Reklama

Renata jest skrzypaczką, Magda pracuje jako kontroler finansowy, Hanna uczy Katarki gry w tenisa. Połączył je mundial w Katarze. Dziś opowiadają Interii o życiu w kraju, w którym temperatura sięga 55 stopni, o tym, jacy naprawdę są Katarczycy i dlaczego zdarza się, że ich bliscy wciąż myślą, że te mieszkają nie w Dosze, a w Dubaju.

Pierwszy dzień mundialu w Katarze. Na kraju, mniejszym niż województwo śląskie, skupiony jest wzrok całego świata. Także i mój, chociaż fanką futbolu nie jestem. Widzę na monitorze, jak dziennikarz Interii Sport, Wojciech Górski, rozmawia z czekającymi na reprezentację Polski kibicami w Dosze. Moją szczególną uwagę przykuwa jedna z rozmówczyń Wojtka. Mimo wielu lat niewidzenia poznaję ją od razu. To Magda. Moja znajoma z podstawówki w Piotrkowie Trybunalskim.

Reklama

Słucham, że mieszka w Dosze od dwóch lat i że temperatury nie są tam tak straszne, jak opisują to ludzie. "Świat jest mały" - myślę, pisząc wiadomość do Magdy. I zastanawiam się, skąd wzięła się w kraju, oddalonym od Polski o 4 tys. km i wciąż bardzo dla Polaków egzotycznym.

Dzień później Magda przysyła mi zdjęcie. Ona, Hania i Renia. Trzy uśmiechnięte Polki, zagrzewające naszą kadrę do zwycięstwa.

Chociaż wszystkie mieszkają w Dosze od kilku lat, poznały się we wtorek, w dniu meczu Polska - Meksyk. Jedną z nich, ku jej zdziwieniu, polskie media już okrzyknęły "nową Natalią Siwiec" i "królową mundialu". Kim naprawdę są Polki, których uśmiechnięte twarze pojawiały się w czasie transmisji meczu naszych w Katarze i co robią w tym równie pięknym, co nieznanym nam miejscu?

Miłość, praca, mąż. "O Katarze nie wiedziałam nic"

- Lecąc do Kataru, nie wiedziałam o tym kraju kompletnie nic. To była spontaniczna decyzja dwudziestokilkulatki, na zasadzie: "Spróbuję. Zobaczymy, jak to będzie. Jeśli źle, wrócę do Polski" - przyznaje Hanna Albowicz. W Katarze mieszka od ponad 5 lat.

Dlaczego akurat Katar? - Przez to, że się zakochałam - uśmiecha się 31-latka. Przyczyną emigracji w jej przypadku był brazylijski pilot. - Jesteśmy razem, ale bez względu na to, czy byśmy byli, czy nie, to i tak bym tu została - wyjaśnia.

Bo miłość stała się przyczynkiem do tego, by odnaleźć w Katarze także swoją zawodową ścieżkę. Hanna jest instruktorką tenisa. - Z wykształcenia jestem inżynierem, ale to tenis jest całym moim życiem. A tu są super warunki, żeby pracować jako trener. Świetna pogoda, super obiekty. Jest dużo dzieciaków, które od małego zaczynają grać, ze względu na to, że mają takie możliwości - mówi Hanna Albowicz.

Jest też nisza, którą można wypełnić. - Tu jest dużo Katarek, które chcą uprawiać sport. Ale one mogą trenować tylko pod okiem kobiet. A tych wiele nie ma - dodaje tenisistka.

Renata Nowaczyk do Kataru przyleciała w 2012 roku. - Razem z Mundialem świętuję moje dziesięciolecie w Katarze - podkreśla.

Jej doświadczenie życia za granicą nie zaczęło się od Kataru. - Pierwszy raz za granicę wyjechałam w 2011 roku, do Korei Południowej. Tam miałam okazje doświadczyć zupełnie innej kultury. Przebywając w Seulu, w ramach rozwoju, otworzyły się nowe możliwości - wspomina Renata.

Jedną z nich był właśnie Katar. - Jestem skrzypaczką, a mąż pianistą. Podobnie jak w Korei, również w Katarze gramy z mężem jako duet - wyjaśnia. 

Najkrócej w Dosze jest Magda, chociaż rodzinny Piotrków Trybunalski opuściła lata temu. - Najpierw wyjechałam na rok do Stanów, później skończyłam studia i "zakotwiczyłam" w Anglii na osiem lat. Tam poznałam męża - opowiada Magda Nowak-Saveljeva.

