Reklama

Karolina Rogaska odpowiadając na tekst Marcina Kąckiego, zaczęła od słów "wiem, że to się może wiązać z linczem". Kobiety skrzywdzone boją się mówić o swoich historiach, bo przez lata ich sytuację bagatelizowano. "Sama chciałaś, nikt cię nie zmuszał", dźwięczy w głowach ofiar, aż zaczynają w to wierzyć. Przecież same wpuściły kogoś głębiej do swojego świata.  

Zaufały, tylko czemu miałyby mieć powód, żeby nie ufać? Przez dni, miesiące, lata osoba staje się dla ofiary tą najbliższą. Buduje wyjątkową więź. Zwykle doskonale wie, jak to zrobić. Może na początku wcale nie chce nikogo skrzywdzić, nie ma złych zamiarów. A potem, zupełnym przypadkiem, schemat się powtarza.

Reklama

W tych historiach zawsze są dwa bieguny. Ktoś, tak jak Karolina Rogaska doznaje ogromnej krzywdy, walczy z zaburzeniami lękowymi, a ktoś inny uznaje za zabawne w autobiografii przywołać żart "że ktoś poleca fajną terapeutkę, tylko mam obiecać, że się z nią nie prześpię".

Ups, kolejna kobieta, kolejna podobna historia. Winny nie jest mężczyzna, tylko jego traumy. Jego słaby charakter, co w chwili, kiedy obserwuje, jak dobry człowiek rozpada się na kawałki, lubi podkreślić. A potem te kawałki szufelką zamiecie, wystawi za drzwi i za kilka lat zadzwoni, przepraszając, że przypadkiem rozbił, ale cieszy się, że już się pozlepiały i odłoży szybko słuchawkę, by nie usłyszeć, że jest inaczej. Po co ma czuć się źle, po co ma odczuć najmniejszy wyrzut sumienia. To mogłoby być dla niego nieprzyjemne.

A potem brawa i oklaski za odwagę, że zadzwonił, zapytał, zainteresował się. 

Marcin Kącki w swoim artykule używa hasła "własny wstyd". Mężczyzna z jednej z opisanych niżej historii mówi swoim ofiarom "dajcie mi żyć we własnym wstydzie. Wiem, co zrobiłem".

A z czym w takim razie muszą kobiety, które spotkały na swojej drodze podobny typ manipulatora - oprawcy?

 - Karmił się moim płaczem. Po latach zaczęłam myśleć, że lubią, jak płaczesz, stają się wtedy czulsi, milsi. Nie dlatego, że im Cię żal, że przykro im,  że nie wyszło. Dlatego, że nie potrafią czuć nic, więc jak Dementorzy wysysają z Ciebie te skrajne emocje. A potem spokój, mają to za sobą, aż trafia się kolejna "z którą trzeba obiecać, że się nie prześpi." A jeśli się nie udało? Wzruszają ramionami, mówią, że ostrzegali, przed sobą i idą dalej.

Ofiara 1, 25 lat, pierwsza poważna praca

W firmie pracowała kilka miesięcy, przyszła zaraz po dziennikarskich studiach. Z nim mijała się okazjonalnie na spotkaniach zespołu. Był od niej 6 lat starszy, na dużo wyższym stanowisku. Ona została w firmie po studenckim stażu. Nawet nie był w jej typie - nie ten styl, nic atrakcyjnego.

Ale zaczął zaczepiać ją w kuchni, ot tak, zwykłe firmowe pogawędki. Potem zaczęli pisać, miał do niej uwagi, rady zawodowe, które zbyt często przekształcały się w luźną konwersację. Prywatnie wiedziała o nim tyle, że pół roku wcześniej wziął ślub z piękną kobietą... z innego działu. Dlatego zdziwiła się, gdy zaproponował spotkanie. "Przecież masz żonę?" "Dziewczyno, bliżej mi do rozwodu. Potrzebuję pogadać, a ty wydajesz się być dobrym człowiekiem".

Spotkała się z nim, przewinienie pierwsze.

