byłem zdumiony, jak go ludzie kochają i chcą bronić. Gdy pracowałem nad Clintem, uderzyło mnie, ilu ludzi go nienawidzi i nie chce, lub boi się, o nim mówić - powiedział McGiligan "Variety" po ukazaniu się książki.

"Duży i piękny"

Clint Eastwood jest gigantem kina i żywą legendą Hollywood, być może największą spośród żyjących. Świetnym aktorem i jeszcze lepszym, wybitnym reżyserem, nagrodzonym za swoje filmy aż czterema Oscarami. To za ich sprawą awansował do miana czołowych moralistów Ameryki. Fani wierzą, że Eastwood na ekranie i w prawdziwym życiu, to ta sama osoba. Tak jednak nie jest.

McGilligan, rasowy biograf, swoją opowieść zaczyna od dzieciństwa gwiazdora, a nawet wcześniej, kreśląc relacje panujące w rodzinie Eastwoodów. I obalając pierwsze mity.

Clint urodził się 31 maja 1930 roku w San Francisco "duży i piękny". Ważył ponad 5 kg, więc pielęgniarki nazwały go Samsonem. Gdy był dzieckiem, matka podsadzała go nad ogrodzenie podwórka i wołała do sąsiadów: "Ale z niego przystojniak, co?!" Od początku zapowiadał się na wysokiego (mierzy 193 cm!), miał bujne włosy, błyszczące zielone oczy i rozbrajający uśmiech.

Jego dzieciństwo było zwyczajne, a rodzice troskliwi. Rodzina nieustannie się przeprowadzała. Sławny Clint utkał potem opowieść o życiu w biednym Oakland, a robotniczy wizerunek miasta dodawał splendoru jego sukcesom. - Bywało, że posyłano mnie na zmianę z siostrą do babci, która nas podkarmiała - mówił. Tymczasem Eastwoodowie dość szybko przenieśli się do Piedmontu w Kalifornii, do zamożnej części miasta, gdzie mieli własny basen, a każde jeździło własnym samochodem.

Nastoletni Clint uwielbiał zabawy w strzelaninę, w trakcie których, polewał kolegów ketchupem, imitującym krew, co potem zaliczono mu na poczet miłości do kina. Był rozrywany przez dziewczyny. Stracił cnotę w wieku lat 14, ze sporo starszą sąsiadką, o czym sam opowiada. Uczył się marnie. Prawdopodobnie to wytwórnia dorobiła więc do życiorysu legendę... niespełnionego lekkoatlety. Tak naprawdę wcale nie uprawiał sportów. Dopiero gdy trafił do Hollywood, zaczął uprawiać jogging (co robi do dziś). McGilligan opisuje też rozmowę z dyrektorem podstawówki, do której chodził, gdy ten na pytanie o Clinta, mocno wystraszony, zadzwonił do jego wytwórni, "Monpaso", z pytaniem: "Czy mogę o tym mówić?"

Z dokumentów wynika, że nie skończył żadnego college’u i w autoryzowanej biografii Schickela kłamie. Gdy zdecydował się zdawać do college’u w Seattle, wybuchła wojna w Korei i przyszło powołanie do wojska. Clint trafił bazy wojskowej w Fort Ord, na wybrzeżu Monterey. Czekając na ewentualny wyjazd do Korei, pracował jako ratownik na wojskowym basenie, stając się natychmiast ulubieńcem kobiet.

W hollywoodzkiej karierze Clint będzie się wcielał w postaci wojskowych macho, choćby w takich filmach jak "Tylko dla orłów" czy "Złoto dla zuchwałych" . W materiałach promocyjnych pojawiały się wtedy sugestie, że został... odznaczony medalem weterana z Korei! W rzeczywistości w Korei nawet nie był, nie mówiąc o bohaterskich czynach. "Całe dwa lata służby spędził na nieustającej imprezie w Fort Ord" - pisze McGilligan, bo życie tam było wieczną balangą. Bohaterstwo wojenne pozostaje wytworem wyobraźni.

