Reklama

Niekończący się sznur ludzi, dodatkowo wielokrotnie zakręcony do tego stopnia, że niełatwo znaleźć jego początek. Za czym kolejka ta stoi? To chętni, by zwiedzić Hagię Sophię, jedną z najbardziej charakterystycznych budowli w Stambule.

Zanim wejdzie się do środka, trzeba odstać niekiedy ponad godzinę. W międzyczasie turyści uważają na "niecierpliwych", którzy wślizgują się, lekceważąc resztę, a później przygotowują plecaki i torby do kontroli podobnej do tej na lotnisku.

Reklama

Hagia Sophia - najważniejsze dzieło architektury bizantyjskiej - zaznaczyła się w jednej z dat symbolicznie wieńczących średniowiecze. Jeszcze 28 maja 1453 roku modlili się w niej chrześcijanie, a cztery dni później, po zdobyciu Konstantynopola przez Turków, jako meczet "gościła" już muzułmanów.

Idea stała się faktem. Było muzeum, jest meczet

O Hagii Sophii było też głośno w bliższych nam czasach. W 1934 roku Mustafa Kemal Atatürk, przywódca laicyzującej się Republiki Turcji, przekształcił ją w muzeum. Tuż przed pandemią COVID-19 za jego zwiedzenie płaciło się równowartość około 10 euro.

Gdy świat po koronawirusowym szoku zaczął się otwierać, w najludniejszym mieście Turcji zastał Hagię Sophię na nowo będącą meczetem. O powrocie do przeszłości w 2020 roku zdecydował oficjalnie sąd, ale nie jest tajemnicą, iż swoje wielkie marzenie zrealizował w ten sposób obecny prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan. - Wreszcie to miejsce zostanie uwolnione z okowów niewoli - przekonywał.

- Erdoğan to jedyny tamtejszy lider otwarcie podtrzymujący islamską tożsamość kraju. Przywraca dawny status Hagii Sophii, otwiera inny meczet po azjatyckiej stronie Stambułu, największy w metropolii, a po piątkowej modlitwie wychodzi do publiczności przed świątynię i omawia, co w państwie udało się załatwić i jakie stoją przed nim wyzwania - komentuje Adam Michalski, ekspert ds. Turcji z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Wejście za darmo, ale z obostrzeniami

Teraz wejście do Hagii Sophii jest bezpłatne, ale turystów obowiązują reguły nie do naruszenia. Przed wkroczeniem do wyłożonej dywanem nawy głównej muszą zdjąć buty, a gdy wewnątrz trwają modły, powinni uszanować, że istotna część przestrzeni zarezerwowana jest dla wyznawców Allaha. Ponadto kobietom nakazuje się zakrywać głowy.

We wnętrzu zobaczyć można niemalże wszystko, poza pomieszczeniami, gdzie trwa remont, jak i niektórymi, celowo zasłoniętymi dziełami sztuki przypominających o chrześcijańskiej przeszłości. Dla przybyszów z innych państw ustawiono nawet regalik z ulotkami nakłaniającymi do przejścia na islam, a przynajmniej zwątpienia w dotychczas wyznawane prawdy swojej wiary.

Erdoğan "patronuje" temu, co dzieje się w Hagii Sophii. Zwiedzających witają podpisany przez niego dekret, zawieszony w widocznym miejscu na wiekowej ścianie, a także tablica objaśniająca, dlaczego ten polityk zapisał się złotymi zgłoskami w islamskich dziejach budowli.

- Recep Tayyip Erdoğan i jego otoczenie uznają wolność ekspresji religijnej za bardzo ważny element zaplecza politycznego. Dzięki niemu podtrzymują grupę lojalnych wobec rządzącej partii AKP. Ci wyborcy, mimo tysiąca innych problemów i wpadek, nadal uważają prezydenta za najlepszego kandydata do przewodzenia państwem. Wśród nich odnajdziemy zwłaszcza dyskryminowanych przez dawną władzę - wyjaśnia Adam Michalski.

Jak dodaje, poprzednio rządzący Turcją reżim kemalistowski - związany z ideologią stworzoną przez Atatürka - uważał, że islam powinien być wyrugowany z życia publicznego i obecny jedynie w domach, podobnie jak inne religie.

- Uderzało to chociażby w kobiety przywiązujących wagę do zasłaniania głowy. Nie mogły one kształcić się na uniwersytetach, ponieważ obowiązywał w nich zakaz noszenia chust. Ten "szlaban" został zniesiony podczas pierwszych lat władzy Erdoğana. Z religijnej wolności korzystają nie tylko politycy, ale i firmy. Przykładowo w sklepach pojawiło się więcej odzieży tworzonej pod wierzącą część społeczeństwa - zauważa ekspert OSW.

