Dziadek Piotra Blaka, Jan Kazimierz Kluczewski, pseudonim "Krawczyk", był dowódcą sekcji w kompanii ochrony Sztabu Obszaru Warszawskiego AK "Koszta". Jego historię przekazywała młodszemu pokoleniu żona Danuta.
W czasie powstania mieszkała na ulicy Wspólnej. Jan stacjonował w kwadracie ulic Moniuszki, Sienkiewicza i Marszałkowskiej. W jednym z listów pisał, jak trudno mu było przejść piwnicami na Wspólną, by odwiedzić swoją ukochaną.
- Opowieści babci o powstaniu warszawskim słuchałem od ponad 40 lat. Pierwszego sierpnia zawsze byliśmy przy mogile "Koszty". Opowieści babci charakteryzują trzy rzeczy - miłość, nadzieja i tęsknota - mówi Piotr Blak. Danuta była zakochana po uszy w swoim mężu, Janie.
- W czasie powstania miała 18, może 19 lat. Opowiadała mi, że wzięła ślub w kościele prawosławnym, bo tylko taką mieli wówczas możliwość. Z kolei należący do konspiracji dziadek został zaszantażowany. Bliska osoba z jego otoczenia powiedziała: Słuchaj, albo ożenisz się z moją siostrzenicą, albo wydam cały oddział - wspomina Piotr Blak. - Dziadek kochał moją babcię, ale bez zastanowienia zgodził się na tamten ślub z kobietą, której nie kochał. Odszedł jednak od ołtarza i kilka dni później wziął ślub z babcią.
Danuta nie omijała w opowieściach także trudnych chwil. Mówiła o tym, jak w czasie powstania szukała swojego męża. Gdy już wiedziała, że nie znajdzie go żywego. - Mówiła, jak odkopywała jego ciało, jak było zmasakrowane, bez głowy. Do końca życia miała przed oczami wrzesień 1945 roku. Wtedy znalazła dziadka i swoich ukochanych braci ciotecznych Witolda i Jacka Gosławskich. Byli spaleni, ich ciała były jedną wielką bryłą. Matka rozpoznała ich po medalikach - relacjonuje Blak. Jan Kluczewski zginął podczas bombardowania w kamienicy przy ul. Moniuszki 7 we wrześniu 1944 roku. Miał 24 lata.
- Babcia zawsze miała potrzebę, aby opowiadać o wojnie, dzielić się tymi historiami. Nawet najtrudniejszymi szczegółami. Była silną osobą. Nie uciekała od tych historii. Bardzo często do nich wracała - wspomina wnuk powstańca.
Oprócz przekazywanych wspomnień Blakowi po dziadku pozostały między innymi zdjęcia zebrane z dwóch stron rodziny, listy, legitymacja powstańcza i termos. Jan Kluczewski przyniósł go żonie w czasie powstania. Powiedział: Danuta, ten termos przyda się na mleko dla Basi. Basia to mama Piotra Blaka. Miała wtedy kilka miesięcy.
- Gdy babcia żyła, przyszedłem do niej kiedyś z ołówkiem i podpisałem z tyłu każde zdjęcie. Babcia miała niesamowitą pamięć i też dzięki temu historie przetrwały - przyznaje Blak.
Ze słuchania wspomnień babci, zrodziła się w nim potrzeba zgłębienia wiedzy na temat kompanii “Koszta". Jak podkreśla, kompania to nie tylko jego dziadek i bracia Gosławscy. To także wiele innych osób, które czekają na upamiętnienie. - Często jestem przy tablicy wmurowanej na 50. rocznicę powstania, upamiętniającej żołnierzy “Koszty". Znajduje się na ścianie od ulicy Sienkiewicza. Część chłopców nadal tam jest - mówi.
Piotr Blak od około dziewięciu lat zajmuje się poszukiwaniem spadkobierców kompanii "Koszta". Poświęca na to swoje środki i czas pomiędzy działalnością w zespole Sorry Boys - nagrywaniem płyt, promocją wydawnictw czy trasami koncertowymi. Do tej pory udało mi się odnaleźć w pojedynkę ponad 80 rodzin.
