Reklama

Niemiecka armia, czyli Bundeswehra, przeżywa kryzys spowodowany przez lata zaniedbań. Wojsko jest niedoinwestowane, ponieważ wraz z końcem zimnej wojny kolejne rządy w Berlinie zawierzały w teorię "końca historii" i sukcesywnie rozbrajały wojsko.

W szczytowym okresie lat 70. Bundeswehra liczyła pół miliona żołnierzy. Po zjednoczeniu Niemiec na podstawie tzw. Traktatu "2+4" liczebność połączonych armii RFN i NRD określono na 370 tys. jednostek łącznie we wszystkich rodzajach sił.

Reklama

Od tego czasu niemieckie koszary gromadziły coraz mniej mundurowych - w 2000 roku było to nieco ponad 300 tys. mundurowych, w 2010 około 250 tys., by obecnie od około czterech lat osiągnąć stabilną sumę blisko 180 tys. żołnierzy (dane z października 2023 roku - red.). Stan Bundeswehry nie rokuje jednak tendencji wzrostowej.

Cięcia i oszczędności kosztem armii

Rząd Angeli Merkel prowadził politykę oszczędności, których chętnie szukano właśnie w armii. Cel był jasny - Bundeswehra ma być niezbyt liczna, ale wysoce wykwalifikowana i profesjonalna, by zapewniać wsparcie sojusznicze w misjach zagranicznych. Cięto nie tylko wydatki na personel, ale również na sprzęt i uzbrojenie. Ponadto w 2011 roku zawieszono obowiązkową służbę wojskową. Wznowienie poboru mogłoby nastąpić wyłącznie w obliczu napięć międzynarodowych lub konieczności obrony.

Sytuacji nie zmieniła także aneksja Krymu i wybuch wojny w Donbasie w 2014 roku, choć rząd Merkel zobowiązał się podczas szczytu NATO w Newport do zwiększenia wydatków na armię z 1,2 proc. do 2 proc. PKB. W tym samym czasie sztab generalny przyznał, że mierzy się z przewlekłymi problemami i chronicznym niedofinansowaniem, co uniemożliwia realizację postanowień. Mimo to Berlin w dalszym ciągu praktykował w polityce bezpieczeństwa "business as usual".

Gdy w grudniu 2021 roku kanclerzem został Olaf Scholz, stanowisko ministra obrony narodowej objęła socjaldemokratka Christine Lambrecht. Zaledwie trzy miesiące po sformowaniu nowego gabinetu wybuchła wojna w Ukrainie, a Niemcy znalazły się w ogniu krytyki. RFN początkowo prowadziła politykę deeskalacji i nie angażowała się w pomoc militarną dla Kijowa. Znamiennym symbolem tej bierności była słynna już, oferta przesłania pięciu tysięcy hełmów dla ukraińskich żołnierzy.

W obliczu międzynarodowej presji Berlin stanął przed koniecznością zmian. Bundestag zdecydował się przeznaczyć 100 mld euro jednorazowej transzy na rzecz rozwoju Bundeswehry, czyli nieco ponad dwukrotność rocznego budżetu na siły zbrojne, stanowiącego 1,57 proc. PKB (dla porównania Polska wydaje około 31 mld euro rocznie - 4,2 proc. PKB).

Po serii skandali wokół Christine Lambrecht w styczniu 2023 roku nowym ministrem obrony został Boris Pistorius z SPD. Wbrew własnej partii i reszty koalicji szef resortu zaproponował gruntowną reformę Bundeswehry. Swoje stanowisko poparł "mało optymistycznymi" prognozami na przyszłość.

Burza po słowach ministra. "Zawieszenie poboru było błędem"

W połowie grudnia 2023 roku Boris Pistorius udzielił obszernego wywiadu dla gazety "Welt am Sonntag". Jak ocenił, Rosja "znacznie zwiększyła produkcję broni, by podtrzymać impet inwazji na Ukrainę i móc dodatkowo grozić krajom bałtyckim, Gruzji i Mołdawii". Minister dodał, że USA będą w perspektywie najbliższych lat wycofywać swoją obecność w Europie na rzecz Indo-Pacyfiku, dlatego mieszkańcy Starego Kontynentu muszą się "bardziej zaangażować, aby samodzielnie zapewnić sobie bezpieczeństwo".

