Środek lata. Upał. Wąskim przejściem przeciskasz się do ostatniego rzędu w autokarze. Kilkanaście centymetrów od ciebie przechodzi mężczyzna. Czujesz jego zapach - pot, który wsiąkł w lnianą koszulę. Do tej pory wyobrażałaś sobie, że takie sytuacje mogą wywołać w tobie raczej dyskomfort. Tym razem jest inaczej. Bierzesz głęboki wdech. I kolejny. Oszałamia cię to. Nie potrafisz wyjaśnić, dlaczego.
- Feromony! - słyszysz później od koleżanki.
Na pewno?
Temat ten dzieli naukowców już od dawna. - Na każdych pięć publikacji potwierdzających wydzielanie feromonów przez człowieka znajdziemy kolejnych pięć podających w wątpliwość ich istnienie - opowiada prof. Barczak.
Czym więc one są? To substancje semiochemiczne, czyli służące do przekazywania określonych informacji osobnikom tego samego gatunku.
- Musi być ona skutecznie dostarczona na zewnątrz, dlatego feromony to z reguły substancje lotne, które w jakiś sposób muszą wydostać się z organizmu. To różni je od hormonów wytwarzanych i wydzielanych wewnątrz oraz służących tylko produkującej je jednostce. Feromony wydzielane są na zewnątrz organizmu a ich "adresatem" jest inny osobnik. Nauka zajmująca się hormonami to endokrynologia (gr. endon - wewnątrz - red.). Ewentualną gałąź nauki zajmującą się feromonami można byłoby określić mianem egzokrynologii (gr. egzo - na zewnątrz - red.) - wyjaśnia chemik.
Ich istnienie naukowo dobrze udowodniono u owadów i gryzoni. Wiemy, jakie są wzory chemiczne oraz działanie tych substancji, potrafimy je otrzymywać sztucznie i wykorzystywać choćby do ochrony zbiorów. Gdy owocówka jabłkóweczka niszczy nam owoce w sadzie, możemy użyć feromonu samicy gotowej do kopulacji, co skutecznie zwabi do pułapki wszystkie samce w okolicy tego owada. Co ciekawe, pułapki feromonowe były już stosowane ponad sto lat temu. W porównaniu z innymi środkami ochrony roślin są one bardziej ekologiczne.
Organizmy żywe wydzielają feromony na zewnątrz, by m.in. wzbudzić atrakcyjność u osobników płci przeciwnej (płciowe), komunikować się (agregacyjne) czy w celach obronnych (antagonistyczne). W zależności od pełnionych funkcji feromony dzielimy na 30 grup.
Pierwsze badania nad istnieniem feromonów u ludzi zaczęto prowadzić na początku lat 70. ubiegłego wieku.
Prof. Piotr Suffczyński z Instytutu Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego przywołuje amerykańską psycholog Marthę McClintock i publikację wyników jej badań na łamach czasopisma "Nature" w 1971 roku.
Zjawisko synchronizacji cyklów menstruacyjnych nazwano nawet "efektem McClintock". Badania przeprowadzano później na innych grupach ludzi, szczurach, chomikach i szympansach. Nie potwierdziły one jednoznacznie hipotezy psycholog.
W 1998 roku - również w "Nature" - ukazało się inne badanie McClintock.
- Kobiety miały za zadanie wąchać wacik nasączony potem spod pachy innej przedstawicielki tej samej płci. Powodował on później u nich znaczne zmiany w długości cyklu - podaje Suffczyński.
Amerykanka spotkała się z krytyką ze strony części naukowców. Zarzucano jej nieuzasadnione wyciąganie wniosków ze względu na niepotwierdzone istnienie feromonów u ludzi.
Również serbsko-szwedzka neurobiolog Ivanka Savic - na początku lat dwutysięcznych - podjęła się podobnych badań.
