Katarzyna Pruszkowska: Mamy rozmawiać o wypaleniu rodzicielskim, więc zacznijmy od tego, czym ono właściwie jest.
Dr Agnieszka Kowalczewska: - Ja myślę o nim jako o stanie, w którym rodzic nie dysponuje wystarczającymi zasobami, takimi jak czas, energia czy empatia, żeby móc sprawować nad dzieckiem dobrą, satysfakcjonującą opiekę.
Jak może objawiać się ten brak zasobów?
- Symptomów może być wiele. Pierwszym z nich jest wyczerpanie związane z pełnieniem roli rodzica. Ono manifestuje się zmęczeniem i dyskomfortem odczuwanymi podczas wykonywania najprostszych nawet codziennych obowiązków i czynności rodzicielskich. Bardzo ważnym symptomem jest też pojawienie się dystansu emocjonalnego w stosunku do dziecka, który prowadzi do spadku zaangażowania w rolę rodzica. Na przykład mama małego dziecka, która do tej pory chętnie budowała z nim wieże z klocków, a teraz nie ma już do tego cierpliwości. Albo spokojnie odpowiadała na dziesiątki pytań malucha, a teraz się irytuje.
- Ten dystans może także wiązać się z tym, że zaczynają nas denerwować zachowania dziecka, które wcześniej bez problemu tolerowaliśmy. A teraz jesteśmy w takich sytuacjach rozdrażnieni i odczuwamy złość, którą trudno nam wyrazić wprost. Milczymy, wycofujemy się, nie bawimy z dzieckiem tak jak kiedyś, nie uśmiechamy się. Mamy często niezadowolony lub obojętny wyraz twarzy, które dziecko może odczytywać jako odrzucenie. To są zachowania bierno-agresywne, kiedy nie wyrażamy swoich negatywnych emocji w asertywny sposób, bo jesteśmy skrajnie wyczerpani.
Czyli wcześniej podnosiliśmy z ziemi plecak i odkładaliśmy na miejsce, a teraz krzyczymy "znowu to samo, kiedyś w końcu się potknę i zabiję, w tej chwili to zabieraj!".
- Takie zachowanie, to nie jest już tylko bierna agresja. Osądzanie, krzyki, obelgi, wyzywanie, szarpanie dziecka, czy nawet bicie, to już bezpośrednia przemoc. W sytuacji wyczerpania bardzo łatwo jest przekroczyć tę granicę. Mamy wtedy tendencję do mniejszego zaangażowania w swoją rolę rodzicielską. Może pojawić się też utrata satysfakcji związanej z pełnieniem roli rodzica. Realistycznie to pani przedstawiła. Myślę, że wielu rodziców będzie się mogło utożsamić z tą sytuacją.
Dziękuję, jestem mamą pierwszaka, porzucony plecak stał się stałym elementem naszego przedpokoju. Ale wróćmy do symptomów.
- Ostatnim symptomem jest utrata satysfakcji z rodzicielstwa. Na coś, co wcześniej nas cieszyło czy rozczulało, a nawet było powodem do dumy, reagujemy obojętnością, złością, frustracją. Dzieje się tak wtedy, kiedy rodzice nie radzą sobie z podstawowymi obowiązkami i odpowiedzialnością rodzicielską oraz odczuwają nieproporcjonalne zmęczenie spowodowane wysiłkiem włożonym w wychowanie dziecka. W przypadku młodej mamy mogą to być spacery z dzieckiem, karmienie go, czynności pielęgnacyjne. W przypadku starszego - pomoc w lekcjach, wspólne wyjścia, rozmowy. Bycie mamą dorastającego dziecka w ogóle jest trudne, bo często wiąże się z czymś, co ja nazywam "upadkiem z piedestału". Jest to jednak subiektywne odczucie u każdego z rodziców, kiedy stan teraźniejszy nie odpowiada wcześniejszym wyobrażeniom o swojej roli jako rodzica. I kiedy stoi to sprzeczności z tym, co czuliśmy i myśleliśmy o swoim rodzicielstwie na długo przed pojawieniem się dziecka.
Przestajemy być dla dzieci aż tak ważni?
