Reklama

Historia Sudanu to klasyczny przykład historii postkolonialnej. Byłe imperium, w tym przypadku Wielka Brytania, po latach marginalizowania miejscowych społeczności, w błyskawicznym momencie obdarowuje dany kraj niepodległością. Nie zważano na podziały etniczne, religijne jak i brak nowej klasy politycznej, a antagonizmy między społecznościami były podsycane, by zachować ład w kolonii. Gdy tylko Brytyjczycy opuścili Sudan, stare rany, które doprowadziły do wojny, błyskawicznie się otworzyły.

Krwawa historia secesji

Sudan to ogromny kraj, zróżnicowany pod względem etnicznym i religijnym. Państwo nad Nilem proklamowało niepodległość 1 stycznia 1956 r. i jeszcze w tym roku wybuchła pierwsza wojna domowa. Rząd w Chartumie, na mocy porozumienia z Wielką Brytanią, zobowiązany był do stworzenia państwa federalnego z dużą autonomią dla regionów. Tak miało stać się z południową częścią Sudanu, którą zamieszkiwali ludzie w większości wyznania chrześcijańskiego. Jednak Chartum od razu dał do zrozumienia, że chce wprowadzić rządy unitarne, a o autonomii mowy nie będzie. Ludzie z południowych części kraju chwycili za broń, obawiając się dominacji większości muzułmańskiej.

Reklama

Sudan był targany przez dwie wojny domowe aż do 2005 r. W 1989 roku rządzący Sudanem Dżafar Muhammad an-Numajri został obalony przez Umara al-Baszira, któremu w 2005 r. udało się ostatecznie zakończyć konflikt z Południem. W traktacie pokojowym ustalono, że dojdzie do referendum niepodległościowego. W sprawie secesji Sudanu Południowego "za" niepodległością opowiedziało się 98 proc. Długa wojna domowa pochłonęła życie ponad dwóch milionów ludzi, a ponad cztery miliony zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów.

Umar al-Baszir nie zgodził się jednak na secesję. Zwłaszcza że w prowincji zamieszkiwanej przez chrześcijan znajdowały się pokaźne złoża ropy. Jednakże konflikty w innych prowincjach i sytuacja wewnętrzna zmusiły go do takiego posunięcia. Leżący w południowo-zachodniej części Sudanu Darfur, zbuntował się przeciwko Chartumowi. Starły się w nim czarnoskóre społeczności z arabskimi Dżandżawidami (tzw. Czarni Arabowie).

Tak, jak secesja Południa od Północy nie rozwiązywała problemów Omara al-Baszira, tak Sudan Południowy musiał zmagać się z nowym problemem - samorządnością.

Dr Wojciech Wilk, prezes Fundacji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej i ekspert ONZ ds. zarządzania kryzysowego, zauważa, że dziesiątki lat wojny stały się dominującym doświadczeniem, które wpłynęły na proces tworzenia się państwa.

- Niepodległość Sudanu Południowego była marzeniem pokoleń mieszkańców Południa, którzy walczyli o odłączenie się od muzułmańskiego Sudanu. Marzenie to stało się jednak koszmarem. Już dwa lata po ogłoszeniu niepodległości, w 2013 roku, wybuchła krwawa wojna domowa pomiędzy zwolennikami prezydenta a wiceprezydenta. Prezydent Sudanu Południowego, rządzi od 2005 roku i nie ma zamiaru ustępować. Kraj stał się tak samo autorytarny jak Sudan. Zaś wojna domowa, rozboje i grabieże na drogach oraz brak jakiegokolwiek rozwoju gospodarczego, skazują miliony jego mieszkańców na głód.

Z tego powodu Fundacja PCPM wspiera ośrodek dożywiania dla dzieci w prowincji Northern Bahr El-Ghazal. W regionie tym okres głodu trwa od lutego-marca do września i wtedy umiera bardzo wiele dzieci poniżej piątego roku życia, które nie przeżyją na diecie z korzeni, kory drzew i trawy - stwierdza prezes PCPM.

"Nowe Południe"

Etnolog, dr hab. Maciej Kurcz, prof. z Uniwersytetu Śląskiego, zauważa, że oderwanie się Sudanu Południowego nie rozwiązało problemów etniczno-kulturowych. Kolejne prowincje, które po secesji Południa stały się nowymi peryferiami, również zaczęły domagać się autonomii.

