Reklama

Jeśli data urodzin determinuje naszą życiową drogę, to Sławosz Uznański po prostu nie miał innego wyjścia. Na świat przyszedł 12 kwietnia 1984 roku - w Międzynarodowy Dzień Załogowych Lotów Kosmicznych, ustanowiony na pamiątkę lotu w kosmos Jurija Gagarina. - Sama data ma może symboliczne znaczenie, ale ja co roku w swoje urodziny oglądałem w telewizji astronautów i kosmonautów, zawsze miałem to z tyłu głowy. Nie wiem, czy świadomie, czy może podświadomie, ale chyba dlatego wybrałem tę drogę - wspomina Sławosz Uznański. Po blisko 40 latach dostał szansę na podbój kosmosu. Ciężko na nią zapracował, choć  - według niego - lot w kosmos z łatwością można porównać do wycieczki po górach. - Dlaczego? Bo ta część eksploracyjna jest bardzo podobna. Wybieramy miejsca, których nie znamy, które często są niebezpieczne, chcemy tam iść, żeby zobaczyć i poznać coś nowego. Dzisiaj kosmos, tam na zewnątrz naszej planety, jest dla nas dostępny, możemy go eksplorować. Jesteśmy jednocześnie świadomi ryzyka i próbujemy robić wszystko, by je zminimalizować. Tak, jak w górach - dodaje astronauta.

Droga do kosmosu

Pasję do eksploracji świata przełożył na swoją edukację. Ukończył Politechnikę Łódzką i uczelnie francuskie. Na swoim koncie ma książki i publikacje naukowe. Zawsze interesował się szeroko pojętym przemysłem kosmicznym, a obok miał wspierającą rodzinę, która kibicował mu w jego szalonych pomysłach. Obecnie pracuje w Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN) w Genewie, gdzie jest operatorem Wielkiego Zderzacza Hadronów, czyli największej maszyny na świecie. Wydaje się, że to właśnie to doświadczenie mogło być kluczowe w procesie rekrutacji prowadzonym przez Europejską Agencję Kosmiczną. Chodzi między innymi o pracę z technologią porównywaną do tej z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). - Zrozumienie pracy układów, które muszą funkcjonować w ekstremalnych warunkach tuneli Wielkiego Zderzacza Hadronów, doświadczenie przy projektowaniu, diagnozowaniu i utrzymywaniu w odpowiednim stanie odpornej na takie warunki elektroniki - to jest to, co Sławosz robi na co dzień. I to jest bardzo cenna umiejętność inżynierska. Ona wyróżnia go na tle innych kandydatów, nieposiadających takich umiejętności - ocenia dr Tomasz Banyś z Planetarium EC1 w Łodzi.

Wieloetapowa i wyczerpująca rekrutacja

Reklama

Żeby znaleźć się na krótkiej i bardzo prestiżowej liście ESA, Sławosz Uznański musiał pokonać (bagatela) 22 tysiące kandydatów z całej Europy. Wśród nich było około 500 chętnych z Polski. Skomplikowany proces wyboru przyszłych astronautów trwał 1,5 roku. Był podzielony na sześć etapów. Sama rekrutacja odbywa się bardzo rzadko. Ostatnia miała miejsce 13 lat temu. Zaczyna się dość standardowo - od złożenia CV i listu motywacyjnego. Potem kandydaci musieli przejść poszczególne eliminacje  - sprawdziany wiedzy o kosmosie i technologiach kosmicznych, badania medyczne, próby fizyczne, testy psychologiczne i rozmowy kwalifikacyjne. - Zostałem zaproszony między innymi na testy percepcyjne, sprawdzające jak przetwarzamy informacje z otaczającego nas świata. Mieliśmy testy na orientację w przestrzeni, pamięć wzrokową, słuchową, testy psychomotoryczne, czyli symulatory lotów. W kolejnym etapie były testy psychologiczne, psychiatryczne i testy komunikacyjne w grupie, żeby zobaczyć, jak reagujemy na sytuacje nagłe i stresowe - opowiada Uznański.

Zakwalifikowani do kolejnego etapu, trafili na tydzień do... szpitala. Przeszli szereg badań, a ich wyniki decydowały o dalszym losie kandydatów. Dla Uznańskiego ten właśnie etap był jednym z najtrudniejszych. Tutaj nie decydowały bowiem konkretne umiejętności, czy kompetencje, ale ludzki organizm i jego możliwości. Na co kandydaci nie zawsze mogli mieć wpływ.

Wybranych zapraszano na rozmowy kwalifikacyjne między innymi w Paryżu, w głównej siedzibie Europejskiej Agencji Kosmicznej. - To był trudny i bardzo emocjonujący moment. Nawet nie potrafię przywołać większości pytań. Pamiętam jedno pytanie od astronauty ESA: wyobraź sobie, że jesteś w przestrzeni kosmicznej, na zewnątrz stacji wraz z jednym kolegą. Ale nie widać go i nie można się z nim skomunikować. I wtedy otrzymujesz informację, że masz natychmiast wrócić na stację kosmiczną i nie zważać na nic. Jakbyś się zachował? - wspomina Uznański.