- To osoby, które znam z imienia i nazwiska, mam ich adresy, telefony. Tworzymy środowisko rodzin "Koszty". Co roku 1 sierpnia o godzinie 16 spotykamy się przy mogile na Wojskowych Powązkach. Te spotkania nie są smutne. Jesteśmy ludźmi, których łączy wspólna historia, którzy chcą wymieniać się informacjami, zdjęciami, opowieściami. A moją rolą jest dopingowanie wszystkich, by wspomniane pamiątki w postaci skanów trafiały do Muzeum Powstania Warszawskiego i uzupełniały biogramy powstańcze - mówi. - Gdy trafiają tam zdjęcia, dokumenty, wiesz, że historia danego żołnierza jest po prostu pełna. Czuję wtedy spokój i spełnienie. Oni już nie są bezimienni, bez twarzy.
Większość rodzin jest w Warszawie, niektórzy mieszkają w Łodzi, Poznaniu, Trójmieście. Ktoś w Londynie, ktoś w Chicago. Są rozrzuceni po całym świecie.
Jednym ze spadkobierców "Koszty" jest prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. W kompanii walczył jego wuj, Andrzej Arens.
Poszukiwania rodzin żołnierzy "Koszty" obfitowały w zwroty akcji. - Najważniejszym dla mnie dokonaniem było odnalezienie rodziny dowódcy mojego dziadka - Jana Pollaka “Polańskiego". Był przyjacielem mojej rodziny jeszcze przed wybuchem powstania. Bywał u niej na obiadach - podkreśla Piotr Blak.
- Przed kolejną rocznicą natarcia na PAST-ę, czyli 20 sierpnia 1944 roku, natrafiłem na wpis wnuka Jana Polaka. "A może ktoś pamięta jeszcze mojego dziadka porucznika Saperów?". Natychmiast napisałem do Janka (nosi takie samo imię jak dziadek). Następnego dnia przyjechał z Poznania i od tamtej pory przyjaźnimy się. Wcześniej nawet nie wiedziałem, jak wyglądał “Polański". Potem odnalazła się masa zdjęć, która trafiła do biogramu powstańczego - opowiada muzyk.
Jan pokazał mu list z 1945 roku. - Jakaś pani napisała do jego babci, że chłopcy już nie żyją. Jan zapytał, czy wiem, kim jest Danka. Danka to przecież moja babcia! Pokazałem jej ten list po tylu latach. Pamiętała, że pisała do żony Jana Pollaka "Polańskiego". To był bardzo wzruszający moment - przyznaje Blak.
Mówi także o tym, jak któregoś razu znalazł w starej szufladzie w mieszkaniu babci coś, co nazwał zapiskami konspiracyjnymi dziadka. - To były dwie maluteńkie karteczki zapisane imionami i pseudonimami. Ewidentnie to były zapiski dziadka sprzed powstania warszawskiego. Dzięki tym zapiskom dopasowałem imię i nazwisko jednemu nieznanemu żołnierzowi - opowiada.
- Babcia opowiadała, że 5 czy 6 września w jej drzwiach stanął żołnierz “Koszty" Henryk Sienkiewicz. Powiedział, że czeka na chłopaków, mieli przejść na Poznańską. To były dni, w których dziadek i bracia Gosławscy zginęli. Babcia wspominała o Sienkiewiczu wielokrotnie. Mówię: Babciu, ale Henryk Sienkiewicz to był pisarzem, coś ci się na pewno pomyliło. Okazało się, że faktycznie była taka osoba jak Henryk Sienkiewicz. Był żołnierzem trzeciego plutonu “Koszty", potem wyemigrował do Szwecji, następnie chyba do Francji - opowiada muzyk.
Znalazł jego zdjęcia, poznał rodzinę, która przyjeżdża na spotkania spadkobierców.
- Dzięki tym zapiskom konspiracyjnym dziadka udało mi się przyporządkować nazwisko Sienkiewicza do pseudonimu “Antał". Dla mnie to największa nagroda, gdy udaje się zebrać historię - podkreśla Piotr Blak.