Na spotkaniu czarował ją, jak nikt nigdy wcześniej. Skupiał się na niej, łechtał umysł. Gdy zauważyła w nim coś więcej, powiedziała, że nie ma opcji na kolejne spotkania, bo jest żona, a to wychodzi poza zestaw jej życiowych zasad. "Jesteśmy w trakcie rozwodu, kwestia kilku tygodni, papiery są na stole, chcesz, pokażę ci". Uwierzyła, przewinienie drugie.

Pokochała. Przewinienie trzecie.

Nie miała powodów, by nie wierzyć - pokazywał jej puste mieszkanie rodziców, do którego po rozstaniu z żoną się przeprowadził. Dostała do niego klucze, spędzali tam noce. Zabierał na wyjazdy weekendowe, spał u niej, jeździli razem do pracy. Jaka żona by się na takie rzeczy zgodziła? Jaka by tego nie zauważyła?

Zaufała. Przewinienie ostatnie.

Po dwóch miesiącach sielanki zaczęła podejrzewać, że coś jest nie tak. Ale zawsze miał temat zastępczy, żeby ją zatrzymać - praca (oj, głupiutki skrzacie, nie wiesz, jaką mam odpowiedzialność), zagrożenie (twoje stanowisko trzyma się tylko dlatego, że ja tu jestem i tego pilnuję, będą zwolnienia), przyjazd rodziców mieszkających na końcu świata (czekaliśmy z poinformowaniem ich, sprawy majątkowe), rak (jego mamy, jego, jego tak bardzo byłej żony, tylko bez podpisanych dokumentów). Nie zostawia się człowieka śmiertelnie chorego, który wmawia, że jesteś całym jego życiem.

Zdziwiła ją jedna rozmowa, kiedy wydawał się zamyślony, porwany przez falę szczerości. Kiedyś zadzwonię do wszystkich dziewczyn i je przeproszę. Jakich wszystkich? Byłych licealnych miłości? Zrozumiała po wielu latach, co miał na myśli.

Za każdym razem, gdy postanawiała odejść, utwierdzając się, że znalazła na to siłę, był w stanie zmienić jej zdanie, choć nie przekonywał do tego. Wytwarzał wrażenie poczucia winy i obraz, że ich szczęście jest za rogiem, trzeba tylko moment wytrzymać. Znał ją i wiedział, że jej czułym punktem jest siła. Nie poddawała się nigdy.

Podczas jednego z ostatnich spotkań płakał "jesteś takim dobrym człowiekiem. Najlepszym". Nie przeszkodziło mu to zabrać jej na dno bagna i patrzeć, jak dzień po dniu w nim tonie. Dokładnie wiedział, co robi. Wiedział, jak to robić. Musiał lubić jej łzy, bo kobiecą atrakcyjność już dawno rozpuściła w rozpaczy.

Z kilkuletniego koszmaru wyczołgała się na czworakach. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że poza żoną było kilka koleżanek z pracy. Piękne, inteligentne kobiety. Wiedział, jakie dziewczyny wybierać, wiedział, co mówić, by każda się zgodziła choćby na jedno spotkanie, na którym przepadała. Miał doświadczenie.

Ofiara 1 nie milczała. Zebrała dowody. Przyznał się, że w "jej czasie" było więcej dziewczyn. Błagał, by nie mówić jego żonie, bo jest chora i to ją zabije. "Dajcie mi żyć we własnym wstydzie". Ofiara 1 uraziła go, gdy zażądała testów na HIV.

Zaczęła mówić. Usłyszała od innej kobiety, z którą się przyjaźnił: przecież wiedziałaś, że on taki jest. Od mężczyzn: sama jesteś sobie winna.

Co z nim? Żyjąc "w swoim wstydzie", pożegnał się z firmą, ale przez kolejne lata zawsze spadał na cztery łapy, dostając kolejne wysokie stanowiska w innych miejscach. Co z nią? Kryje się pod wiecznym uśmiechem, udając, że, nie boi się zaufać człowiekowi, który staje się jej bliski.

Ofiara 2, 26 lat, nowa w firmie

Poznali się w pracy w październiku, była redaktorką, dopiero wróciła z zagranicy, on miał pozycję w firmie. Napisał w sprawie uwagi do jej tekstu, w konwersacjach szybko skrócił dystans.

