Reklama

Khabane Lame za kilka dni będzie obchodził swoje 22. urodziny. Jako gwiazda internetowego świata narodził się jednak dwa lata temu. W ciągu roku stał się drugim najczęściej obserwowanym tiktokerem na świecie (w lipcu 2021 miał 87 milionów obserwatorów na TikToku i 24 miliony na Instagramie). Obecnie śledzi go ponad 132 miliony kont. "Odrobinę" mniej niż nastoletnią Charli D’Amelio.

5-Minute Crafts, czyli sukces w pięć minut?

Khaby Lame wybił się na komentowaniu w niemy i charakterystyczny dla siebie sposób absurdów z instruktażowych filmów, prezentujących rozwiązania codziennych problemów, które, jak udowadnia tiktoker, problemami wcale nie są. 

Reklama

Krótkie kompilacje rad w danym temacie, czy to kuchennym, makijażowym czy odzieżowym, wyświetlają się dość często użytkownikom mediów społecznościowych. Ci, którzy ulegają magii absurdalnych pomysłów, często nie mogą oderwać wzroku, myśląc "serio, mam użyć specjalnego splotu, zgrzewarki, urządzenia, by zawiązać zwykły worek z pieczywem tostowym?" I to samo musiał myśleć Lame, tworząc swoje pierwsze filmy. Rozwiązywał "problem" w najbardziej oczywisty i prosty sposób, kończąc wideo gestem i spojrzeniem, które stały się jego znakiem rozpoznawczym. Pokazał nam dokładnie to, co mamy w głowie.

Martin Stankiewicz, ex-youtuber i reżyser przed debiutem zauważa, że Khaby Lame wyczuł format, oparty na absurdalnym, bardzo prostym, ale niesamowicie celnym humorze. Konsekwencja sprawiła, że widz nawet jeśli w pewnym momencie znał mechanizm od podszewki, bardzo chciał go zobaczyć w kolejnej odsłonie. Na tej zasadzie właśnie działają memy (ale także formaty). Ludzie lubią oglądać to, co znają, ale jednocześnie mieć poczucie, że jest to coś nowego.

Atutem i elementem sukcesu Senegalczyka była jego zwyczajność w świecie, który z każdym przesunięciem w prawo, lewo czy w dół męczy reklamami. - Myślę, że w przypadku Lame'a, gdyby zbyt szybko odszedł od swojego stałego formatu albo zbyt szybko zaprzedał duszę diabłu w postaci komercyjnych partnerów, mógłby tak mocno nie zaistnieć. On jednak postawił na konsekwentne budowanie kontentu. Dopiero w odpowiednim czasie postanowił sukces "spieniężyć" i zacząć dodatkowo eksperymentować z formą - mówi Martin. 

Iść za viralem, czyli #viralme

Viral, czyli najlepsza promocja swojej twórczości w internecie. No właśnie, czy najlepsza i czy twórczości, ale o tym za chwilę. Użytkownicy mediów społecznościowych, którzy chcą się wybić, często dodają do opisów #viralme, licząc, że ich wideo dostanie się na trampolinę i wystrzeli w stronę sukcesu, kontraktów z firmami i milionów dolarów.

A jak naprawdę jest z viralami? - Sukces ma różne wymiary - mówi Martin, którego filmy czasem trafiały na swoje trampoliny - viral, zawsze mi się tak wydawało, że z definicji był czymś jednostrzałowym, a twórcy często nie spodziewali się w jego przypadku aż tak wielkiego rozgłosu. Co jednak za tym idzie, szansa na powtórzenie tego typu rozgłosu jest mocno utrudniona i wielokrotnie po chwilowym boomie i byciu na językach wszystkich w internecie, ginie się w jego czeluściach, tak szybko jak się tam pojawiło. Wtedy do gry wchodzi konsekwencja - jeżeli  pierwszy popularny film był oparty na jakiejś przemyślanej formie, celowym żarcie, a nie przypadkowym nagraniu typu fail i jeżeli masz do tego faktycznie dryg, to ciężką pracą viralowy sukces można przekuć w coś stałego. Wymaga to jednak ogromnej pokory. Twórcy po jednorazowym sukcesie często myślą, że rozszyfrowali enigmę i kolejny ich materiał będzie równie popularny co pierwszy - niezależnie co zaserwują.