I tu następuje pierwsze spięcie. Według McGilligana, Clint, który robił wszystko, by nie trafić na wojnę, uniknął wysłania do Korei dzięki... romansowi z córką generała. Nie znajdziemy tego jednak w dostępnym wydaniu książki. Po kategorycznym proteście Clinta, wątek usunięto, choć kilka osób miało go potwierdzić.

To właśnie w Fort Ord, na randce w ciemno, Clint spotkał pierwszy raz Margaret Neville Johnson, nazywaną Maggie. Spodobali się sobie od razu, a pół roku później, ku zdumieniu wszystkich, Clint się oświadczył i wzięli ślub.

Był rok 1953. Wkrótce przenieśli się do Los Angeles.

Witajcie w Hollywood

Choć McGilligan wyraźnie nie lubi Eastwooda-człowieka, odnosi się z respektem do jego artystycznych dokonań. Pokazuje też, jak z faceta z kiepskim głosem i złą dykcją, ale z fantastycznym wyglądem, przeistoczył się w doskonałego aktora. To właśnie fragmenty opowiadające o początkach kariery Clinta, mało znane, są tu najciekawsze.

Jeszcze w Fort Ord miał zauważyć Clinta reżyser, który kręcił tam film, i zachęcił do pokazania się w Hollywood. Wersji opisujących jego drogę do wytwórni, jest zresztą kilka. McGilligan obala wszystkie. Wedle opowieści świadków, Clint miał przesiadywać w barze wytwórni Universal, "w obcisłym swetrze", gdy poznał uwodzicielską telefonistkę ze studia U-1, której wpadł w oko. Ta przemyciła go do studia. Tak dostał pierwszą małą rólkę.

Wytwórnia posłała go od razu na zajęcia do Universal Talent School. Nie wróżono mu kariery. Był sztywny, nieporadny i cedził słowa przez zęby, co denerwowało nauczycieli. "Trzeba poprawić emisję głosu - rokowania niedobre" - notowali. Tę słabość, Eastwood z czasem przekuł w zaletę.

By jego kariera ruszyła, potrzebował czterech lat. Przez ten czas na życie zarabiała głównie Maggie, pracując jako modelka. W 1959 roku trafił do serialu "Rawhide" i szybko stał się gwiazdą. Kontrakt nie pozwalał mu występować w amerykańskich filmach kinowych, jednak dopuszczał europejskie. Więc wybrał się do Europy. Tam Sergio Leone obsadził go w roli bezimiennego rewolwerowca w spaghetti westernie "Za kilka dolarów". Grając go, nawet łagodne słowa Eastwood cedził przez zaciśnięte zęby. Trylogię dolarową Leone dopełniły potem: "Za kilka dolarów więcej"  i "Dobry, zły i brzydki". To był początek trwającej nieprzerwanie szóstą dekadę kariery Eastwooda.

McGilligan fantastycznie opisuje współpracę, nieznającego angielskiego Sergio Leone, z Clintem. Z jego długich dialogów aktor usuwał całe kwestie, ale Sergio nic nie rozumiał, więc nie robił awantur. Po latach Eastwood powie, że wszystkiego o reżyserowaniu nauczył się od niego. Leone, gdy nakręci genialne "Dawno temu w Ameryce", porówna go potem z...Robertem De Niro, dla wielu najlepszym z amerykańskich aktorów. "Bobby jest przede wszystkim aktorem. Clint jest przede wszystkim gwiazdą. Bobby cierpi. Clint ziewa...". Kurtyna.

Eastwood w jednym z wywiadów nieskromnie powie:

Bo we mnie jest seks

Z końcem lat 60. Eastwood stał się prawdziwą gwiazdą. Kolejnym przełomem było spotkanie z Donem Siegelem, który wykreował postać inspektora Callahana, czyli "Brudnego Harry’ego". Znamy go doskonale. Ugruntował jego wizerunek twardziela.