Pistorius przestrzegł jednocześnie, że osiągnięcie satysfakcjonujących wyników - zwłaszcza w zakresie produkcji własnej broni - będzie "czasochłonne". "Mamy od 5 do 8 lat na nadrobienie zaległości i dozbrojenie, ponieważ pod koniec dekady mogą pojawić się nowe zagrożenia militarne" - oznajmił, sugerując niejednoznacznie atak ze strony Rosji.

Wywiad jednak odbił się w Niemczech szerokim echem ze względu na inne słowa szefa resortu. Mimo fiaska swoich starań z początku 2023 roku Pistorius ponownie wznowił debatę nad przywróceniem obowiązkowej służby wojskowej dla młodych obywateli - zarówno mężczyzn, jak i kobiet.

Minister podkreślił, że jednym z najpoważniejszych problemów Bundeswehry są dziś "dotkliwe niedobory kadrowe". Polityk ocenił, że gdy w 2011 roku zawieszano pobór "istniały powody dla takiej decyzji". "Jednak patrząc na to z perspektywy czasu, był to błąd" - powiedział, wywołując konsternację niemieckiego społeczeństwa i całej sceny politycznej, zwłaszcza koalicjantów.

Pistorius przytoczył przykład - wciąż będącej poza NATO - Szwecji, gdzie pobór zawieszono 14 lat temu, jednak ze względu na małe zainteresowanie dobrowolnym zaangażowaniem, obowiązek dwunastomiesięcznej służby przywrócono w marcu 2017 roku. "Tam powoływane są wszystkie młode kobiety i mężczyźni, ale tylko część z nich odbywa ostatecznie dłuższą, podstawową służbę wojskową. Częścią naszych rozważań jest to, czy taki model dałoby się wprowadzić również w Niemczech" - oznajmił.

Boris Pistorius pod ostrzałem koalicjantów

Po jasnej deklaracji na łamach gazety minister znalazł się - nomen omen - pod ostrzałem własnych koalicjantów. Jedna z liderek SPD Saskia Esken oceniła, że Bundeswehra jest obecnie w takim stanie, że nie istnieją żadne możliwości, by przeprowadzić obowiązkową służbę, ponieważ wiele koszar zostało po 2011 roku, przystosowanych do innych celów bądź po prostu sprzedanych.

Przewodniczący klubu parlamentarnego liberalnej FDP Christian Dürr powiedział z kolei w rozmowie z grupą medialną Funke, że przywrócenie poboru "stanowiłoby poważne naruszenie swobód młodych ludzi, którzy chcą mieć dowolność wyboru własnej kariery". Rzecznik FDP ds. polityki obronnej Alexander Müller dodał natomiast, że "ingerencja w wolności obywatelskie", jaką proponuje Pistorius, jest "nieproporcjonalna do zagrożeń, przed jakimi stoją Niemcy".

Kubeł zimnej wody na ministra wylał także dziennikarz oraz ekspert ds. polityki obronności i bezpieczeństwa Thomas Wiegold. "Dużym problemem w Bundeswehrze jest opasły biurokratyzm Nawet ci, którzy chcą wstąpić do armii dobrowolnie, muszą niekiedy czekać sześć miesięcy na akceptację listu aplikacyjnego" - mówił na łamach Deutsche Welle.

Specjalista podkreślił, że przed ewentualnym wprowadzeniem obowiązkowej służby wojskowej należałoby gruntownie zreformować armię. Na przeszkodzie stoi również rynek pracy, który oferuje młodym ludziom wiele, a niskie nakłady na armię i pacyfistyczne tendencje w społeczeństwie powodują, że siły zbrojnie nie są atrakcyjnym pracodawcą. Wiegold przyznał jednak, że model szwedzki to dobry kierunek zmian.

Szef resortu obrony może jednak liczyć na poparcie opozycyjnej chadecji. Poseł CDU Johann Wadepuhl powiedział w rozmowie z DW, że jego partia zdecydowanie popiera przywrócenie powszechnej służby wojskowej i zwiększenie zaangażowania młodego pokolenia w tzw. organizacje niebieskiego światła (niem. Blaulichtorganisationen), czyli w służbach ratunkowych i porządkowych takich, jak pogotowie, straż pożarna, policja, straż graniczna czy inne formacje odpowiedzialne za bezpieczeństwo publiczne.