W Katarze jest właśnie z jego powodu. Firma, w której pracuje jej mąż, organizuje pakiety VIP dla kibiców. Od dwóch lat przygotowują ofertę dla tych, którzy chcą przeżyć mundial w sposób wyjątkowy.

- W momencie, kiedy dowiedzieliśmy się, że jest taka propozycja, nie wiedziałam zbyt dużo o Katarze. Byłam tam raz, na lotnisku, jak leciałam do Tajlandii, więc kojarzył mi się z wielką pustynią, bo tę widać z okien samolotu - mówi.

Zaaklimatyzowała się szybko. Równie szybko znalazła tu także pracę. Jest kontrolerem finansowym w katarskim oddziale jednej z międzynarodowych korporacji.

Jak się żyje w Katarze? "Większość opinii to wymysły"

Katar wielu Polakom jawi się jako kraj, w którym za ciążę pozamałżeńską trafia się do więzienia, w supermarkecie nie kupi się piwa, a krótkie spodenki na naszym ciele mogą wywołać ostrą reakcję otoczenia, które do przyjaznych nie należy.

Słuchając tych opinii, moje rozmówczynie tylko wzdychają. - Większość to są wymysły. Tu życie tak nie wygląda. Codzienność w Katarze jest bardzo spokojna, a ludzie są naprawdę mili i uprzejmi. Kiedy porównuję Dohę z życiem w Londynie, to tu tej gonitwy nie ma. Katar jest świetnie zorganizowany pod względem logistycznym. Nie ma korków, tłumów, kolejek. To daje spokój, który ułatwia życie - mówi Magda Nowak-Saveljeva.

O dużej uprzejmości Katarczyków wspomina też Hanna. - To jest zupełnie inna kultura, ale lokalni ludzie są bardzo sympatyczni, z otwartym sercem. Jak się wchodzi do supermarketu, wszyscy są uśmiechnięci. Katar na każdym kroku stara się ułatwiać życie ludziom - mówi Hanna Albowicz.

Renata ceni w Katarze możliwości, jakie daje ten kraj. - Tu nasze marzenia stały się rzeczywistością. Od lat rozwijamy swoje pasje jako muzycy i nauczyciele gry na skrzypcach i fortepianie. Jednocześnie mamy możliwości współpracy z międzynarodowymi firmami z różnych branż. Pracujemy przy wielu projektach z firmami konsultingowymi, jak również ze światowej sławy domami mody - przyznaje polska skrzypaczka.

Zwraca też uwagę na czas, który w Katarze płynie jakby wolniej. - Życie tu nauczyło mnie, że można inaczej podchodzić do obowiązków. Na pewno nie jestem jedyną, która ma codziennie długą listę zadań do wykonania - w domu, w pracy czy wokół rodziny. Jednak tutaj w Katarze moja percepcja stylu życia bardzo się zmieniła, bo nauczyłam się doceniać chwile. Tu szanuje się momenty kontemplacji, doświadczania radości z życia, czas spędzony z rodziną i przyjaciółmi - dodaje.  

Na dziewczynach wrażenie robi też rozwój Kataru. - Przez tych pięć lat, które tutaj spędziłam, miałam wrażenie, że Katar zmienia się z tygodnia na tydzień. Jedziesz do pracy i co kilka dni widzisz: o, tu powstał nowy wiadukt, a tu nowy budynek. Nawet porównując Dohę z zeszłym rokiem, to jest zupełnie inne miasto - mówi Hanna Albowicz. - Niesamowite jest tempo, w jakim budują tu drogi czy metro. Porównując to do naszego kraju, byłam w szoku, że tak się da - dodaje. 

- W internecie możemy znaleźć zdjęcia Kataru sprzed 10 lat i ilustracje, jak wygląda teraz. Wydaje mi się, że nie tylko mundial był motorem do rozwoju kraju, jak to niektórzy oceniają, ale możliwości, jakie Katar może dać sobie i innym ludziom z różnych części świata - mówi Renata.

Jak wskazuje, Katar ma się czym pochwalić na różnych płaszczyznach. Od infrastruktury, przez kulturę, biznes czy służbę zdrowia. - Dzięki doskonale zaprojektowanej Narodowej Strategii Zdrowia, do opieki zdrowotnej, w każdym wymiarze, dostęp mają tu wszyscy - podkreśla.

Na stację w szortach, na rynek w długiej spódnicy

Pokutuje stereotyp, że w Katarze o szortach i sukienkach można zapomnieć. Patrząc na zdjęcia Magdy, odnoszę inne wrażenie. 