- Tak. Do 10-12 r.ż. dla wielu dziewczynek, ale i dla chłopców, mamy są najmądrzejsze, najpiękniejsze. Najlepiej gotują, pieką najlepsze ciasta, najlepiej czytają na dobranoc. A potem nagle, czasem dosłownie w ciągu miesięcy, możemy się stać największymi wrogami naszych dzieci. Jesteśmy głupie, na niczym się nie znamy, nie umiemy o siebie dbać. Nic dziwnego, że ta zmiana potrafi wiele osób wytrącić z równowagi i odebrać satysfakcję z roli rodzica. Zwłaszcza że czasami ten okres będzie trwał kilka lat. To kilka lat nieustannej krytyki bez żadnych pozytywnych komunikatów.
- Może być tak, że rodzice są traktowani instrumentalnie - jako "taksówkarze", "bankomaty", a domy jak darmowy hotel. Kiedy rodzice nie mają podstawowej wiedzy na temat rozwoju dziecka, na przykład na temat tego, jak przebiega bunt nastolatka, mogą odczuwać dużą frustrację i bezsilność. Zwłaszcza, jeśli nie mają wsparcia społecznego albo problemy w innych obszarach życia, np. w związku, w pracy czy ze zdrowiem. W najgorszym scenariuszu może wtedy dojść do czegoś, co nazywam "wypaleniem holistycznym". Bo człowiek tak naprawdę wypala się całościowo, a nie tylko częściowo, w jakimś jednym obszarze.
Wtedy wali się wszystko?
- Właśnie niekoniecznie "wali". Z zewnątrz nasze życie może wyglądać dobrze, ale nas coś uwiera już zbyt długo, nie odnosimy nawet drobnych sukcesów, za to mniejsze lub większe porażki. Wtedy może okazać się, że zaczęliśmy poddawać w wątpliwość nasze wartości, metody wychowania dzieci, to, jak wyglądają nasze relacje. Taki stan dość często pojawia się u perfekcjonistów, którzy przez lata wkładali dużo wysiłku w to, by ich życie na każdym polu było "idealne". A w końcu okazuje się, że tak się nie da, że nie wszystko od nich zależy.
- Porzucenie takiej idealistycznej wersji rzeczywistości bywa trudne, bo trzeba przyjąć do wiadomości, że ani ja nie jestem idealna, ani inni - partner, dziecko, przyjaciele. Są, jacy są - czasem kochający, wspierający, czuli; czasem egoistyczni, rozczarowujący, męczący. A źródłem frustracji, którą odczuwamy, jest rozbieżność między swoimi oczekiwaniami wobec dzieci, a ich rzeczywistymi zachowaniami. Wyniki badań w tym obszarze potwierdzają, że formułowanie wysokich oczekiwań wobec swoich dzieci samo w sobie nie generuje negatywnych konsekwencji. Może nawet przyczynić się do rozwoju. Jednak połączenie wysokich oczekiwań wobec dzieci z niezadowoleniem z ich działań i zachowań, przyczynia się bezpośrednio do zwiększenia poziomu wypalenia rodzicielskiego. Czyli czym większa rozbieżność między tym, co jest, a tym, co sobie wymyśliliśmy, tym większe wypalenie.
Czyli tak naprawdę frustrują i wyczerpują nas nasze oczekiwania.
- W pewnym uproszczeniu - tak. A co do wyczerpywania - właśnie wyczerpanie jest jednym z głównych z symptomów wypalenia. To nie jest takie zwykłe zmęczenie, które pojawia się po całym dniu, a znika po dobrze przespanej nocy albo regenerującym weekendzie. To takie uczucie zmęczenia wszechogarniającego, które towarzyszy nam przez cały czas. Wyzwanie stanowi przygotowanie dziecku kolacji, odrobienie z nim lekcji, a nawet zabawa czy zwykła rozmowa. To takie zmęczenie, w którym musimy dosłownie zmuszać się do wykonywania podstawowych czynności, a one, jak już mówiłam, nie sprawiają żadnej radości.