Harry Callahan - twardziel, wierny wartościom, jakie cywilizowały Amerykę, stał się dla jej mieszkańców antidotum na obyczajowe rozpasanie, lekarstwem na poczucie bezsilności. Podzielił krytyków. Pisano, że to "prawicowa fantazja", a wybitna krytyczka filmowa Pauline Kael nie bez racji nazwała serię "atakiem na liberalne wartości". Eastwood dziś nazywający siebie libertarianinem (od 1999 roku jest członkiem Partii Libertariańskiej), wtedy utożsamiany był z republikańską częścią Ameryki.

To trzecia pod względem liczebności członków partia w USA, deklarująca nade wszystko zachowanie pełnych swobód obywatelskich, nieingerencję rządu w życie prywatne obywateli, wolność słowa, prawa osób LGBT (także do zawierania małżeństw osób tej samej płci i do adopcji dzieci) i prawo do aborcji.

Eastwood faktycznie w swoich filmach wierny jest tym deklaracjom. Przypomnijmy, oburzenie konserwatywnej części jego fanów, gdy w nagrodzonym dwoma najważniejszymi Oscarami filmie "Za wszelką cenę", daje swojej kalekiej bohaterce prawo do odebrania sobie życia. Ba, nawet grany przez niego bohater jej w tym pomaga. I to iście libertariańska postawa. Tyle tylko, że między kinem, jakie tworzy a tym, jak żyje, istnieje przepaść.

Najjaskrawiej widać to w politycznych wyborach Eastwooda. Bo jak wyjaśnić fakt, że przed pięcioma laty zagłosował na Donalda Trumpa, który zaprzecza wszystkim wartościom, jakie wyznają libertarianie? - Przeciw ciotom, mięczakom i Hillary - oświadczył w telewizyjnym wywiadzie przed wyborami, od razu wyjaśniając, że "cioty" nie są pogardliwym określeniem homoseksualistów, których związki popiera. - Chodzi mi o nadmierną delikatność i pobłażliwość zamiast zdecydowania w wygłaszanych sądach. Żyjemy w epoce wzajemnego lizania tyłków - obwieścił. I choć krótko po objęciu prezydentury przez Trumpa, wycofał się z poparcia dla niego, niewiele to zmienia.

McGilligan bezlitośnie obnaża na kolejnych stronach książki Clinta - libertarianina. I tak rzekome respektowanie prawa do aborcji u Eastwooda polegało na...zmuszaniu do niej kolejnych partnerek. Bo nawet po zawarciu związku małżeńskiego, Clint miał czas na kobiety, które o niego rywalizowały. Któraś nazwała go "darem Boga dla kobiet", co szalenie mu się podobało i co przywołuje do dziś.

McGilligan szczegółowo opisuje zatrważającą liczbę romansów Eastwooda i jest to smutna lektura. Gdy któraś z panienek zaczynała przebąkiwać o zakochaniu, on przypominał o swoim szczęśliwym małżeństwie. I kończył związek. Stałe kochanki także zdradzał. Z przypadkowymi. Jego własne słowa: "O ile mi wiadomo, prawdopodobnie jestem ojcem ośmiorga dzieci", należy odczytywać dosłownie. O tylu bowiem wiadomo oficjalnie, a ściślej, tyle uznał za swoje, nierzadko po latach starań porzuconych kobiet lub - co gorsze - po ujawnieniu istnienia kolejnego potomka przez media.

O wianuszku kochanek wiedzieli wszyscy oprócz żony. Zdarzyło się, że kolega, aktor z ekipy "Rawhide", Bill Thompkins publicznie zwrócił mu uwagę, że krzywdzi Maggie. Clint szybko usunął go ze swojego życia. I nie tylko z życia. Jako gwiazda serialu miał wpływ na obsadę i sprawił, że grana przez Billa postać zniknęła z obsady. Postarał się także, by nikt z wytwórni już go nie zatrudnił.