Prezent od króla

Erdoğan przypomina o sobie nie tylko w Hagii Sophii, ale i pobliskim Błękitnym Meczecie. Ten drugi, powstały w 17. stuleciu, miał przyćmić starszą wiekiem "koleżankę", lecz obecnie skrył się za wysokimi rusztowaniami i poszarpaną folią. Prace budowlane trwają również wewnątrz, dlatego poza siatką pod sufitem i tapetami imitującymi kolumny trudno cokolwiek podziwiać.

Jest jednak wyjątek. Odwiedzający bez problemu zobaczą szczegółową makietę Meczetu Proroka, "oryginalnie" stojącego w Medynie. Tuż obok pamiątkowa tabliczka, a na niej wspomnienie: Recep Tayyip Erdoğan otrzymał ten model od króla Arabii Saudyjskiej w 2006 roku.

- "Erdoganizację" Turcji widać też w urzędach czy biurach polityków AKP, gdzie wiszą portrety zarówno Atatürka, jak i Erdoğana. W kręgach prorządowych aktualny przywódca traktowany jest na równi z twórcą tureckiej republiki albo jako współautor obecnego oblicza kraju, szlifujący jego sprzeczne elementy - mówi Adam Michalski.

Jak podkreśla, ważne zmiany zaszły też na stambulskim placu Taksim, uznawanego za kolebkę tureckiej laickości. - Na jego środku stoi potężny monument ku czci Atatürka i wojny wyzwoleńczej, ale w ostatnich latach Erdoğan wybudował tam meczet, górujący nad tym pomnikiem. Obecność świątyni przy Taksim wywołuje dyskomfort u osób wolących sekularyzację miejsc publicznych - uznaje specjalista.

Muzułmańska Turcja stała się normą

W ocenie Adama Michalskiego kwestie obecności islamu w życiu państwa cały czas rezonują w tureckim społeczeństwie, ale ma ono również ważniejsze tematy. - Stan gospodarki, inflację, permanentną niestabilność geopolityczną wokół kraju, w tym napływ uchodźców. Istotne są także zbliżające się wybory - wylicza.

O wciąż rosnących cenach w Turcji trudno zapomnieć. Na przykład w restauracjach kwoty w menu są albo notorycznie zaklejane nowymi, albo poprawiane korektorem. Dodatkowo koszty zakupów w sklepach zauważalnie zmieniają się mniej więcej co tydzień.

Ekspert stwierdza, że właśnie ze względu na inne wyzwania stojące przed Ankarą "to, czy Erdoğan coś otworzył albo zamanifestował swoją obecność w religijnym kontekście, nie jest już tak dostrzegalne, chociaż nadal ważne". - Po 20 latach jego rządów i towarzyszącego im stylu prowadzenia polityki muzułmańskość Turcji jest standardem dla większości osób - zarówno głosujących na Erdoğana, jak i jego przeciwników - opisuje.

"Nie da się wyłącznie wojować islamem"

Erdoğan, opierając politykę wewnętrzną na islamie, nie odnosi jednak pasma samych sukcesów. Na tym tle co jakiś czas spotyka się z międzynarodową krytyką, jak przy "okazji" przywracania Hagii Sophii statusu meczetu. Jego działania spotkały się wtedy ze sprzeciwem między innymi Grecji, Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, Watykanu, cerkwi prawosławnej, a także polskiego kleru.

"Obecnie tureckie władze, gwałcąc wszelkie standardy religijnej harmonii i wzajemnego szacunku, postanowiły, że nastąpi uroczysta inauguracja meczetu w Hagia Sophia" - pisał ponad dwa lata temu biskup płocki Jan Libera, zarządzając na znak żałoby bicie dzwonów i opuszczenie kościelnych flag do połowy masztów. 

- Nie da się wyłącznie wojować islamem i dzięki niemu zawsze uzyskiwać dobre wyniki wyborcze. To dla Erdoğana problem. Nie do końca wychodzą mu dbanie o obywateli, zapewnienie im dobrobytu, a także budowa trwałych, państwowych instytucji. Negatywne skutki kryzysu odczuwa najbardziej jego elektorat i to wywołuje odpływ głosów - tłumaczy Adam Michalski.

Nawiązuje przy tym do działań tureckiej opozycji. - Utożsamiano ją niegdyś z "antytezą" Erdoğana, a ona dziś po części reformuje się, akceptując myślenie, że Turcja jest muzułmańska. Z tej przyczyny poszerza pulę potencjalnych wyborców oraz pokazuje nową twarz: "Jesteśmy wierzący i otoczeni takimi ludźmi, ale jednocześnie mówiący o wcześniejszych błędnych podejściach do kwestii islamskich" - podsumowuje ekspert OSW.