- Zsyntetyzowano dwa steroidy. Jeden - AND (androstadienon) obecny w męskim pocie i drugi - EST (estratetraenol) obecny w kobiecym moczu. Podawano je do "wąchania", choć nie miały one zapachu. Gdy kobiety "wąchały" AND, pojawiała się aktywacja w rejonie mózgu nazywanym podwzgórzem oraz ciała migdałowatego odpowiadającego za zachowania, pamięć emocjonalną i wyzwalanie radości, euforii, ale też lęku. Analogiczną reakcję odnotowano w przypadku mężczyzn "wąchających" EST. Badania te przeprowadzono w 2001 roku. Kilka lat później powtórzono je na homoseksualnych mężczyznach i kobietach. Odpowiedzi były odwrotnością tych zaobserwowanych u heteroseksualnych. U lesbijek większą reakcję wywoływała substancja EST, u gejów AND. To pokazuje, że orientacja seksualna uwarunkowana jest na poziomie mózgu, nie nabywamy jej - streszcza Suffczyński.
Profesor Barczak zwraca z kolei uwagę na ewentualny związek ludzkich feromonów z głównym układem zgodności tkankowej (MHC).
Szwajcarski badacz biologii Claus Wedekind w 1995 roku przeprowadził eksperyment "Sweaty t-shirt" stawiający hipotezę o MHC i wyborze partnera. Ze względu na różne typy MHC wybrał 49 kobiet oraz 44 mężczyzn. Tym drugim dał czystą koszulkę. Mieli oni nosić ją przez dwa dni, a następnie zwrócić. Nieuprane t-shirty włożono do identycznych pudełek. Kobiety miały za zadanie je powąchać i wskazać, który zapach pociąga je najmocniej. Wyniki dowiodły, że paniom najatrakcyjniejsze wydały się koszulki należące do mężczyzn o najbardziej różniących się od ich MHC.
- MHC posiada każdy z nas. To zestaw bardzo skomplikowanych molekuł decydujących m.in. o tym, czy w przypadku przeszczepu obcy organ zostanie przyjęty lub odrzucony. Ważną rolę pełnią w nim ludzkie antygeny leukocytarne - pewne białka decydujące o tym, jak nasz organizm zareaguje na obce komórki. Co się okazuje? Że zespół tych białek może odpowiadać za indywidualny zestaw zapachów (zarówno tych wyczuwalnych jak i tych niewyczuwalnych), charakterystyczny wyłącznie dla nas. Coś na kształt linii papilarnych, tyle że związany z węchem. Może okazać się, że nasz "profil zapachowy" - oczywiście na poziomie podświadomości - będzie wydawać się komuś atrakcyjniejszy. Dzieje się tak dlatego, że dwa różne, uzupełniające się MHC mogą dać lepsze zdrowie oraz siłę naszemu potomstwu. Zatem korzystniej dobrać się z kimś, kto ma MHC komplementarne wobec naszego. Być może dlatego zapachy pewnych osób bardziej nas przyciągają. Czy to feromony? Nie wiemy, bo tak naprawdę - jeśli te ludzkie rzeczywiście istnieją - wciąż nie mamy wystarczająco klarownej odpowiedzi.
Czy zatem jako ludzie potrafilibyśmy je wyczuć? Za to mógłby odpowiadać ewentualny narząd Jacobsona zwany też przylemieszowym. Występuje on u wielu zwierząt i służy do wykrywania lotnych substancji chemicznych. U gadów stanowi główny organ zmysłu powonienia.
U ludzi narząd ten wykształca się w stadium embrionalnym, pod koniec pierwszego trymestru, u podstawy przegrody nosowej. Funkcjonuje jeszcze u noworodków, ale na późniejszym etapie rozwoju jego aktywność najprawdopodobniej zanika - nie zostało to jeszcze jednak wystarczająco dobrze zbadane.
- Gdyby aktywność narządu Jacobsona faktycznie nie zanikała u dorosłych, jak ulał pasowałaby do teorii o istnieniu ludzkich feromonów, bowiem byłby zdolny je wykrywać - mówi Barczak.
Suffczyński przytacza historię Olivera Sacksa, amerykańskiego neurologa. W jednym z rozdziałów książki "Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem" opisuje on przypadek Stevena.