- W Sudanie fala przemocy nie skończyła się po secesji Południa. Choć trzeba oddać Umarowi al-Baszirowi, że to on ostatecznie zakończył ten najkrwawszy konflikt domowy. Jednak w związku z secesją Południa powstało tzw. Nowe Południe, które, wzorując się na doświadczeniach Sudanu Południowego, prowadziło dalszą wojnę. Partyzantki działały w takich regionach jak: Kordofan Południowy i Zachodni, Nil Błękitny, Darfur - mówi ekspert.

Darfur stał się bardzo nośną nazwą, a krytyka spadła na al-Baszira nie tylko ze strony państw, ale i świata kultury. Hollywoodzki aktor George Clooney odwiedzał Darfur i wyjątkowo ostro krytykował dyktaturę Umara al-Baszira. Jego zaangażowanie skończyło się tym, że aktor otrzymał zakaz wjazdu do kraju. 

Sudański dyktator za swoje działania w Darfurze został uznany za zbrodniarza wojennego i wydano za nim międzynarodowy list gończy. Był to pierwszy w historii przypadek, gdy urzędująca głowa państwa została uznana za zbrodniarza przez Międzynarodowy Trybunał w Hadze.

Od zamachu do rewolucji

11 kwietnia 2019 roku al-Baszir, niemal 30 lat po tym jak przejmował władzę, sam został obalony. Sudańczycy wpadli w euforię, jednak ich radość szybko została ostudzona. Ahmed Awad Ibn Auf, który stanął na czele zamachu stanu, nie został zbyt ciepło przyjęty przez Sudańczyków. Uważali go za osobę powiązaną z Umarem al-Baszirem. Potwierdzać tę tezę miało odmówienie ekstradycji byłego prezydenta do trybunału w Hadze. Ahmed Awad Ibn Auf ogłosił wprowadzenie stanu wyjątkowego na trzy miesiące oraz dwuletni okres przejściowy, który miał doprowadzić do wolnych wyborów. 12 kwietnia Ahmed Awad Ibn Auf ogłosił swojego następcę, tym samym kończąc swoją karierę męża stanu po 24 godzinach.

Stan wyjątkowy okazał się bardzo burzliwy. Sudańczycy domagali się konkretnych zmian, bojąc się, że obalenie al-Baszira zamieni się w kolejną dyktaturę. Do krwawych i zarazem przełomowych wydarzeń w stolicy doszło 3 czerwca 2019 r., gdy w zamieszkach miało zginąć 87 osób. Jednak gniew, jak i determinacja Sudańczyków, osiągnęły zbyt duże natężenie. Siła protestów była kanalizowana dzięki konglomeratowi różnych organizacji pozarządowych w Sudanie, zwanym Forces of Freedom and Change (FFC). To dzięki osobom zrzeszonym w FFC ludzie mogli utożsamiać się z ruchem oporu i proponować konkretne postulaty. Rada Wojskowa, która dzierżyła władzę po obaleniu al-Baszira, ugięła się i 17 lipca 2019 roku podpisała umowę z FFC.

Forces of Freedom and Changes

Czy wydarzenia w Sudanie były przełomowe?

- Rzeczywiście, wydarzenia z 2019 r. można już nazwać mianem rewolucji. Wprowadzane zmiany przez rząd nowego premiera Abdalla Hamdoka były daleko idące. Nastąpił zwrot ku Zachodowi. Premier Sudanu dążył do zniesienia sankcji nałożonych przez USA. Hamdokowi udało się doprowadzić do wykreślenia Sudanu z list krajów wspierających terroryzm, a to pozwoliło otworzyć drogę dla zagranicznych pożyczek i uregulowania potężnych długów Sudanu. Jednak, by do tego doszło, Sudan musiał wykazać się konkretami - wskazuje Maciej Kurcz.


Kraj przez 30 lat rządów Omara al-Baszira był skrajnie konserwatywny z prawem ściśle opartym na islamie. Dlatego nacisk społeczności międzynarodowych, by nowy rząd zmienił prawo, był znaczny. Jednak to młodzi Sudańczycy, a głównie kobiety, podczas rewolucji z 2019 r., byli największym katalizatorem zmian.

- Ogłoszono wolne wybory, które mają się odbyć za dwa lata. Nowy rząd zniósł najbardziej restrykcyjne prawa. Zniesiono karę śmierci za apostazję oraz niesławną "Public Order Bill", która uderzała głównie w kobiety. Była to ustawa dyscyplinująca Sudańczyków w myśli islamistycznej - wymienia Kurcz.