- To kolejna nieuzasadniona opinia. Nie musimy chodzić tu w hidżabie. Jeśli chcę, mogą wyjść z domu czy pojechać na stację benzynową w krótkich spodenkach. Nikt nie zwróci na to nawet uwagi - wyjaśnia Magda.

Są takie miejsca w Katarze, gdzie można spokojnie biegać w szortach. - Zazwyczaj są to osiedla czy np. Pearl (sztuczna wyspa z nowoczesnymi mieszkaniami - pierwszymi w Katarze, które cudzoziemcy mogą wykupić na własność - red.) gdzie mieszka dużo ekspatów. Mamy też plaże. Sama mieszkam przy plaży, gdzie nikt nie zwraca uwagi, że ktoś jest w bikini - zaznacza Hanna.

Wszystko zależy od konkretnego miejsca. - Jeśli idziesz do Carrefoura i masz bluzkę z odkrytymi ramionami, nikt na to uwagi nie zwróci, natomiast jeśli idziesz do LuLu, ichniejszego supermarketu, to trzeba mieć spódnicę za kolana, bo jeśli jej nie masz, ochroniarz może cię do sklepu nie wpuścić - opowiada Magda.

Sytuacje nieprzyjemne? - Raz się zdarzyło, że poszłam na Souq Waqif (tradycyjny targ w Ad-Dausze w Katarze - red.). To był mój pierwszy raz i miałam na sobie letnią sukienkę. I tam jedna pani podeszła do mnie i powiedziała: "Powinnaś założyć spódnicę, bo ktoś może cię "oczarować" -  mówi Magda Nowak-Saveljeva. - Kupiłam sobie spódnicę i założyłam. Uświadomiłam sobie, że to jest jedno z tych miejsc, w którym panują takie zasady i trzeba się do nich stosować.

I dodaje: - Po pewnym czasie ja ich nawet rozumiem. Zakrywając ciało, nie chodzi o to, byśmy wszyscy chodzili w ich tradycyjnych strojach, ale nie epatując nagością, kobieta okazuje sobie szacunek i do mnie to przemawia. To jest ich kultura, religia i przyjezdni powinni się do tego dostosować, ale nie jest to jakieś bardzo uciążliwe. I nie jest prawdą, że na ulicy ktoś będzie cię gonił i groził, bo masz szorty - zapewnia Magda.

Hanna podkreśla, że są miejsca, w których mogłaby odsłonić ramiona czy nogi, ale tego nie robi. - Mogłabym grać w tenisa w spódniczce, ale ze względu na szacunek do Katarek  i ich kultury nie widzę żadnego problemu, żeby zakładać dłuższe legginsy. Zupełnie mi to nie przeszkadza. Dla mnie to była kwestia, do której szybko się przyzwyczaiłam. Teraz nawet jak wracam do Polski na wakacje, to potrzebuję 3-4 dni, żeby się przestawić na krótsze sukienki i odsłonić nogi - mówi Hanna Albowicz.

Podobnie jest z publicznym okazywaniem uczuć. - Można się trzymać za ręce, można się przytulić, ale nikt się tu nie afiszuje ze swoimi uczuciami. To też jest kwestia przyzwyczajenia. Potem już człowiek nawet nie zwraca na to uwagi - wyjaśnia Hanna.

Magda żartuje, że nie ma pojęcia, co się dzieje, jeśli całujesz się na katarskiej ulicy. - Nigdy z mężem nie próbowaliśmy. Pewnie dlatego, że jesteśmy razem ponad 10 lat - śmieje się moja rozmówczyni.

Rzeczy negatywne? - Czasami pogoda, bo 55 stopni latem może się dać we znaki. Burze piaskowe też nie są przyjemne i kierowcy na drogach, którzy jeżdżą jak wariaci - mówi Hanna Albowicz.

Renata Nowaczyk wskazuje na tęsknotę za bliskimi. O innych minusach nie słyszę.

Bezpieczeństwo odmieniane przez wszystkie przypadki. "Katarczycy nam za to nie płacą"

W rozmowie dziewczyny odmieniają na wszystkie przypadki słowo bezpieczeństwo.

- Bo tu jest naprawdę spokojnie. Można zostawić wózek przed sklepem i nikt go nawet nie dotknie. Ja czasem zostawię telefon na stoliku, kiedy jestem na kawie, wrócę i ten telefon nadal tam będzie - mówi Magda Nowak-Saveljeva.

Jak słyszę, to także zasługa zakazu picia alkoholu w miejscach publicznych. - Tu nigdy nie spotkasz kogoś pijanego na ulicy. Można wyjść o każdej porze, żeby się przejść i nikt nas nie będzie zaczepiał. Ja się osobiście czuję się z tego powodu bezpiecznie - mówi Hanna Albowicz.