Pozwoliła mu się bliżej poznać. Przewinienie pierwsze.

Grudniowe święta spędzali już razem. Wspólny wieczór przed kominkiem w jego rodzinnym domu. Był samotny, bo rodziców miał daleko, w innym kraju. Nikogo w jego życiu nie było, tak mówił. Ofiara 2 została na noc, do niczego nie doszło. Uwierzyła, że jest ważna, nie jest przygodą. 

Samotny, przystojny, czarujący, słuchał jej i ją podziwiał. Czuła się w pełni zrozumiana. Zbudowali wyjątkową więź.

Nie zwątpiła w jego dobre intencje. Przewinienie drugie.  

Kupił mieszkanie, a Ofiara 2 pomagała mu je urządzać. Znała się na wystroju wnętrz, więc przesiadywali godzinami na gołych podłogach, pijąc wino i rozmawiając o przyszłości, myślała, że wspólnej. Jeździli jednym autem do firmy.

Zakochała się. Przewinienie trzecie.

W czerwcu zaprosił Ofiarę 2 na swój ślub, uznał,  że to "nawet zabawne". W sierpniu odbyło się wesele. W noc poślubną pisał do niej  "wolałbym być teraz z Tobą". Na tym etapie nie był to dla niej koniec. Dla niego podobno też.  

Mówił, że tęskni i ją kocha. Do czasu, kiedy żona nie ustawiła mu zapisywania wysyłanych wiadomości w telefonie i ich nie sprawdziła. Zabrał żonę do niej, żeby sobie wyjaśniły sytuację, na jego korzyść. Ta rzuciła się na nią, a po wszystkim on powiedział, że nie jest nawet zła i wie, że będą z Ofiarą 2 razem. Tylko chce swoją część majątku.

"Jest mi smutno, że mi się spodobałaś, jest mi smutno, że z tobą jest mi wesoło" - pisał do niej, zajmując się już nową koleżanką z pracy.

Kolejne miesiące, lata w firmie były koszmarem. Wyzywanie od durniów, głupków, sierot, grożenie wyrzuceniem z pracy. Podkreślanie, że ma dobre układy z dyrektorem wydawniczym, działem HR i wystarczy jedno słowo, by zwolnili ją z dnia na dzień.

Przed ludźmi zrobił z niej zakochaną w nim wariatkę, umniejszał jej zawodowe umiejętności, gnębił na firmowych spotkaniach.

Dlaczego nie powiedziała? Mówiła, krzyczała. Ostrzegała nowe, ale... była wariatką. Nikt nie uwierzył.

Ofiara 3, 32 lat, nowa w firmie

Do  firmy przyszła jako doświadczona dziennikarka. Wiedziała, co i jak pisać, żeby było dobrze. I któregoś dnia napisała o jedną rzecz za dużo - odczytał to jako zaproszenie. Przewinienie pierwsze.

Na ogólnym forum, dała znać, że potrzebuje pomocy z samochodem, nie chciał odpalić. Zgłosił się natychmiast, ratując niewiastę z kłopotów.

W zamian oczekiwał rekompensaty. Wymógł podziękowanie w postaci spotkania. Zaczął czarować, ale Ofiara 3 od razu postawiła sprawę jasno: nie chciała romansu, tajnych schadzek. Bardzo zdenerwował się, że go posądza o takie rzeczy. Jego pierwsze rozczarowanie, ale łaskawie pozwolił jej to naprawić.

Zauroczył ją. Przewinienie drugie.

Nie był w jej typie, ale rozmawiało im się wspaniale. Sprawiał wrażenie osoby, która bardzo potrzebuje wsparcia, sugerując, że ich spotkanie było dla niego darem. Miał trudny czas - w separacji z żoną, z wiszącym nad głową rozwodem w perspektywie kilku tygodni.

Biedny musiał mieszkać w domu rodziców, na szczęście był pusty i mógł Ofiarę 3 tam zabierać, udowadniając tym samym, że nikogo poza nią w jej życiu nie ma. Mieszkanie zostawił żonie, bo wiedział, że to z jego winy się rozstali - ślub był błędem, więc chciał jej to jakoś wynagrodzić.