Nowe władze Sudanu zostały podzielone pomiędzy wojskowych i cywili. Resorty siłowe oczywiście przypadły mundurowym, co było ceną za częściowe oddanie władzy. Rząd Hamdoka wprowadził też szereg zmian liberalizujących prawo. Niemuzułmanie mogą swobodnie pić oraz sprowadzać alkohol, wykreślono także karę chłosty. Karę śmierci zniesiono dla osób poniżej 18. i powyżej 70. roku życia. Premier Hamdok zapowiadał też reformę prawa pracy oraz zwiększenie roli kobiet w polityce, wprowadzając parytety w parlamencie.

Kraj był zdewastowany i pogrożony w konfliktach etnicznych i jednym z pierwszych zadań było ich zażegnanie. Maciej Kurcz wskazuje, że Hamdokowi razem z generałem Abdalem al-Burhanem udało się doprowadzić do szerokiego porozumienia, które miało kompleksowo kończyć konflikty etniczne.
 
- Hamdokowi udało się zakończyć przede wszystkim konflikty na nowych peryferiach. Formacje zbrojne działające w tych regionach, zostały włączone do armii, a przywódcy do rządu. To był niewątpliwy sukces, mimo że część milicji z Darfuru dalej stawiała opór, gdyż były one jeszcze związane z reżimem Omara al-Baszira. Niestety, pojawiły się nowe zarzewia konfliktów. Prowincja Gór Czerwonomorskich, zamieszkana przez lud Bedża, również rozpoczęła działalność zbrojną. Do tego doszedł konflikt w przygranicznej prowincji Etiopii Tigraju, który również implikował stabilność Sudanu - wyjaśnia Maciej Kurcz.
 
Doktor Wilk z PCPM obawia się, że po niedawnym zamachu stanu i ponownym przejęciu władzy w Sudanie przez wojsko, osiągnięcia pokojowe mogą stanąć pod znakiem zapytania.

- Jest bardzo możliwe, że wojna powróci do Darfuru, w góry Nuba i w obszary prowincji Błękitny Nil. Miliony mieszkających tam Sudańczyków są w swoim kraju obywatelami drugiej kategorii, których podatki wzbogacają Chartum, ale ze stolicy nie dostają nic oprócz opresji ze strony wojska i policji.

Rewolucja jest kobietą

W protestach zarówno przeciwko al-Baszirowi, jak i przeciwko armii bardzo dużą rolę odgrywały kobiety. W Sudanie liczba wykształconych kobiet jest większa od liczby wykształconych mężczyzn, co wynikało z trwającej wojny domowej. Mężczyźni, którzy poszli na studia, bardzo łatwo mogli trafić do wojska, a zarazem na front. Dlatego rodziny częściej na wyższe uczelnie posyłały kobiety. Symbolem protestów z 2019 roku stała się kobieta stojąca na masce samochodu, przemawiająca do ogromnego tłumu. To Alaa Salah, która szybko uzyskała przydomek "Lady Liberty".


Kobiety, w dużej mierze bardzo dobrze wykształcone, stały się siłą napędową reform wprowadzanych w Sudanie. MANSAM i No To Oppression against Women Initiative dołączyły do FFC. Domagały się zmian, zdelegalizowania obrzezania. Warto również wymienić, że w ramach FFC działało Sudanese Professionals Association, czyli zrzeszenie 17 związków zawodowych, oraz Sudanese resistance committees, czyli nieformalne oddolne zrzeszenie ludzi, którzy organizowali kampanie obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec al-Baszira. Można zaryzykować stwierdzenie, że FFC rzeczywiście w szerokim stopniu było głosem wszystkich Sudańczyków. Jednak Maciej Kurcz zauważa, że silne zaangażowanie wielu kobiet tak naprawdę nie jest niczym zaskakującym.

Z czego to wynika? Według Macieja Kurcza jest to naturalne następstwo polityki Omara al-Baszira.

- Kobiety przez długi czas były w Sudanie zmarginalizowane i były obiektem przemocy. Z tego powodu są dobrze zorganizowane, wypracowując różne mechanizmy solidarnościowe i aktywistyczne. Po drugie, są bardzo dobrze wykształcone. W Sudanie dodatkowo jest mit związany z tym, że kiedyś rządziły kobiety. Jest afrykańska tradycja rządu księżniczek. Hamdata to po nubijsku królowa, która odgrywała w myśl tradycji niepośrednią rolę na dworze nubijskich władców. Alaa Salah, która błyskawicznie stała się twarzą protestów, w jakimś stopniu do tego nawiązywała. W Sudanie kobiety były poddane ostremu rygorowi islamskiemu, który okazał się dla nich niekorzystny. Może na początku były nawet entuzjastkami, ale teraz trudno znaleźć kobiety, które by to popierały. Do tego dochodziło masę problemów egzystencjalnych, nie mogły pracować, musiały zajmować się domem, dziećmi, zapewnić aprowizację. To też dawało kobietom kolejne powody, by protestować.