Martin słusznie zauważa, że gdy video w internecie nie było tak spopularyzowane, a śmieszne filmiki zdarzało  się przynosić do kumpli zgrane na płytach CD.  -  Virale były dużo bardziej przypadkowe. Jesteś zwycięzcą, jestem hardkorem, Andrzej i jego czołg czy elektryk wysokich napięć z Torunia - to wszystko dzieło przypadku, wynikające z tego, że albo kamera została włączona w odpowiednim momencie, albo dana rzecz ostatecznie spełniła, inną funkcję niż początkowo miała (elektryk był fragmentem sondy, a jestem zwycięzcą to w zamiarze poważny film, który osiągnął sukces lata później). Lame doskonale wiedział, co robi, nawet jeżeli początkowo myślał, że będzie to oparte tylko na jednym strzale, a sukces nie będzie tak wielki.

Agnieszka Kołodziejska, dziennikarka Radia Zet i gospodyni programu "Polacy w Świecie" także bawi się na TikToku. - Próbowałam rozłożyć kiedyś na czynniki pierwsze mój największy Tiktokowy sukces. Na filmiku razem z przyjacielem mówmy ludziom, że lepiej jest pić małe piwo niż duże, bo dużego zawsze wiesz, ile wypijasz, a małe jest niepoliczalne.

Dlaczego akurat ten film "podawał się dalej"? - Ludzie się w komentarzach kłócili, wyzywali. Nas też wyzywali. Inni proponowali jakieś matematyczne obliczenia, żeby udowodnić, że mamy rację lub nie mamy racji. Filmik miał prawie milion odsłon. Z jednej strony mnie to śmieszyło, z drugiej przerażało. Nie przyszłoby mi do głowy, żeby skomentować głupotę, którą ktoś zamieścił dla żartu. No ale ludzie mają problem z czytaniem ironii i sarkazmu.

Agnieszka na swoich społecznościowych kontach pokazuje wiele wartościowych, ciekawych i przydatnych rzeczy. Jako doświadczona podróżniczka prezentuje świat, dzieli się radami przydatnymi podczas wyjazdów. Mimo innych bogatych treści najlepiej jednak "sprzedało" się, to, przy czym ludzie mogli się trochę pokłócić.

I to zjawisko na TikToku (ale nie tylko) można nazwać haczykiem na komentarze (a im więcej komentarzy, tym algorytmy chętniej wypychają "dzieło"). Niektórzy doskonale znają ten mechanizm i chętnie go wykorzystują, celowo wprowadzając odbiorcę w błąd. Kto, przewijając w dół, nie zatrzyma się, na czymś, co jest sprzeczne z jego stanem wiedzy? Obejrzy drugi i trzeci raz, a potem poprawi lub upomni autora w tak pożądanym komentarzu. Tylko czy taki autor wciąż jest twórcą, czy tylko wędkarzem próbującym wyłowić popularność?

Twórca twórcy nierówny

TiktTok z założenia jest wtórny, w takim celu powstał, opiera się bowiem na odgrywaniu trendów, powtarzaniu układów tanecznych i poruszaniu ustami do fragmentów utworów. Do pewnego czasu nikt w tej aplikacji nie szukał niczego więcej poza rozrywką. Obecnie jest tam wszystko, reklamy, porady prawne, zabawne zwierzaki, tutoriale, prawdziwe historie prawdziwych ludzi. Można mówić, śpiewać, tańczyć, zamienić się w aktora, odegrać Hamleta, pokręcić pupą i pomachać biustem, czasem nieprzyzwoicie odkrytymi. Co się chce, bez większych ograniczeń.

