Reklama

Miałem okazję poznać wielu myśliwych przy okazji blokowania (kiedy jeszcze było to legalne) lub prowadzenia społecznych monitoringów polowań. Często z nimi rozmawiałem. Są grupą o bardzo szerokim przekroju - wspomina spotkania z myśliwymi Łukasz Synowiecki z Inicjatywy Dzikie Karpaty. - O ile nigdy nie zaakceptuje tego co robią, o tyle muszę stwierdzić, że interakcje przebiegały bardzo różnie - dodaje.Spotkania obu grup kończą się bowiem nie tylko wymianie zdań.- Do kolegi (pod Białymstokiem) mierzono z broni, dwie koleżanki uderzono, zabrano im telefon i dyktafon. Koledze myśliwy kazał spier... po czym wyciągnął policyjną odznakę, mimo że nie był na służbie, tylko polował w swoim wolnym czasie."Zielona" strona sprzeciwia się znęcaniu nad zwierzętami dla przyjemności, polowań bez kontroli i pozostawiania zwierzyny w razie postrzału w wielogodzinnej agonii. Myśliwi z kolei nazywają obrońców przyrody ekoterrorystami i zarzucają im brak wiedzy, działanie z pobudek ideologicznych i zakłócanie legalnych praktyk.- Takie określenia, jak ekoterrorysta są nacechowane pejoratywnie (może poza "zielonym") i są stosowane dla zdeprecjonowania osób o przeciwnych poglądach na temat  administrowania przyrodą. Używanie ich to oznaka słabości dyskutanta, więc nie przejmuję się raczej, gdy je słyszę lub czytam. A używane w dyskusjach pokazują raczej nieumiejętność odnalezienia się w sytuacji narastającego sprzeciwu obywatelskiego, dotyczącego leśnictwa czy myślistwa - mówi Marcin, aktywista.

Emocje i procenty

Głośnym echem odbiło się nagranie wideo pochodzące z I Ogólnopolskiego Polowaniu Dian, które odbyło się 16 listopada 2019 r. w lasach koło Szczecina. To, co się tam wydarzyło, oburzyło środowiska ekologiczne, ale i dużą część społeczeństwa.Na filmie nagranym przez dziennikarzy OKO Press słychać było niecenzuralne rozmowy myśliwych i próby nawiązywania "dialogu" z ekologami.

Reklama

Z ust myśliwych w stronę spacerujących i blokujących polowanie aktywistów padały słowa: "głupków nabrali i będą k**** blokować", "zaraz ja mam tu nóż k**** opony, "co za k*** p**", "z tego co słyszałem mieli za przywiązywanie się do drzew 5 stówek dziennie", "tradycja schodzi na psy, pierwsze polowanie, z którego trzeźwy wracam".Z czego wynika "brak sympatii" obu stron? Swoje przypuszczenia określa Nadleśnictwo Bircza.- Zapewne niechęć myśliwych do ekologów wynika z faktu, iż organizacje proekologiczne utrudniają, lub niekiedy całkowicie uniemożliwiają myśliwym, zarówno zrzeszonym w Kołach Łowieckich, jak i zarządcom obwodów niewydzierżawionych, realizację zadań, wynikających z ustawy, czyli z aktu prawnego uchwalanego przez najwyższe organy państwowe, a zatem działalności całkowicie legalnej, nadzorowanej przez ministra właściwego do spraw środowiska - komentuje Nadleśnictwo.Czy między leśnikami i ekologami jest miejsce na dialog? Odpowiada Marcin z Inicjatywy Dzikie Karpaty:- Oczywiście, że między tymi grupami społecznymi jest miejsce na dialog. To wręcz paląca konieczność rozpoczęcia dialogu. Z mojego punktu widzenia unika go strona oficjalnie odpowiedzialna i uprzywilejowana prawnie do tzw. administrowania tą częścią przyrody, czyli leśnicy i myśliwi. [...] Czekam na moment, gdy leśnicy w końcu zaczną poważnie traktować potrzebę wyważonego dialogu.