"Nadszedł czas, aby zapytać młodych ludzi, co mogą zrobić dla naszego państwa i społeczeństwa" - dodał Wadepuhl. Poseł pominął jednak fakt, że to podczas rządów jego partii z Angelą Merkel na czele pobór został zniesiony.

Ambitne plany w starciu z rzeczywistością

W sierpniu 2023 roku w Ministerstwie Obrony Niemiec utworzono specjalną grupę ds. personalnych, która do grudnia przedłożyła Pistoriusowi 65 konkretnych propozycji, jak można byłoby poprawić stan i liczebność Bundeswehry - wśród nich znalazły się pakiety reformy systemów rekrutacyjnych, poboru oraz szkoleń. Zmiany mają być wprowadzane systematycznie od początku tego roku.

Do propozycji wprowadzenia modelu szwedzkiego odniósł się także prof. Carlo Masala z Uniwersytetu Bundeswehry w Monachium. Naukowiec tłumaczył, że wszyscy młodzi Szwedzi mają wprawdzie obowiązek stawienia się w jednostkach wojskowych, jednak ostatecznie do przejścia podstawowej służby typuje się rocznie 10 tys. osób z grupy, która wcześniej wprost wyraziła w koszarach taką chęć. "Wybierani są najsilniejsi i najbardziej zmotywowani, więc nie ma loterii i nierównego traktowania" - wyjaśnił prof. Masala.

W opinii eksperta największym problem na drodze do wprowadzenia takiego rozwiązania w Niemczech wciąż pozostają obecnie względy praktyczne - Bundeswehrze brakuje środków i zaplecza, ponieważ każdej osobie pełniącej służbę należałoby zapewnić zakwaterowanie, sprzęt oraz wykwalifikowanych trenerów czy dowódców. W ten sposób zamyka się błędne koło, wynikające z niedofinansowania niemieckiej armii. Rządzący gabinet Olafa Scholza póki co zdaje się nie zamierza go przerwać.

Według pierwotnych założeń Borisa Pistoriusa do 2025 roku Siły Zbrojne RFN miały liczyć 203 tys. żołnierzy, a celem ministra było i jest uczynienie wojska bardziej atrakcyjnym pod względem zawodowym. Umowa koalicyjna między SPD, Zielonymi i FDP nie poświęca armii jednak wiele uwagi. Zgodnie z jej treścią "Bundeswehra musi być stabilna demograficznie, a w dłuższej perspektywie zrównoważona pod względem struktury wiekowej".

Szef niemieckiego MON jest świadomy tych ograniczeń i braku większości dla zmian w Bundestagu. Jak sam stwierdził, "przywrócenie poboru jest w tym momencie niezwykle trudne ze względów strukturalnych, konstytucyjnych i politycznych".

Polska przegoniła RFN. "Niemcy nie są zdolne do obrony"

Obecny stan Bundeswehry sprawia, że Niemcy nie odgrywają roli przewodniej w NATO i na arenie europejskiej w kontekście militarnym. Pod względem liczebności armii Polska - mając ponad dwa razy mniej mieszkańców - przegoniła RFN. Według wyliczeń MON z połowy grudnia 2023 roku Siły Zbrojne RP liczą sobie 197 tys. żołnierzy pod bronią.

Główne przeszkody nie leżą tylko wśród niemieckich polityków, blokujących dofinansowania, ale także w pacyfistycznie nastawionym społeczeństwie, które nie sprzyja zwiększaniu nakładów na Bundeswehrę, co wynika m.in. z doświadczeń historycznych samych Niemców.

Jeśli wierzyć w informacje Borisa Pistoriusa, że w przeciągu ośmiu lat Europę czekają nowe zagrożenia militarne, zdaniem ekspertów niemieckie siły zbrojnie nie są w obecnej formie strukturą, która byłaby zdolna do samodzielnej obrony Niemiec przed potencjalnym atakiem zewnętrznym.