Wojsko ponownie przejmuje władzę

25 października armia sudańska na czele z Abd al-Fattahem al-Burhanem aresztowała premiera Abdallę Hamdoka, dokonała zamachu stanu i wprowadziła stan wyjątkowy. Abd al-Fattah al-Burhan to ten sam generał, który pomagał obalać Omara al-Baszira i który współtworzył przejściowy rząd.

Ewidentnie mamy do czynienia z kolejną odsłoną konfliktu pomiędzy siłami zbrojnymi, które odsunęły al-Baszira od władzy, a cywilną opozycją. Jednak dlaczego teraz zdecydowano się na taki ruch?
 
- Na pewno sprawa jest wielowątkowa i trudno na ten moment jasno stwierdzić, co było konkretną przyczyną. Jak zwykle w takich sytuacjach, tych czynników zapewne jest wiele - mówi Kurcz.

 Próba reakcji?

- Na pewno możemy to tak traktować. 30-letnie rządy al-Baszira to był zwrot w stronę nowoczesnego islamizmu i konserwatyzmu w wydaniu na modłę Iranu albo Arabii Saudyjskiej. Społeczeństwo sudańskie jest bardzo konserwatywne, zwłaszcza wśród wojska. Dlatego te zmiany budziły zaniepokojenie, ale na pewno były wyczekiwane przez młodych, kobiety czy przez świat zachodni.

Jak wskazuje Maciej Kurcz, sytuacja ekonomiczna Sudanu może być kluczowa.

- Premierowi Hamdokowi nie udało się poprawić w znaczący sposób sytuacji gospodarczej od 2019 r. Brakuje towarów, panuje ogromna inflacja, funt sudański pikuje. Generał al-Burhan próbuje zyskać parę punktów, ale on nie ma zbyt dużego poparcia. Wojskowi w ogóle nie cieszą się popularnością. Zamach stanu to próba zachowania wpływów wojskowych, gdyż oni są wciąż powiązani z byłym dyktatorem.

Wojskowi próbują utrzymać wpływy?

- Jak najbardziej. Wojskowi mimo że pomogli w obaleniu al-Baszira, przez lata byli jego zapleczem i zabezpieczeniem. To za jego czasów stworzyli pewnego rodzaju klikę i zmonopolizowali gospodarkę wraz z generałami i jego przybocznym Mohamedem Hamdanem Dagalo zwanym "Hemetim". Ten drugi jest jednym z najbogatszych Sudańczyków, który ma udziały w kopalniach złota, górnictwie, telekomunikacji. Więc może kierował nimi strach, gdyż cały czas pojawiały się głosy, żeby tych wojskowych odsunąć i rozliczyć.

Kto w takim razie zyskuje na rewolucji?

- Aspekt międzynarodowy jest też ważny. Trudno stwierdzić, na ile to był akcelerator, ale na pewno lokalne mocarstwa takie jak Egipt, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska spoglądały na Sudan i miały swoje interesy. Ład rewolucyjny był im nie w smak i na obecnej zmianie władzy mogą coś zyskać. Kolejna jest Rosja, która od początku XXI wieku umacnia się w Sudanie. Symbolicznym wydarzeniem jest budowa portu morskiego w Port Sudanie. Po rewolucji widać było, że trwały próby renegocjacji tego układu, a zauważalna była nawet chęć wypchnięcia z niego Rosjan. Obecne milczenie Rosji jest wręcz bardzo wymowne. Tak samo skomplikowała się sytuacja po 2019 r., więc całkiem możliwe, że osoby odpowiedzialne za przewrót liczą na przychylność tych mocarstw. Natomiast ważne jest zdanie USA. Specjalny wysłannik amerykański dla Sudanu Jeffrey Feldman jednoznacznie zakomunikował juncie, że może zapomnieć o pożyczkach. Teraz pozostaje pytanie, jak junta się zachowa? Czy będzie kompromis, czy też pójdzie do przodu i zachowa dotychczasowe reformy - nie bardzo wiadomo. Pojawiają się głosy, że wojskowi chcą przywrócić rządy cywilów oraz zadeklarowali, że wybory są niezagrożone i ich celem jest doprowadzenie do tych wyborów. Premier Hamdok został wypuszczony z aresztu domowego, ale odciął się od przewrotowców mimo że proponowano mu stanowisko. Więc możliwe że będzie nowy premier, ale już związany z juntą.