- Porównałabym to do smartfonu, bo one zazwyczaj pokazują, ile procent baterii jeszcze pozostało. Mamy 50 proc., potem 20 proc., a potem pojawia się komunikat, że bateria jest na wyczerpaniu i trzeba ją naładować. No więc stan wyczerpania to takie stałe funkcjonowanie na tych 10-15 proc., bez perspektywy na naładowanie. A może od razu zaznaczę, że to "ładowanie", czyli w naszym przypadku odbudowa zasobów, które doprowadzi do ponownego zaangażowania w kontakt z dzieckiem i naprawę więzi, w wielu przypadkach będzie trwała o wiele dłużej niż ich utrata. To długotrwały proces.
Skoro już o tym mowa - jakie mogą być psychiczne skutki wypalenia rodzicielskiego dla dziecka?
- To może być poczucie odrzucenia, izolacji. Dezorientacja, czyli brak zrozumienia, dlaczego mama reaguje inaczej niż do tej pory, która może przejawiać się obniżeniem wyników w nauce, ogólnym zniechęceniem, apatią, brakiem apetytu, różnymi objawami psychosomatycznymi. W dłuższej perspektywie, zwłaszcza u małych dzieci, może wywołać traumę, której skutki dziecko może odczuwać nawet w dorosłym życiu.
Wspomniała pani wcześniej o smartfonie, a mi przyszedł na myśl samochód - kiedy paliwa w baku jest za mało, dostaję komunikat. Staram się go nie ignorować, bo już raz byłam w sytuacji, kiedy niemal stanęłam na autostradzie pośrodku "niczego". A teraz pomyślałam, że wiele z nas jest świetnych w ignorowaniu tych naszych wewnętrznych kontrolek.
- Ależ oczywiście, bo one na początku wysyłają bardzo subtelne sygnały. Pojawia się zmęczenie, ale tłumaczymy sobie: "każdy byłby zmęczony po całym dniu z dziećmi". Owszem, byłby. Ale pytanie brzmi: czy po tym dniu mamy szanse jakoś porządnie odpocząć, zregenerować siły, czy dosłownie padamy na łóżko, a rano wstajemy i od razu wpadamy w wir obowiązków?
W kontekście wypalenia rodzicielskiego można powiedzieć, że to proces - wolniejsze lub szybsze wypalanie się?
- Jak najbardziej. Może zacząć się od tego, że męczy nas opieka nad dzieckiem, ale np. kiedy jest w przedszkolu, umiemy odpocząć. Potem czujemy napięcie, dyskomfort, podenerwowanie nawet wtedy, kiedy dziecka nie ma; a kiedy jest, nie angażujemy się w relację, w kontakt z nim. Nie budujemy więzi z dzieckiem - nie zadajemy mu pytań o jego sprawy i nie interesujemy się tym, jak mu minął dzień. Co było dzisiaj dla niego ważne, co go zasmuciło, co rozzłościło, kto go obraził, kto pochwalił, jaki dzisiaj odniósł sukces? Zadajemy tylko mechaniczne pytanie o to, jak było w szkole, czy w przedszkolu. A potem nie słuchamy odpowiedzi, bo jesteśmy już odwróceni od niego plecami z nosem w smartfonie lub zapatrzeni w TV, robiąc inne “ważniejsze" rzeczy.
Co będzie na końcu?
- Niezdolność do sprawowania takiej zupełnie podstawowej, fizycznej opieki nad dzieckiem, np. przyszykowania mu posiłków, zadbania o garderobę, zdrowie. To już jest ten moment kiedy alarmy kontrolek ciągle się świecą na czerwono
A czy wypaleniu może także sprzyjać tłumienie emocji? Na przykład młoda mama czuje się przytłoczona, nie od razu poczuła do dziecka miłość, więc się obwinia, a na dodatek zarywa noce, więc nie ma do noworodka cierpliwości i zdarza jej się krzyknąć. A kiedy ktoś pyta, jak się ma, mówi, że bardzo dobrze. Bo się wstydzi, boi, czuje gorsza od innych.
