Klaudia uważa, że to, czego teraz doświadcza, to "dorosłe życie w wersji demo". Mieszka w rodzinnym domu pod Krakowem. Dojazd na uczelnie zajmuje jej raptem 20 minut. Dzięki temu odpadają jej koszty związane z wynajmem. Mimo to, inflacja daje się jej we znaki.
- Wydaje się, że to dotyczy tylko przedsiębiorców lub tych, którzy płacą rachunki, ale nam też wszystko drożeje. Nawet obiad w wydziałowej stołówce. Teraz to 20 zł za porcję pierogów i 30 zł za danie główne. Na pewno ten start w dorosłe życie jest inny niż sobie wyobrażaliśmy - mówi 21-latka.
Studiuje na Uniwersytecie Jagiellońskim - trzeci rok stosunków międzynarodowych, drugi rok politologii.
- Moje pokolenie stawia na samorozwój - stwierdza. - Tak, imprezujemy, bawimy się, ale nie są to imprezy jak z filmów. Dziś na studenckiej domówce nie wszyscy piją alkohol, a ci, którzy odmawiają kieliszka, nie są do tego namawiani. Reszta się nie upija. Daleko nam jeszcze do abstynencji, ale widać powolny, lecz wyraźny trend odchodzenia od alkoholu - zauważa.
Wtóruje jej o rok starszy Franciszek - także student UJ - który nie uważa się za imprezowego ducha. Jego zdaniem styl życia na studiach w dużej mierze wyznacza kierunek. Studiując na wydziale humanistycznym może dzielić czas wolny na rozrywkę i inne aktywności.
- Mam kiedy wybrać się na jakieś wydarzenie kulturalne czy wykład otwarty. Sam mocno działam w kole naukowym. Z kolei znajomi z AGH realizują więcej projektów technicznych, które ich pochłaniają. Oni czas wolny - którego mają mniej - poświęcają już wyłącznie na odpoczynek i zabawę - tłumaczy.
Sam praktycznie nie bywa w klubach, nie licząc zamkniętych imprez organizowanych tam przez samorząd studencki.
- Wśród moich znajomych dominują spotkania w wynajętych mieszkaniach, ewentualnie barach. Nie lubię chodzić do klubów, gdzie za sam wstęp i wątpliwej jakości drinki trzeba zapłacić sporo, a dobra zabawa wcale nie jest gwarantowana - tłumaczy.
Wyznaje zasadę "nie ważne gdzie, ważne z kim".
Zdaniem Klaudii ich rocznik różni się od poprzednich pokoleń studentów.
- Romantyzujemy naukę. Stawiamy na organizację i jakość. Skoro już musimy się uczyć, staramy się, żeby to był przy okazji dobrze spędzony czas. Obraz studenta, który imprezuje, potem trzeźwieje na zajęcia, wkuwa przed samym egzaminem żeby zdać i zapomnieć, to już relikt. Nie widzę takich obrazków w swoim otoczeniu - podkreśla.
Uważa, że w dużej mierze to social media miały na to wpływ.
- Widzimy w internecie estetyczne obrazki z codzienności i chce nam się zadbać o to, żeby nasza codzienność też była jakościowa. Ja na przykład uwielbiam uczyć się w bibliotece. To nieprawda, że żyjemy już tylko z nosem w telefonie. Przed sesją w Bibliotece Jagiellońskiej trudno znaleźć wolne miejsce. Co nie oznacza jednak, że rezygnujemy z technologii. Zobaczysz tam ludzi z książkami i iPadami przed sobą. Balansujemy gdzieś pomiędzy - opisuje.
Studenci jak mało kto potrafią czerpać z możliwości, jakie daje technologia. Zaprzyjaźniają się ze sztuczną inteligencją. - Wiadomo, że nie chodzi tu o to, żeby czat napisał pracę za nas, bo wciąż nie jest to narzędzie idealne, ale bywa bardzo pomocne. Ja na przykład wykorzystuje je do przygotowywania symulacji egzaminu. Tak łatwiej mi się uczy - mówi 21-latka.
Klaudia stwierdza, że te same social media, które momentami motywują do rozwoju, są "jednym z największych przekleństw jej pokolenia".
- Jesteśmy uzależnieni od TikToka, Instagrama. Wydaje mi się, że większość z nas ma FOMO (z ang. "fear of missing out", strach, że coś nas omija - red.). Przez to obcowanie z krótkimi filmikami, nie jesteśmy w stanie skupiać się przez dłuższą chwilę. Nawet na zajęciach - wylicza.
Zdaniem psychoterapeutki Joanny Godeckiej "FOMO jest formą uzależnieniową, a uzależnienia są znakiem naszych czasów".
- Słyszałam kiedyś trafne porównanie, że to, co widzimy w mediach społecznościowych to wystawa, ale nie wiemy, co kryje się na zapleczu - tłumaczy i dodaje, że w tym przypadku “wiele zależy od naszej konstrukcji psychicznej".
- Social media mogą być inspirujące. Ale jeśli mamy w sobie poczucie gorszości i niedostatku, te treści będą utwierdzać nas w tym przekonaniu i pogłębiać przepaść między tym, gdzie jesteśmy, a gdzie chcielibyśmy być - dodaje psychoterapeutka.
