Reklama

Dawniej mówiło się o końcach internetu, na których można było znaleźć wszystko, w tym najdziwniejsze propozycje wideo. Dziś, kiedy nagrywa się każdą minutę życia, a wrzucenie filmu na platformę społecznościową trwa czasem szybciej niż ludzka myśl, pojęcie tego, co może zostać uznane za dziwne, zaciera się. Mechanicznie przewijając kolejne rolki chaosu, zatrzymujemy się na nagraniach, które podobno uspokajają. A wszystko pod hasztagiem #satysfaction.

Przesypujący się piasek, wyrównywanie krzywizn, perfekcyjne pociągnięcia farbą, a ostatnio szepty, cmokania oraz dotykanie paznokciami i różnymi przedmiotami mikrofonu, także w wielogodzinnej wersji na żywo. W większości tego typu nagrań bohaterem nie jest człowiek, a jego dłonie wykonujące daną czynność lub przedmiot.

Reklama

Jest też grupa "satysfakcjonujących" filmów, której nie sposób nie umieścić w kategorii "obrzydliwość". Chodzi o ekstrakcje pryszczy, wągrów, usuwanie woskowiny z uszu. Tak, ludzie to oglądają z... satysfakcją.

Satysfakcja w zasięgu wzroku

Mick Jagger żalił się, że nie może uzyskać żadnej satysfakcji, choć bardzo się stara. Utwór zespołu The Rolling Stones (I Can't Get No) Satisfaction po raz pierwszy zaśpiewano publicznie w 1965 roku, kiedy nie tylko nie wyobrażano sobie takiego medium, jakim jest TikTok czy Instagram, ale i większości ich użytkowników świat nie miał nawet w planach. Możliwe, że dziś byłoby wokaliście łatwiej - jako aktywna postać na obu platformach, może i on zatrzymuje się na tych satysfakcjonujących rolkach.

Zadowolenie, uczucie przyjemności, zaspokojenie pewnych potrzeb - tak definiowana jest satysfakcja. Czy patrzenie na czyjeś nagranie może dawać nam takie odczucia? W jakiejś części tak. Filmy realizujące ten trend, zaciekawiają nas obietnicą interesującego zakończenia. Najczęściej obrazowi towarzyszy delikatna muzyka  lub wręcz przeciwnie, bardzo wyostrzone odgłosy wykonywanych czynności. Perfekcyjna realizacja zadania sprawia, że jest nam przyjemnie, bo wszystko do siebie pasuje, nie mamy wrażenia chaosu (bo jest on porządkowany). Końcowy efekt zaspokaja potrzebę szczęśliwego zakończenia. Ale kluczem do tego, jest podświadomość. Osoby, które wiele czasu spędzają, przewijając kolejne, bardzo zróżnicowane filmy, przyznają, że taka pauza się przydaje, skupiają się tylko na tym, co widzą, bez analizowania tematu.

- Rozwój social mediów i prostota aplikacji takich jak Tik Tok i Instagram sprawiła, że coraz więcej osób, próbuje zaistnieć w świadomości innych ludzi poprzez dzielenie się krótkimi filmami w sieci. W czasach, w których króluje kontent nastawiony na szokowanie widza czy wzbudzanie skrajnych emocji, filmiki z kategorii "satisfying" stanowią miłą odskocznię, a wg. naukowców mogą mieć nawet właściwości terapeutyczne - wyjaśnia Tomasz Borowski, szef Działu Komunikacji we FRENZY. - Materiały wideo, które mają wywołać u nas przyjemne mrowienie w okolicach głowy, ramion i kręgosłupa, od lat tworzone są przez agencje reklamowe, które mechanizm ten wykorzystują np. w reklamach produktów spożywczych takich jak czekolada lub budyń. To w nich po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć, jak w idealny sposób powinno przelewać się nadzienie orzechowego wafelka, który dodatkowo przełamuje się z miłym dla ucha trzaskiem. Moim zdaniem w zalewie treści, z którymi mamy styczność każdego dnia, filmiki satisfying to przyjemność, na którą możemy sobie od czasu do czasu pozwolić.

Satysfakcjonuje nas wszystko?