- To jest niestety temat tabu w naszym społeczeństwie. Kobiecie nie przystoi się złościć, musi być uśmiechnięta, czuć od razu miłość do swojego dziecka, być miła, ciepła i opiekuńcza. A jeśli taka nie jest, to czuje, że jest z nią coś nie tak, bo przecież do tego nas przygotowywano i tego się od nas oczekuje, mimo tego, że żyjemy w XXI wieku. Nadal pokutują stereotypy dobrej matki, dobrej żony, do których my, kobiety, podświadomie próbujemy się dopasować. Nawet kiedy wydaje się nam, że jesteśmy takie nowoczesne i wyzwolone, zupełnie inne niż nasze matki i babki. Wiele kobiet zakłada wtedy maskę "dobrej matki"; takiej, która z uśmiechem na ustach po raz tysięczny sprząta klocki, gotuje, i udaje, że nie czuje się przytłoczona domową rutyną.
- Taka mama nie zwierzy się swojej matce, siostrze czy przyjaciółce: "słuchaj, kocham to dziecko nad życie, ale dziś od rana strasznie mnie wkurza, mam ochotę wyjść z domu i nie wrócić", bo to wykracza poza ten stereotyp. Jest społecznie nieakceptowane. Tymczasem rozmowa z innymi kobietami na ten temat mogłaby sprawić, że poczułybyśmy się zrozumiane. Nie takie odosobnione czy wyobcowane w swoich odczuciach i zachowaniach. Dzieląc się z innymi kobietami swoimi uczuciami i doświadczeniami dotyczącymi macierzyństwa, urealniamy się w roli rodzica, zamiast tworzyć i podtrzymywać nierealistyczny, i wyidealizowany obraz siebie. Obraz, który staje się niedościgniony, prowadząc do coraz większej frustracji, a w rezultacie do wypalenia.
Jak długo może trwać proces wypalania się? Czy inaczej - jak długo muszą trwać objawy, byśmy zaczęli się niepokoić?
- No cóż, podawanie ram czasowych ma większy sens w przypadku wypalenia zawodowego. Z tej prostej przyczyny, że jeżeli nie będzie mnie w pracy dzień, tydzień czy nawet pół roku, nic takiego się nie stanie. Świat i biznes będzie się kręcił beze mnie. Ktoś przejmie moje obowiązki, ktoś mnie zastąpi, a w najgorszym wypadku będę musiała poszukać innej pracy. Jednak w przypadku dziecka poważne konsekwencje w kontekście więzi z dzieckiem mogą pojawić się bardzo szybko. Już w ciągu miesiąca takiej "nieobecności" w macierzyństwie może wydarzyć się bardzo wiele.
- Porzucenie takiej idealistycznej wersji rzeczywistości bywa trudne, bo trzeba przyjąć do wiadomości, że ani ja nie jestem idealna, ani inni - partner, dziecko, przyjaciele. Są, jacy są - czasem kochający, wspierający, czuli; czasem egoistyczni, rozczarowujący, męczący. A źródłem frustracji, którą odczuwamy, jest rozbieżność między swoimi oczekiwaniami wobec dzieci, a ich rzeczywistymi zachowaniami. Wyniki badań w tym obszarze potwierdzają, że formułowanie wysokich oczekiwań wobec swoich dzieci samo w sobie nie generuje negatywnych konsekwencji. Może nawet przyczynić się do rozwoju. Jednak połączenie wysokich oczekiwań wobec dzieci z niezadowoleniem z ich działań i zachowań, przyczynia się bezpośrednio do zwiększenia poziomu wypalenia rodzicielskiego. Czyli czym większa rozbieżność między tym, co jest, a tym, co sobie wymyśliliśmy, tym większe wypalenie.
Jakie są czynniki ryzyka, które sprzyjają wystąpieniu wypalenia rodzicielskiego?
- W 2020 roku dr Dorota Szczygieł z Uniwersytetu SWPS, wraz z zespołem, podjęła się badania poziomu wypalenia rodzicielskiego na reprezentatywnej próbie dwóch tysięcy polskich rodziców. Wyniki jej badań wykazały, że wypalenie rodzicielskie dotyczy ponad 4 proc. rodziców, w tym prawie trzykrotnie większej grupy matek niż ojców. Ponadto dr Szczygieł wykazała, że najwyższy odsetek rodziców cierpiących na wypalenie rodzicielskie w Polsce dotyczy rodziców dzieci poniżej 5 roku życia. W tym przypadku dotyczyło to co dziesiątej polskiej matki. Okazało się więc, że kobiety są bardziej podatne na wypalenie rodzicielskie niż mężczyźni. Także samotne rodzicielstwo może przyczyniać się do zwiększenia podatności na wypalenie. Znaczący wpływ mają także takie czynniki, jak posiadanie dziecka poniżej 5 roku życia oraz bezrobocie.