Jak mówi, jest jeszcze dużo do zrobienia. - To jest praca, która wymaga czasu i skupienia. To nie jest zajęcie na każdą chwilę życia. Jakkolwiek to zabrzmi, muszę być w odpowiednim nastroju, żeby móc zagłębiać się w te historie i poświęcić się temu - przyznaje Blak. - Nie jestem historykiem, więc nie mam żadnych ograniczeń i wydaje mi się, że to jest siłą napędową. Nie nakładam na siebie żadnej presji.
- Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego zaprosił mnie na oglądanie niepublikowanych fragmentów kronik powstańczych. Muszę wygospodarować kilka godzin i je obejrzeć w poszukiwaniu dziadka. Wierzę, że on jeszcze gdzieś tam jest na tych zdjęciach - mówi muzyk.
W tym roku, przed zbliżającą się 79. rocznicą wybuchu powstania, Piotr Blak razem z zespołem Sorry Boys postanowili uczcić tę datę w inny niż do tej pory sposób. Nagrali płytę "Moje serce w Warszawie".
Jeden z utworów, "Jan", jest hołdem dla dziadka Piotra Blaka. W tekście pojawiają się fragmenty dwóch listów, które powstaniec napisał do żony w sierpniu 1944 roku. Pierwszy z nich zaczyna się od słów: "Kochana Danko, pisałem do ciebie już kilka kartek, ale nie wiem, czy doszły".
- Na płycie słychać też głos mojej babci. Kiedyś dałem jej dyktafon cyfrowy i powiedziałem: Babciu, nagrywaj te swoje historie - opowiada Blak.
- Kiedy już wiedzieliśmy z zespołem, że nagrywamy tę płytę, dyktafon w jakiś cudowny sposób wpadł mi w ręce. Wcześniej bałem się tego odsłuchiwać. Wiedziałem, że historie naszej rodziny są naprawdę bardzo trudne - dodaje.
Jak przyznaje, babcia raczej nie mówiła o tym, jaki był dziadek. - Wspominała przede wszystkim o wielkiej miłości do niego. Pochodził z bardzo bogatej rodziny. Mówiła, że w Gdańsku albo w Gdyni miał swój jacht. Opowiadała o wielkiej tęsknocie za nim. Babcia miała jeszcze siedmiu mężów i o żadnym nie opowiadała, tylko o dziadku. Tylko do niego wracała - mówi muzyk.
- Mam poczucie, że to, co zrobiliśmy z zespołem, ma dużą wartość. Fragment mojej rodzinnej opowieści jest świadectwem tamtych czasów. Ale mogłaby to być też uniwersalna płyta, bo opowiada o miłości, tęsknocie - przyznaje.
Nie kamienie, a opowieści
Piotr Blak podkreśla, że czuje powinność, by dbać o historie powstańców. W 2022 roku otrzymał nagrodę Srebrny BohaterON im. Powstańców Warszawskich.
- Jestem szczęśliwy, że po 79 latach możemy nadal o nich rozmawiać. Kardynał Stefan Wyszyński powiedział, że kiedy gaśnie pamięć ludzka, dalej mówią kamienie. Zależy mi na tym, by nie kamienie czy mogiły opowiadały te historie, ale żebyśmy my mogli je sobie opowiadać. Historie może leżą jeszcze gdzieś nieodpowiedziane w szafach, może istnieją zapomniane fragmenty pamiętników, zapisków. Chciałbym, by można to było zebrać, zdigitalizować i później do tego wracać - mówi.
W dniu premiery płyty zespół Sorry Boys zagrał w Warszawie koncert.
- Na koncercie widziałem moją mamę i obserwowałem, w jaki sposób ona to przeżywa. Po kilku latach usłyszała głos swojej mamy. Babcia nie żyje od czterech lat. To były tak potężne emocje, nie do opisania słowami. Ja także nie kryłem emocji i łez - wspomina muzyk.
Nie kryje emocji także wtedy, gdy czyta mi fragment jednego z listów jego dziadka do żony Danuty. Jan wspomina w nim o swojej codzienności, o błahych sprawach, o tym, jak wygląda życie w podziemiu.
- Ta opowieść jest częścią mojej tożsamości, częścią naszego DNA - mówi Piotr Blak.
- To jest ostatni moment, by zapytać dziadka, babci. Zajrzeć do starej szuflady. A nuż, może znajdzie się tam stary śmieć, z którego można będzie czerpać kolejne zapomniane informacje - dodaje.