Dziewczyny ubolewają, że o Katarze w Polsce mówi się albo źle, albo wcale, przez co wielu Polaków wie o nim tyle, co nic.

- Do tej pory część moich znajomych myśli, że mieszkam w Dubaju. Może po mistrzostwach świata będą pamiętać, że Doha to nie Dubaj - mówi Hanna.

- Mnie strasznie dziwi to, jak Polacy widzą Katar. Jakby to było najgorsze miejsce na świecie, a kobiety nie miały prawa tu normalnie funkcjonować - denerwuje się Magda. Zaznacza, że m.in. właśnie dlatego opowiada o życiu w Katarze, by obalić panujące mity. Ma jednak pewną obawę. - W Polsce, nie wiedzieć czemu, jest przekonanie, że jeśli mówisz o Katarze dobrze, to jest to wywiad sponsorowany. Że Katarczycy nam za to płacą. Nie, nie płacą. Tu po prostu dobrze się żyje - dodaje.

- Myślę, że mamy wykreowany stereotyp na temat krajów z tego regionu, niekoniecznie oparty na rzeczywistym doświadczeniu - mówi Renata. I wyjaśnia: - Czasem mam poczucie, że stygmatyzujemy kraje, a jednocześnie wstydzimy się, kiedy zagraniczne gazety piszą o nas, że jesteśmy alkoholikami i złodziejami.  Jest to bardzo raniąca opinia, jednak jak widać, nas samych nie powstrzymuje od krytyki innych. Myślę, że mamy tutaj jeszcze sporo do nauczenia i tę lekcję powinniśmy odrobić lepiej - zaznacza Renata Nowaczyk.

Rada dla niedowiarków? - Przyjedźcie tu na wakacje - odpowiada Magda. - Wtedy zobaczycie, że możecie wszędzie wejść, porozmawiać z kim chcecie i wnioski mogą was zaskoczyć.

Kraj owładnął mundial. Skrócone godziny pracy

Jak od tygodnia zmienił się Katar? - Jest głośniej. Zdecydowanie. Widać kibiców. Ale są też wyznaczone dla nich miejsca, więc jadąc przez Dohę tłumów nie ma. Wszystko jest dobrze zorganizowane - mówi Magda.

Renata podkreśla, że atmosfera jest niesamowita. - Katar zaoferował nam wszystkim wiele atrakcji, festiwali i koncertów. Świetnie zorganizowano transport publiczny i koordynację ruchu w całym kraju. Nie sugerowałabym się ostatnio pokazanym zdjęciem tłumu przed wejściem do metra, bo ten był sprawnie rozładowywany, a przede wszystkim kluczową jego przyczyną było bezpieczeństwo ludzi - zaznacza skrzypaczka.

I dodaje: - Mając świadomość, że Katar jest relatywnie młodym krajem, uważam, że radzi sobie z wyzwaniem, jakim jest mundial, doskonale. Dlatego uważam, że kreowanie krytycznego obrazu tego miejsca jest bezzasadne - ocenia.

Rytm życia w Katarze zdecydowanie wyznacza teraz mundial. - Większość szkół ma teraz wolne. Niektórzy kończą pracę o godzinie 11:00, żeby mieć cały dzień na oglądanie meczów. Oczywiście część osób musi pracować, ale z tego, co wiem od znajomych, szefowie przymykają oko i pracownicy mogą czasami spojrzeć sobie na mecz. Jeśli ktoś ma mecz tego dnia, to może sobie wziąć wolne, pójść na mecz i się bawić - zaznacza Hanna.

Magda na czas mundialu wzięła urlop. - Niektóre firmy się pozamykały na okres mistrzostw, inni prosili swych pracowników, by jeśli jest taka możliwość, pracowali zdalnie. Część mieszkańców Dohy wyjechała z miasta. Wykorzystują ten czas, by odwiedzić rodzinę albo pojechać na wakacje - wyjaśnia.

Ale nie da się ukryć, że piłkarski duch rozlał się po Katarze. - Mam dużo znajomych Katarek, które przed mundialem mówiły, że nie pójdą na żaden mecz. Poszły na mecz otwarcia i teraz szukają biletów na kolejne mecze. Bo atmosfera jest super i każdy chce w tym uczestniczyć - mówi Hanna Albowicz.

Sama ma jeszcze bilety na kilka spotkań. Jak dotąd, najważniejszym był wtorkowy mecz Polska - Meksyk.