Lista kumpli z branży, którzy narazili się Clintowi, "a za karę" on załatwił im wilczy bilet w Hollywood, jest, niestety, znacznie dłuższa. Choć nie tak długa, jak lista krótko i długoterminowych kochanek, co jakiś czas owocująca kolejnym potomkiem.

Gdy brał ślub z Maggie, został właśnie ojcem swojego pierwszego dziecka, o którym nie wiedział. Dziewczynka była owocem romansu z członkinią kółka teatralnego w Seattle, w którym się udzielał. Matka oddała ją do adopcji. 30 lat później kobieta postanowiła odnaleźć biologicznych rodziców. Tak Laurie Murray (od niedawna Eastwood), dowiedziała się, że jest córką Clinta Eastwooda.

W czasie gdy Maggie z Clintem starali się o dziecko, na świat przyszła kolejna dziewczynka, Kimber Eastwood, ze związku z wieloletnią kochanką Roxanne Tunnis. Ich własne dzieci Kyle i Alison pojawiły się na świecie kolejno w 1968 i 1972 roku.

Skala romansów Clinta dotarła tak naprawdę do Maggie dopiero...30 lat później, w 1984 roku, na sali rozwodowej. Kiedy pytano, jak mogła się nie domyślać, odpowiedziała: "Starałam się nie myśleć o tym non stop, bo popadłabym w obłęd. Po prostu wolałam wytrzymać".

Sondra Locke

Być może małżeństwo Clinta i Maggie przetrwałoby, gdyby nie pojawiła się w jego życiu Sandra Locke. W połowie lat 70. Eastwood zatrudnił ją do roli w filmie "Wyjęty spod prawa Josey Wales" . Miała już wtedy na koncie nominację do Oscara za rolę w pięknej produkcji "Serce to samotny myśliwy".

Clint zakochał się naprawdę, ona też straciła głowę. Ich związek trwał 13 lat, mimo że mężem Sondry był Gordon Anderson, gej, ale i jej wielki powiernik i przyjaciel. Zagrała w sześciu filmach Eastwooda. Ułożył też dla niej piosenkę: "Dla ciebie stałem się monogamistą". Będąc wciąż żonatym!

Temu związkowi McGilligan poświęca kawał książki. Clint najpierw przez lata prowadził dwa oddzielne domy, a potem rozwiódł się z Maggie. Związek z Sondrą trwał 13 lat. Na końcu Clint wyrzucił ją ze swojego domu. Zmienił zamki, spakował rzeczy, wystawił bagaże przed dom i... wysłał jej pozew. W tym samym czasie inna kobieta, Jacelyn Reeves, została matką kolejnej dwójki jego dzieci. Z tego związku pochodzi robiący dziś filmową karierę, będący kopią młodego Clinta Scott Eastwood, którego ojciec uznał i przedstawił światu całkiem niedawno.

Sondra Locke publicznie opluwana i upokarzana przez wieloletniego kochanka, była jedną z nielicznych, która postanowiła zawalczyć z Clintem w sądzie. Wyznała publicznie, że zmusił ją do dwóch aborcji (choć chciała mieć z nim dzieci), a potem do podwiązania jajników. Wystąpiła o palimony (podział aktywów finansowych po zakończeniu nieformalnego związku). Wygrała, ale już nigdy się nie podniosła. Ciężko zachorowała.

"Była obiecującą aktorką i reżyserką, ale Clint zakończył jej karierę" - napisał McGilligan, który dobrze znał Sondrę. Wiadomość o jej śmiertelnej chorobie, Eastwood skomentował :"Nareszcie ma powód, by robić z siebie ofiarę".

Dziś, w dobie #MeToo nie uszłoby mu to na sucho.

Eastwood jak wino

W życiu Clinta kolejne kobiety nie zmieniły nic. - Jest jak wino, im starszy tym lepszy - mówią jego wielbicielki. Z całą pewnością dojrzałość przysłużyła się jego filmom. W 1992 roku doczekał się dwóch Oscarów za znakomity antywestern "Bez przebaczenia". Dekadę później dwa kolejne - przyniósł mu wspomniany już, przejmujący obraz "Za wszelką cenę". Oba tytuły znamy doskonale.