O gustach się nie dyskutuje tak jak w obecnych czasach trudno dyskutować o internetowych dziełach" i je wartościować. Prawdopodobnie każda osoba z pokolenia przedinternetowego nagrywała swoje "programy" na kasetach magnetofonowych. Programy z bardzo "zabawnymi" głupotami, domowymi wywiadami i dźwiękami otoczenia. Część dzieciaków w latach 80. i 90. była przekonana, że gdyby tylko taki ich program dotarł do uszu kogoś z radia czy telewizji, drzwi do kariery byłyby szeroko otwarte. Ale docierał jedynie do uszu kumpli na podwórku i rodziców, którzy głaskali po głowie i przytakiwali mówiąc: "tak, tak, bardzo ciekawe".

I takie są treści w mediach społecznościowych - znajdziemy tam wartościowe historie, znajdziemy zabawne, nawet mądre, ale znajdziemy też całe "kasety" nagranych beknięć, zwierzęcych odgłosów, wszystkiego, co dawniej przepuszczało się przez mikrofon, a dziś także przez kamerę.

Uszami i oczami jest obecnie cały świat, a skoro twórcami są takie same dzieciaki, jak te z poprzedniego wieku, nie ma się co dziwić, że i treść bywa podobna. Tylko internet to nie mama i tata i po głowie nie pogłaszcze.

Być jak Charli D’Amelio

Wymarzony zawód nastolatków? Youtuber, influencer albo tiktoker. Czy młodzież chce to robić w przyszłości? Nie, chcą pracować już teraz, dlatego tak liczą na viralowy sukces. Karolina Olejak w portalu polsatnews.pl pisała o tym, że blisko połowa nastolatek uważa prowadzenie własnego kanału w mediach społecznościowych za najbardziej atrakcyjną ze ścieżek kariery.

"Z badania "Aspiracje dziewczynek w Polsce", zrealizowanego dla nowo powstającej organizacji Inspiring Girls Polska, przez agencję badawczą IQS, wynika, że 48 proc. dziewcząt w wieku 10-15 lat w pierwszej kolejności wybrałaby karierę youtuberki, instagramerki lub tiktokerki. W dalszej nastolatki wskazywały na zawód graficzki komputerowej lub twórczyni strony internetowej." 

Chęć ta nie wzięła się z próżni, a z mylnego przekonania, że jest to praca lekka i przyjemna. Nic dziwnego, skoro pod  nieustannie przesuwającym się kciukiem widać głównie uśmiechnięte buzie, piękne stroje, ciągłą zabawę i wieczne wakacje. A kto tak przyjemnie spędza czas? Młodzież ociekająca logami najdroższych marek, na które może sobie pozwolić dzięki rozpoznawalności. Ale coś, co widać, za coś, czego nie widać.

- Nie wiem jak to jest być popularnym , albo jak to jest zarabiać krocie w internecie. A zdarza się to już coraz młodszym ludziom. Mówię "zdarza", bo to przecież często przypadek, a nie efekt świetnie przygotowanego i zrealizowanego business planu. Czy zatem ktoś, kto przez przypadek staje się popularny, jest odpowiednio przygotowany, by sobie z tą popularnością radzić? Pewnie nie - zastanawia się Agnieszka Kołodziejska.

Charli D’Amelio, "zwyczajna" piętnastolatka, w maju 2019 roku wrzuciła swoje pierwsze wideo na TikToka - poruszała ustami do tekstu piosenki. Na kolejnych filmach tańczyła i wyglądała, aż w październiku tego samego roku zaprezentowała układ "Renegade" do utworu "Lottery" rapera KCamp. To nie była jej trampolina, ale rakieta do kosmicznej kariery.