Blokady i spacery

Zazwyczaj tam, gdzie równocześnie pojawiają się aktywiści i myśliwi, dochodzi do ostrej wymiany zdań, często do przyjazdu policji, a nawet straży granicznej. Bywa, że interakcje pomiędzy "zielonymi” a myśliwymi przebiegają kulturalnie, a strony rozmawiają i dzielą się swoimi odmiennymi spostrzeżeniami na temat przyrody. Jednak wiele przypadków opisywanych przez polskie oddolne inicjatywy to historie naznaczone agresją i niekiedy przemocą. W 2019 r. w gminach Sułoszowa i Trzyciąż doszło do przepychanek. Podczas blokady polowania myśliwi trącali bronią ekologów, wyrywali im telefony i kamerę, a także naruszyli nietykalność. O zdarzeniu donosiły wówczas media. Polowanie było zorganizowane przez Koło Łowieckie Szarak ze Skały na zlecenie biura polowań Pawlikowski Hunting Travel. Zjechało się tam wiele osób.Myśliwy mówił tuż po zdarzeniu, że często spotykał ekologów w lasach, ale pierwszy raz doszło do takiej eskalacji sporu. Stają się agresywni i wchodzą pod kolby strzelb” - relacjonował. W akcję włączyła się zawiadomiona policja oraz mieszkańcy, którzy negatywnie reagowali na  obecność myśliwych obok domów. Polować można w odległości 100 m od zabudowań.- Wielokrotnie byliśmy świadkami łamania prawa przez myśliwych, wówczas wzywaliśmy policję. W niemalże każdym przypadku policjanci byli niedouczeni, nie znali w ogóle przepisów prawa łowieckiego, czasami bali się wejść do lasu interweniować, obawiając się postrzału - dodaje Łukasz.Aktywista przytacza kolejną sytuację z jednej z blokad polowania: - przybyli na miejsce funkcjonariusze serdecznie witali się z myśliwymi, nie byli zainteresowani, dlaczego ich wezwaliśmy i tym, że myśliwi złamali prawo tylko spisywali nas - wzywających i wywierali presję, żebyśmy opuścili teren, mimo że przebywaliśmy tam legalnie.

Poprosiliśmy Nadleśnictwo Bircza, aby ustosunkowało się do kwestii zakłócania polowań. Po pierwsze leśnicy twierdzą, że zarządcy obwodów łowieckich stoją pomiędzy młotem a kowadłem, ponieważ z jednej strony środowiska rolne życzyłyby sobie niższych liczebności populacji zwierząt łownych, a całkiem inne oczekiwania mają środowiska proekologiczne. - Zadaniem zarządców obwodów jest znalezienie kompromisu w tej sprawie i określenie liczebności populacji zwierzyny łownej na takim poziomie, aby w jak najwyższym stopniu spełniał on oczekiwania wszystkich grup społecznych – brzmi treść odpowiedzi.Nadleśnictwo dodaje, że myśliwi nie dokonują odstrzału w sposób niekontrolowany, lecz zgodnie z obowiązującym w tym zakresie stanem prawnym i pod ustawowym nadzorem. Zauważają, że realizacja powyższych zadań jest im utrudniana lub uniemożliwiana, często przez osoby niewykwalifikowane w tym zakresie, bez znajomości stanu prawnego, a tylko w oparciu o pobudki ideologiczne. 

Zakłócanie polowania

Na początku 2020 r. w życie weszła ustawa „Lex Ardanowski”. Jej zapisy zakładają m.in. karanie tych, którzy utrudniają przeprowadzanie polowań. Wprowadzenie powyższego przepisu wzbudziło niepokój organizacji antyłowieckich i części obywateli, która uznała, że myśliwi dostali niebywały przywilej. “Nie będzie można chodzić i biegać po szlakach, bo jest polowanie?” - pytali w sieci przeciwnicy wprowadzonej zasady.Nowelizacja miała też ułatwić walkę z Afrykańskim Pomorem Świń. Niestety w praktyce cały proces był przeprowadzany nieumiejętnie, o czym świadczyło rozniesienie choroby z miejsc odstrzałów na inne obszary, nagrania z pomieszczeń, w których ciała "zarażonych” dzików leżały obok zdrowych tusz jeleni, a także opinie samych myśliwych, którzy wypowiadali się w mediach anonimowo:„Większość z nas to idioci […], nie ma wśród nas osób przeszkolonych, więc jak tu mówić o bioasekuracji?” - mówił w wywiadzie myśliwy z okolic Kielc i dodawał, że na polowania na dziki przychodziły osoby nieprzeszkolone, które pojawiają się na nich raz w roku.