- W nocy przyśniło mu się, że jest psem. Po przebudzeniu jego zmysł węchu zaczął dominować nad innymi. Mężczyzna rozpoznawał świat nie na podstawie obrazów czy innych bodźców, ale właśnie poprzez zapach. W ciągu paru tygodni zatracił tę zdolność, co było dla niego zarówno stratą, jak i ulgą. W późniejszych latach Sacks przyznał, że opisana historia Stevena to jego własne doświadczenia po zażyciu narkotyków. W obawie przed zaszkodzeniem swojej karierze nie zdradził tego wcześniej. Morał płynie następujący. Sygnały węchowe odbieramy cały czas, tylko - prawdopodobnie - świadomie ich nie procesujemy. Zapewne dlatego, gdyż rozwinęliśmy inne zmysły uznawane przez mózg za ważniejsze.
Pisząc o feromonach, nie sposób nie wspomnieć o perfumach z ich dodatkiem. Na rynku dostępnych jest wiele takich produktów w przedziale cenowym od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Producenci zapewniają powodzenie u płci przeciwnej, zwiększenie libido, sukces na polu biznesowym czy w kontaktach towarzyskich. Często powołują się jednak na wyjęte z kontekstu fragmenty wyników badań oraz powielają błędne lub - co najmniej - niepotwierdzone informacje (jak choćby to, że feromony pachną, a narząd Jacobsona faktycznie jest aktywny u dorosłych).
W składzie produktu nierzadko pojawia się androstadienon, nad którym pochylała się Ivanka Savic. Przypomnijmy - wśród naukowców nie ma zgodności odnośnie do uznania go za ludzki feromon.
- Raczej nie wierzę w skuteczność tych perfum. Jeśli ludzkie feromony istnieją, stanowią raczej wieloskładnikową mieszaninę różnych - i wciąż nieznanych - związków chemicznych. Ponadto mieszanina ta może być indywidualna dla każdego z nas, dlatego nie da stworzyć się jednego uniwersalnego feromonu czy "mieszanki" oddziałującej na wszystkich wokół - wyjaśnia Barczak.
- Żeby rozprawić się z nimi naukowo, trzeba byłoby zbadać, co zawierają - dodaje Suffczyński.
- Brakuje powodów, by zakładać, że ludzkich feromonów nie ma, ale wciąż zgromadziliśmy zbyt mało informacji na potwierdzenie tego oraz rzeczywistej roli, jaką mogą odgrywać. Wyniki różnorodnych eksperymentów stawiają raczej hipotezy badawcze odnośnie do istnienia komunikacji między ludźmi opartej na feromonach, lecz nie precyzują, jakie konkretne substancje chemiczne są za to odpowiedzialne. W przypadku owadów wyizolowanie takich substancji było o wiele prostsze, ponieważ sprzężenie bodziec-odpowiedź (tzn. konkretna substancja chemiczna wywołuje konkretny efekt) jest mniej skomplikowane niż w przypadku ludzi. Człowiek to najbardziej rozwinięta forma życia, jaką znamy i myślenie o komunikacji między ludźmi właśnie w prostej kategorii jest - co najmniej - niefortunne.
W nauce jedna odpowiedź generuje kolejnych dziesięć pytań. Aktualnie wykładam mechanikę kwantową. Ona - w ciągu kilku lat - wywróciła do góry nogami wszystko, co przez trzy stulecia składali naukowcy. W przypadku feromonów może zdarzyć się podobnie. To, że póki co nie wiemy o nich zbyt dużo, nie oznacza, że powinniśmy przerwać badania - uważa chemik z UMCS.
Jego zdaniem pewności nie zdobędziemy jednak w najbliższym czasie.
Poza tym, jeśli relatywnie miałbym postawić na szali opracowanie skutecznej szczepionki czy zwalczanie nowotworów a identyfikację feromonów, wiadomo, co będzie priorytetem - puentuje Barczak.
A kiedy w autokarze ponownie oszołomi cię zapach innego człowieka, może nie warto szukać odpowiedzi we wzorach chemicznych?
- Podświadomość oraz jej mechanizmy są kluczowe w naszym funkcjonowaniu. Chcąc rozpoznać i zdefiniować owo przyciąganie, jesteśmy więc trochę skazani na porażkę - dopowiada Suffczyński.