Zaprzyjaźniła się. Przewinienie trzecie.

Nie rozumiała ostrzeżeń koleżanek z pracy, zazdrosnych spojrzeń. Potrafił utwierdzić ją w przekonaniu, że jest wyjątkowa i jedyna. Przychodził do jej biurka, zaczepiał, a one dziwnie patrzyły. Zrozumiała po latach, że zazdrosny wzrok widział więcej, bo znał każdy jego gest, uśmiech, przypadkowe muśnięcie karku.

Odpuszczenie (ale nie grzechów). Przewinienie czwarte.

Gdy wszystko się wydało, ofierze trudno było pojąć skalę zjawiska. Ale nie chciała odpuszczać. Poszła do szefowej i usłyszała, że lepiej tego nie zgłaszać w kadrach, nie rozgrzebywać, bo będzie się za nią ciągnęło latami. Koledzy z pracy stwierdzili, że jest tak dobrym członkiem zespołu, po co działać na szkodę firmy.

Nie zadziałała na szkodę.

Ofiara 4, 26 lat, dziennikarka

Była po trudnym związku. Chciała na nowo uwierzyć w miłość i uczciwość. Odezwała się do niego na Instagramie, spodobała jej się jego audycja. Przez jakiś czas do siebie pisali, aż umówili się na spacer.

Przez chwilę wydawało jej się, że dobrze trafiła. Ba! Najlepiej. Spotykali się już chwilę, wszystko szło dobrze, zaczęli mówić o wspólnym mieszkaniu.

Ofiarę 4 niepokoiła tylko intensywność, z jaką obdarzał "lajkami" inne kobiety w mediach społecznościowych. Zwykle o profilu urody zupełnie odmiennym niż sama reprezentowała.

Któregoś razu poruszyła temat, przyznając, że sprawia jej to przykrość.

Postawiła granicę. Przewinienie pierwsze.

Zobaczyła zupełnie inne oblicze swojego mężczyzny. Krzyczące, obrażające ją. Została obdarzona zestawem wulgaryzmów, których nigdy nie spodziewała się od bliskiej osoby. Jakiejkolwiek osoby.

Zostawiła go wtedy w mieszkaniu i obiecała sobie, że nigdy nie wróci.

Wróciła. Przewinienie drugie.

Dawała mu jeszcze kilka szans, zawsze kończyło się podobnie. Wulgaryzmami, a potem przepraszaniem. Gdy postanowiła rozstać się ostatecznie, on wpadł w szał.

Nie odpuściła. Brak przewinienia.

Przez trzy miesiące była stalkowana, wyzywana, przepraszana. Dostawała setki nagrywanych w czasie rzeczywistym filmów dziennie, wiadomości, smsów. Zablokowała go wszędzie, atakował jej konta związane z pracą. Pisał do rodziny, obrażając ją. Przychodził pod jej dom, walił w drzwi.

Ofiara 4 wezwała policję i zgłosiła sprawę. Skazany. Sześć miesięcy w zawieszeniu na trzy lata, zakaz zbliżania się na okres ośmiu lat, grzywna 2000 zł oraz zwrot kosztów sądowych.

Co z nim? Pracuje w zawodzie i ma nową dziewczynę, która odezwała się po roku do Ofiary 4 z podobnym problemem. Po czasie jednak Ofiarę zablokowała w mediach społecznościowych, nie chciała pomocy.

Dlaczego milczałaś? Bo jestem głupią gęsią

Co łączy historie ofiar? Historię, którą kilka dni temu opowiedziała także Karolina Rogaska? Pytanie, dlaczego ofiary "przypominają" sobie o swojej krzywdzie po latach. Dlaczego milczały, dlaczego nie reagowały?

Część reagowała, ale odbiła się od haseł typu "głupia gęś, sama sobie winna", od obawy o pracę, przecież przez lata oprawcy zabezpieczają się tworzeniem wizji swojej mocy sprawczej w środowisku. Utwierdzają w przekonaniu, że bez nich niewiele zdziałasz.