W pierwszym wydaniu biografii, McGiligan napisał, że Clintowi zdarzyło się stosować przemoc fizyczną wobec żony. Po interwencji Eastwooda wątek zniknął z książki, przed cofnięciem zakazu publikacji. Autor nie chciał zdradzić źródła, więc ustąpił.

W 1996 roku Eastwood ożenił się po raz kolejny. Z młodszą o 35 lat prezenterką telewizyjną Diną Ruiz. Mówił, że czekał na nią całe życie, bo oprócz miłości dała mu poczucie bezpieczeństwa, scaliła rodzinę, a dzieci z wcześniejszych związków traktowały ją jak matkę. Urodziła mu córkę, dziś 24-letnią, piękną Morgan. Zdołał nawet zasłużyć na miano dobrego męża...

To podczas trwania tego związku zaskoczył publiczność, kręcąc klasyczny melodramat "Co się zdarzyło w Madison County" z Meryl Streep i z  samym sobą w rolach głównych. Wspaniałą, pełną niuansów opowieść o miłości, która spełnić się nie może, bo bohaterka nie chce skrzywdzić rodziny. Aż trudno uwierzyć, że tak dojrzały, poruszający film, nakręcił mężczyzna, który przez całe życie porzucał i odchodził, nie oglądając się za siebie.

Małżeństwo z Diną Ruiz rozpadło się w 2014 roku, a 91-letni dziś reżyser, wciąż w świetnej formie, ma już nową wybrankę. I nadal kręci filmy, w których gra główne role.

O swoim zawodzie myśli w kategoriach biznesu, nie sztuki. - Musisz się ciągle sprzedawać - powtarza. "Jesteś jak domokrążca, tylko towarem, który oferujesz, jesteś ty sam. Musisz wierzyć w siebie tak samo, jak sprzedawca w odkurzacz."

W 2014 roku znów doczekał się nominacji do Oscara w głównych kategoriach. Nakręcił kontrowersyjnego "Snajpera", swój najbardziej dochodowy film w historii - opartą na faktach historię Chrisa Kyle'a, najskuteczniejszego w dziejach amerykańskiego snajpera, który w Iraku zastrzelił 160 "wrogów". W tym cywili. Dla jednych był bohaterem, dla innych zabójcą. Uczestniczył aż w czterech misjach, a kiedy wrócił, cierpiał na syndrom stresu pourazowego, był psychicznie zniszczony. Film wywołał burzliwą dyskusję.

Za moment Eastwood wejdzie na plan kolejnego pod wymownym tytułem "Cry macho". Znów zagra w nim główną rolę i ponownie będzie "robił" za arbitra moralności.

Dwa oblicza Clinta

Nie kryjąc złości na Clinta, na 600 stronach tej biografii Patrick McGilligan próbuje rozgryźć dwoistość jego natury. Z zażenowaniem opisuje jego wściekłą zazdrość, gdy partner z debiutu reżyserskiego Michaela Cimino "Piorun i Lekka Stopa" Jeff Bridges, a nie on, otrzymał nominację do Oscara. Pokazuje tchórzostwo w obliczu życiowych konfrontacji (w sytuacjach konfliktowych Clint wysyła swoich "zastępców", zaś sam zapada się pod ziemię), manipulowanie ludźmi i mściwy charakter.

Jednocześnie podkreśla, że filmy w reżyserii Eastwooda są pełne empatii i zrozumienia dla ludzkich słabości. Czy to możliwe, że naprawdę wyszły spod ręki egoistycznego manipulanta?

Na ostatniej stronie biografii McGilligana, pewien francuski krytyk mówi do autora: "Na koniec zostają ci jego filmy. Jeśli kochasz jego filmy, cała reszta się nie liczy".

Zostańmy przy tym stwierdzeniu. Nawet jeśli można z nim polemizować.