Ówczesny minister podjął decyzję o pozbyciu się dzików pomimo głosów naukowców i społeczeństwa. Z niechęci do masowego odstrzału dzików w całej Polsce odbywały się pikiety. Ale nie obyło się bez rozlewu krwi zwierząt, a w przypadku zablokowania takiego odstrzału przez zwykłych obywateli, mogłoby to skutkować pozbawieniem wolności na 3 lata. Od wejścia w życie przepisów myśliwi nie zgłaszali przypadków blokad. Ale stosunek ruchów antyłowieckich do łowców się nie zmienił."Myśliwi chcieliby być postrzegani jako pasjonaci i miłośnicy przyrody. O zwierzętach wiedzą co nieco, ale wyłącznie tych, które mogą zastrzelić. Zabijają rocznie około półtora miliona małych i większych stworzeń” - pisał w swojej książce były myśliwy. 

Dzieci i krew

Zenon Kruczyński, choć wychowywał się w rodzinie myśliwskiej, zaprzestał polowań w dojrzałym wieku. Obecnie, autor książek obnażających ciemną stronę łowiectwa, jest rzecznikiem głębokiej ekologii i zwraca uwagę na szkodliwość, jaką polowania wyrządzają nie tylko zwierzętom, ale i dzieciom.

Kryminolożka, dr Barbara Błońska twierdzi, że dzieci, które były świadkami przemocy wobec zwierząt, są w przyszłości skłonne do zadawania cierpienia innym (ludziom i zwierzętom).Ponieważ niedawno w rządzie padła propozycja przywrócenia możliwości zabierania dzieci na polowania, znowu zawrzało w środowiskach społecznych i ekologicznych. Od 4 lat w Polsce obowiązuje zakaz zabierania dzieci na polowania, ale środowiska myśliwych próbują co jakiś czas przywrócić tę możliwość. W ustawie o ochronie zwierząt widnieje zapis, że w Polsce obowiązuje zakaz uśmiercania zwierząt kręgowych w obecności nieletnich.

- Pokazywanie młodym osobom zadawania cierpienia i widoku konających zwierząt, uciekających przed myśliwymi, buduje we wciąż rozwijającej się osobowości całkowite znieczulenie na przemoc. Taka może być reakcja obronna, pozwalająca zapomnieć oglądane brutalne sceny pełne krwi… Ale też może przeciwnie skutkować w przyszłości - mówi Marcin.- Osobiście znam kilkoro dzieci myśliwych, obecnie dorosłe osoby, które przez doświadczenia z młodości wybrały wegetarianizm lub weganizm i działanie na rzecz zwierząt. To też pokłosie uczestnictwa w tak krwawej aktywności, jaką jest myślistwo - dodaje członek Inicjatywy Dzikie Karpaty.Tym razem nie udało się myśliwym zmienić prawa. Na razie dzieci nie mogą uczyć się polować na zwierzęta i w nich uczestniczyć.Hodowca  i właściciel portalu Świat Rolnika, Szczepan Wójcik, żałuje, że nie będzie można zabrać dziecka na polowanie:"Środowisko myśliwych okazało się zbyt słabe. Lewica planuje zatrzymać polowania z udziałem dzieci. Dla naszych rodzimych komunistów 15-latek jest za mały, żeby iść z ojcem na polowania, ale już jego 13-letnia siostra mogłaby sama kupić w kiosku tabletkę dzień po, zmienić płeć, czy nawet dokonać aborcji".Komentarz w sprawie dzieci i polowań zabrał też Komitet Ochrony Praw Dziecka:"Polowania nie są dla dzieci. Dodalibyśmy, że w zasadzie nie są dla nikogo, ale udział dzieci w krwawym widowisku to szczególnie bolesna sprawa".