Historie Ofiar 1, 2, 3 wydarzyły się 15 lat temu. Agnieszka Witkowicz-Matolicz zgodnie z prawdą zauważyła, że "reakcja na tekst w GW pokazuje, że skończył się czas "złotych chłopców", którym się wydawało, że są tak wyjątkowi i utalentowani, że w oparach wódki i innych używek mogą bezkarnie sięgać, po co chcą... 20 lat temu autor tekstu byłby noszony na rękach za "odwagę"... dobrze, że dziś jest inaczej".

Ofiary informowały, ostrzegały, ale były sprowadzane do wariatek. Słyszały "po co pchałaś się, wiedziałaś, przecież to było widać"... od innych kobiet. Mężczyźni natomiast przybijali sobie piątki za sukcesy i popularność - żona i kochanki, które tak świetnie potrafi ukrywać. Bohater.

Nieliczni, którzy się dowiedzieli, byli oburzeni, być może zrozumieli skalę manipulacji, ale nie zrobili nic, by pomóc. Bo jak? Powiedzieć, wykrzyczeć? Trzymać ich stronę zagrażając swojej pozycji w firmie? I tak naprawdę co powiedzieć? Przecież wszystkie same weszły w ten "związek". Zresztą na pewno nie chciałyby tego ujawniać, bo to wstyd. Wstyd dla nich.

"I błagam, nie pytajcie mnie teraz: czemu tyle lat milczałaś?" - pisze Karolina Rogaska. "Jak nie wiecie, to poczytajcie sobie o tym, co się dzieje w psychice ofiary. O wstydzie, którego nigdy nie powinny czuć, bo wstydzić się powinna tylko jedna osoba. O strachu, bólu, o chęci wycięcia sobie pamięci". Dziennikarka ma rację, każda ofiara na początku jest sama. Zdezorientowana tym, co tak naprawdę się stało.

I może to mocny akcent na sam koniec, ale wszyscy ci mężczyźni, którzy tak bardzo chcą dzwonić i przepraszać, ale jeszcze nie teraz, po latach, tuż przed śmiercią (albo może odrobinę wcześniej, bo akurat jakaś z sentymentu będzie chciała coś więcej, szkoda nie skorzystać), zapominają, że jest taki przepis, który brzmi: O przestępstwie zgwałcenia w typie podstawowym mowa jest w art. 197 § 1 Kodeksu karnego, który penalizuje doprowadzenie przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem drugiej osoby do obcowania płciowego.

Ile podstępu jest w mówieniu, że trwa rozwód? Że się nie ma narzeczonej? Ile podstępu w tworzeniu bajki, która doprowadza do pełnego zaufania, oddania i poczucia bezpieczeństwa?

Ofiary, choć starają się zapomnieć, przez lata analizują każdy skrawek tamtej części życia, zastanawiając się, co tak naprawdę się wydarzyło. Kim był ten człowiek, że obdarzyły go zaufaniem przewyższającym zdrowy rozsądek. Żałują, że nie skorzystały z propozycji sprawdzenia "dokumentów" na uczciwość.

I ostatecznie zostaje pustka, przeszłość upchnięta w szufladzie. Uczą się z tym żyć, przypinają historii łatkę nieudanego związku, doświadczenia, które ma cię budować i uczyć na błędach. Czy się zapominają? Nigdy.

Ta szufladka z pamięcią otwiera się przy każdej nowej relacji. Napiętnowanie kłopotami z zaufaniem obejmuje wszystkich, którzy chcą się zbliżyć. I obrywają niesłusznym rykoszetem.

A, co jest na końcu? Na końcu, prędzej czy później jest spotkanie, w którym słyszy się: "Zainspirowałem cię do napisania książki? Chyba należy mi się procent... hahaha".

Na końcu jest łechtanie ego narcyza. Rozpierająca duma, tak jak Kącki jest dumny ze swojego tekstu. Swojej spowiedzi. Duma z przeprosin, które nazywają wielką odwagą. To jest ten ich "wstyd".

Skąd tyle wiem o mechanizmach? Jestem ofiarą 1. A prawdziwą odwagą jest zaufać ponownie. Komuś, kiedyś, w przyszłości.