Skąd pomysł, że oparte na prostym i powtarzalnym schemacie filmy odniosą sukces? I czy każdy nagrywany jest w celach "komercyjnych", czyli budowania swojej marki w mediach społecznościowych. Na początku filmowano czynności, które ktoś uznał za warte wpuszczenia do sieci, czy to z chęci podzielenia się swoim dziełem, czy ukazania samego procesu powstawania. Dlatego dużo satysfakcjonujących filmów opiera się na twórczości artystycznej i połączona jest z tym, co nas uspokaja - monotonnym wykonywaniem podobnych ruchów, powtarzaniem sekwencji.

- Trend ten jest popularny od kilku lat, a kategorii, które możemy zaliczyć do "satisfying" jest mnóstwo - mówi Tomasz Borowski - To nie tylko przesypujący się piasek, mieszanie kolorów czy przecinanie zamrożonych balonów, ale także perfekcyjne mycie brudnych samochodów, rzeźbienie finezyjnych przedmiotów z kawałka drewna i rzucanie papierowymi kulami do celu. Popularność tego trendu oparta jest właśnie na odczuwaniu satysfakcji po obejrzeniu tego typu filmiku. To miłe mrowienie jest dla nas na tyle przyjemne, że chcemy do  niego wracać jak najczęściej. Z drugiej strony ludzie lubią też obserwować perfekcyjnie wykonywane czynności. Influencerzy specjalizujący się w tego typu treściach poświęcają często dziesiątki godzin na dopracowanie swoich produkcji, a widz może bezkarnie skonsumować je w kilkanaście sekund.

 - Zakładam, że większość osób tworząca tego typu wideo, nie jest świadoma terapeutycznych właściwości swoich produkcji. Wydaje mi się, że większość z nich idzie na fali trendu, który pozwala im wygenerować dużą liczbę wyświetleń. Co ciekawe trend ten dość trudno wykorzystać w treściach realizowanych przez marki, choć są pewne wyjątki takie jak np. producenci środków piorących, producenci czekolady, kawiarnie i inne podmioty, których produkty mogą być użyte do tworzenia satysfakcjonujących treści - wyjaśnia Tomasz Borowski.

Raj perfekcjonisty

Po co brudzić się ciastoliną czy piaskiem kinetycznym, skoro można tylko popatrzeć. Np. na filmy z krojeniem oddzielaniem, wyrównywaniem ziarenek o różnej skali lepkości. Kamera pokazująca jedynie dłonie prezentera i materię, którą się zajmuje, hipnotyzując, zatrzymuje odbiorcę i potencjalne lajki. Choć spodziewamy się jakiegoś celu, tu chodzi tylko o wyrównywanie i dopasowywanie kształtu. Satysfakcja zależy od uporządkowania.

Kto korzystał z rolek w mediach społecznościowych dwa lata temu, musiał natknąć się na rankingi raju perfekcjonisty. Ziarna wyrównywane do brzegów danego naczynia oceniane były najczęściej w skali 10/10. Trudno było przełamać się, by takie wideo wyłączyć, gdy na blat spadały kolejne, zaburzające idealnie (bardziej lub mniej) wyrównaną powierzchnię ziarna.

Kolorowe warstwy hipnotyzują

Tworzenie kolorowych i nietrwałych mandali znanych z kultury buddyjskiej jest uznawane za sposób medytacji. Ziarenko po ziarenku powstaje coś wielce uporządkowanego, jednocześnie bardzo nietrwałego. Sam proces tworzenia jest oczyszczający, a mandala ma pokazać, jak chaos zamienia się w harmonię. A harmonia jest spokojem.

Tiktokowe "mandale" powstają nie tylko z piasku, choć i te tradycyjne znajdziemy na platformie, jednak nie do końca wpisują się w satysfakcjonujący trend. Za to te "uspokajające" są zwykle częścią większego przedsięwzięcia pod nazwą "sprzedaż rękodzieła". Osoby, kropeczka po kropeczce, łączą kolory we wzory, by na końcu zaprezentować... gotowy produkt.

W pewnym momencie najbardziej popularne stało się przelewanie do form żywicy epoksydowej. Kolejno dolewane warstwy, zatapiane w niej przedmioty zachęcały odbiorcę do dotrwania do końca, by  mógł zobaczyć efekt pracy. A ten zwykle pokazany był w którymś z kolejnych nagrań, zmuszał więc do wejścia na profil i odnalezienia tego właściwego. Sprytny sposób na budowanie zasięgu.