- Polscy badacze wykazali także zależność między inteligencją emocjonalną u rodzica, a wypaleniem rodzicielskim. Z ich badań wynika, że wysoki poziom inteligencji emocjonalnej może chronić przed wypaleniem rodzicielskim. Okazuje się, że zdolność rozumienia, rozpoznawania oraz regulacji emocji, związana z inteligencją emocjonalną, może redukować poziom stresu rodzicielskiego. Z tych badań wynikało także, że rodzice zgłaszali dwa czynniki, które, ich zdaniem, mają znaczący wpływ na tę sytuację: brak pomocy systemowej oraz możliwości wytchnienia. Jednak polskim badaczom trudno zgodzić się z tezą, że wysoka częstość wypalenia rodzicielskiego Polaków może wynikać z tego, że polscy rodzice wykazują niższy poziom inteligencji emocjonalnej, w porównaniu na przykład z rodzicami z Holandii. U rodziców holenderskich stwierdzono bowiem niski poziom wypalenia rodzicielskiego.
- Badanie, które zostały przeprowadzone w 27 krajach europejskich, w tym także w Polsce, wskazują na związek elastyczności czasu pracy, większych zasiłków rodzinnych oraz lepszego dostępu do takich instytucji publicznych, jak żłobki i przedszkola, z deklarowaną satysfakcją z bycia rodzicem. A co a tym idzie, ze zmniejszeniem poziomu wypalenia rodzicielskiego. W Polsce są żłobki, ale jest ich za mało, a wielu mniejszych miejscowościach - wcale. Jeśli zaś mowa o jakimś celowanym i efektywnym, co chciałabym podkreślić, wsparciu samotnych matek czy psychoedukacji, to w porównaniu do krajów skandynawskich wypadamy naprawdę słabo. Jeśli do tego dodać brak wsparcia najbliższego otoczenia - i nie mówię tu o mężach czy partnerach, ale babciach, przyjaciołach czy nianiach, mamy gotowy ogromny czynnik ryzyka. Takim wsparciem mogą być oczywiście inne mamy, choćby z placów zabaw. Ale nie takie, u których zawsze wszystko jest "idealnie", ale takie, które są gotowe na szczerą i otwartą rozmowę.
Pamiętam, kiedy na placu zabaw usłyszałam, że roczne dzieci innych mam przesypiają całe noce, a mój syn budził się co 30 minut. Myślałam, że tylko ja tak mam i myślałam - co robię nie tak, że on nie śpi, a inne dzieciaki tak? Dlatego kiedy teraz ktoś pyta mnie o to, jak wygląda moje macierzyństwo, zawsze odpowiadam szczerze - nie demonizuję, ale i nie koloryzuję.
- To dobra strategia, bo pokazuje prawdziwe życie, choć oczywiście przez pryzmat jednostkowych doświadczeń. A te, jak wiadomo, się różnią. Natomiast poruszyła pani ciekawy wątek, mianowicie - porównywanie się. Nie od dziś wiadomo, że u sąsiada trawa jest bardziej zielona, ale trzeba pamiętać, że my zawsze widzimy tylko fasadę. Możemy wiedzieć, że dzieci znajomej dobrze się uczą, ale nie wiedzieć dlaczego? Może są zdolne, a może rodzice codziennie zmuszają je, by godzinami siedziały nad lekcjami, a za każdą gorszą ocenę spotyka je kara, nawet cielesna? Poza tym porównywanie sprawia, że możemy stracić z oczu prawdziwy obraz naszego dziecka. To znaczy chcemy, żeby było "jakieś" - na przykład lubiło jeździć na koniach albo grać na jakimś instrumencie. A ono boi się zwierząt, nie ma słuchu ani cierpliwości do gry. My to wiemy, bo obserwujemy nasze dziecko od najmłodszych lat, ale naginamy się do tych społecznych oczekiwań i standardów zaślepieni zbyt mocno sukcesami innych dzieci.