Sukces Polaka

I w końcu przyszedł ten dzień, kiedy ESA ogłosiła ostateczną listę swoich nowych astronautów. W gronie 17 wybranych jest sześć osób, które tworzą tak zwany korpus podstawowy. Oni mają praktycznie pewność, że polecą na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Będą szkoleni do zaplanowanych misji kosmicznych realizowanych przez ESA. Pozostała jedenastka to lista rezerwowych. Złożona z tych, którzy mają kluczowe umiejętności pozwalające im po krótkim szkoleniu zastąpić jednego z astronautów w obsadzie planowanej misji, lub zostać wybranymi do misji, której obsady jeszcze na chwilę obecną nie zaplanowano. Na tej właśnie liście znalazł się Polak. - To wielki dzień, po prawie 45 latach od kiedy polski kosmonauta poleciał w kosmos, mamy nowego polskiego astronautę. Teraz jest astronautą rezerwowym, ale to oznacza, że jeśli tylko pojawiają się możliwości rozszerzenia programów Europejskiej Agencji Kosmicznej, będzie mógł polecieć na orbitę okołoziemską, a może nawet do księżyca, bo ESA uczestniczy też w programie Artemis NASA, którym teraz wszyscy się emocjonujemy - mówił tuż po ogłoszeniu decyzji prezes Polskiej Agencji Kosmicznej Grzegorz Wrochna.

Gratulacje Uznańskiemu złożył sam Mirosław Hermaszewski. - Miałem szansę spotkać się z generałem podczas procesu rekrutacyjnego. Wiem, że bardzo mnie wspierał. Dał mi bardzo dużo rad, jak się przygotować do lotu kosmicznego. Ale bardzo sobie cenię taką rozmowę dzień po wynikach wyborów. Zadzwonił do mnie, żeby mi pogratulować i to też był dla mnie duży moment - podkreśla Uznański.

Zdecydować może los

Jakie są realne szanse, że Polak poleci w kosmos? Wiele zależy od zaangażowania polskiej strony. Zarówno w kwestiach politycznych, jak i finansowych. - Teraz wszystko będzie sprowadzać się do tego, czy rzeczywiście w Polsce mamy potrzebę misji załogowej, czy będziemy brać udział w lotach załogowych i czy będziemy je finansować. W Europejskiej Agencji Kosmicznej mamy duży potencjał, ale żeby go wykorzystać musimy tę gałąź gospodarki finansować - wyjaśnia Uznański.

Wiele zależy też od propozycji misji, w którą mógłby bezpośrednio zaangażować się Uznański. Kształt takiej misji może też zaproponować Polska Agencja Kosmiczna. Tak, by w pełni wykorzystać doświadczenie, wiedzę i umiejętności Uznańskiego. - Możemy znaleźć misję, podczas której rezerwowy astronauta może zostać wybrany, by wykonywać jakeś bezpośrednie działania w przestrzeni kosmicznej. Jednym z dużych eksperymentów naukowych, wykonywanych na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej jest detektor zbudowany w CERN-ie. Teraz przygotowuje się jego ulepszenie, tzw. upgrade. Taka misja będzie miała miejsce najprawdopodobniej w 2026 roku, może rok później. Na dziś wydaje mi się, że byłby idealnym kandydatem, by w takiej misji wziąć udział - mówi Uznański.

W końcu o tym, że to właśnie rezerwowy astronauta poleci finalnie w kosmos, może zadecydować los. - Niezdatność do lotu kogoś wyznaczonego do podstawowej obsady misji, to paradoksalnie szansa dla Polaka. Inną może być nagła konieczność skorzystania z unikatowego zestawu umiejętności Sławosza lub rozszerzenie portfela misji realizowanych przez ESA i przez to konieczność wybrania dodatkowych obsad misji  - tłumaczy dr Tomasz Banyś z łódzkiego EC1.

Misja na Ziemi

Pytanie więc, co teraz dzieje się z Uznańskim? Nadal pracuje w CERN-ie, nadal projektuje systemy, którymi zajmował się do tej pory. Jednak teraz w kalendarz musi też wpisać coroczne szkolenia w Europejskiej Agencji Kosmicznej, maksymalnie 20-dniowe. Będzie też przechodził badania medyczne. - Poza tym, będzie na pewno zaangażowany w trening astronautów, projektowanie eksperymentów misji kosmicznych, ich testy. Na pewno nie będzie narzekać na brak pracy - wymienia Banyś.

Możliwość lotu w kosmos pozostaje otwarta. Zanim - miejmy nadzieję - to się uda, Polak ma jeszcze jedną ważną misję. Nie w kosmosie, ale na Ziemi. I bardzo się w nią angażuje. Chodzi o to, by przekonywać młodych Polaków, by wierzyli w siebie i spełniali marzenia.  - Duże rezultaty, dobre wyniki osiąga się długą, sukcesywną, żmudną pracą, wciąż idąc do przodu. Sukces to połączenie pracy, determinacji, pasji i szczęścia. Ale chcę pokazywać, że to jest możliwe, że warto wierzyć w swoje marzenia i za nimi podążać - podkreśla Sławosz Uznański.

A sam ma jeszcze jedno marzenie. O pierwszej chwili w kosmosie. - Tym pierwszym miejscem, w które chciałbym dotrzeć jak polecę na Międzynarodową Stację Kosmiczną jest okno Cupola, czyli moduł obserwacyjny ISS. Po to, by móc z powrotem spojrzeć na Ziemię. Tam, gdzie jest moja rodzina, tam, gdzie są moi znajomi. Wszyscy na jednej planecie w cienkiej atmosferze - mówi Uznański. I na pytanie, czy tak zupełnie po ludzku, nie boi się tej chwili, odpowiada. - Trochę się boję, ale myślę, że mimo wszystko, ekscytacja dominuje.