Mijały godziny, a "lajki" Charli mnożyły się w milionach. W ciągu kilku tygodni do jej profilu dotarło tyle fanów, ile mieszkańców w całej Polsce. A potem dołączały kolejne miliony obserwatorów. W październiku 2020 roku D’Amelio została pierwszą osobą, która zdobyła 100 mln obserwujących na TikToku. Otoczenie "zwyczajnej" (choć utalentowanej) dziewczyny zmieniało się. Kontrakty, występy w telewizji, cała rodzina zaangażowana w sukces. I dorastająca w tym szaleństwie nastolatka. Szaleństwie ocen, komentarzy, wielkich tiktokowych "przyjaźni", ale i przygniatającej krytyki ponad  136 milionów par oczu tylko na TikToku (jest jeszcze Instagram i kanał na Youtube). 

Tłumy użytkowniczek i użytkowników TikToka próbuje wytańczyć sobie, choć namiastkę sukcesu nastolatki z USA. Publikują, oznaczają, tworzą duety, chcą być jak Charli. Chcą tego, co widzą na szklanym ekranie, a tam mieści się tylko tyle, ile taka Charli (albo jej menagerowie) chce nam pokazać. A co z tańczeniem, w którym Charlie jest w końcu tak dobra? Zostało gdzieś w tle rodzinnego realityshow.

Skecze kontra "prawdziwe" życie

Co zmienia się po sukcesie? Kontent. Tak jak wspominał Martin, viral z reguły jest jednostrzałowy, dlatego by podtrzymać zdobyte zainteresowanie, trzeba się postarać. Ludzie lubią to, co znają, ale też lubią podglądać. I na tym drugim skupia się obecnie kontent Charli. Ale wróćmy do Khabe’go.

Z czasem na Tiktoku ludzie zaczęli wzywać Khabe’go do duetów, a ten, niczym Superman przybywał i pomagał zmierzyć się z trudnościami (np. koszulką zahaczoną o zamknięte drzwi). I tak budowała się jego rozpoznawalność, jako "kolesia od rąk".

- Uwielbiam oglądać jego obecną twórczość - mówi Stankiewicz - która nie jest już oparta tylko na jednej formule, jednocześnie dalej serwuje nam ten sam poziom absurdalnego humoru. Pointy jego obecnych materiałów nigdy nie pasują do reszty filmu albo są ucinane zbyt szybko. Nasz mózg dostaje sygnał, że właśnie zobaczył coś, czego zupełnie się nie spodziewał, a nawet do końca nie zrozumiał. Film zostaje na dłużej w naszej głowie. Przy takiej nadpodaży treści i ich ultra szybkiej konsumpcji, to jest naprawdę sztuka. Mam przy tym wrażenie, że mimo ogromnego sukcesu, Lame pozostał skromnym chłopakiem z przenikliwą obserwacją świata, za co go pokochaliśmy. Chciałbym jednak żeby marki potrafiły go wykorzystywać coraz częściej jako quality branded content, a nie tylko popularną twarz.

#chcemisię

Skoro na platformach społecznościowych znajdziemy wszystko, znajdzie się też miejsce dla wszystkich. Tylko nie wszystkim się chce. Moment poddania się najczęściej następuje po odkryciu, że coś, co wymaga wiedzy i wysiłku, nie sprzedaje się, a głupota zbija morze lajków.

- Robię u siebie na Instagramie taki cykl #cosłychać dwa razy w tygodniu - mówi Agnieszka. - Tematyka podróżnicza lub okołopodróżnicza rekordową oglądalność miałam właśnie z odcinka z tematyki okołopodróżniczej... (To jest dowód na to, że nie zawsze wartościowa, merytoryczna treść ma najlepsze wzięcie) czy to był odcinek o tym jak efektywnie spakować się na miesiąc do niewielkiego plecaka? Nie. Co powinna zawierać podróżna apteczka? Też nie. To był odcinek o tym, gdzie na świecie żyją mężczyźni ze statystycznie najdłuższymi penisami. PS w Kolumbii.