- Z takim porównywaniem wiąże się jeszcze jedna sprawa, a mianowicie stopień naszego zaangażowania w obowiązki dzieci rośnie. Na przykład dziecko nie przykłada się do nauki, wiecznie zapomina o odrabianiu lekcji, nie przygotowuje się do sprawdzianów. Więc zaczynamy go pilnować - razem odrabiać zadania, uczyć się, robić prezentacje. Zawalamy swoją pracę, poświęcamy wolny czas wieczorami albo w weekendy - byleby tylko córka lub syn nie przynieśli znowu ze szkoły negatywnej oceny. Moim zdaniem to droga donikąd - dziecko nie uczy się konsekwencji swoich działań, a rodzic poświęca swoją energię na coś, co nie należy do jego obowiązków. Nie mówimy tu oczywiście o mniejszych dzieciach, ale takiemu nastolatkowi można powiedzieć: "twoje oceny, twoja sprawa. Nauczysz się, dostaniesz lepszą ocenę, nie nauczysz - dostaniesz jedynkę. Nauka to Twoja odpowiedzialność.
W teorii brzmi to logicznie, ale pewnie wielu rodziców pomyśli: "muszę pomóc" albo "nie zda i będzie smutne".
- Myślę, że radzenie sobie z trudnymi emocjami dziecka, jego niezadowoleniem, frustracją czy rozczarowaniem, jest poniekąd wpisana w rodzicielstwo. Możemy mu oczywiście towarzyszyć, uczyć, jak sobie w tych trudniejszych momentach radzić. Jasne. Ale ich nie unikniemy. Poza tym pamiętajmy, że dziecko uczy się od nas. I to, jaki my dajemy mu przykład, czyli jak radzimy sobie ze stresem, z regulacją emocji, jak przechodzimy przez trudne momenty w życiu, więcej go uczy, niż nasze słowa i wymagania.
Jak można poradzić sobie z wypaleniem? Czy zawsze potrzebna jest pomoc eksperta, np. psychoterapeuty?
- Oczywiście pomoc fachowca jest zawsze mile widziana, jednak spójrzmy prawdzie w oczy - nie każdy może sobie na nią pozwolić, czy to ze względów finansowych, stopnia dostępności specjalistów czy uwarunkowań rodzinnych. Dlatego swoje wskazówki oprę na wspomnianych już badaniach dr Szczygieł. Skoro wiemy, że istnieje silny związek między perfekcjonistycznymi oczekiwaniami wobec siebie i dziecka a stopniem wypalenia rodzicielskiego, potrzebne będzie przyjrzenie się tym oczekiwaniom. To znaczy: ja nie muszę mieć idealnie czystego domu i codziennie innego obiadu na stole, a dziecko samych piątek i szeregu zainteresowań.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że to może być trudne, bo wbrew temu, co nieraz słyszymy, mit Matki-Polki jeszcze nie umarł, i istnieje szereg społeczno-rodzinnych oczekiwań w stosunku do matek. Od tego, czym i jak ma karmić swoje dzieci po to, czy i kiedy wrócić do pracy. Podobnie jest z dziećmi - czasem trudno nie porównywać dzieci i w przedszkolnej szatni nie pomyśleć sobie: "tamto już samo wiąże buciki, a moje nie". Albo inne dzieci w szkole mają świadectwa z czerwonym paskiem, a moje ledwo przechodzi z klasy do klasy. Polecam wtedy przyjrzenie się swoim zasobom, temu co mamy, co jest dobre i poczucie wdzięczności za to. To pozwala realnie spojrzeć na swoje rodzicielstwo, bez porównań do innych. Ważne jest zaakceptowanie tego, jakie jest nasze dziecko, dostrzeganie w nim pozytywnych aspektów, talentów i rozwijanie tego. Traktowanie dziecka jak gościa w naszym życiu, jako daru, a nie jak przykrego obowiązku. Po prostu cieszenie się wspólnym czasem, który, szybko mija.