Polski na trybunach. Selfie z Lewandowską i z Meksykanami

W Dosze mieszka kilkuset Polaków. - Z tego, co słyszałam, jest nas około 700. Większość osób się zna. To tak małe środowisko, że nawet jeśli ja kogoś nie znam, to na pewno moi znajomi go znają - mówi Hanna Albowicz.

Przed wtorkowym meczem na polskiej grupie na Facebooku padło hasło, żeby rodacy spotkali się większą grupą i razem ruszyli z Perły na mecz. Magda, Hania i Renia spotkały się w metrze. 

- Było bardzo fajnie. Polubiłyśmy się. Planujemy iść razem na kolejne mecze - mówi Magda. Jak dodaje, "mecz meczem, ale atmosferę "zrobiła" sama droga z metra na stadion". - Tam było tyle pozytywnych emocji, niezapomniany klimat - opowiada.

Od tego teamu wielu nie mogło oderwać oczu. - Czy w metrze, czy w drodze na stadion, wszędzie było zielono, sami Meksykanie i nagle my, biało-czerwone wyjątki. Co chwilę ktoś do nas podbiegał i robił sobie z nami zdjęcia - wspomina Hanna.

Na meczowych fotografiach dziewczyn zobaczyć można m.in. Annę Lewandowską. - Miałyśmy szczęście. Akurat przechodziła i Hanią ją zauważyła. Podbiegłyśmy. Chociaż widać było, że się spieszy, była bardzo miła i uprzejma. Zrobiła nam nawet zdjęcie - opowiada Magda.

Renata Nowaczyk: Nie czuję się żadną królową mundialu

Renatę polskie media już okrzyknęły "nową Natalią Siwiec" i "królową mundialu". Skrzypaczka nie ukrywa zaskoczenia takim odbiorem.

- Uwielbiam kibicować naszym rodakom. W ubiegłym roku uczestniczyłam w każdej grze Igi Świątek w rozgrywkach tenisa, kilka lat wcześniej miałam przyjemność oglądać w Katarze z trybun Agnieszkę Radwańską. Myślę, że tutaj ta potrzeba bycia obecną na stadionie jest jeszcze bardziej we mnie rozwinięta ze względu na to, że jestem z dala od kraju. Każdy mecz będzie dla mnie przeżyciem i jednocześnie poczuciem przynależności do Polski - tłumaczy Renata Nowaczyk. 

- Królowa Mundialu? Tytuł medialny i bardzo efektowny, ale się z nim nie utożsamiam. Na mecz poszłam z rodziną i przyjaciółmi. Moją intencją było kibicowanie naszym, a zainteresowanie moją osobą bardzo mnie zaskoczyło. Bo nie byłam jedyną kobietą na stadionie, która kibicowała swojej drużynie - wyjaśnia.  

Czy spodziewała się takiego obrotu spraw? - Jakiego obrotu? Poszłam na mecz, a kolejnego dnia poszłam do pracy i z niecierpliwością czekam na kolejną grę. Nic się nie zmieniło - mówi Renata. 

Czym dla Polek w Katarze jest zatem ten mundial?

Hanna Albowicz: - Dla mnie to przygoda życia. Nie jestem zagorzałą fanką futbolu, ale czuję się szczęściarą, że teraz tutaj jestem. Odkryłam to, że nieważne czy wygramy ten mundial, czy przegramy, wiadomo, że emocje i oczekiwania są, ale to, co się liczy najbardziej, to impreza wszystkich kibiców z całego świata, którzy się świetnie tutaj bawią. I to pozostanie w pamięci na zawsze.

Renata Nowaczyk: - Te mistrzostwa są niezwykłym doświadczeniem, w sumie moim pierwszym, jeśli chodzi o taką skalę światowego wydarzenia. Są również okazją do poznania nowych ludzi, nowych kultur, do celebrowania z nimi tak wyjątkowego momentu, jakim jest World Cup Qatar 2022. Wierzę, że ten mundial zapisze się pozytywnie w historii piłki nożnej, bo przede wszystkim piłka nożna jest sportem, który jednoczy i nie powinniśmy o tym zapominać.

Magda Nowak-Saveljeva: - Dla mnie to świetne doświadczenie, bo pierwszy raz w życiu mam szansę zobaczyć nasz zespół na żywo i kibicować kadrze z tak bliska. Wkręciłam się bardzo. Jeśli przejdą dalej, stanę na głowie, żeby zdobyć następne bilety - zapewnia.

W sobotę o 14:00 czasu polskiego dziewczyny znów spotkały się przed stadionem, by kibicować Polakom w starciu z Arabią Saudyjską.