Na warstwach opiera się też trend zamrożonej w balonach wody. Kolejne gumowe powierzchnie pękają pod naciskiem noża, a my patrzymy, czekając, która z nich będzie ostatnia. Kilka takich filmów potrafi zabrać nam wiele minut życia, jednak nawet ta świadomość, nie sprawia, że przestajemy patrzeć.

Idea tworzenia towarzyszy nam w bardziej profesjonalnie sfilmowanych projektach, np. podczas wizyty w stolarni możemy śledzić proces powstawania rzeźbionej w drewnie lampki od momentu pierwszego ciosania. Fani podkreślają, że najbardziej satysfakcjonującym momentem jest umieszczenie materiału na obrotowej maszynie i obserwowanie, jak spadają wióry.

Sprzątanie koi nerwy

Czy sprzątanie może być terapią? Owszem. Czy patrzenie na nie także? Z analizy tego, co daje nam satysfakcję, wynika, że przede wszystkim jest to porządkowanie chaosu. Czyszczący twórcy uczynili z tego trend, pokazując nam, jak miło jest patrzeć, gdy znika brud.

Oczywiście jest wiele kont, które opierają się na poradach i pomocy w przeniesieniu do realnego świata tego, co pokazują na filmach - jak poskładać ubrania, by mieć więcej miejsca, czym pozbyć się smug z lustra.

Jednak w satysfakcjonujących obrazkach chodzi wyłącznie o proces, kiedy zanieczyszczenia znikają. W mediach społecznościowych znajdziemy wiele filmów, na których szyby najpierw zostają przykryte pianą, a potem ta piana wycierana jest za pomocą dobrze zaplanowanej i uporządkowanej sekwencji ruchów. Po raz kolejny zahipnotyzowani jesteśmy "tańcem" - tu gąbki na oknie - do ostatnich sekund.

Grupa użytkowników jest nie mniej zafascynowana procesem mycia i wycierania aut oraz... dywanów.

Seria filmów, na których pracownicy firmy zajmującej się czyszczeniem dywanów zmywają kolejne warstwy błota, odsączają wodę, z każdą sekundą odsłaniając ukryty pod warstwami brudu wzór, bije rekordy popularności.

Satysfakcji z patrzenia na te filmowe dzieła, nie zaburza nawet  wątpliwość w to, czy dywany wybrudziły się tak bardzo w sposób naturalny (czy zostały przygotowane na potrzeby viralowego filmu).

Szepty, stuki i drapanie miłe dla ucha

Terapia za pomocą dźwięku nie jest niczym nowym. Relaksujące właściwości muzyki, odgłosów lasu czy szumu oceanu stosowane są nie tylko w domowych zaciszach, ale i gabinetach profesjonalistów. A co z efektem ASMR, które od kilku lat podbija kanały streamingowe, oferując dźwięki na żywo? Autonomous Sensory Meridian Response zwane potocznie "orgazmem mózgu" to uczucie przyjemnego mrowienia w okolicy karku i głowy wywoływane między innymi przez bodźce słuchowe. Gęsia skórka powstająca w wyniku przyjemnego dźwięku. Naprawdę przyjemnego, o odpowiednim rytmie i skali. Może to być szept, stukanie w mikrofon, głaskanie mikrofonu różnymi przedmiotami.

Takie, czasem wielogodzinne, sesje także prowadzone na żywo okazały się doskonałym źródłem zarobku dla internetowych twórców. Choć w większości przypadków chodzi o proste doznania słuchowe, są filmy o wyższej skali zmysłowości, ocierające się wręcz o erotykę. A na obrazie widzimy jedynie kawałek cmokającej postaci lub jej dłonie, przedmioty i... duży (głównie przez perspektywę) mikrofon.

Pryszcze i czyste uszy

Można wierzyć lub nie (albo wpisać sobie hasło w wyszukiwarkę), ale powstały gadżety, które uzupełniane odpowiednią substancją pozwalają na niekończące wyciskanie jej ze sztucznej skóry np. w kształcie nosa. Nic więc dziwnego, że i ten trend znalazł... miliony odbiorców, chcących patrzeć na wydobywane z ciała zanieczyszczenia.  