Klaudia zdaje sobie z tego sprawę. - Z tą świadomością rozumiesz, że musisz uczynić swoje życie na tyle ciekawym, by cię pochłaniało i gasiło potrzebę sprawdzania co słychać u innych - mówi.
Jedną z miar statusu społeczno-ekonomicznego wśród studentów są dziś warunki mieszkaniowe i podróże. Mieszkanie w wysokim standardzie wykończenia, a do tego w prywatnym mieszkaniu a nie akademiku, to synonim luksusu. Podobnie jak częste zagraniczne wyjazdy. Kwestie takie, jak np. posiadanie samochodu stają się nieistotne.
- Jest grono znajomych, wobec których ciągle czuje się zazdrość. "O, patrz, jest w Madrycie, a przecież niedawno wrzucał zdjęcia z Londynu". Skąd biorą na to kasę? Chyba wszystkim nasuwa się to pytanie. Opcji jest wiele: bogaci rodzice, oszczędzanie kosztem wyrzeczeń albo dodatkowa praca na studiach. Co by się za tym nie kryło, taki styl życia zawsze daje efekt "wow" - opowiada Franciszek.
Pochodzi z Jaworzna. Zaczynając studia w Krakowie musiał znaleźć sobie lokum. Aktualnie wynajmuje jedoosobowy pokój w mieszkaniu, w którym żyje łącznie trzech studentów. Kosztuje go to 1370 zł ze wszystkimi opłatami. A w zasadzie jego rodziców.
- Ich wsparcie finansowe jest podstawą, bez tego nie wyobrażam sobie studiów. To przywilej i to wielki. Wiem, że nie każdy może na to liczyć - mówi. Sam na co dzień nie pracuje.
- Nie odmawiam sobie wszystkiego, ale liczę się z pieniędzmi. Przykładowo jedzenie obiadu codziennie na studenckiej stołówce nie wchodzi w grę. Trzeba sobie gotować, albo kupować tańsze gotowe dania - tłumaczy. Nie ukrywa, że bezcenne są przywożone po każdej wizycie w domu słoiki. Do Jaworzna wraca średnio raz na dwa tygodnie.
Z obserwacji Klaudii wynika, że ok. połowa znanych jej studentów łączy dziś pracę z nauką. Franciszek ma podobne wnioski.
Uważa, że standard wynajmowanego przez niego pokoju "pozostawia wiele do życzenia". Mimo to, nie chce decydować się na mieszkanie w akademiku, mimo że byłoby to taniej.
- Walka o miejsce w akademiku nie robi dobrze na psychę. To taki wyścig szczurów, licytacja kto ma gorzej. Moja koleżanka niedawno przez to przechodziła. Musiała udowadniać, że jej rodzina ma na tyle mało pieniędzy, żeby mogła dostać miejsce. Tak samo jest z osobami, które straciły rodziców. To bieganie do sekretariatów z aktem zgonu, rozdrapywanie ran - wyjaśnia.
22-latek uważa, że pod pewnym względem ma dziś trudniej niż poprzednie pokolenie studentów. Dostrzega jednak i plusy. - Presja społeczna jest na pewno większa niż choćby 10 lat temu. Wymagania rosną. Z drugiej strony rośnie też świadomość w ludziach, dzisiaj mamy choćby większe przyzwolenie na proszenie o pomoc, co jest bardzo cenne - mówi.
Irytują go stereotypy o studentach, które nadal funkcjonują w społeczeństwie.
- Czasami poświęcam dwie noce na przygotowanie artykułu albo prezentacji, jestem zmęczony i wiem, że realnie niczego nie zmieni to teraz w moim życiu, ale i tak to robię z myślą o przyszłości. A potem spotykam o 10 lat starsze kuzynki, które mówią, że nie mam być czym zmęczony, że to przecież najlepszy okres mojego życia, sama zabawa. Zastanawiam się, skąd one to biorą? Dobrze wiem, że same 10 lat wcześniej nie żyły imprezami - przytacza student.
- Dawniej presja była o wiele mniejsza - stwierdza Joanna Godecka, tłumacząc, że teraz młodzi ludzie mają poczucie, że muszą być oryginalni i jak najbardziej produktywni.
- Trwa wyścig, kto będzie miał ciekawszy pomysł na siebie. Zdaje się, że w tym wszystkim prawdziwą sztuką staje się po prostu bycie naturalnym - dodaje.
W swoim gabinecie spotyka młodych dorosłych, którzy np. są zaraz po maturze. - Część z nich jest tak zmęczona presją, że doświadczają stanów lękowych i ataków paniki - zdradza. Jest na to pewna rada.
- Młodzi ludzie muszą bardzo mocno osadzić się w samych sobie, żeby nie ulec iluzjom, jakie fundują media społecznościowe. Lepsze poznanie siebie da szansę uwolnić się od wzorców z zewnątrz. Wtedy narzędziem poznawczym stają np. rozmowy z innymi ludźmi, a nie porównywanie się do nich - skwitowała.