Dr Sandra Lee na Instagramie obserwowana jest przez 4,5 mln zafascynowanych pozbywaniem się spod skóry różnych kłopotliwych tworów - od ropy po ususzone przez lata stwardniałe zaskórniki. Amerykańska lekarka popularność zdobyła jako doktor Pryszczylla dzięki programowi telewizyjnemu i własnemu kanałowi na Youtube, gdzie pokazywała sekunda po sekundzie "pozbywanie się spod skóry problemów". Ale ludzie chcieli więcej satysfakcjonujących ujęć, stąd ogromny sukces w mediach społecznościowych i... nieskończona liczba naśladowców. 

Wystarczy obejrzeć nawet przez przypadek jeden taki film, by złapać się w sidła algorytmu, który zbombarduje nasze konto kolejnymi propozycjami - a tam najczęściej zbliżenie jedynie na czubki palców i fragment oczyszczanej skóry. Trend stał się tak popularny, że na gumowych rękawiczkach wypisywane są numery kontaktowe do salonów kosmetycznych, a specjaliści od tematu tworzą duety, w których oceniają w skali 1-10 sposób wykonania "zabiegu". Tiktokowy @dermdoctor dokładnie i głośno analizujący dokonania, w tym usuwanie woskowiny usznej czy różnego rodzaju cyst, ma ponad 17 milionów obserwujących. Zrelaksowanych do bólu 17 milionów.

Trzeba jednak podkreślić, że obsesyjne wyciskanie pryszczy jest uszkadzaniem własnego ciała, może mieć podłoże psychiczne i wymaga konsultacji ze specjalistą.

Złośliwe pułapki marnujące nasz czas

Nawet jeśli oglądamy wiele satysfakcjonujących filmów, nie mamy poczucia marnowania czasu. Ich moc jest terapeutyczna, choć możliwe, że w początkowym zamyśle nie miała taka być.

Odsłony i czas spędzony na profilu to jednak pieniądze, dlatego, jeśli ktoś na tym zarabia, chce zatrzymać nas jak najdłużej.

I tu pojawiają się żądni naszego cennego czasu irytujący twórcy, którzy wykorzystując pomysły viralowych uspokajaczy, tworzą podobny kontent, łapiący użytkowników jak lep na muchy i tak samo psychicznie wykańczając.

Mowa o realizacjach, które zaczynają się podobnie, jak te satysfakcjonujące - np. przygotowaniem do wylewania kolorowych mas na tort, jednak aktorzy świadomi, że czekamy na efekt, przeciągają wykonanie zadania, wystawiając nas na ogromną próbę cierpliwości. Gdy użytkownik dojdzie do poczucia marnowania czasu i uświadomi sobie, jak długo już patrzy na dany obrazek, często zostaje jeszcze dłużej, nierzadko zirytowany. Gdy zorientuje się, że trafił w pułapkę, zostaje w myśl zasady "tyle czasu stracone, muszę zobaczyć efekt". A ten nie nadchodzi, drażniąc jeszcze bardziej. Niektórzy przewijają, dziwiąc się, że to była dopiero połowa wideo, niektórzy wyłączają wściekli, ale twórca swoje minuty zatrzymania użytkownika odhaczył.

Miliony odsłon, miliony usatysfakcjonowanych "klientów"

Skąd biorą się miliony odsłon tego typu wideo? Zdaniem Tomka Borowskiego z naszej potrzeby złapania pewnej równowagi w świecie, który stale bombarduje nas różnorodnymi informacjami. - Ostatnie lata są dla nas szczególnie trudne z uwagi na pandemię, konflikt w Ukrainie i czający się kryzys finansowy, dlatego szukamy czegoś, co nas w jakiś sposób ukoi. Oglądanie takich filmów to często nasza osobista mikroterapia, dająca chwilę wytchnienia. Duża liczba odsłon to także następstwo krótkich form, jakie narzucają nam platformy takie jak Tik Tok i Instagram oraz algorytmy, które po obejrzeniu jednego filmu, od razu podsuwają nam kolejny.

Dlatego satysfakcja wygrywa, bo trudno nam z niej zrezygnować i nie odrywamy się, warstwa po warstwie, do samego końca. Mniej satysfakcjonujący może być jedynie codzienny bilans "czasu spędzonego przed ekranem".